Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Majdan / 12.10.2021
Michał Kacewicz

Putin zagrzewa Łukaszenkę do boju o migrantów. Stoi z boku i korzysta na konflikcie.

Bój to jest o serca i umysły widzów. Szczególnie tych w Rosji. Propaganda i media związane z Kremlem nie wahają się nawet szermować możliwością wybuchu wojny Polski z Białorusią.
Foto tytułowe
(fot. Shutterstock)

„Polskę zawezwano do wypowiedzenia wojny Białorusi” – to tytuł artykułu opublikowanego w dużym rosyjskim portalu informacyjnym lenta.ru. Dalej jest tak: były wiceminister obrony narodowej Polski Romuald Szeremietiew wezwał polskie władze do wypowiedzenia Białorusi wojny. Tekst powołuje się przy tym na wypowiedź Szeremietewa z Polskiego Radia, ale cytuje ją z kanału Telegram reżimowego Białoruskiego Związku Dziennikarzy.

Szeremietiew w rzeczy samej mówił o agresji, ale… Białorusi na Polskę. I w związku z tym poczynił założenie, że gdyby Warszawa uznała fakt takiej agresji, to powinna adekwatnie reagować.

Ta wypowiedź posłużyła do wielopiętrowej manipulacji. W tym, z udziałem znaczącego, rosyjskiego medium. Przy czym słowa o Polsce wypowiadającej już niemal wojnę Białorusi, znalazły się wybite w tytule, co w medium internetowym ma szczególne znaczenie (wielu czyta tylko tytuły, pojawiają się w wyszukiwarkach). „Polskę zawezwano do wypowiedzenia wojny Białorusi”.

Po raz pierwszy mainstreamowe rosyjskie media tak ostro odnoszą się do białoruskiego kryzysu migracyjnego. Do tej pory dominowały w nich opinie, że Polska ale i Litwa mają problemy. Nie radzą sobie i próbują zrzucać odpowiedzialność za migrantów przybywających na swoje terytorium.
Rosyjskie media niespecjalnie jednak analizowały skąd się biorą migranci, o co chodzi w kryzysie i jaką rolę w nim gra Mińsk.

Rozmawiajcie z Łukaszenką

Kreml zwykł komentować mniej istotne wydarzenia, zwłaszcza, kiedy dotyczą ich sojuszników i bezpośredniej strefy interesów. Tymczasem w sprawie białoruskiego kryzysu migracyjnego Władimir Putin i jego akolici nabrali wody w usta. – Idźcie rozmawiać z białoruskimi władzami, czemu z nami chcecie rozmawiać? Rosji nic do tego – powiedział Putin na briefingu prasowym 9 września, po spotkaniu z Łukaszenką, odpowiadając na pytanie o sytuację na granicy.
Młoda rodzina z Ułan Ude ogląda wiadomości w kanale Rossija (fot. Shutterstock)
Ta wypowiedź dużo mówi o intencjach Moskwy. Widzi ona w kryzysie migracyjnym szansę na przymuszenie Zachodu do dialogu z Łukaszenką. Tutaj cele Putina i Łukaszenki są zbieżne. Tyle, że Putin zajmuje wygodną pozycję kibica z oddali, umywając ręce, przyglądającego się coraz bardziej zaostrzającej się sytuacji na białoruskiej granicy.

Kibica, bo po której stronie leży sympatia Kremla, jest oczywiste. Putin w swoich dywagacjach zasugerował nawet ryzykowne porównanie władzy Łukaszenki do Talibów z Afganistanu. Stwierdził, że z Talibami wszyscy chcą rozmawiać, choć uważają ich za terrorystów. Zaraz się zreflektował i dodał, że Łukaszenka doszedł do władzy w wyborach, a nie drogą zbrojną. – Możemy o wszystko obwiniać Białoruś, ale chociaż weźcie tych Afgańczyków – apelował do UE Putin.

Rosja dystansuje się od prowadzącego agresywną politykę Łukaszenki. Np. mimo pojedynczych przypadków, większość migrantów takich, którzy przebywali wcześniej, dłużej w Rosji, większość migrantów przybywa na Białoruś drogą lotniczą bezpośrednio z Bliskiego Wschodu. Nie ma wątpliwości, że z łatwością można by zwielokrotnić ich liczbę, gdyby przyjeżdżali również drogą lądową z Rosji na Białoruś. Choćby z uwagi na większe możliwości liczniejszych połączeń lotniczych z Bliskiego Wschodu do Rosji, czy nawet potencjalne drogi lądowe. Przynajmniej na razie nie leży to w rosyjskim interesie. W dodatku Rosja sama ma problemy z migracją i obawia się napływu uchodźców z Afganistanu.

Budowaniu wrażenia, że Moskwa sama ma problemy z Łukaszenką, służą takie działania, jak niedawna decyzja o zamknięciu mińskiej redakcji Komsomolskiej Prawdy. Największy i najstarszy rosyjski tabloid wycofuje się z Białorusi po konflikcie wokół zatrzymanego przez białoruskie służby dziennikarza „komsomołki”. Tego typu złośliwości wobec władz w Mińsku nie zmienią tego co najważniejsze, czyli strategicznego interesu Moskwy we wspieraniu Łukaszenki.

Kibice czy kibole?

Mimo utrzymywanego dystansu Moskwa wychodzi z roli zwykłego kibica, a częściej jest brutalnym kibolem, aktywnie uczestniczącym we wspieraniu swojej „drużyny”. Białoruskie władze na pewno korzystały z bogatego doświadczenia Rosjan w wywołaniu kryzysu migracyjnego w 2015/16 r. na granicy rosyjsko-norweskiej. Jest wielce prawdopodobne, że korzystały z jakiegoś wsparcia operacyjnego rosyjskich służb specjalnych na Bliskim Wschodzie.

No i wreszcie to, czego specjalnie udowadniać nie trzeba: Moskwa roztacza parasol ochronny nad Łukaszenką. Sam fakt, że Rosja udzieliła Mińskowi jednoznacznego wsparcia politycznego, powoduje, że dla wielu przywódców europejskich, kiedy mówi się o Białorusi, w tyle głowy pojawia się Putin. I obawa, że zaostrzanie kursu wobec Mińska w pewnym momencie może sprowokować Putina do reakcji. Na razie nic takiego nie nastąpiło.

Białoruski kryzys graniczny odwraca uwagę od Rosji, od rozprawy Putina z opozycją, od niedawnych wyborów do Dumy, a przede wszystkim od rosyjskiej polityki w sprawach energetycznych, czy wobec Ukrainy. Na tle podejmującego radykalne decyzje i nie liczącego się z konsekwencjami Łukaszenki, jego patron z Kremla wydaje się teraz wielu zachodnim politykom bardziej racjonalny.
Michał Kacewicz - reporter i publicysta Biełsatu, zajmujący się tematyką wschodnią. Mieszkał i studiował w Rosji. Autor biografii Alaksandra Łukaszenki i Władimira Putina.
I to jest największa korzyść Putina. Budowaniu takiej narracji służą „wrzutki” takie, jak ta strasząca wojną Polski z Białorusią. Moskwa będzie podgrzewać emocje, oskarżać atakowaną Polskę i Litwę i dystansować się od Białorusi w jednym celu. Po to, by w odpowiednim momencie Putin wyszedł z roli nadgorliwego kibica, a wszedł w rolę sędziego.