Nowa Europa Wschodnia (logo/link)

Karty zostały przetasowane przez wojnę w Górskim Karabachu. Na Kaukazie tworzy się nowy ład

- Nie możemy mówić o pełnym pokoju. Jest to porozumienie o zawieszeniu broni, które powstrzymało walki. Mamy pięć lat, czyli określony czas mandatu rosyjskiej misji pokojowej, aby doprowadzić do pewnego rodzaju stabilizacji, normalizacji i porozumienia politycznego - mówi Thomas de Waal w wywiadzie dla czasopisma "Nowa Europa Wschodnia".
Foto tytułowe
Dom w Górskim Karabachu podpalony przez Ormian przed przekazaniem terenu Azerom (Shutterstock)

Druga wojna o Górski Karabach pozostawiła Kaukaz Południowy w nowym ładzie geopolitycznym. Jakie są Pana zdaniem główne zmiany z punktu widzenia porządku międzynarodowego?

Ta wojna była porażką próby osiągnięcia wielostronnego, międzynarodowego, pokojowego rozwiązania konfliktu karabaskiego. Od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku wizja była następująca: w kwestii Karabachu ma miejsce nie tylko mediacja rosyjska, ale także mediacja ze strony Stanów Zjednoczonych i Francji. Częścią tej wizji było założenie, że zostanie zawarty jakiś rodzaj wielostronnego pokoju, być może podobnego do tego, który został zawarty na Bałkanach, ale bez jego wad. Takiego, który uwzględniałby problem łamania praw człowieka i któremu towarzyszyłaby pewna demokratyzacja i program integracji europejskiej. Taka była nadzieja. Ale ten konflikt zawsze był na obrzeżach Europy. Jest on o wiele bardziej marginalny dla Europy niż konflikty na Bałkanach. A ponadto region ten jest zupełnie inny.

Konflikt nie został rozwiązany z różnych powodów, za które można winić Zachód, jak również Rosjan. Ale przede wszystkim musimy winić lokalnych aktorów – Armenię i Azerbejdżan. Kraje te nie próbowały wykorzystać tej szansy. Konflikt ten przerodził się w drugą wojnę i pokój został wynegocjowany przez Rosję. Tak więc mamy teraz nominalną kontynuację wielostronnego, międzynarodowego procesu OBWE. W praktyce widzimy jednak, że Rosja jest głównym mediatorem i pośrednikiem, a w istocie głównym wentylem bezpieczeństwa, przy wsparciu Turcji, która jednak odgrywa mniejszą rolę. Europejczycy i Amerykanie nie są całkowicie wykluczeni, ale z pewnością zmarginalizowani. Wydaje mi się, że jest to jedyny przykład na świecie, gdzie mamy do czynienia z pokojem zawieranym na szczeblu regionalnym, w którym podmioty międzynarodowe pozostają na uboczu. To powrót do niezbyt wspaniałych tradycji Kaukazu z XIX i początku XX wieku, kiedy głównymi aktorami międzynarodowymi byli wielcy sąsiedzi, mocarstwa imperialne: Rosja, Turcja i Iran. To jest główny geopolityczny efekt tego konfliktu.

Czy uważa Pan, że zmierzamy w kierunku całkowitego wycofania się Zachodu – w tym USA – z Kaukazu?