Polska polityka zagraniczna może być odważna. Nasza sytuacja jest inna niż w latach trzydziestych XX wieku. Nie zagraża nam agresja z zewnątrz ani rozbiór. Nie mamy za sąsiadów mocarstw totalitarnych, walczących o hegemonię nad światem. Nie musimy się obawiać „ukarania” za odwagę myślenia i inicjatywę w polityce międzynarodowej.
W ostatnim czasie znów stanęło przed nami pytanie o sens i aktualność „doktryny Giedroycia” w polityce zagranicznej. Dobrze, że ma miejsce wymiana opinii. Sztuczne kultywowanie przekonania, że wszyscy Polacy podobnie zapatrują się na sprawy międzynarodowe, jest niepotrzebne. Dyskusja przyniosła ważne pytania. Primo, czy wyraźne zaangażowanie Polski we wspieranie dążeń narodów dawnego imperium sowieckiego do rzeczywistej niezawisłości było słuszne? Secundo, co osiągnęliśmy, realizując tę politykę (zwłaszcza w wykonaniu Lecha Kaczyńskiego)? Tertio, czy „doktryna Giedroycia” należy do przeszłości? I najważniejsze pytanie: czym ją zastąpić, jeżeli to konieczne?