Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak > Czajnik / 05.02.2023
Ula Idzikowska

Granica do przekroczenia. Azerowie w Iranie trudnią się przemytem ludzi

Azerbejdżan zawiesza działalność swojej ambasady w Teheranie po ataku na tę placówkę pod koniec stycznia. Zamachowiec zabił jednego z ochroniarzy, dwóch ranił i w ten sposób wstrząsnął napiętymi relacjami azersko – irańskimi. Zerwania stosunków dyplomatycznych na razie nie ma, działa konsulat generalny w Tebrizie, co jest bardzo ważne dla mieszkańców Azerbejdżanu Zachodniego na północy Iranu. W Iranie żyje kilkanaście milionów Azerów - najwięcej poza granicami kraju. Ich liczba rośnie, pracują coraz częściej dla przemytników ludzi przez granicę. W regionie oddalonym o tysiąc kilometrów od Teheranu nie ma pracy. Są góry i bieda.
Foto tytułowe
Widok z Iranu, z Azerbejdżanu Zachodniego na Górę Ararat (fot. Shutterstock)

Yusif nie wie, kiedy dostanie kolejne zlecenie. – Dzwonią, kiedy mnie potrzebują. To bardzo niepewna praca, każdy kurs może się okazać ostatnim.

Dwudziestoparolatek przewozi migrantów, którzy chcą przekroczyć granicę turecko-irańską. To pierwszy etap ich podróży do Europy. Yusif prowadzi swój samochód pod osłoną nocy. Nie wdaje się w rozmowy z pasażerami. Oni też milczą. Kierowca podejrzewa, że i tak nie byliby w stanie nic z siebie wykrztusić: za bardzo się boją. – Zazwyczaj to młodzi mężczyźni: Afgańczycy, Pakistańczycy, Syryjczycy.

Ci ostatni coraz częściej wybierają okrężną drogę do Europy. Nie mają innego wyjścia: w 2018 r. między Turcją a Syrią powstał budowany przez trzy lata 764-kilometrowy mur graniczny. Turcja zamierzała w ten sposób zwalczyć przemyt oraz nieuregulowaną migrację. Również na granicy turecko-irańskiej pojawił się mur – w zeszłym roku ukończono budowę 80-kilometrowego odcinka. Została tylko niebezpieczna droga przez góry. Yusif zaznacza, że czasami wśród pasażerów są kobiety i dzieci. Tak jak wtedy, gdy na umówionym miejscu czekało na niego 15 osób zamiast siedmiu. Drugi samochód się zepsuł, a przemytnicy nie zdążyli zorganizować zastępczego. – Nie mogłem ich zostawić na ulicy. Wszyscy wcisnęli się do mojego samochodu: pięciu mężczyzn w bagażniku, siedmiu na tylnym siedzeniu. Matka z dwójką dzieci z przodu obok mnie. Zwykle muszą się dobrze ukryć, ale tym razem byli widoczni jak na dłoni.

Yusif nigdy nie był tak przerażony, nie był w stanie skupić się na drodze. Kątem oka co chwilę zerkał na pasażerów. – Nie mogłem jechać tak szybko, jak zwykle. Bałem się, że dzieci i mężczyźni w bagażniku mogą odnieść obrażenia. Ostatecznie podróż zajęła ponad trzy godziny zamiast dwóch. Ale wydawało się, że trwała całą wieczność. Zwłaszcza dla tych ludzi.

Na marginesie

Yusif mieszka w Azerbejdżanie Zachodnim położonym na północno-zachodnim krańcu Iranu, tysiąc kilometrów od stolicy, Teheranu. W tym zapomnianym przez rząd regionie nie ma prawie żadnych miast z rozwiniętym przemysłem. Możliwości znalezienia pracy są więc niewielkie. Yusif na co dzień pracuje jako taksówkarz. Kursuje na 40-kilometrowej trasie między miasteczkiem Avajiq – najbardziej wysuniętym na zachód miastem w Iranie liczącym trochę ponad 1,5 tys. mieszkańców – i Maku, znacznie większym ośrodkiem miejskim położonym w górskim wąwozie, zamieszkałym przez prawie 47 tys. osób. Podróż przez góry w jedną stronę zajmuje Yusifowi 50 minut. Taksówkarz zawsze stara się dotrzeć do domu przed zachodem słońca. – W nocy jest niebezpiecznie. Drogi są nieoświetlone. Wypadki to norma.
Miasto Maku - Yusif zarabia jako przemytnik, by tu do szkoły mogły chodzić jego dzieci (fot. Shutterstock)

Mimo to Yusif regularnie igra z losem podczas nocnych kursów. To jedyny sposób, aby odłożyć na przeprowadzkę do Maku, gdzie trójka jego dzieci mogłaby pójść do szkoły. Yusif jedzie najpierw jedzie do Khoy – największego miasta w regionie, które leży 130 km od Avajiq. Tam odbiera ludzi i zabiera ich do kryjówki. Wraca po paru dniach. Maksymalnie trzech.

Ci, którzy na zlecenie przemytników zapewniają schronienie migrantom, oddychają z ulgą, gdy Yusif zjawia się, żeby zabrać ich w dalszą drogę. – Samo przyjmowanie ludzi to w sumie żadna praca: trzeba tylko przygotować kilka posiłków – mówi mi Farhid, który pracował dla przemytników przez dwa lata. Ale to niezwykle stresujące. – Nie zmrużyłem oka, kiedy migranci spali w naszym pokoju gościnnym. Uspokajałem się, dopiero gdy ruszali w dalszą drogę.

Farhid obawiał się, że sąsiedzi powiadomią irańską straż graniczną i zostanie aresztowany.

Przymykanie oczu

Chociaż Iran i Turcja podkreślają znaczenie ochrony granic, irańska straż graniczna czasami przymyka oko, gdy migranci opuszczają Iran przez Azerbejdżan Zachodni. Jak podaje irańska agencja prasowa Mehr News, służba jest niedofinansowana – strażnicy nie mają odpowiednich środków, żeby patrolować granice z trzema państwami (Turcją, Azerbejdżanem i Irakiem), które ciągną się przez 986 kilometrów. Do ich zadań należy nie tylko zapobieganie nieuregulowanej migracji, ale również kontrola pod kątem przemytu towarów, zwierząt gospodarskich, alkoholu i broni.

Według Khana Aghi, jednego z migrantów, który dostał się do Turcji w 2018 r., „Iran wywiera coraz większą presję na Afgańczyków, aby ci opuścili kraj”. Heshmat Rahimi, inny młody Afgańczyk, wyjechał z Iranu, bo obawiał się deportacji do ojczyzny: „Liczyłem na to, że w Turcji będę bezpieczny. Obawiałem się, że na granicy złapie mnie irańska policja, ale oni byli zajęci swoimi sprawami”, opowiadał w wywiadzie dla tureckiej agencji prasowej Anadolu Agency.

Iran i Pakistan przyjmują najwięcej Afgańczyków na świecie. Figurują też na liście dziesiątki krajów, w których przebywa najwięcej uchodźców.
Na pierwszym miejscu jest Turcja, z 3,5 milionami. Od czasu wzmożonego napływu azylantów do Europy w 2015 r. władze irańskie deportują więcej Afgańczyków, którzy dostali się do Iranu nielegalnie. W ubiegłym roku wróciło tam – przymusowo i dobrowolnie łącznie – 850 tys. osób. To największa dotąd liczba powrotów z Iranu.

Rząd irański stosował surową politykę wobec afgańskich migrantów – tych posiadających odpowiednie dokumenty, jak i tych, którzy nie mają pozwolenia na pobyt, tych starających się o azyl i ze statusem uchodźcy – jeszcze przed kryzysem. Farhad Arian, starszy specjalista ds. badań w Edmund Rice Centre w Sydney pisał w 2017 r. o ograniczeniach prawnych i przeszkodach biurokratycznych, które w dużej mierze naruszają prawa Afgańczyków przebywających w Iranie. Wykroczenia te przyjmowały różne formy: od deportacji, odmowy prawa do edukacji, braku możliwości zatrudnienia, pracy przymusowej, braku dostępu do opieki zdrowotnej, przymusowej separacji rodzin, regularnego znęcania się fizycznego, maltretowania w ośrodkach detencyjnych po przymusowy werbunek do walki w Syrii. Dlatego też wiele Afgańczyków decyduje się na opuszczenie Iranu.

Azerbejdżan Zachodni jest za daleko

Po odebraniu migrantów z domów-kryjówek Yusif zabiera ich w okolice gór. Tam czekają na nich lokalni przewodnicy, którzy znają nieprzyjazne otoczenie jak własną kieszeń. Są zatrudniani przez przemytników, którzy nie zamierzają ryzykować życia. Doskonale zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą przeprawa przez zaśnieżone wąwozy i przełęcze.
Irański reżyser Abolfazl Talooni


– Ci ludzie docierają do miejsc, gdzie nikt nie odważyłby się zapuścić. To obszary niedostępne nawet dla zwierząt – mówi mi irański reżyser Abolfazl Talooni. – Miejscowi ryzykują życie, otrzymując niewiele w zamian. Przemytnicy wykorzystują ich trudną sytuację. Wiedzą, że ci ludzie często nie mają zbytniego wyboru.

Talooni, który od lat mieszka w Londynie, zna problemy mieszkańców Azerbejdżanu Zachodniego; jego rodzice pochodzą z jednej z tamtejszych wsi. W 1979 roku przenieśli się do Teheranu, ale spędzali każde lato w regionie. Kilka lat temu Talooni postanowił wrócić w rodzinne strony. Niewiele się tam zmieniło: – Infrastruktura wciąż pozostawia wiele do życzenia. Najbliższe szkoły i szpital znajdują się pięć godzin drogi od wioski, a między wsiami nie ma połączenia autobusowego.

Miejscowi opowiedzieli Talooniemu o młodych mężczyznach, którzy zginęli w górach, gdy przedzierali się przez zaspy z Afgańczykami. Daleki kuzyn reżysera też zamarzł na śmierć podczas jednej z wypraw. Przeżył tylko jego koń. Bo „konie mają więcej krwi niż ludzie”, stwierdził jeden z mieszkańców po tragedii. To zdanie poruszyło Talooniego. Postanowił tak zatytułować swój film dokumentalny o szlaku migracyjnym z Iranu do Turcji. – Docierają do nas wiadomości o sytuacji migrantów i uchodźców w greckich obozach. W mediach brakuje natomiast początku tej opowieści, która rozgrywa się na niedostępnych szlakach irańskich gór. To przemilczana historia: Azerbejdżan Zachodni jest po prostu za daleko. Media nie zwracają uwagi na to, co dzieje się w tej części świata.

Niepewna sytuacja mniejszości w Iranie

Mieszkańcy Azerbejdżanu Zachodniego, którzy chcą poprawić swoją sytuację życiową, mogliby teoretycznie przeprowadzić się do Teheranu. Ale często natrafiają tam na jeszcze większe trudności. – W stolicy mieszkańcy biedniejszych regionów mogą liczyć tylko na słabo płatną pracę, bo często nie posiadają żadnych kwalifikacji. A życie w Teheranie jest droższe– wyjaśnia Talooni. – Ponadto są narażeni na dyskryminację ze względu na swoje pochodzenie. Wszyscy od razu słyszą, że mają do czynienia z Azerami.

Azerowie stanowią najliczniejszą mniejszość etniczną w Iranie. Jest ich około 13 milionów – to 16 % całej populacji. Większość z nich mieszka w Azerbejdżanie Zachodnim, co trzeci Azer przeprowadził się do stolicy. W 81-milionowym Iranie co trzeci obywatel należy do jakiejś mniejszości etnicznej. Jak podaje Minority Rights Group, ich przedstawiciele regularnie spotykają się z szykanami i marginalizacją ze strony władz irańskich. Różnice etniczne w Iranie nabrały politycznego znaczenia dopiero w XX wieku. Szach Reza Pahlawi, który doszedł do władzy w 1925 r., postawił sobie za cel centralizację władzy i stworzenie jednolitego państwa. W tym celu narzucił społecznościom koczowniczym osiadły tryb życia, przyczyniając się do zniszczenia kultury plemiennej. Językiem urzędowym stał się perski. Wówczas posługiwało się nim zaledwie 45% ludności. W ramach wymuszonej persjanizacji zmieniono azerskie, kurdyjskie, beludżskie, arabskie i turkmeńskie nazwy na perskie oraz zmuszono rodziców do nadawania swoim dzieciom perskich imion.

Sytuacja mniejszości pogorszyła się z powodu trwającego od 2018 r. kryzysu gospodarczego, podawał w 2019 r. Specjalny Sprawozdawca ONZ ds. praw człowieka. Gospodarka załamała się, gdy były już prezydent USA Donald Trump wycofał się z zawartego w 2015 r. porozumienia i przywrócił sankcje, które pogrążyły kraj w największym kryzysie od lat 80. Iran nie mógł eksportować większości ropy naftowej, a rial stracił około 80% swojej wartości w stosunku do dolara, napędzając inflację, tracąc siłę nabywczą i wpychając miliony rodzin w ubóstwo.

Niedoinwestowane regiony, w tym Azerbejdżan Zachodni, odczuły skutki kryzysu jeszcze mocniej niż reszta kraju. W 2018 r. Centrum Badawcze irańskiego parlamentu oszacowało, że co piąty mieszkaniec Azerbejdżanu Zachodniego żyje poniżej progu absolutnego ubóstwa.
W listopadzie 2018 r. wynosił on w miastach 600 tys. tomanów (520 zł; w zeszłym roku Irańskie Zgromadzenie Konstytucyjne zdecydowało, że toman zastąpi riala) na osobę i ponad 1,6 miliona tomanów (prawie 1400 zł) na czteroosobowe gospodarstwo domowe.

Przez ostatnie trzy lata sytuacja pogorszyła się w całym kraju. Pandemia pogłębiła kryzys ekonomiczny. Obecnie „ponad 60% irańskiego społeczeństwa żyje we względnym ubóstwie, ponieważ płace wystarczają na pokrycie około jednej trzeciej kosztów utrzymania”, opowiadał Faramarz Tofighi, szef komitetu płac Islamskiej Rady Pracy w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „The Financial Times”. „Połowa osób żyjących poniżej granicy ubóstwa zmaga się ze skrajnym ubóstwem”.
Pasterze w Zachodnim Azerbejdżanie, Iran (fot. Shutterstock)


Bezrobocie w kraju wynosi obecnie 11%, wśród młodzieży nawet 16,5%. W Azerbejdżanie Zachodnim jest o 2,3% wyższe. Od wybuchu pandemii wskaźnik ten stale wzrasta. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje, że w grudniu 2026 r. średnia stopa bezrobocia w Iranie osiągnie 12,5 procent.

Mieszane uczucia

Do niedawna mieszkańcy Azerbejdżanu Zachodniego zajmowali się m.in. hodowlą owiec. Od 2018 r. wypas zwierząt na chronionych terenach przygranicznych stał się dużo trudniejszy z powodu nałożonych przez rząd ograniczeń. Wprowadzone obostrzenia mają chronić okoliczne ekosystemy. „Nadmierny wypas na terenach wysokogórskich zagraża różnorodności gatunkowej roślin i zmniejsza bazę pokarmową dzikich zwierząt kopytnych”, podaje raport Światowego Funduszu na rzecz Przyrody.

Od tej pory w okolicy zaczęli się pojawiać urzędnicy, którzy filmowali stada. Później hodowca otrzymywał wysoką grzywnę, obliczoną na podstawie liczby pasących się owiec. W przypadku odmowy odbierano mu inwentarz. Z tego powodu niektórzy hodowcy zdecydowali się na współpracę z przemytnikami. Tak jak Farhid. Ostatecznie zmusiła go do tego powódź w regionie. Przez wiele tygodni nie mógł wypasać owiec. – Musiałem kupić siano, żeby nakarmić zwierzęta. Załatwienie pożyczki zajęłoby miesiące. Poza tym nie było żadnej pewności, że ją dostanę. Więc zdecydowałem się przenocować kilku Afgańczyków i w ten sposób szybko rozwiązałem problem. Farhidem targają mieszane uczucia: z jednej strony cieszy się, że może pomóc Afgańczykom w poszukiwaniu lepszego życia. Z drugiej strony wie, że droga do Europy przez góry jest niebezpieczna. Nie raz widział, jak taka wyprawa może się skończyć. Wiosną regularnie napotyka zamarznięte ciała, gdy zabiera swoje owce w góry. Raz natknął się na pięcioosobową rodzinę. Skuloną i zamarzniętą na śmierć w głębokiej dolinie pokrytej śniegiem. Rozpoznał ich: jeszcze kilka miesięcy wcześniej spali w jego pokoju gościnnym. – Musieliśmy z bratem wynająć konia, żeby zabrać ich do wsi. – Leżą pochowani na cmentarzu w Avajiq, bo nikt nie odebrał ciał.

Niewidzialna grupa

Ula Idzikowska - dziennikarka, reporterka. Pisze o migracji i tematyce społecznej; publikowała m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, Oko.press i „non/fiction”. Przez wiele lat mieszkała w Holandii i Belgii, obecnie mieszka w czeskiej Pradze.

Inne artykuły Uli Idzikowskiej
W 2019 r. odnotowano największą liczbę migrantów przybywających do Turcji w nieuregulowany sposób w ciągu ostatnich 15 lat: jak podaje tureckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, władze w tureckich prowincjach przygranicznych zatrzymały ponad 450 tys. osób. Byli wśród nich Afgańczycy (200 tys.), Pakistańczycy (70 tys.), Syryjczycy (55 tys.) i Palestyńczycy (12 tys). Ze względu na pandemię rok temu zatrzymań było znacznie mniej, bo 113 tys. Nie wiadomo, ilu Azerów pomaga migrantom w przekroczeniu granicy.

Wszystkie imiona bohaterów – z wyjątkiem Talooniego – zostały zmienione ze względu na ich bezpieczeństwo.

Artykuł został po raz pierwszy opublikowany w 2021 roku na stronach portalu Nowa Europa Wschodnia.