Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Moscoviada > Kałasz / 13.09.2021
Maciej Miłosz

Przypomnienie w telefonie. Rosyjskie ćwiczenia wojskowe „Zapad-21”

Strategiczne ćwiczenia wojskowe w Rosji i na Białorusi zawsze są wielkie, spektakularne i dużo się o nich mówi. Dla Warszawy to sygnał, który warto wykorzystać.
Foto tytułowe
(fot. Shutterstock)

200 tys. zaangażowanych żołnierzy, prawie 300 czołgów, prawie 100 samolotów – w liczbach oficjalnie podawanych przez rosyjskie ministerstwo obrony tegoroczne ćwiczenia „Zapad” wyglądają imponująco. Tak licznych sił wojskowych tuż przy wschodniej granicy Sojuszu Północnoatlantyckiego nie zgromadzono od zakończenia zimnej wojny.

Tzw. aktywna faza, czyli większość ćwiczeń poligonowych i odgrywanie scenariusza, odbywa się teraz, między 10 a 16 września. W tym wojskowym teatrze miłujące pokój „Republika Polesia” i „Federacja Centralna” (czytaj: Białoruś i Federacja Rosyjska) są poddane próbie destabilizacji przez zachodnich sąsiadów (w domyśle: Polskę i innych członków NATO) i odpowiadają kontruderzeniem, które zgodnie z oczekiwaniami miażdży przeciwnika. Jest to już tradycyjna symulacja starcia Sojuszu z Rosją. „Nie widzę w tym nic szczególnego. To są te same scenariusze antynatowskie i antypolskie, które pojawiają się od 2009 r. i 2013 r. Symulowane ataki jądrowe, przenikane mniejszości przez granicę – to już było” – komentował na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” gen. Jarosław Stróżyk, były zastępca Zarządu Wywiadu Międzynarodowego Sztabu Wojskowego przy Kwaterze Głównej NATO.

Różnica między tegorocznymi a poprzednimi ćwiczeniami „Zapad” w latach 2013 czy 2017 (manewry odbywają się cyklicznie co cztery lata) to zwiększenie skali działania i zmiana kontekstu strategicznego. Po sfałszowaniu ubiegłorocznych wyborów na Białorusi i stłumieniu protestów sytuacja Aleksandra Łukaszenki jest znacznie mniej komfortowa, m.in. z powodu nałożonych przez Zachód sankcji. Z kolei gen. Ben Hodges, który dowodził wojskami USA w Europie do końca 2017 r., zwraca uwagę na „rozmieszczenie dużej liczby rosyjskich wojsk w pobliżu granicy z Ukrainą kilka miesięcy temu”. W „Zapadzie-21” zostanie wykorzystany m.in. sprzęt rozlokowany na poligonie Pogonowo już w marcu i kwietniu.

– Niepokoi daleko posunięty brak transparentności, w tym zupełne rozmijanie się deklarowanych oficjalnie i faktycznie ćwiczących liczb żołnierzy. Ale także fakt, że Rosja po raz pierwszy ćwiczy w takiej skali tak blisko granic NATO – mówi minister Paweł Soloch, szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Ten rozdźwięk może wręcz szokować. Choć rosyjskie ministerstwo obrony narodowej podawało liczbę 200 tys., to do Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie według formalnej notyfikacji zgłoszono w ćwiczeniu na Białorusi udział zaledwie 6293 żołnierzy z Białorusi, Rosji i Kazachstanu, a w Rosji ok. 7,5 tys. plus ok. 200 żołnierzy z Indii, a nawet niewielki kontyngent ze Sri Lanki.
Obserwatorów przysyłają Chiny, Mjanma, Wietnam i Uzbekistan. Zwyczajową rosyjską metodą jest dzielenie dużych ćwiczeń na wiele mniejszych, by w ten sposób uniknąć wymogów informacyjnych związanych z tzw. Dokumentem Wiedeńskim.
Dokument Wiedeński został przyjęty w 1990 r. przez Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) i dotyczy wymiany informacji związanych z obronnością, m.in. ćwiczeń i budżetów wojskowych. 57 państw, które go podpisały, w tym Federacja Rosyjska, zobowiązały się do notyfikacji partnerów w przypadku ćwiczeń więcej niż 13 tys. żołnierzy lub 300 czołgów w jednym miejscu i szczegółowo reguluje zasady działania obserwatorów, których państwo przeprowadzające ćwiczenia musi zaprosić.

Być może pewnym sposobem na pozyskanie dodatkowych informacji będzie wizyta Solocha w tym tygodniu w uzbeckim Taszkencie. Polska niedawno wspomogła szczepionkami zarówno Uzbekistan, jak i Wietnam. Takie gesty ułatwiają rozmowy. Także te na tematy związane z obronnością, a Soloch ma się spotkać ze swoim uzbeckim odpowiednikiem zajmującym się obronnością. To o tyle ważne, że Uzbekistan marginalnie współpracuje wojskowo z Moskwą.

„Zapad-21” jako element szerszego procesu

Choć kulminacja ćwiczeń „Zapad-21” potrwa tylko tydzień, trwają one już znacznie dłużej. „W wymiarze poligonowym zaczęły się de facto w lipcu, a w oficjalnie podanym terminie dojdzie do ich kulminacji. Jeszcze wcześniej, bo pod koniec 2020 r., rozpoczęła się towarzysząca im operacja dezinformacyjna, mająca przedstawić je jako działanie obronne sojuszu Białorusi i Rosji przed rzekomo narastającą agresją ze strony NATO” – piszą analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich Andrzej Wilk i Piotr Żochowski na portalu osw.waw.pl. Przywiezienie tysięcy wojskowych, a także zapewnienie im możliwości spania czy jedzenia też wymaga przygotowania i czasu. W tych ćwiczeniach kluczowy aspekt, który jest sprawdzany najintensywniej, to logistyka. Oczywiście ważne jest także trenowanie współdziałania wojsk różnego rodzaju w różnych domenach, czyli w powietrzu, na lądzie i wodzie. Podobnie jak to się dzieje w Sojuszu Północnoatlantyckim.
Transport rosyjskich wozów opancerzonych Tajfun - K (fot. Shutterstock)
Ważniejszy jednak jest dla nas fakt, że „Zapad-21” nie skończy się 16 września. Następnego dnia rosyjscy żołnierze nie spakują sprzętu, nie wsiądą do pociągów (m.in. po liczbie rezerwowanych wcześniej wagonów kolejowych analitycy oceniają wielkość ćwiczeń) i nie oddalą się na wschód, po drodze jedząc jajka gotowane na twardo. To będzie zajmujący co najmniej kilka tygodni proces. Kluczowe będzie to, co po nich zostanie. Dosłownie. – Wiemy, że Rosja wzmacnia swoją obecność w Zachodnim Okręgu Wojskowym i w Obwodzie Kaliningradzkim. Powinniśmy zwrócić baczną uwagę na to, co pozostawi na Białorusi. Jeśli to będą żołnierze, to pół biedy. Ale jeśli pozostanie amunicja, paliwo i sprzęt do baz, to powinniśmy się martwić – mówił analityk Mathieu Boulègue z brytyjskiego Chatham House w dyskusji zorganizowanej online 10 września 2021 r. przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych.

Wynika to z prostego faktu, że transport sprzętu zajmuje więcej czasu i znacznie łatwiej go zauważyć niż przerzut żołnierzy. Dlatego np. w wielkopolskim Powidzu powstaje tzw. APS (Army Prepositioned Stock), czyli baza logistyczna, w której Amerykanie składują ciężki sprzęt. W razie konfliktu nie będzie potrzebował tygodni, by dotrzeć zza Atlantyku – będzie już na miejscu. Podobne instalacje istnieją m.in. w Belgii i Holandii. Jeśli Rosjanie zrobią to samo na Białorusi w najbliższych tygodniach, będzie to powód do niepokoju.

Na „Zapad-21” trzeba spojrzeć jako syndrom szerszego zjawiska. – Rosja od dawna poprzez takie ćwiczenia rozwija zdolność do tradycyjnego ataku w dużej skali. Jednocześnie podejmuje rożnego rodzaju działania hybrydowe wymierzone w suwerenność i stabilność państw członkowskich NATO. Chodzi m.in. o propagandę i dezinformację mającą pokazać rzekomą słabość instytucji i procedur demokratycznych, wsparcie tendencji i ruchów radykalnych, a nawet separatystycznych – tłumaczy Paweł Soloch, szef BBN. – Natomiast patrząc szerzej, niestety mamy do czynienia z groźną tendencją w rosyjskiej polityce. Moskwa konsekwentnie rezygnuje z kanałów współpracy i wzajemnej kontroli. Widzimy postępującą militaryzację obwodu kaliningradzkiego oraz przyspieszającą integrację wojskową z Białorusią. Rosja wprost definiuje NATO jako wroga, co zostało chociażby potwierdzone w podpisanej przez prezydenta Putina 2 lipca 2021 r. nowej „Strategii Bezpieczeństwa Narodowego”, z której usunięto dotychczasowe fragmenty o gotowości do współpracy z NATO i UE.

To łączy się także z modernizacją armii, którą prowadzi Federacja Rosyjska. „Dekada stosunkowo udanej modernizacji technicznej rosyjskich sił zbrojnych istotnie zmieniła sytuację bezpieczeństwa w bezpośrednim otoczeniu Polski. Nowoczesne uzbrojenie sprawia, że Rosja zwiększyła swoje zdolności do przeprowadzenia operacji wojskowej na zachodnim kierunku strategicznym, w tym na Morzu Bałtyckim” – pisze Anna Maria Dyner w „Nowej Technice Wojskowej”. – „Sądząc po efektach i planach przezbrojenia, Rosja będzie zdolna do przeprowadzenia co najmniej dwóch jednoczesnych, dużych operacji wojskowych, z czego jednej o kompleksowym charakterze, obejmującej poważne zaangażowanie większości rodzajów sił zbrojnych”.

Nie włączać trybu „drzemka”

Paradoksalnie z perspektywy Warszawy fakt, że Rosjanie ćwiczą z takim przytupem, może mieć pozytywne skutki. „Zapad-21” jest bacznie obserwowany przez naszych sojuszników. W użyciu są m.in. potężne amerykańskie bezzałogowce RQ-4 Global Hawk, które potrafią się utrzymać w powietrzu ponad 24 godziny i latają wzdłuż naszej wschodniej granicy czy nad Litwą. A takie podglądanie daje możliwość zdiagnozowania słabych punktów Rosjan. Niektórzy wojskowi wręcz zacierają ręce z myślą o pozyskanych informacjach. Ciekawostką jest to, że w tych dniach nad Białorusią niestandardowe loty, „kręcąc się” po drodze, wykonało także kilka niewielkich maszyn cywilnych. To mogą, choć nie muszą, być naszpikowane narzędziami do obserwacji samoloty wynajęte przez agendy państw NATO.
(fot. Shutterstock)
Ponadto, choć w państwach Europy Zachodniej po napaści Rosji na Ukrainę w 2014 r. czy otruciu Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii w 2018 r. złudzenia dotyczące polityki rosyjskiej zostały rozwiane, „Zapad-21” to silne przypomnienie o tym, że Rosja jest agresywnym sąsiadem dysponującym dużym potencjałem wojskowym i nie wahającym się go użyć. W interesie Warszawy leży, by było o tym głośno, bo to czyni naszą politykę bardziej zrozumiałą, pomaga nam pozbyć się łatki „rusofobów” i ułatwia zrozumienie sojusznikom naszego postrzegania zagrożeń.

Wreszcie trzeba pamiętać, że każda akcja powoduje reakcję. Także po polskiej stronie odbywają się właśnie ćwiczenia wojskowe. Mają kryptonim „Ryś-21”. Na poligon w Nowej Dębie na południowym wschodzie Polski przerzucono 4 tys. żołnierzy z 12. Dywizji Zmechanizowanej z dowództwem w Szczecinie.
Maciej Miłosz - dziennikarz Dziennika Gazety Prawnej piszący głównie o obronności, czasem też o Niemczech. Publikował m.in. w Życiu Warszawy i Rzeczpospolitej. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.
Bo takie wydarzenia jak „Zapad-21” zmuszają polską stronę do podwyższania swojej gotowości bojowej i ciągłych ćwiczeń. Warszawa powinna traktować „Zapad-21” niczym przypomnienie w telefonie: „Zagrożenie ze Wschodu jest realne, warto się na nie odpowiednio przygotować”. Wypada mieć nadzieję, że nasi rządzący potraktują je poważnie, a nie włączą trybu dostępnego w telefonicznych budzikach pod przyciskiem „drzemka”.