Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Bazylika / 23.04.2024
Adam Miklasz

Niemy hymn. Bośnia i Hercegowina wciąż nie mówi jednym głosem

Powołanie Bośni i Hercegowiny jako niepodległego państwa było wynikiem politycznego kompromisu. Jego utrzymanie nie jest wcale łatwe, a brak spójności zamieszkujących je narodów wyraża hymn państwowy, który do tej pory nie doczekał się słów
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!



Podczas pobytu w Sarajewie wybrałem się na lodowisko w olimpijskiej hali Skenderija, aby obejrzeć mecz reprezentacji Bośni i Hercegowiny z zawsze groźnymi Filipińczykami. Zgodnie z tradycją hokejową po zakończeniu zawodów odgrywany jest hymn państwowy drużyny zwycięskiej – w tym przypadku była nią reprezentacja gospodarzy. Odegrano całkiem przyjemną melodię, ale – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – niemal dwa tysiące kibiców milczało. Co więcej, ich milczenie było zakłócone przez pojedynczych kibiców, śpiewających w tym czasie kompletnie inną pieśń, na co milczący reagowali pewnym zakłopotaniem. Przyznaję bez bicia: nie wiedziałem, o co chodzi. Więc postanowiłem się dowiedzieć.


Dayton – początki nowego państwa


Układ z Dayton, ratyfikowany 14 grudnia 1995 roku przez przywódców trzech zwaśnionych stron: Franjo Tuđmana, Aliję Izetbegovicia oraz Slobodana Miloševicia, nie tylko zakończył działania wojenne na terenie Bośni i Hercegowiny, ale doprowadził też do utworzenia nowego bytu państwowego. Ustalenie kompromisu było arcytrudnym zadaniem – Bośnię i Hercegowinę nazywano „Małą Jugosławią”, bo właśnie na jej terenie zamieszkiwały trzy grupy o odmiennej tożsamości – bez wyraźnej dominacji żadnej z nich. Odłączenie Słowenii od Jugosławii nie niosło za sobą tragicznych konsekwencji właśnie dlatego, że ta alpejska republika była dość jednolita narodowościowo. Z Chorwacją sprawa miała się już nieco inaczej – teren tej republiki zamieszkiwali również Serbowie, którzy nie mieli ochoty żyć w obcym sobie państwie. Konflikt chorwacko-serbski stanowił preludium dramatu, który wydarzył się niebawem na terenie Bośni i Hercegowiny. Część jej mieszkańców, głównie wywodząca się z Boszniaków (czyli bośniackich muzułmanów), pragnęła swojego niepodległego państwa. Chorwaci z Hercegowiny, a zwłaszcza Serbowie z Bośni, woleli żyć w jednym państwie z rodakami. Konsekwencją tego sporu był najkrwawszy i najtragiczniejszy konflikt w Europie od czasu zakończenia drugiej wojny światowej.

Drugi numer magazynu
Nowa Europa Wschodnia Online


Powstanie wspólnego bytu państwowego, składającego się z dwóch części – administrowanej przez Boszniaków i Chorwatów Federacji Bośni i Hercegowiny oraz utworzonej na terenach zdominowanych przez bośniackich Serbów Republiki Serbskiej – nie zadowoliło do końca żadnej ze stron. Są na świecie sprawnie funkcjonujące państwa, w których skład wchodzą mieszkańcy wielu narodowości, odmiennych kultur i tożsamości. Zapewne ci, którzy zaproponowali rozwiązanie z Dayton, wierzyli w budowę ponadnarodowej wspólnoty państwowej i naiwnie karmili się tymi przykładami. Zapomnieli jednak o drobnym szczególe. W przypadku terenu Bośni i Hercegowiny trzy współistniejące tam narody jeszcze niedawno uczestniczyły w krwawych, pełnych obopólnej nienawiści igrzyskach śmierci.


Nieskuteczne poszukiwanie kompromisu


Każde państwo powinno mieć własny ustrój administracyjno-polityczny, mile widziane jest też posiadanie konstytucji. Do niezbędnych atrybutów organizmu państwowego należą flaga, godło oraz hymn państwowy. I już na tym etapie pojawił się problem, którego nie udało się rozwiązać przez prawie trzydzieści lat. Kiedy 1 marca 1992 roku Alija Izetbegović proklamował Republikę Bośni i Hercegowiny, funkcję hymnu zaczęła niebawem pełnić pieśń Jedna si jedina. Skomponował ją, bazując na melodii popularnej pieśni ludowej, tzw. sevdalinki, arcypopularny bośniacki pieśniarz Dino Merlin. Utożsamiali się z nią wszyscy Boszniacy, marzący o niepodległości kraju. Jak można się więc domyślać, Jedna si jedina nie była zdecydowanie ulubioną pieśnią Serbów i Chorwatów, którzy uznawali ją za hymn jedynie bośniackich muzułmanów. Trudno ocenić, czy słusznie. Sam tekst nie wydaje się z pozoru ani kontrowersyjny, ani wyróżniający jeden naród ponad inne. Również pojawiający się w treści hymnu Bóg jest nieokreślony i może dotyczyć zarówno tego muzułmańskiego, katolickiego, jak i prawosławnego. Niechęć potrafił jednak wzbudzić nawet tytuł pieśni, która opiewa „jedną, jedyną ojczyznę”, bo w końcu śpiewać o „jednej, jedynej” ojczyźnie mogą tylko Boszniacy. Bośniaccy Serbowie i Chorwaci mają przecież jeszcze tę drugą, ważniejszą, znajdującą się poza granicami zamieszkałego państwa. Dla niektórych ciężkostrawny był również autor tymczasowego hymnu, czyli Dino Merlin – pobożny muzułmanin, który dość jasno określił swoje stanowisko podczas tragicznego konfliktu w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Wspierał obrońców oblężonego Sarajewa, w którym zginęli członkowie jego zespołu, nie ukrywał też sympatii wobec lidera Boszniaków, Aliji Izetbegovicia. Dla antagonistów nie miał żadnego znaczenia fakt popularności tego twórcy na Bałkanach ani status inteligentnego człowieka, który z pozycji pobożnego muzułmanina otwarcie piętnuje religijny fundamentalizm. Jedna si jedina nie została zaakceptowana. Jedynym logicznym rozwiązaniem było więc stworzenie nowego hymnu narodowego i uznanie go w drodze kompromisu. Ale tytuł współczesnej historii Bośni i Hercegowiny mógłby brzmieć: „Nieskuteczne poszukiwanie kompromisu”.


Melodia za kilka tysięcy


Dopiero w 1998 roku rozpisano konkurs na melodię przyszłego hymnu państwowego. Nadesłano około osiemdziesięciu kompozycji, z których kapituła uhonorowała trzy, pierwszą nagrodę przyznając utworowi o nazwie Intermezzo. W tym momencie na scenie pojawił się niejaki Dušan Šestić. Jest to mieszkający w Banja Luce kompozytor, który wcale nie ukrywał, że jego inicjatywa wynikała z pobudek czysto ekonomicznych. Nagrodę w wysokości 18 tysięcy marek konwertybilnych, zresztą do dziś oficjalnej waluty w Bośni i Hercegowinie, rozdzielono po równo między trzech finalistów. Autor Intermezzo otrzymał więc na rękę 6 tysięcy marek (obecnie około 15 tysięcy złotych).

– Mogę powiedzieć, że była to wtedy całkiem niezła suma – wspominał autor melodii hymnu Dušan Šestić w rozmowie z dziennikarzem magazynu „Stav”. – Jednak, jeżeli przyjrzymy się, w jaki sposób inne kraje cenią autorów swoich hymnów narodowych, to możemy jasno stwierdzić, że jest to kwota dość komiczna. Znajomi z Anglii bardzo się śmiali, kiedy przeliczyli tę kwotę na funty i zorientowali się, ile wygrałem. Była to jedynie skromna rekompensata dla mistrza za późniejsze nieprzyjemności, których zapewne się nie spodziewał. Šestić jest bowiem bośniackim Serbem, więc wielu rodaków, obywateli Bośni i Hercegowiny nieakceptujących tego państwa, zarzuciło mu zdradę. Obiekcje mieli również Boszniacy i Chorwaci, dla których nie do przyjęcia był fakt, że kompozytorem melodii hymnu ich państwa jest Serb. Różne strony polityczno-narodowego sporu zaczęły więc bawić się w prawną obstrukcję procesu uznania Intermezzo za hymn. Do akcji wkroczył wówczas Carlos Westendorp, pełniący funkcję Wysokiego Przedstawiciela Dla Bośni i Hercegowiny z ramienia ONZ. Korzystając z prerogatyw, zagwarantowanych w tzw. uprawnieniach bońskich, tupnął mocno nogą i doprowadził do oficjalnego uznania melodii za hymn państwowy.

Na początku XXI wieku Bośnia i Hercegowina miała wreszcie swój oficjalny hymn – był jednak niemy, poza tym nie utożsamiał się z nim praktycznie żaden obywatel tego kraju. Podczas zawodów sportowych, rozgrywanych na terenie Republiki Serbskiej, bywał nawet wygwizdywany ku sporemu zdziwieniu mniej uświadomionych zagranicznych zawodników. Kolejne dziesięć lat zajęło politykom rozpisanie nowego konkursu, w tym na tekst do istniejącej już melodii hymnu narodowego. Zadaniem uczestników było stworzenie takiego dzieła, które spajałoby i łączyło pokiereszowane różnicami etnicznymi społeczeństwo. Nadesłano 339 propozycji, a zwycięzcą okazał się… Dušan Šestić. Pracując nad gotowym już tekstem, zawiązał współpracę z Benjaminem Isoviciem – bośniackim poetą i piosenkarzem, synem słynnego wykonawcy tradycyjnych sevdalinek. Kooperacja bośniackiego Serba i Boszniaka miała zapewne uwiarygodnić intencję i treść proponowanego tekstu. Był on faktycznie do bólu neutralny, opiewał piękno krajobrazu, nawoływał do wspólnego marszu w stronę przyszłości. Jednak i to nie zadziałało – jego treść już kilkakrotnie zmieniano, a w efekcie propozycja ugrzęzła gdzieś w labiryncie przeróżnych kolaudacji i komisji. Tkwi tam do dziś.


Dramatyczni bohaterowie historii


Dušan Šestić i samo państwo Bośnia i Hercegowina to bez wątpienia najbardziej dramatyczni bohaterowie opisywanej historii. Po skomponowaniu melodii kompozytor stykał się z niechęcią rodaków, miał też ponoć spore problemy z pozyskiwaniem nowych zleceń. Do dziś nie otrzymał należnego mu honorarium za zwycięską propozycję tekstu, ponieważ nie został on oficjalnie uznany przez polityczne kolaudacje i komisje. Co gorsza, w połowie lat dziesiątych Šestić został oficjalnie oskarżony o plagiat. Melodia hymnu Bośni i Hercegowiny bardzo bowiem przypomina piosenkę z średnio poważnej amerykańskiej komedii Menażeria z 1978 roku. Podobieństwo dostrzegł nawet sam kompozytor.

– Nigdy nie słyszałem o tym filmie, więc po wysłuchaniu jego ścieżki dźwiękowej byłem bardzo zaskoczony. Kto wie, być może jako młody człowiek obejrzałem go albo usłyszałem tę piosenkę, więc melodia siadła mi w głowie. To możliwe, ale nie nazwałbym tego plagiatem – tłumaczył się w telewizji, mocno poruszony oskarżeniami.
Šestić obecnie wiedzie spokojny żywot emeryta. Jego córka Marija jest popularną piosenkarką i reprezentowała kraj na konkursie Eurowizji w 2007 roku, gdzie zajęła jedenaste miejsce.

Państwo Bośnia i Hercegowina, prawie trzydzieści lat po powstaniu i uznaniu przez gremia międzynarodowe, może pochwalić się hymnem bez tekstu, którego melodia bardzo przypomina intro z amerykańskiej komedii klasy B. Hymnem, z którym nie utożsamiają się jego obywatele. Dla muzułmanów wciąż najbliższa sercu jest Jedna si jedina. Właśnie tę pieśń śpiewali pojedynczy kibice po meczu hokejowym w trakcie odgrywania oficjalnego hymnu. Serbowie mają swojego sprawiedliwego Boga, czyli pieśń Bože pravde, Chorwaci wolą swoją piękną ojczyznę – Lijepa naša domovino. Aby stężenie absurdu uległo zwiększeniu, warto zacytować szczere wyznanie kompozytora hymnu Bośni i Hercegowiny Dušana Šesticia, który w rozmowie z dziennikiem „Oslobodjenje” przyznał, że „wprawdzie szanuję wszystkie hymny świata (…), ale moim hymnem, jako Serba, jest oczywiście Bože pravde”.


Mozolne sklejanie państwa


Związana z hymnem epopeja pokazuje złożoność problemów tożsamościowych, z jakimi mierzy się to młode, wielonarodowe państwo. Miałem szczęście być w Sarajewie 1 marca, kiedy Bośnia i Hercegowina obchodzi Dzień Niepodległości. Całe miasto udekorowane było flagami państwowymi, wystarczyło jednak minąć kilka bloków i znaleźć się we Wschodnim Sarajewie, czyli zachodniej (sic!) części miasta, znajdującej się już w Republice Serbskiej, aby flagi, emblematy i nastrój święta nagle zniknęły. Dla bośniackich Serbów proklamacja niepodległości jest historycznym błędem i tragedią. Obywateli Bośni i Hercegowiny dzieli więc stosunek do własnego państwa, historii (zarówno tej dalszej, jak i nowszej), pogląd na sytuację międzynarodową. Bośniaccy Chorwaci i Serbowie, którzy łącznie stanowią prawie połowę mieszkańców Bośni i Hercegowiny, bardziej związani czują się ze swoimi narodowymi ojczyznami.
Adam Miklasz – pisarz, dziennikarz. Mieszka w Cieszynie. Interesuje się historią, kulturą i piłką nożną w Europie Środkowej i na Bałkanach. Jego najnowsza książka to Řezaný świat. Osobisty przewodnik po Śląsku Cieszyńskim

Inne artykuły Adama Miklasza

Inne artykuły Adama MiklaszaZwłaszcza Serbowie z Republiki Serbskiej, zarządzani obecnie silną i charyzmatyczną ręką Milorada Dodika, zajmują konfrontacyjne stanowisko wobec centrum, coraz śmielej żądając coraz większej autonomii. Kolejną linię podziału wyznaczył wybuch wojny w Ukrainie. Zarówno Chorwaci, jak i Boszniacy stanowczo wsparli ofiarę agresji. Inaczej Serbowie, których przywódca, wspomniany Dodik, jest dobrym znajomym Władimira Putina i gwałtownie zaprotestował przeciwko sankcjom wobec Rosji. Mieszkańcy Federacji Bośni i Hercegowiny liczą wciąż na akcesję do Unii Europejskiej, tymczasem przywódcy bośniackich Serbów ostentacyjnie grają na osłabienie państwa i zbliżenie z Kremlem. Swoją partię rozgrywają również wspierające współwyznawców bogate kraje arabskie, chętnie inwestujące w Federacji Bośni i Hercegowiny, a nawet Chiny. Złośliwi twierdzą, że największym sukcesem tego młodego państwa jest jego istnienie. I fakt posiadania hymnu, chociaż wciąż bez tekstu.