Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Sotnia / 25.03.2021
Piotr Andrusieczko

Wiosenna eskalacja na Donbasie. Moskwa próbuje zmusić Kijów do ustępstw

Rosyjskie media straszą nową „wielką wojną” na Donbasie. Choć wiele w tym sformułowaniu przesady, od początku stycznia widać wyraźne zaostrzenie sytuacji. Wprowadzone pod koniec lipca ubiegłego roku zawieszenie broni obowiązuje już tylko na papierze. Negocjacje utknęły w martwym punkcie, a ostatnie propozycje Francji i Niemiec raczej tego nie zmienią.
Foto tytułowe
(Shutterstock)

Od początku roku sytuacja wzdłuż 450 km linii frontowej uległa pogorszeniu – wzrosła liczba ostrzałów i – co za tym idzie – ofiar. Przeczucie grozy, Czy nowa wojna na Donbasie jest realna?, Kiedy zacznie się wojna na Donbasie? – to tylko kilka przykładów tytułów z rosyjskiej prasy w marcu. Ukraińskie media w bardziej wyważony sposób, ale również z niepokojem odnotowały zmianę sytuacji w regionie. Nowa wojna czy lokalna operacja?, Koniec zawieszenia broni? – tak tytułowały swoje materiały różne wydania.

Kto wierzy w zawieszenie broni

Do miejscowości Zołote 4 w obwodzie ługańskim zjeżdża się ze wzgórza, w pewnym momencie widać panoramę z hałdami, szybem kopalni i porozrzucanymi budynkami. Mieszka tu ok. 500 osób. Jest ciepły lipcowy dzień ubiegłego roku, do zapowiedzianego zawieszenia broni pozostało 36 godzin. Jest spokojnie. W centrum działają sklepy, na ulicy bawią się dzieci.

Ale ten spokój jest pozorny. To jedno z miejsc przylegających do linii frontu. W pewnym momencie rozlegają się pojedyncze wystrzały z broni automatycznej, które przechodzą w kanonadę. Do serii z automatów dołączają wystrzały z granatników, a następnie eksplozje pocisków moździerzowych. Dla tamtejszych mieszkańców to norma, nasza grupa obserwatorów międzynarodowej misji z ramienia organizacji Vostok SOS opuszcza Zołote 4. Bitwie przyglądamy się ze wzgórza za miejscowością. Obok znajduje się opuszczony punkt obserwacyjny misji OBWE. Słychać odgłosy wystrzałów i widać dym od eksplozji pocisków moździerzowych.

Te powtarzające się regularnie ostrzały od lat były zmorą dla tamtejszych mieszkańców, a wzdłuż linii takich miejsc jest wiele. Zawieszenie broni, które weszło w życie 27 lipca 2020 r., oznaczało spokojne dni dla przyfrontowych mieszkańców. Co prawda broń zupełnie nie zamilkła, ale były to pojedyncze incydenty w porównaniu z wcześniejszymi długotrwałymi ostrzałami. Tak było przynajmniej do listopada, kiedy znów przyjechaliśmy do Zołotego.

Tamtejsi mieszkańcy ani w lipcu, ani w listopadzie nie wierzyli w trwałość zawieszenia broni, pamiętając, czym kończyły się poprzednie. Uwierzył w nie natomiast prezydent Wołodymyr Zełenski. 26 lipca rozmawiał jeszcze w tej sprawie z Władimirem Putinem, który, jak głosił komunikat Biura Prezydenta Ukrainy, „poparł porozumienie”.
– Rok temu w tym samym okresie średnio co 72 godziny ginął nasz jeden żołnierz. Teraz są tygodnie, miesiące bez zabitych i rannych – stwierdził Zełenski 6 grudnia, w 133. dzień zawieszenia broni.
Oponenci prezydenta wskazywali natomiast, że taktyka pełnego powstrzymania się od działań zaczepnych jest błędem, bo umożliwia przeciwnikowi wzmacnianie pozycji. Już jesienią ukraińscy żołnierze i wolontariusze alarmowali, że aktywizowały się grupy snajperskie, nie zważające na zawieszenie broni.

Liczba ostrzałów zaczęła rosnąć wraz z początkiem nowego roku. Rosła też liczba ofiar po ukraińskiej stronie. Jeśli przez pięć miesięcy zawieszenia broni w 2020 r. zginęło tylko czterech żołnierzy, a 15 zostało rannych, to przez niecałe trzy miesiące 2021 r. zginęło już 24. W lutym Sztab Operacji Zjednoczonych Sił poinformował o 180 naruszeniach reżimu ciszy.

„Procesu pokojowego już nie ma – działają grupy snajperskie, trwają ostrzały, trwa wojna” – mówił na początku lutego minister spraw wewnętrznych Arsen Awakow.

Odwet za Medwedczuka?

Na początku lutego Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy zamroziła wszystkie krajowe aktywa Tarasa Kozaka, deputowanego prorosyjskiej partii Platforma Opozycyjna – Za Życie. Powodem był prowadzony przez niego nielegalny handel węglem z samozwańczymi republikami na Donbasie. Sankcjami objęto również trzy kanały telewizji informacyjnych: NewOne, ZIK i 112.ua, formalnie należące do Kozaka. Według ukraińskich mediów rzeczywistym właścicielem zablokowanych telewizji jest jeden z głównych prorosyjskich polityków na Ukrainie, Wiktor Medwedczuk, którego partnerem biznesowym jest Kozak. 19 lutego takie same sankcje zostały nałożone również na Medwedczuka, nazywanego „kumem Putina”. Ukraiński polityk od wielu lat jest w bliskich kontaktach z rosyjskim prezydentem, a od początku wojny na Donbasie, za kadencji Petra Poroszenki odgrywał specjalną rolę w kontaktach między Moskwą i Kijowem.
(arch. autora)

Ukraińscy komentatorzy zastanawiali się, czy sankcje ekonomiczne, jakie go dotknęły, nie doprowadzą do odwetowych działań ze strony Rosji. Dzień po zamrożeniu kont Medwedczuka rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stwierdził, że „reakcyjna linia” Kijowa wywołuje zaniepokojenie, czy ukraińskie kierownictwo nie uzna za możliwe „rozwiązanie sytuacji na południowym wschodzie kraju w wojskowy sposób”.

Jednocześnie do ataku ruszyły rosyjskie media – tradycyjnie na pierwszej linii znaleźli się Dmitrij Kisielow i Władimir Sołowjow. W ich programach można było usłyszeć, że Ukraina przygotowuje się do wielkiej wojny przeciwko „republikom”. Sołowjow ostrzegał, że ukraińska agresja może się źle skończyć dla ukraińskiego państwa. Goście mówili o możliwości rozszerzenia terytoriów „republik”.

W innych mediach rosyjscy eksperci wskazywali, że ukraińska władza jest pod wrażeniem sukcesu Azerbejdżanu w Górskim Karabachu i również ma zamiar wykorzystać w działaniach zaczepnych na Donbasie zakupione w Turcji drony bojowe Bayraktar.

Zaostrzenie sytuacji na wschodzie Ukrainy nie nastąpiło jednak wraz z wprowadzeniem sankcji przeciwko Medwedczukowi. Liczba ostrzałów wzrosła już w styczniu.

W dniu, w którym ogłoszono sankcje przeciwko Medwedczukowi, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksij Daniłow poinformował również, że zdecydowała się ona rozpatrzyć ponownie „pięć scenariuszy rozwoju sytuacji na Donbasie”.

O istnieniu tych scenariuszy opinia publiczna dowiedziała się tuż przed szczytem liderów normandzkiej czwórki w grudniu 2019 r. w Paryżu. Żadnych szczegółów nie podano i miało to zapewne służyć wzmocnieniu pozycji negocjacyjnej Zełenskiego. Ale spekulowano, że jeden ze scenariuszy może dotyczyć odnowienia działań bojowych na dużą skalę.

Pokój (nie) za wszelką cenę
Ołeh Sencow – ukraiński reżyser pochodzący z Krymu, aresztowany po rosyjskiej aneksji półwyspu w maju 2014 r. pod zarzutem planowania zamachów terrorystycznych. W 2015 r. skazany na 20 lat więzienia.

Zakończenie wojny na Donbasie Zełenski uczynił jednym z głównych celów swojej prezydentury. We wrześniu 2019 r. udało się doprowadzić do wymiany więźniów między Rosją i Ukrainą. Do kraju wróciło 35 obywateli Ukrainy, w tym Ołeh Sencow. Ukraina wykonała podpisaną w 2016 r. umowę dotyczącą wycofania jednostek wojskowych na trzech niewielkich odcinkach frontu.

Kijów zgodził się również na przyjęcie tzw. formuły Steinmeiera, czyli wprowadzenie w życie specjalnego statusu wydzielonych rejonów Donbasu w dniu wyborów samorządowych na tym obszarze – pod warunkiem, że zostaną one przeprowadzone zgodnie z ukraińską konstytucją i będą odpowiadały międzynarodowym demokratycznym standardom. To wywołało protesty części środowisk patriotycznych, którzy zarzucili prezydentowi ustępstwa na rzecz Rosji.

Sam Zełenski dążył do bezpośredniego dialogu z rosyjskim prezydentem i odblokowania rozmów tzw. formatu normandzkiego (Francja, Niemcy, Rosja i Ukraina) powołanego dla uregulowania konfliktu na Donbasie. Był on zamrożony od 2016 r. Do spotkania liderów normandzkiej czwórki doszło 9 grudnia 2019 r. w Paryżu. Tydzień wcześniej w wywiadzie udzielonym czterem zagranicznym redakcjom Zełenski kolejny raz powtórzył, że liczy się dla niego przede wszystkim ludzkie życie i dlatego nie wykorzysta siły militarnej do zakończenia wojny na Donbasie.

Szczyt w Paryżu był dla Zełenskiego wieloprzedmiotowym egzaminem. Przede wszystkim było to pierwsze spotkanie z Putinem. Przełomu nie było i być nie mogło. – Odblokowaliśmy dialog, co jest bardzo pozytywne – powiedział Zełenski po spotkaniu. W komunikacie podsumowującym szczyt wskazano, że strony porozumiały się w sprawie „pełnego i kompleksowego” zawieszenia broni oraz wymianie „wszystkich więźniów związanych z konfliktem” do końca roku. Częściową wymianę przeprowadzono 29 grudnia. Kolejny szczyt miał się odbyć kilka miesięcy później, ale na przeszkodzie stanęła pandemia. Bez niej do spotkania też by raczej nie doszło. Rosja wyraźnie miała inne oczekiwania wobec nowego ukraińskiego prezydenta. A ten miał za plecami społeczeństwo obywatelskie, które pokazywało, gdzie leżą „czerwone linie”, ostrzegające przed zbyt dalekimi ustępstwami.

Zmiana kuratora: metody inne, cel ten sam

Po paryskim szczycie Moskwa dokonała znaczącej zmiany kadrowej. W styczniu 2020 r. rosyjskie i ukraińskie media obiegła informacja, że dotychczasowego kremlowskiego „kuratora samozwańczych republik na Donbasie” Władysława Surkowa zastąpił Dmitrij Kozak.

Surkow zrobił wiele dla ustanowienia putinowskiego systemu władzy. Jest autorem pojęcia „suwerenna demokracja”, przypisuje się mu również wprowadzenie przez Kreml do obiegu koncepcji ruskij mir. W 2013 r. został wysłannikiem Putina do kontaktów z ukraińskim prezydentem. Wiktor Janukowycz zrezygnował z podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE, co skończyło się Majdanem. Surkow latał do Kijowa, ale Janukowycz przegrał.

Doradca rosyjskiego prezydenta wrócił do gry wraz z „rosyjską wiosną” na Donbasie. Moskwa twierdziła: „Nas tam nie ma”. A jednocześnie w kwietniu przybyły z Rosji oddział pod dowództwem Igora Girkina zajął Słowiańsk. Na Donbasie wybuchła wojna, a Surkow został kuratorem tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej. W ujawnionym niedawno fragmencie rozmowy między Medwedczukiem i Surkowem, która odbyła się pod koniec 2014 r., przedstawiciel Kremla nazywa bojowników na Donbasie swoimi „podopiecznymi”.
(arch. autora)

Surkowowi przypisuje się niezrealizowaną ideę stworzenia na południowo-wschodniej Ukrainie „Noworosji”. Uważał, że Donbas powinien stać się strefą rosyjskich wpływów poza ukraińską jurysdykcją. Jego poglądy w kwestii regionu dobrze obrazuje wywiad udzielony w lutym 2020 r., w którym stwierdził, że obecnie Ukraina „nie istnieje”, ale „chochły [rosyjskie, obraźliwe miano Ukraińców] są uparci i ją stworzą” i dodał, że nie wiadomo jednak, w jakich granicach.

Zastąpienie Surkowa wiceszefem prezydenckiej administracji Kozakiem wywołało szereg spekulacji dotyczących ewentualnych zmian rosyjskiej polityki w kwestii Donbasu. Dla Kozaka ten kierunek działalności nie był całkowicie nowym – już w czasach Surkowa zajmował się on relacjami ekonomicznymi Rosji z „republikami”.

Niektórzy zobaczyli w przyjściu Kozaka szansę na postęp w uregulowaniu konfliktu na wschodzie Ukrainy, wskazując, że jest on bardziej bezpośredni od Surkowa i w przeciwieństwie do niego nie prowadzi zakulisowych gier. Sceptycy odpowiadali, że Kozak jest tylko wykonawcą i nie należy oczekiwać zmian, bo te zależą od jednej osoby – Putina.

W kontekście Donbasu warto przypomnieć podjętą przez Kozaka w 2003 r. próbę uregulowania konfliktu w Naddniestrzu. Przedstawił on wtedy plan, który zakładał federalizację Mołdawii, w której nie tylko Naddniestrze, ale również Gagauzja otrzymałyby specjalny status i mogłyby blokować inicjatywy ustawodawcze Kiszyniowa. Ostatecznie do podpisania planu nie doszło, ale sam pomysł wpisuje się w plany Rosji wobec Ukrainy, czyli również próby narzucenia idei federalizacji i „umocowania” w konstytucji specjalnego statusu Donbasu.

Bez większych zmian

Wprowadzone w lipcu zeszłego roku zawieszenie broni było jedynym, chociaż znaczącym, osiągnięciem w sprawie Donbasu. Relacje na poziomie formatów normandzkiego i mińskiego nie doprowadziły do progresu na innych płaszczyznach. Nie doszło nawet do kolejnych wymian przetrzymywanych w „republikach” osób.

Jesienią Rosja zaproponowała swój plan uregulowania konfliktu, wyznaczając następujący porządek działań: najpierw zmiany w Konstytucji dotyczące utworzenia wydzielonych rejonów i uchwalenie ustawy o specjalnym statusie Donbasu. W odpowiedzi Ukraina przygotowała „Plan wspólnych kroków”, prezentując „tradycyjny” ukraiński porządek działań: zwolnienie wszystkich przetrzymywanych osób, zwiększenie liczebności misji OBWE, wyprowadzenie wszystkich formacji zbrojnych z Donbasu, rozwiązanie miejscowych nielegalnych oddziałów, wreszcie odzyskanie przez Ukrainę kontroli nad granicą. To otwiera drogę do przeprowadzenia miejscowych wyborów.

Borys Gryzłow, rosyjski przedstawiciel w Trójstronnej Kontaktowej Grupie ds. Uregulowania Konfliktu na Donbasie stwierdził, że to rewizja porozumień mińskich z 2015 r. Wskazał również, że Kijowowi zależy przede wszystkim na kolejnym szczycie liderów formatu normandzkiego, co jest prawdą: Kijów słusznie uważa, że międzynarodowi partnerzy gwarantują powadzenie negocjacji z Rosją. A ta od lat próbuje przekonać społeczność międzynarodową, że nie jest stroną w konflikcie na Donbasie, który jest wewnętrznym problemem Ukrainy, a Kijów powinien rozmawiać bezpośrednio z „republikami”.

Nie strzelać!

Partnerem dla rozmów z Kozakiem po stronie ukraińskiej jest szef Biura Prezydenta Ukrainy Andrij Jermak. 9 marca poinformował, że Francja i Niemcy przy udziale Ukrainy przedstawiły Rosji odnowiony plan uregulowania konfliktu.

„Co do «nowego planu pokojowego»: na stole rozmów go nie ma. To kolejny mit” –odpowiedział w wywiadzie dla Interfaxu Kozak. Stwierdził jednocześnie, że Francja i Niemcy próbowały uzgodnić rekomendacje dla Trójstronnej Grupy Kontaktowej i przekazały je Rosji i Ukrainie. Chodzi o plan wykonania porozumień mińskich z 12 lutego 2015 r. Mający służyć uregulowaniu konfliktu dokument zawiera 13 punktów dotyczących zarówno kwestii bezpieczeństwa, jak i politycznych. Do dzisiaj nie zrealizowano nawet pierwszego z nich, mówiącego o pełnym zawieszeniu broni.

24 marca rosyjski „Kommiersant” opublikował propozycje Francji i Niemiec realizacji porozumień mińskich oraz poprawki Rosji i Ukrainy, a także komentarze przedstawicieli „republik” (nie mając jednak potwierdzenia wiarygodności wszystkich tych dokumentów). Różnica między wariantami rosyjskim i ukraińskim tradycyjnie dotyczy porządku wykonywania poszczególnych punktów porozumień. Rosja mówi o ustanowieniu ukraińskiej kontroli nad granicą z Rosją dopiero po wyborach, Kijów nalega, żeby to zrobić przed nimi.

Kontrowersje w ukraińskim społeczeństwie może też wywołać punkt dotyczący legalizacji „milicji ludowej” na terytorium ORDŁO (Oddzielne Rejony Donieckiego i Ługańskiego Obwodu – terytoria kontrolowane przez prorosyjskich bojowników). Problem polega na tym, że uzbrojone w ciężką broń korpusy armii Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej obecnie noszą nazwę milicji ludowej. Po drugie, w Ukrainie idea wspólnego patrolowania ukraińskiej policji i „milicji ludowej” przy wsparciu OBWE może zostać przyjęta z niechęcią.

Rosyjska wersja dokumentów potwierdza dotychczasowe dążenie Moskwy do przesunięcia rozmów z międzynarodowego formatu normandzkiego do mińskiego, gdzie są obecni przedstawiciele „republik”. Kijów chce, aby główny ciężar rozmów pozostał w formacie normandzkim, gdzie nie ma „republik”, a jest Rosją, którą uważa za agresora. Sytuacja pozostaje więc patowa.

Całkiem możliwe, że postępujące od stycznia zaostrzenie jest przede wszystkim próbą nacisku Rosji na ukraińskie władze i zmuszenia ich do kompromisu. Wyciek dokumentów w Rosji wskazuje, że na razie się to nie udało.

Walka na kilku frontach

Przewodniczący ukraińskiej delegacji w mińskiej Trójstronnej Grupie Kontaktowej Leonid Krawczuk w wywiadzie udzielonym „Deutsche Welle” pod koniec lutego stwierdził, że Zełenski zrozumiał już, że z Rosją nie uda się porozumieć. „Pomogła” w tym zdecydowana postawa patriotycznej części społeczeństwa, które na akcjach ulicznych uprzedzało Zełenskiego przed przekroczeniem „czerwonych linii”.

Sam Zełenski walczy obecnie na kilku frontach, wszystkich bezpośrednio lub pośrednio związanych z Rosją. Obok trwającego konfliktu na Donbasie zapowiedział ofensywę dyplomatyczną związaną z zaanektowanym w 2014 r. Krymem. Ma temu służyć powołanie Platformy Krymskiej, międzynarodowego formatu rozmów o przyszłości półwyspu będącego częścią zatwierdzonej „Strategii deokupacji i reintegracji Krymu”. Szczyt inaugurujący tę inicjatywę ma się odbyć 23 sierpnia. Rosja uważa temat Krymu za zamknięty, dlatego na każdy ruch Kijowa w tej sprawie reaguje nerwowo. Nakładając na Medwedczuka, związanych z nim ludzi i biznes sankcje, Zełenski uderzył do tego w interesy prorosyjskich sił w Ukrainie i wszystko wskazuje na to, że to nie koniec.
Piotr Andrusieczko – dziennikarz, publicysta specjalizujący się w tematyce ukraińskiej. Współpracuje na stałe z Gazetą Wyborczą, serwisem Outriders i Radio Tok Fm. W konkursie Grand Press w 2014 r. został wybrany Dziennikarzem Roku.

W rosyjskich państwowych mediach już od dłuższego czasu widać rozczarowanie działalnością ukraińskiego prezydenta. A to oznacza, że Rosja nie ma już powodów dla utrzymywania ciszy na Donbasie. Na razie nic jednak nie wskazuje, że miałaby nastąpić kolejna „wielka wojna”. Scenariusz eskalacji z rosnąca liczbą ofiar jest jednak jak najbardziej realny.