Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Kaukazja > Szach / 11.04.2022
Bartłomiej Krzysztan

Wojna w Ukrainie a Kaukaz Południowy. Nie drażnić Moskwy, wspierać Ukrainę. Azerbejdżan w sieci układów

Reżim w Baku ma poważny problem. Jak nie dać się wciągnąć w budowę „ruskiego świata” i jednocześnie zachować uznanie dla walki Ukrainy z agresją Moskwy. Po początkowym milczeniu Ilham Alijew zdecydował się na ofensywę. I rozpoczął niebezpieczną grę.
Foto tytułowe
Ilham Alijew zdecydował się na ofensywę. I rozpoczął niebezpieczną grę (fot. Wikipedia)

Uznanie przez Wladimira Putina Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej 21 lutego zostało w Baku przyjęte ze spokojem. Zarówno elita polityczna, jak i eksperci uznali decyzję Moskwy za akt desperacji i kolejny krok, który oddala Ukrainę od ruskiego miru, przybliżając ją do szeroko pojętego Zachodu. Jednocześnie znaczący był początkowy brak jakichkolwiek odniesień do sytuacji wokół Górskiego Karabachu, przede wszystkim w kontekście stacjonującego tam tymczasowo kontyngentu rosyjskich sił pokojowych.

22 lutego Ilham Alijew spotkał się z rosyjskim prezydentem w Moskwie. Celem zaplanowanej wcześniej wizyty było podpisanie dwustronnego porozumienia o sojuszniczej współpracy. W 43 paragrafach strony zadeklarowały m.in. wsparcie inicjatyw integracyjnych w przestrzeni posowieckiej, wzajemnie poszanowanie niepodległości i integralności terytorialnej oraz podejmowanie wspólnych działań w sytuacji zagrożenia. Abstrahując od motywacji strony rosyjskiej, dla Baku przygotowywane ponad rok porozumienie pełni istotną rolę geopolityczną. Ma bowiem regulować zaburzone w efekcie zbliżenia z Turcją w czasie drugiej wojny karabachskiej stosunki z Moskwą, a także służyć jako narzędzie nacisku na Armenię.

W tekście porozumienia zawarto otwarty na interpretację zwrot, że „strony będą tłumić wszelkie aktywności jednostek i organizacji, które zagrażają suwerenności, integralności terytorialnej i niepodległości drugiej strony”. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że w tym passusie języczkiem u wagi jest Górski Karabach. Nie dziwi zatem fakt, że porozumienie przyjęto w Azerbejdżanie jako szansę dla unormowania kwestii aktywności rosyjskiego kontyngentu w Karabachu, który regularnie był oskarżany przez władze i machinę propagandową w Baku o podżeganie i wspieranie karabachskich Ormian w celu doprowadzenia do ponownej eskalacji.
Demonstracje w Baku po ogłoszenia zwycięstwa nad Armenią w tzw. wojnie karabaskiej w 2020 roku (fot. Wikicommons)

W dłuższej perspektywie porozumienie – jako środek nacisku na Erywań – miało również przyspieszyć proces pokojowy i finalnie doprowadzić do zawarcia traktatu pokojowego między Azerbejdżanem i Armenią (porozumienie kończące drugą wojnę karabachską jest w myśl prawa międzynarodowego wyłącznie zawieszeniem broni). Z azerbejdżańskiej perspektywy szczególnie istotny jest paragraf o wzajemnym uznawaniu integralności terytorialnej, który w interpretacji Baku stanowi potwierdzenie faktu, że Moskwa formalnie uznaje Górski Karabach za azerbejdżańskie terytorium, czego wcześniej nie chciała zrobić.

Nadzieję na ostateczne i szybkie rozwiązanie kwestii karabachskiej trzeba było szybko zrewidować i dostosować do Realpolitik.

W sieci układów

Rosyjska agresja wywołała raczej stonowaną reakcję w Baku. Względny spokój nie trwał jednak długo, bo w zaistniałych okolicznościach zajęcie określonego stanowiska nie było dla prezydenta Alijewa łatwe. Wynika to z kilku czynników. Po pierwsze, z jednoznacznego poparcia Ukrainy i prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego dla azerbejdżańskiej idei integralności terytorialnej w kontekście Karabachu, wyrażanej regularnie od początku pełnienia przez niego mandatu, a przede wszystkim w trakcie wojny w 2020 roku (ponadto parę miesięcy temu Alijew i Zełeński podpisali w Kijowie porozumienie o uznaniu wzajemnej suwerenności i integralności terytorialnej „między zaprzyjaźnionymi państwami”). Po drugie, z sytuacji Ukrainy od 2014 roku zmagającej się z kwestią separatyzmu na Donbasie, dla wielu analogicznej do azerbejdżańskich zmagań z ormiańskim separatyzmem w Górskim Karabachu. Po trzecie, z realnej współpracy militarnej i politycznej między Baku i Kijowem przy aktywnym wsparciu Turcji, która ma być przeciwwagą dla wpływów rosyjskich w basenie Morza Czarnego.

Z drugiej strony, dogmatycznie opierając swoją politykę zagraniczną na deklarowanej neutralności, w kontekście podpisanego w Moskwie porozumienia Baku nawiązało z Rosją niemalże sojusznicze relacje. Jest to znaczące, bo z wypowiedzi rosyjskich polityków można wnioskować, że Kreml traktuje porozumienie jako pierwszy krok Azerbejdżanu do głębszej integracji ze strukturami Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, a na poziomie ekonomicznym z Eurazjatycką Unią Gospodarczą. Wobec tego jednoznaczne określenie się po którejś ze stron było od początku niemożliwe. Szczególnie, że nowe porozumienie nie zostało przyjęte w Baku w pełni pozytywnie.

Choć w autorytarnym reżimie krytyczne głosy marginalnej opozycji nie mają przełożenia na opinię publiczną ani decyzje dyktatora, są jednak istotne dla ogólnej percepcji problemu. Dla polityków Ludowego Frontu Azerbejdżanu, a także niezwiązanych z rządem analityków, porozumienie daje Rosji właściwie wolną rękę w definiowaniu, jakie działania zagrażają „sojuszniczym relacjom”. Jest to wobec tego narzędzie siłowe, aparat wpływu, który w założeniu ma pozwolić Moskwie umocnić hegemoniczną, geopolityczną rolę na Kaukazie Południowym, osłabioną szczególnie w przypadku Azerbejdżanu, w efekcie obserwowanego od kilku lat większego zaangażowania Turcji.

Jednocześnie pojawiły się głosy niezależnych od rządu analityków stwierdzające, że umowa jest sprzeczna z Deklaracją z Szuszy, a więc zeszłorocznym porozumieniem sojuszniczym między Baku i Ankarą. Wedle tej opinii jedynym sojusznikiem Baku jest Turcja, a porozumienie zakłada zbieżność ich polityk zagranicznych. Co powinien uczynić Azerbejdżan w sytuacji, w której interesy rosyjskie i tureckie są ze sobą całkowicie sprzeczne, a zachowanie milczenia jest niemożliwe?
Prezydent Alijew i prezydent Erdogan (fot. Wikicommons)

Rosyjska agresja w Ukrainie i zdecydowane poparcie Ankary dla Kijowa zmusiły Alijewa do konieczności podjęcia decyzji – czy lawiruje i milczy, czy też jednoznacznie opowiada się po którejś ze stron. Jeśli któreś z dwóch lokalnych mocarstw postrzegane jest w Azerbejdżanie jako zagrożenie, jest to zdecydowanie Rosja, wobec czego decyzja mogła być tylko jedna: poparcie Turcji, a co za tym idzie – Ukrainy, w myśl „koordynacji polityk zagranicznych” z Deklaracji z Szuszy. Oczywiście Alijew jako stary polityczny wyjadacz, zdający sobie sprawę z kruchości lodu, po którym stąpa, nie mógł jednoznacznie opowiedzieć się przeciw Rosji. Wobec tego politycznie Baku oficjalnie zachowuje neutralność, choć wszystkie prorządowe media i cała machina propagandowa wspierają Ukrainę. A to w przypadku azerbejdżańskiego reżimu zwykle mówi znacznie więcej o realnej percepcji wojny wśród bakijskich elit politycznych niż oficjalne deklaracje.

Za oświadczeniami poszły konkretne działania: Azerbejdżan natychmiast rozpoczął dostarczanie Ukrainie pomocy humanitarnej, a państwowy koncern naftowy SOCAR zapewnił bezpłatną ropę na wszystkich swoich 59 stacjach benzynowych w Ukrainie dla służb medycznych i pożarniczych (z nieoficjalnych informacji w mediach społecznościowych można wnioskować, że również wojskowym). Pod koniec marca Alijew zadeklarował, że Baku jest gotowe przekazać Kijowowi paliwo dla maszyn rolniczych, co wesprze zagrożone wiosenne zasiewy. To istotne, bo Ukraina jest jednym z największych na świecie eksporterów zbóż i olejów, a mniejsze zbiory, które w Europie będą odczuwalne przez ewentualny wzrost cen produktów przetworzonych ze zboża, w innych regionach, np. w subsaharyjskiej Afryce, grożą realną klęską głodu. W samym Baku, mimo formalnego braku zaangażowania władz, regularnie odbywają się demonstracje poparcia dla Ukrainy połączone z nietypową w autorytarnym systemie obywatelską inicjatywą oddolnej pomocy.

Nie bez znaczenia jest również kwestia najważniejszego towaru eksportowego Azerbejdżanu, a więc kaspijskich surowców naturalnych – ropy i gazu. British Petroleum jest jednym z największych udziałowców Południowego Korytarza Gazowego (otwarty pod koniec 2020 roku gazociąg łączący Morze Kaspijskie z UE przez Azerbejdżan, Gruzję, Turcję). Baku musi więc brać pod uwagę stanowisko Londynu, szczególnie, że wobec groźby odcięcia Europy od rosyjskich źródeł gazu Azerbejdżan i połączenie przez Turcję staje się ważną alternatywą.

Reakcje i ocena konsekwencji

Bardzo jednoznacznie rosyjską agresję oceniła również azerbejdżańska opinia publiczna. Opozycyjni politycy i dziennikarze wskazują, że jest zbrodnią, którą należy rozliczyć, a Ilham Alijew powinien ją jednoznacznie potępić. Brak takiego stanowiska nie wynika dla nich wyłącznie ze skomplikowanej sieci opisanych układów, ale również z obawy przed skutkami ukraińskiego oporu dla wewnętrznej sytuacji politycznej w Azerbejdżanie.

Ukraina dała przykład, że otwarty sprzeciw wobec ruskiego miru, prozachodni kurs, suwerenność wsparta silną armią oraz demokracja, choć kulawa i młoda, są w przestrzeni posowieckiej jak najbardziej możliwe. Wobec tego ostrożna, lawirująca polityka reżimu przynajmniej w części jest konsekwencją strachu Alijewa przed rozbudzeniem wolnościowych i reformatorskich tendencji w samym Azerbejdżanie.

Co również znaczące, poza potępieniem samego aktu rozpoczęcia wojny, a także oczywistego z moralnego punktu widzenia potępiania rosyjskich zbrodni wojennych, w azerbejdżańskiej przestrzeni medialnej szybko pojawiły się oceny potencjalnych skutków konfliktu. Dla części obserwatorów agresja jest objawem słabości Rosji, sugerującą powolny rozkład systemu władzy określanego putinizmem. Nieprzejednana postawa Kijowa wskazuje, jak posowieckie republiki powinny traktować relacje z dawnym kolonialnym hegemonem. W tej interpretacji Ukraina walczy nie tylko przeciw Rosji, ale pośrednio także o niezależność i suwerenność państw Kaukazu Południowego. Stąd też etycznie i pragmatycznie słuszne jest jednoznaczne polityczne i militarne wsparcie Kijowa.
Widok na pola naftowe i centrum Baku (fot. Shutterstock)

Wśród tych optymistycznych narracji objawia się jednak również obawa o przyszłość Kaukazu Południowego. W kręgach analitycznych i politycznych zbliżonych do reżimu wskazuje się, że pragmatyka wymaga, aby pozostawać w dobrych relacjach z Rosją, gdyż innego wyboru nie ma, a potencjalne rosyjskie zwycięstwo będzie oznaczać upadek geopolitycznej wizji i przestrzeni wartości zachodniego świata. Wówczas Azerbejdżan będzie zdany na łaskę lub niełaskę Kremla. W wypośrodkowanych opiniach między tymi skrajnościami wojna w Ukrainie jawi się jako początek nowego podziału świata, w którym po jednej stronie staną Rosja i Chiny, a po drugiej wolny świat. Wsparcie dla Ukrainy jest zatem konieczne, aby Kaukaz znalazł się „po właściwej stronie historii”, a więc obozie szeroko pojętego Zachodu.

Na marginesie – ofensywa karabachska

Wraz z rozwojem sytuacji w Ukrainie i wyczuciem rosyjskiej słabości azerbejdżańscy analitycy i politycy wprowadzili do obiegu narrację, w myśl której Moskwa jest odpowiedzialna za podsycanie separatyzmów na Kaukazie Południowym, analogiczne do sytuacji na Donbasie i Krymie. W dłuższej perspektywie, zdaniem Baku, ma to służyć destabilizacji regionu, a co za tym idzie – zwiększeniu roli Rosji. Zgodnie z tą interpretacją Moskwa za wszelką cenę chce utrzymać pozycję geopolitycznego hegemona na Kaukazie, zakwestionowaną przez wzmożoną aktywność Turcji w ostatnich latach.

Dla Baku w tym kontekście jedynym znaczącym elementem jest oczywiście Górski Karabach. Na początku marca rozpoczęła się najpoważniejsza eskalacja od czasu zawieszenia broni w listopadzie 2021 roku. Azerbejdżańska ofensywa, zarówno propagandowa, ale również faktyczna, wynika z oceny możliwości wykorzystania sytuacji.

Przykładem było zmuszanie ormiańskiej populacji do opuszczenia wsi Paruch w prowincji Askeran. Po walkach i wycofaniu oddziałów ormiańskich Azerbejdżanie mieli zająć wieś (około 35 kilometrów od Stepanakertu) i okoliczne wzgórze, które powinny pozostać pod kontrolą rosyjskiego kontyngentu. Strona ormiańska oskarżyła Azerbejdżan o terroryzowanie lokalnej ludności ormiańskiej, która w ten sposób miała zostać zmuszona do opuszczenia wsi. Moskwa odpowiedziała ostrzeżeniem i większym zaangażowaniem w tym miejscu, w wyniku czego Azerbejdżanie wycofali się ze wsi, pozostawiając jednak oddziały na nieodległej, strategicznie ulokowanej górze.

Posunięcia azerbejdżańskie są mimo wszystko stonowane, Baku czeka na zakończenie wojny w Ukrainie, aby ocenić realne możliwości dalszego działania. By wykazać się dobrą wolą, pod koniec marca przywróciło dostawy gazu do Stepanakertu. Niemniej, sygnał jest jednoznaczny – Rosja powinna zdawać sobie sprawę z potencjału Azerbejdżanu ujawnionego w czasie drugiej wojny karabachskiej, a przede wszystkim z nierozerwalnego sojuszu z Turcją, która, co nie bez znaczenia, jest członkiem NATO. Sytuacja wygląda obecnie na ustabilizowaną, a rosyjski kontyngent pozostaje w Górskim Karabachu. Nic nie wskazuje na to, że analogicznie do transportu rosyjskich oddziałów do Ukrainy z terytoriów gruzińskich separatystycznych republik Osetii Południowej i Abchazji, podobny scenariusz mógł dotyczyć mirotworców stacjonujących w Górskim Karabachu.

Co dalej?

Azerbejdżan od wielu lat nie jest jednoznacznie uzależniony od Rosji. Doktrynalna neutralność skutkuje wielością relacji, które są poddawane próbie. Zdając sobie sprawę z potencjału własnego państwa oraz realnych narzędzi wpływu, Alijew ma możliwość wykorzystać sytuację dla jeszcze większego uniezależnienia się od Kremla. Osłabiona Rosja oznacza silniejszy Azerbejdżan w sojuszu z również wzmocnioną Turcją. Będzie to z pewnością miało istotne konsekwencje dla rozwoju sytuacji wokół Górskiego Karabachu.
Bartłomiej Krzysztan jest adiunktem w Instytucie Studiów Politycznych PAN i niezależnym analitykiem. Zajmuje się antropologią polityczną, pamięcią zbiorową i konfliktami na Kaukazie.

Inne artykuły Bartłomieja Krzysztana

Pytaniem, które pozostaje na razie bez odpowiedzi, jest to, w jaki sposób geopolityczne przemiany w przestrzeni posowieckiej oraz jeszcze głębsza integracja Ukrainy z Zachodem mogą wpłynąć na ewentualne zmiany w polityce wewnętrznej w Azerbejdżanie. Różnice w postrzeganiu sposobów, w jakie azerbejdżańskie elity polityczne powinny reagować na wojnę w Ukrainie, wskazuje na potencjał pojawiania się szczelin w pozornie skonsolidowanej autorytarnej strukturze.