Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Wyszywanka / 23.03.2022
Myrosław Łajuk

Imperium, które zabija poetów

Liczby. Początek lat 30. XX wieku. W Związku Radzieckim działało 259 ukraińskich pisarzy. Pod koniec dekady pozostało trzydziestu sześciu. Gdzież się podziało 80% literatów? To historia tragedii tej elity pióra czasów – początków Imperium.
Foto tytułowe
(fot. Shutterstock)

Otóż: siedemnastu rozstrzelano, ośmiu popełniło samobójstwo, szesnastu zaginęło. Siedmiu zmarło z przyczyn naturalnych, a stu siedemdziesięciu pięciu znalazło się w łagrach. A to tylko jeden z przykładów polityki Związku Radzieckiego wobec ukraińskiej inteligencji. W jej wyniku, naddnieprzańska kultura musiała na kilka dziesięcioleci zamilknąć. W latach 60. wróciła do głosu wraz z nowym pokoleniem młodych pisarzy. Jednak i ono zostało stłamszone: poeta Wasyl Symonenko został pobity ze skutkiem śmiertelnym, a artystka Ałła Horska i kompozytor Wołodymyr Iwasiuk zmarli w niewyjaśnionych okolicznościach. Wielu twórców trafiło wówczas do więzień lub szpitali psychiatrycznych. Niejednemu zabroniono publikować.

„Rozpad Związku Radzieckiego był największą geopolityczną katastrofą XX wieku” — obwieścił w 2005 Władimir Putin. Dziś rosyjski autokrata próbuje ten „błąd” cofnąć, czego najwyrazistszym przykładem jest atak na Ukrainę rozpoczęty 24 lutego.

Spróbuję przybliżyć Państwu politykę Związku Radzieckiego wobec literackiej elity Ukrainy na przykładzie losów najważniejszych poetów XX stulecia.

Wasyl Stus. Zmarł w 1985 roku w łagrze WS-389/36-1 – dziś środkowo-zachodnia Rosja
Plakat z filmu "Cienie zapomnianych przodków" (fot. za Wikicommons)

4 września 1965 roku w kijowskim kinie Ukraina odbyła się premiera Cieni zapomnianych przodków – znakomitego filmu tamtej dekady. Przed seansem poeta Wasyl Stus wraz z kilkoma osobami (później określono ich mianem dysydentów) wezwał salę do potępienia aresztów ukraińskiej inteligencji oraz masowych represji politycznych w Związku Radzieckim. Skutkiem tego aktu odwagi było relegowanie Stusa z uniwersytetu. Po kilku latach poeta trafił do łagru, gdzie stracił zdrowie, a później również życie.

Jednak ani więzienie, ani rozłąka z rodziną nie zmieniły jego poglądów. Poeta nadal walczył o przestrzeganie praw człowieka – nie tylko dla siebie, ale także dla innych. Przez lata spędzone w łagrach był odcięty od rodziny – żony i małego syna. W jednym z wierszy napisał: „I syn biegnie, jak krew płynie przez gardło”. Napisał do niego serię wzruszających listów. Nigdy jednak nie zaprzestał oporu przeciwko reżimowi. „Listy do syna” wydane już w niepodległej Ukrainie stały się dla wielu instrukcją życia z godnością, lekcją, jak wychowywać kolejne pokolenia. Warto też wspomnieć że Stus jako jeden z pierwszych w ZSRR wsparł polską Solidarność, nazywając jej działaczy „ochotnikami wolności”.

Czytanie recenzji utworów Stusa z czasów ZSRR to doświadczenie absurdalne i pasjonujące jednocześnie. W tomiku Zimowe drzewa jeden z recenzentów odnalazł oznaki „ideowego upadku”, uznając, że „książka Stusa jest szkodliwa ze względu na swój kierunek ideowy i całą swoją istotę. Normalny, nieuprzedzony człowiek może ją przeczytać tylko z obrzydzeniem, z pogardą dla , który opluwa swoją ziemię i swój naród”. Tomik Wesoły cmentarz nazwano zaś bredniami z punktu widzenia artystycznego i świadomą potwarzą oraz kłamstwem z politycznego punktu widzenia. Wspomniane recenzje powstały w jednym celu – jako materiał dowodowy w procesie, który Stusowi wytoczono w 1972 roku. Od tego roku zaczęły się więzienne losy poety.

Stus zmarł w 1985 roku w łagrze WS-389/1 leżącym w obwodzie permskim Rosyjskiej Federacyjnej SRR. Okoliczności jego zgonu, jak to często zdarza się w przypadku ukraińskich artystów, „do dziś są niewyjaśnione”. Jednym z najbardziej tajemniczych epizodów literatury ukraińskiej jest zaś historia tomu Ptak duszy z czterdziestoma wierszami, który Stus stworzył tuż przed śmiercią. Rękopis został skonfiskowany i najprawdopodobniej zniszczony, choć niektórzy przypuszczają, że do dziś leży gdzieś w moskiewskich archiwach KGB.
Wasyl Stus. Zmarł w 1985 roku w łagrze WS-389/36-1 (fot. Wikipedia)

Dodajmy też, że Wasyl Stus spędził dzieciństwo i młodość w Doniecku, od 2014 stolicy tzw. Donieckiej Republiki Ludowej. Rosyjska propaganda nazywa to miasto rosyjskim, twierdząc, że nie miało ono nic wspólnego z ukraińską kulturą.

* * * 
– A powiedz, Modigliani był idiotą? –
dopytywała się,
kiedy zręcznymi palcami pianisty
grałem na jej opalonych piersiach.

– Takim jak wszyscy na tym świecie –
pouczałem, tuląc
ukojone dreszcze jej pośladków.

– Wiesz, mój drogi, często rozmyślam o niezwykłości sztuki. To zbędny luksus.
– O tak, sztuka to zawsze nadmiar –
odpowiadałem, całując jej kolana.

– A jednak tylko nadmiar
ratuje nas przed niedostatkiem.
Jedyne, co pozostaje śmiertelnikom, to przesada,
bodaj odrobina:
w wierze,
obyczajach,
gustach
czy zwykłych kaprysach.

– Tak, malutka. Właśnie tak.
Zawsze trafiasz w sedno – powtarzałem,
zgrzytając zębami z namiętności.

– A kiedy urodzi się nam córeczka,
nad główką będziemy jej kłaść tylko róże – mówiła
ochryple.
– Tak. Nad główką róże i tylko róże – zgadzałem się
pokornym, nie swoim głosem.

– Co za nieznośna mucha, bzyczy i bzyczy.
– Zabij ją, kochanie.

kwiecień 1968
Tłum. Marcin Gaczkowski

Jewhen Płużnyk. Zmarł w obozie koncentracyjnym na Sołowkach w 1936, dziś północno-zachodnia Rosja

W 1937 roku na uroczysku Sandarmoch leżącym na północy Rosyjskiej Federacyjnej SRR rozstrzelano czołowych ukraińskich intelektualistów tego czasu: dramaturga Mykołę Kulisza, reżysera Łeś Kurbas, powieściopisarza Waleriana Pidmohylnego, intelektualistę Mykołę Zerowa. Każdy z nich miał około czterdziestu lat. Jewhena Płużnyka spotkał inny los – karę śmierci zamieniono mu na pobyt w łagrze. Jednak już po roku spędzonym w obozie zmarł na gruźlicę.

Płużnyk w swojej poezji nie poruszał tematów politycznych. Nie był też szczególnie popularny. Mimo to podczas stalinowskich represji obwołano go terrorystą. Tak, w tamtych czasach terrorystami nazywano poetów i tłumaczy, malarzy i autorów słowników. I tych, którzy nie zwracali uwagę na władzę, ignorowali ją. Przy ówczesnej wrzawie, kiedy „pisarze-proletariusze” z lekkością rzucali patetycznymi hasłami w odach do Lenina, Stalina i całej wierchuszki partyjnej, przy huku maszyn, stukocie traktorów, ryku rurociągów i elektrowni – Płużnyk wybrał ciszę.
Gdy czyta się jego wiersze, ciarki na skórze wywołuje powtarzające się słowo „milczeć”: „Przyjacielu mój! Ostatnie siły tracę / W kraju ułudy żyjąc / Gdzie obraz twój, stracony i miły / Gdzie głos twój… Milcz! Milcz! Milcz!”

Płużnyk pisał oszczędnie, cicho, jakby połykał słowa. Końcowe frazy jego wierszy są jakby urwane. Jego poezja nie jest hałaśliwa ani epatująca, niczego nie deklaruje. Istnieje sama dla siebie, na marginesie, pozbawiona uwagi prasy i społeczeństwa. Tworzenie takich wierszy było uznawane za przestępstwo: ze swoim talentem Płużnyk w ZSRR miał tylko jeden wybór — wstąpić do pisarskiego kolektywu, wychwalać wodzów, wyśpiewywać pochwały partii, kochać nową radziecką rzeczywistość i krzyczeć o tym na każdym kroku. Wybrał inaczej — musiał więc zamilknąć na zawsze.

* * * 


Spotkał kulę za lasem
Tam właśnie, gdzie zasiał żyto
Po diabła tyle czasu
Zostało przeżyte!

Przyszła baba, z żalu zawyła
Maleńka dziura wśród żeber
Cóż, zwyczajnie – piękno i siła!
Marche funèbre!

Tłum. Florian Nieuważny

Pawło Tyczyna. Zmarł śmiercią naturalną w 1967 roku w Kijowie.

Uznaje się go za jednego z najlepszych ukraińskich poetów XX wieku, mimo że był przewodniczącym Rady Najwyższej Ukraińskiej SRR i od końca lat 20. pisał na zamówienie reżimu.
(fot. Wikipedia)

Pawło Tyczyna debiutował serią tomików w 1. dekadzie XX wieku. Środowisko literackie zamarło wówczas w oczekiwaniu na kolejne dzieła, czując, że oto zjawił się być może największy poeta Słowiańszczyzny tego czasu. Czekała na niego wielka przyszłość (choć jak wiemy, nie oznaczało to przyszłości szczęśliwej).

W dzieciństwie śpiewał w chórze klasztornym, uczył też muzyki. Poeta wspominał występy w monasterze w Czernihowie (dziś to miasto jest oblegana przez rosyjskie wojsko, a siły zbrojne Ukrainy wspólnie z cywilnymi mieszkańcami stawiają im bohaterski opór), wspominał śpiew wywołujący ciarki na skórze i bezdech. Podziemia i galerie tamtejszych świątyń słyną z niezwykłej akustyki, ukształtowanej przez tysiącletnią historię, przechowującej echa przeszłości i przyszłości. Tyczyna ten żywioł dźwięków starał się przełożyć na słowa.

W drugiej połowy lat dwudziestych, a już na pewno w latach trzydziestych, Tyczyna zmienił się nie do poznania. Czytelnicy nie mogli zrozumieć, co się z nim stało. Jego poezja sławiąca tyrana i reżim, sprawiały makabryczne wrażenie. W jego nowych utworach o Leninie i Stalinie zdarzały się niezwykłe frazy, w stylu jego młodej poezji, ale wtedy mogły wywołać jedynie zażenowanie.
Na Tyczynę wywierano straszliwą presją, wobec której chęć ocalenia życia może wydawać się zrozumiałą. Kilku jego przyjaciół w przeczuciu tortur czy też w wyniku rozczarowania komunizmem, w latach 30. popełniło samobójstwa. Inni zostali rozstrzelani w lochach lub trafili do łagrów.

Wasyl Stus napisał później: „Fenomen Tyczyny był fenomenem doby. Jego los to świadectwo naszego czasu, nie mniej ważne niż przerażające relacje historyków. Poeta żył w czasach, które geniuszowi zaoferowały rolę błazna”. Psychiczne niszczenie ludzi było jedną z najbardziej podłych idei, które wcielił radzieckiego systemu. Gdy człowiek zostaje złamany – sama idea człowieczeństwa otrzymuje straszny cios.

Terror

Dziwnie tłumaczymy sobie ewangelię, filozofów, poetów. Człowiek, który mówił: zabijać – grzech, o świcie leży z przestrzeloną głową. A psy walczą o ciało na śmietniku.
Śpij, nie budź się, matko moja!
Wielka idea wymaga ofiar. Ale czy to ofiara, gdy zwierz pożera zwierza?
- Nie budź się, matko…
O srogi estetyzmie! I kiedyż przestaniesz podziwiać poderżnięte gardła?
Zwierz pożera zwierza.

A n t y s t r o f a
Aeroplany i cała doskonałość techniki – po cóż to wszystko, gdy ludzie nie patrzą sobie w oczy? Nie zamykajcie złych po więzieniach – oni sami sobie są więzieniem.
Uniwersytet, muzea, biblioteki nie dadzą tego,
Co mogą dać
Czarne,
siwe,
błękitne…

Tłum. Józef Czechowicz

Wołodymyr Swidzinski, spalony w 1941 roku w szopie w obwodzie charkowskim, wschodnia Ukraina

Historię Wołodymyra Swidzinskiego zaczyna się zazwyczaj opowiadać od końca. Jest jednym z tych ukraińskich poetów XX stulecia, których miejsce pochówku pozostaje nieznane. W październiku 1941 roku, kiedy wojska niemieckie wkraczały na wschodnią Ukrainę, został aresztowany przez NKWD i oskarżony o „antyradziecką agitację”. Etapowano go stepami z Charkowa (dziś na to miasto spadają rosyjskie bomby, niszczone jest jego historyczne centrum), zamknięto w szopie i podpalono. Poeta sam prorokował sobie taki los. „Z płomienia zrodzony / do płomienia powrócę” - pisał. Do dziś o jego śmierci wiemy niewiele: zlikwidowano go po cicho i niepostrzeżenie – nawet dla ówczesnego literackiego świata.


Swidzinski za życia nie odniósł sukcesu wśród czytelników ZSRR. Kilka nudnych recenzji, w których nawet nie chodziło o zniszczenie autora. Krytycy pisali, że „proletariusz nie potrzebuje takich książek”, a „chłopska liryka poety-indywidualisty nie przemawia do mas robotników”. Wówczas, gdy „proletariaccy pisarze” specjalnie upraszczali swoje słownictwo, żeby być zrozumianymi dla mas, Swidziński swobodnie pływał w oceanie ukraińskiego języka, nasycał go dialektyzmami. Jego twórczość została odkryta przez ukraińskich czytelników na szeroką skalę dopiero w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, ale nawet wtedy, stworzone przez niego obrazy brzmiały świeżo.

Gdy wszyscy pisali tylko o „wielkim październiku” (nawiązując do przewrotu z października 1917 roku, w wyniku którego bolszewicy doszli do władzy w Rosji), Swidzinski wydał własnym sumptem tomik pod tytułem „Wrzesień”. Gdy od poetów wymagano, by żyli datami — on trwał poza czasem, przekładając pisma antycznych Greków. Tłumaczył komedia Arystofanesa – śmiejąc się w niewesołych czasach. Odbierał świat na swój, naiwny sposób. To jego „milczenie” i  „wewnętrzna emigracja” zostały uznane przez radziecką władzę za „przestępstwo”, za które został skazany na śmierć.



Straszno, gdy pomyślę sobie, żem chodził po ziemi w skórze zwierza.
Straszno, mój wnuk powie, żem był niegdyś człowiekiem.

Tłum. Maciej Piotrowski

* * *


Oziębła cisza. Miesiącu nadłamany,
Bądź teraz ze mną, rozświetlaj tęsknotę moją.
Ona jak śnieg na kiściach spokojnie osiadła,
I jak śnieg na kiściach chyba z nich opadnie.
Trzy radości we mnie tkwią niezmiennie:
Samotność, trud, milczenie. Złej tęsknoty
Nie masz już we mnie. Miesiącu nadłamany,
To ja, winne grono odnowy w noc poniosę.
Na martwym polu klęknę do modlitwy.
I będą gwiazdy koło mnie spadały.

Tłum. Florian Nieuważny

Zamiast podsumowania

Dr Myrosław Łajuk, ukraiński pisarz.

Żanna Słoniewska i Maciej Piotrowski tekst przetłumaczyli.

Przekład wierszy z tomów: Wasyl Stus, Wesoły cmentarz. Wiersze wybrane z lat 1959-1971, Wydawnictwo Kolegium Europy Wschodniej, 2020.

Antologia poezji ukraińskiej, opr. Florian Nieuważny, Jerzy Pleśniarowicz, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1976
Warto przypomnieć jeszcze jeden cytat człowieka, który wywołał wojnę z Ukraina dla realizacji własnego „starego marzenia”. W 2010 Putin stwierdził, że „ci, którzy nie żałują rozpadu ZSRR, nie mają serca. A kto chciałby jego odbudowy – nie ma głowy”. Co do drugiej części wypowiedzi – rosyjski autokrata miał rację. Dziś walczy on z 40-milionowym „bezdusznym” narodem, któremu o cenie wolności opowiedzieli jego poeci. To naród o gorącym sercu i chłodnej głowie. Jego walka trwa.