Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Międzymorze / 07.07.2021
Filip Rudnik
Łukaszenka używa "żywej broni" przeciwko Zachodowi
Na początku lipca na Litwie ogłoszono „sytuację ekstremalną”, usprawniającą działanie władz na zewnętrznej granicy UE. Ma to związek z niekontrolowanym napływem bliskowschodnich uchodźców, którzy dziesiątkami przedostają się przez granicę z Białorusią za przyzwoleniem Alaksandra Łukaszenki.
Nielegalni imigranci zatrzymani przez litewską straż graniczną (pasienis.lt)
„To my wstrzymywaliśmy napływ narkotyków i migrantów, teraz będziecie musieli ich sami brać i łapać”, huknął w typowym dla siebie buńczucznym stylu Łukaszenka podczas majowego wystąpienia przed białoruskim parlamentem. Słowa kierował rzecz jasna nie do posłów, lecz do tych, którzy organizują „kolorowy blitzkrieg” przeciwko Białorusi, a więc na Zachód. W odwecie za jego wsparcie dla swoich oponentów jest gotów celowo rozluźnić kontrolę nad zachodnimi granicami swego kraju, doprowadzając do natężenia przemytu i nielegalnego tranzytu.
Od momentu uprowadzenia Ramana Pratasiewicza i europejskiej odpowiedzi w postaci sankcji nałożonych na reżim, Łukaszenka w retoryce i groźbach idzie coraz dalej. W wojowniczym orędziu z okazji rocznicy inwazji hitlerowskich Niemiec na Związek Radziecki porównał on agresję do rzekomej wojny hybrydowej wymierzonej przeciwko Białorusi. Stąd wynika konieczność obrony suwerenności: „Oni żądają od nas, abyśmy ochronili ich od kontrabandy, od narkotyków. A zza drugiej strony Atlantyku słychać sygnał: pomóżcie, tak jak wcześniej, zatrzymać materiały radioaktywne, aby te nie trafiły do Europy. Aż chce się zapytać: a wy co, powariowaliście do reszty?! Rozkręciliście przeciwko nam wojnę hybrydową, a teraz żądacie od nas, abyśmy was chronili tak jak kiedyś?”.
Oprócz nasilenia się kontrabandy papierosów, z której reżim czerpie intratne korzyści, białoruskie władze wpadły na kolejny pomysł na zarobek i wywarcie presji na Zachód. Od początku tego roku litewskie MSW poinformowało o zatrzymaniu ponad 1200 nielegalnych migrantów, głównie pochodzących z Iraku – to więcej niż przez trzy poprzednie lata łącznie. Ich napływ zdaje się przyspieszać – w pierwszych dniach lipcach informowano, że dobowa liczba nielegalnych przekroczeń przekracza 100. Dla Litwinów sprawa jest jasna. Proceder przepuszczania uchodźców przez białorusko-litewską granicę stanowi odwet za wsparcie Republiki Litewskiej dla białoruskiej opozycji.
„To nic innego jak szantaż, bardzo zresztą typowy dla tego reżimu”, zaznacza Vytis Jurkonis, politolog z Uniwersytetu Wileńskiego i ekspert ds. Białorusi. „Od lat zarzucał on Litwie, że ta nie chroni wystarczająco granic. Tymczasem nieprzerwanie trwa proceder przemytu papierosów pod kuratelą białoruskich władz. Oni nigdy nie chronili granicy, używają jej dla swoich korzyści. Teraz robią to samo z migrantami”.
Przesłuchiwani na terenie Litwy przybysze niechętnie udzielają informacji, a z doniesień medialnych wynika, że ich zeznania znacząco się ze sobą różnią – stąd trudno ustalić, jaki jest dokładny wymiar zaangażowania reżimu w przerzut Irakijczyków do UE. Na cały proces musiało pójść odgórne zezwolenie – w maju zwiększono liczbę bezpośrednich lotów z Bagdadu do Mińska od dwóch do czterech tygodniowo, a białoruskim dziennikarzom udało się potwierdzić parę faktów świadczących o uczestnictwie władz w całej sprawie.
„Wiemy teraz na pewno, że Irakijczycy, którzy przylatują w celu przekroczenia granicy z Litwą, są meldowani tylko w czterech konkretnych hotelach”, wyjaśnia Tadeusz Giczan, redaktor białoruskiego portalu informacyjnego NEXTA oraz doktorant na londyńskim UCL. „Na mińskim lotnisku nie sprawdza się wiz tym, którym podróż organizowało biuro podróży Centrkurort. To spółka-córka państwowego Zarządu ds. Prezydenta, któremu podlega szereg innych firm – to pewnego rodzaju imperium biznesowe Łukaszenki, formalnie należące do państwa, ale nie wiadomo, dokąd idą przychody przez nie generowane”.
Andriej Sawinych, szef parlamentarnego komitetu ds. międzynarodowych, w komentarzu dla państwowej telewizji tymczasem zapewniał, że wszyscy pasażerowie lotów relacji Bagdad–Mińsk to turyści „samowystarczalni”. Podróżnicy trafiają na Białoruś w celu „zapoznania się z białoruską kulturą i cywilizacją”.
Oczywiście nie ma podstaw sądzić, że tak nie jest – idąc za tokiem rozumowania Sawinycha, część z nich przecież jest tak zainteresowana pogłębieniem swojej wiedzy na temat historii Białorusi, że trafiają nawet na Litwę, która przecież ongiś wchodziła w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego. Problem jednak w tym, że Irakijczycy stanowią kolejną ofiarę białoruskiego reżimu. Według słów Eweliny Gudzinskaitė z litewskiego departamentu migracji, podróżujący trafiają do Mińska, gdzie są przewożeni pod granicę przez specjalnych kierowców. Po wysiadce wskazuje się im palcem kierunek: „Tam jest Europa”. Migranci przechodzą na teren drugiego kraju ignorowani przez białoruskich pograniczników, zatrzymywani już przez Litwinów po drugiej stronie. Za tę przyjemność, według informacji zdobytych przez białoruską opozycję, mają płacić od 3 do 6 tys. dolarów.
Litwini umacniają granicę
W odpowiedzi na nielegalny przepływ migrantów litewskie MSW włączyło do pomocy straży granicznej Służbę Ochrony Cywilnej i Związek Strzelców Litewskich, a od początku lipca do strzeżenia terytorium został zaangażowany także unijny Frontex. Szefowa resortu Agnė Bilotaitė oświadczyła, że białoruski reżim za pomocą Irakijczyków toczy przeciwko Litwie wojnę hybrydową.
W ramach przeciwdziałania ewentualnemu kryzysowi migracyjnemu w czerwcu oddano do użytku obóz dla uchodźców w Podbrodziu, gdzie są kierowani przybysze zza białoruskiej granicy. Pod koniec czerwca wybuchł w nim konflikt, kiedy część ulokowanych chciała opuścić jego teren. Służby porządkowe uciekły się do strzałów w powietrze i rozpylenia gazu łzawiącego, co odbiło się echem w lokalnych mediach. Mieszkańcy Podbrodzia obawiają się następnych sytuacji o analogicznym charakterze.
„Należy przyznać, że to nowa sytuacja dla migracyjnego systemu Litwy”, zaznacza Jurkonis. „Wcześniej nie byliśmy wystawieni na podobną próbę, z taką liczbą [uchodźców – przyp. red.]. Wiosenny napływ zaczął się w kwietniu; nie mamy wystarczającej infrastruktury, żeby wszystkich odpowiednio rozlokować. Dlatego stosujemy środki tymczasowe. Wśród Litwinów nie widać z tego powodu paniki, ale jest odczuwalna pewna presja”.
Politolog podkreśla, że w całej sprawie uderzają podwójne standardy białoruskiego reżimu. W grudniu 2020 r. rząd Republiki Białoruś – pod pozorem walki z rozprzestrzenianiem się COVID-19 – znacząco ograniczył możliwości wyjazdowe dla własnych obywateli, posiadających nawet zezwolenie na pobyt w innych krajach. „Widzimy więc, że reżim kontroluje granice tylko wtedy, kiedy nie chce zezwolić swoim obywatelom na wyjazd. Co więcej, napływ nielegalnych migrantów torpeduje także cały system migracyjny Litwy, spowalniając proces przyznawania wiz dla Białorusinów”.
Wybór celu ataku można tłumaczyć różnorako – przede wszystkim to właśnie Republika Litewska przyjęła pod swoje skrzydła przywódczynię wolnej Białorusi, Swiatłanę Cichanouską. Litewscy politycy stanowią ponadto najbardziej zaciekłych przeciwników Łukaszenki na forum międzynarodowym, opowiadając się za twardymi sankcjami i izolacją Mińska. Oprócz tego Litwa jest krajem o mniejszej populacji i mniejszych zasobach infrastrukturalnych niż również sąsiadująca z Białorusią Polska – pojawienie się tam paru setek nielegalnych migrantów jest więc o wiele bardziej problematyczne. Łukaszenka próbuje jednak swoich sił i w Polsce – 6 lipca podlascy funkcjonariusze Straży Granicznej zatrzymali 40 Afgańczyków, którzy przekroczyli zieloną granicę ze strony białoruskiej.
Łukaszenka szarżuje dalej
Szantaż pod postacią rozluźniania kontroli granicznej i przepuszczania nielegalnych migrantów nie jest niczym nowym. Prezydent Turcji od lat grozi Europie zalaniem kontynentu syryjskimi uchodźcami, domagając się wsparcia dla swoich działań w Syrii. Również Kreml w ten sam sposób próbował destabilizować Zachód, organizując przerzut mieszkańców Azji Środkowej do Norwegii i Finlandii. To, co jednak odróżnia postępowanie Łukaszenki od powyższych przykładów, to brak racjonalnej kalkulacji politycznej.
„Być może Łukaszenka liczy na to, że w ten sposób nadszarpnie europejską solidarność i zajmie Litwę problemem migrantów, co doprowadzi do spadku międzynarodowej aktywności litewskich polityków na rzecz Białorusinów”, sugeruje Jurkonis. „To mimo wszystko nie zadziała. Proceder nielegalnego tranzytu uchodźców do UE potwierdza, że działania białoruskiego reżimu nie stanowią sprawy wyłącznie bilateralnej, litewsko-białoruskiej, ale jest to problem dla całej Wspólnoty Europejskiej”. W przypadku skutecznego przedstawienia na unijnym forum nacisku na litewskie granice jako zagrożenia dla Europy jeszcze bardziej utrudnione zostaną próby chociażby minimalnego wyjścia z izolacji, jaką otoczono Mińsk.
Łukaszenka testuje możliwości ogłoszenia amnestii dla części więźniów politycznych, wykorzystując kilku z nich do celów propagandowych – co potwierdza eksploatacja Pratasiewicza na konferencjach prasowych, podczas których opozycjonista zarzeka się, że jest traktowany przez reżim po ludzku oraz żałuje swojej wcześniejszej działalności. Te markowane kroki „liberalizacji”, nawet jeśli faktycznie przeprowadzone, będą więc ustawicznie niweczone agresywnością otoczenia Łukaszenki.
„Teraz reżim sam zadaje sobie ciosy swoimi nieobliczalnymi działaniami – czy to porwaniem samolotu Ryanaira, czy wojną z prywatnym biznesem w kraju, czy właśnie zalewaniem Litwy migrantami. Tego jest więcej. Widać, że decyzje są podejmowane spontanicznie, bez liczenia się z konsekwencjami”, konkluduje Giczan. Redaktor zaznacza, że jeszcze rok temu na naradach białoruskich decydentów pojawiali się ludzie z MSZ, starający się zachować minimalnie poprawne relacje z Zachodem. „Teraz jednak ich nie ma, a górę wzięli zwolennicy rozwiązań siłowych”.
Nielegalni migranci na Litwie stanowią więc kolejny kontrproduktywny krok ze strony reżimu – siłowa presja najprawdopodobniej jedynie wzmocni antyłukaszenkowską retorykę na forum międzynarodowym. Litwini jako ofiara organizowanego tranzytu nielegalnych „turystów” otrzymali kolejny mocny dowód na to, że Mińsk prowadzi w istocie politykę natury terrorystycznej. Organizacja tego procederu stanowi następną bezpośrednią ingerencję w bezpieczeństwo UE, tak jak wcześniejsze zatrzymanie cywilnego samolotu.
Filip Rudnik - stały współpracownik "Kultury Liberalnej", analityk w firmie doradczej Esperis, konsultant dla European Endowment for Democracy.
Zaburzając spokój na granicach, Łukaszenka wydaje się szkodzić przede wszystkim sobie samemu, zamykając przed sobą już i tak niewielkie pole do negocjacji z Zachodem.