Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak > Karawana / 24.08.2021
Dominik Derlicki

Liban pogrążył się w ciemności

Na kilka dni przed pierwszą rocznicą tragicznego wybuchu w Bejrucie Liban znalazł się na krawędzi wojny domowej. Przyczyną nie jest chęć rozliczenia winnych zeszłorocznej tragedii, ale waśnie rodowe i podziały religijne.
Foto tytułowe
Demonstranci obrzucili kamieniami budynek Banku Centralnego Libanu (Shutterstock)

W sobotę 31 lipca 2021 r. upał w Bejrucie stał się nieznośny. Kto mógł, wyrwał się z miasta w góry albo nad morze. Ja wybrałem się na plażę w Tyrze (po arabsku Ṣūr) – jednego z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanych miast świata, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tyr jest pełen antycznych zabytków, ale ja zająłem się odkrywaniem jego podwodnych skarbów. Na głębokości zaledwie kilku, kilkunastu metrów pod poziomem morza znajduje się pełno pozostałości po starożytnym mieście – powalonych kolumn, fragmentów ceramiki i sprzętów codziennego użytku. Zatłoczoną plażę opuściłem jako jeden z pierwszych, żeby przed nadejściem wieczoru zdążyć z powrotem do Bejrutu. Po drodze wzdłuż libańskiego wybrzeża mijałem malownicze nadmorskie miejscowości, takie jak Sydon, Jiyeh i Khaldeh.

Krwawa Aszura

Miałem szczęście, że wróciłem przed zapadnięciem zmierzchu, bo zaledwie kilka godzin później, na przyjęciu weselnym w Jiyeh, w ogrodzie restauracji, obok której przejeżdżałem, raniono jednego z gości i zastrzelono Alego Szibli, miejscowego członka Hezbollahu. Kolejnego dnia, 1 sierpnia, w pobliskim Khaldeh pochód pogrzebowy z ciałem zabitego został ostrzelany. Pięć osób zginęło. Zabójcą z wesela był Ahmed Zaher Ghosn. Jak zeznał po aresztowaniu, chciał się zemścić za śmierć młodszego brata Hassana, który zginął rok wcześniej w trakcie zamieszek, jakie wybuchły podczas muzułmańskiego święta Aszura.

Prorok Mahomet nie zostawił po sobie męskich potomków, więc po jego śmierci w 632 r. nie było pewne, kto zajmie jego miejsce, co doprowadziło do podziału w islamie. Według sunnitów prawowitym następcą proroka był Abu Bakr, pierwszy kalif. Z kolei szyici za swojego przywódcę uznali Alego ibn Abu Taliba, zięcia Mahometa. Święto Aszury upamiętnia dla tych drugich męczeńską śmierć syna Alego, Husajna, w bitwie pod obecnie iracką Karbalą w 680 r., w wyniku której władzę w regionie zdobyła sunnicka dynastia Umajjadów z Syrii. Konflikt ten trwa do dzisiaj, a jego głównymi stronami są dwie regionalne potęgi – szyicki Iran i sunnicka Arabia Saudyjska.

W 2020 r. Aszura wypadła 27 sierpnia. Kilka dni przed rozpoczęciem święta w centrum handlowym w Khalded należącym do Alego Szibli wywieszono transparenty upamiętniające Husajna ibn Alego. Nie spodobało się to szejkowi Omarowi Ghosnowi, który zagroził spaleniem transparentu. Ali Szibli nie ugiął się, co doprowadziło do zamieszek, w efekcie których zginęły dwie osoby, w tym 15-letni Hassan Zaher Ghosn, a samo centrum handlowe spłonęło.

Sobotnie zabójstwo tylko pozornie jest kolejnym rozdziałem waśni dwóch skłóconych rodzin, w rzeczywistości stanowi lokalną odsłonę konfliktu rozrywającego cały region. Szejk Omar Ghosn reprezentuje tradycyjne sunnickie klany, a zabity Ali Szibli był szyitą należącym do wspieranego przez Iran Hezbollahu, czyli po arabsku Partii Boga. Uważany przez wiele państw zachodnich jest za organizację terrorystyczną, Hezbollah powstał w czasie wojny domowej w Libanie, która trwała w latach 1975–1990. Za główny cel obrał sobie walkę z Izraelem, który interweniował zbrojnie i zajął część kraju. Od tego czasu stanowi znaczącą siłę polityczną w tym niewielkim kraju.

Liban, tak jak wiele innych państw regionu, w tym Syria i Jemen, przynajmniej od czasu wojny domowej stał się polem bitwy między szyitami a sunnitami, a także państwami, które przynajmniej deklaratywnie bronią interesów tych grup. Zresztą całkiem możliwe, że Szibli i szejk Ghosn, zanim zaczęli wojować w rodzinnym kraju, to już wcześniej walczyli ze sobą w Syrii – oczywiście po różnych stronach barykady. Brat Alego, Husajn, zginął w 2013 r., walcząc dla Hezbollahu w Syrii. Według „Arab News” był tam wraz z Alim. Z kolei „Lebanon News” donosi, że szejk Ghosn jest podejrzewany o nielegalny transport bojowników walczących w Syrii z Libanu, a także o udział w zamachu bombowym w Bejrucie w 2014 r.

Państwo upadłe

Weekendowej tragedii dałoby się uniknąć, ale doszło do niej przez zaniedbanie libańskiego państwa. Rodzina zabitego chłopca przez rok domagała się sprawiedliwości przed libańskimi instytucjami państwowymi. Ali Szibli nie stanął jednak przed sądem, który zadecydowałyby o jego winie, nawet nie trafił do aresztu. Zapewne ze względu na swoje powiązania z Hezbollahem.

O słabości libańskiego państwa nie trzeba nikogo przekonywać – od 2019 r. partie polityczne w Libanie nie są w stanie sformować rządu, a do odpowiedzialności nadal nie zostali pociągnięci winni tragedii, do której doszło 4 sierpnia 2020 roku w magazynie portowym nr 12 w Bejrucie. Składowano tam 2750 ton saletry amonowej, którą skonfiskowano jeszcze w 2013 r. z pokładu mołdawskiego statku. Rząd Libanu nie reagował na prośby służb portowych, żeby ten ładunek zutylizować lub przekazać wojsku. Wieloletnie zaniedbanie doprowadziło do zaprószenia ognia i wybuchu, w wyniku którego ponad 200 osób zginęło, tysiące zostało rannych, dziesiątki tysięcy straciło dach nad głową. Była to jedna z najsilniejszych eksplozji nienuklearnych spowodowanych przez człowieka.

Waluta libańska od 2019 r. straciła 90% swojej wartości, co w praktyce oznacza, że ludzi zarabiających średnią krajową nie stać na zakup najpotrzebniejszych produktów, takich jak leki czy żywność. Pensja minimalna wynosi 675 tys. funtów libańskich, czyli ok. 135 zł, a  prąd z prywatnego generatora o natężeniu 5 amperów na miesiąc kosztuje ok. 160 zł. Połowa kobiet (w tym 66% nastolatek) nie może sobie nawet pozwolić na zakup podpasek. Według danych ONZ aż 55% mieszkańców Libanu żyje w ubóstwie, a Bank Światowy szacuje, że bezrobocie w kraju sięga prawie 50%. UNICEF informuje, że co trzecie z 1,2 mln dzieci w wieku szkolnym nie chodzi do szkoły. Liban posiada również najwyższy na świecie odsetek uchodźców w populacji – na 6,9 mln mieszkańców kraju 1,5 mln stanowią uchodźcy z Syrii, dalsze 200 tys. – Palestyńczycy, co dodatkowo utrudnia i tak pogarszającą się w zastraszającym tempie sytuację w kraju.

Przerwy w dostawie energii elektrycznej stały się codziennością, sytuacją nadzwyczajną jest prąd przez dwie lub trzy godziny dziennie. Ludzie podłączają się, sowicie za to płacąc, do prywatnych generatorów znajdujących się w sklepach czy blokach mieszkalnych, żeby jakoś przetrwać. Generatory pracują jednak coraz rzadziej, ponieważ brakuje do nich paliwa, które jest racjonowane. Nie da się przejechać przez Bejrut, kiedy trwa sprzedaż paliwa, bo do stacji benzynowych od rana ustawiają się kilometrowe kolejki. Między zdesperowanymi kierowcami dochodzi do bójek, mimo że stacje są często zabezpieczane przez policję i wojsko. Taka bójka w Trypolisie skończyła się w poniedziałek 9 sierpnia strzelaniną z użyciem nie tylko broni palnej, ale również granatów, w wyniku której zginęły dwie osoby. Nie były to jedyne ofiary śmiertelne walk o paliwo tego dnia.

Do jeszcze tragiczniejszej sytuacji doszło 15 sierpnia, w nocy z soboty na niedzielę, w regionie Akkar na północy kraju. Na skutek decyzji rządu o zlikwidowaniu subsydiów importowych na paliwo, którego cena w ciągu ostatniego roku i tak wzrosła ponadtrzykrotnie, Libańskie Siły Zbrojne włączyły się aktywnie do gry o zasoby pozostałe w kraju. W miejscowości Altalil, zaledwie 4 km od granicy z Syrią, wojsko przejęło cysternę z czarnorynkowym paliwem i zaczęło je dystrybuować wśród mieszkańców. Najprawdopodobniej ze względu na walki z użyciem broni palnej między ponad 200 osobami zgromadzonymi wokół cysterny doszło do eksplozji, w wyniku której przynajmniej 28 osoby straciły życie, a 79 zostało ciężko rannych. Były premier Libanu, sunnita Saad Hariri porównał tę masakrę do wybuchu w porcie w Bejrucie z 4 sierpnia 2020 r. i zaapelował, żeby chrześcijański prezydent Michel Aoun wraz z innymi urzędnikami państwowymi podał się do dymisji.
To nie pierwszy raz, gdy Liban pogrąża się w anarchii i chaosie. Ludzie nadal pamiętają 1975 r., kiedy rozpoczęła się trwającą 15 lat wojna domowa, którą wykorzystywały i podsycały państwa ościenne.

Grzech założycielski

Powodów słabości libańskiego państwa należy szukać w jego genezie. Jeszcze w XIX w. teren dzisiejszego Libanu był podzielony na różne prowincje tureckiego Imperium Osmańskiego. Poszczególne wspólnoty wyznaniowe, czyli millety, miały w nim szeroko zakrojoną autonomię, w tym do ustalania własnego prawa i zbierania podatków od swoich członków, co nie sprzyjało integracji między poddanymi różnych wyznań.

Granice Libanu w obecnym kształcie zostały uformowane przez Francję, która po I wojnie światowej przejęła te tereny od przegranej Turcji w ramach mandatu Ligii Narodu. Francja chciała swój mandat uczynić chrześcijańskim przyczółkiem na Bliskim Wschodzie, chociaż jedynym dokumentem potwierdzającym, że chrześcijanie stanowią większość w Libanie (51% mieszkańców), jest spis powszechny z 1932 r., którego wyniki są podważane i który nigdy nie został powtórzony ze względów politycznych.

Obecnie kraj jest zamieszkiwany przez aż 18 różnych grup wyznaniowych – od różnych odłamów chrześcijaństwa, poprzez muzułmańskich sunnitów i szyitów, po druzów. Ze względu na to, że Liban jest tak bardzo podzielony i że żadna grupa nie ma przeważającej większości, zdecydowano się odstąpić od wyborów powszechnych na najwyższe urzędy państwowe na rzecz rozdziału funkcji w państwie według klucza przynależności wyznaniowej, np. fotel prezydenta jest zarezerwowany dla katolika z kościoła maronickiego, tak samo jak funkcja dowódcy Libańskich Sił Zbrojnych. Premierem będzie zawsze sunnita, wicepremierem grecki prawosławny, przewodniczącym parlamentu szyita itd. Rozwiązanie to, zwane paktem narodowym, zapewniło Libanowi względy pokój i dobrobyt po uzyskaniu niepodległości w 1943 r., przynajmniej aż do wojny domowej w 1975 r. Wtedy stało się oczywiste, że Libańczycy czują się przede wszystkimi członkami swoich grup wyznaniowych, a dopiero w dalszej kolejności obywatelami jednego narodu.

Codzienność doskwiera bardziej niż podziały religijne

Bezpośrednio po ostrzelaniu pochodu pogrzebowego w niedzielę 1 sierpnia sytuacja w Khaldeh stała się na tyle poważna, że groziła rozlaniem się na cały kraj, szczególnie, że ludzie i tak szykowali się do protestów w związku z pierwszą rocznicą wybuchu w Bejrucie. Politycy różnych opcji apelowali o spokój i zaniechanie przemocy. Hezbollah wstrzymał się od akcji i wezwał cieszącą się powszechnym szacunkiem armię do zajęcia się sytuacją. Wojsko odcięło Khaldeh od reszty kraju i wydało ostrzeżenie, że będzie bez litości strzelać do każdej osoby z bronią na ulicy. Szejk Omar Ghosn i Ahmed Zaher Ghosn zostali aresztowani.
Dominik Derlicki - Szef misji Caritas Polska w Libanie i Syrii. Absolwent etnologii UW, prowadził badania etnograficzne w Turcji i na Bałkanach. W latach 2016-2021 kierował projektami humanitarnymi i rozwojowymi w Tanzanii i Zambii, a także walczył z pandemią koronawirusa w Ugandzie. Autor przewodników turystycznych po Bliskim Wschodzie. Obecnie mieszka w Bejrucie.

Tydzień później już niewiele kto pamiętał o tym incydencie. Problemy dnia codziennego zwyciężyły nad podziałami religijnymi – głównym zmartwieniem wielu Libańczyków stała się podwyżka cen paliwa w związku z decyzją rządu o zlikwidowaniu subsydiów importowych na towar, który dotąd przynajmniej zamożniejszym mieszkańcom zapewniał światło w domach i działające lodówki. Liban pogrąża się w ciemności.