Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Rosja / 14.04.2022
Agnieszka Legucka

Rosjanie kłamią i dezinformują. Ta część wojny wykracza daleko poza granice Ukrainy

Wojna w Ukrainie to nie tylko militarne all out, konflikt z użyciem wszystkich dostępnych metod wojskowych. To także informacyjne all out, poczynając od kompletnych absurdów, poprzez systematycznie powtarzane kłamstwa po sprytnie zaszytą prawdę. Celem tych działań są zarówno sami Rosjanie, jak i Ukraińcy, ale także my i inni mieszkańcy Zachodu. Warto przy tym pamiętać, że los wojny informacyjnej jest nadal nierozstrzygnięty, podobnie jak tej toczonej z użyciem czołgów, rakiet i okrętów.
Foto tytułowe
(Shutterstock)

Dezinformacja oznacza celowe wprowadzanie kogoś w błąd i jest stosowana przez wiele podmiotów na arenie międzynarodowej. Ta rosyjska stanowi szczególne zagrożenie, bo jest systematyczna, dobrze zorganizowana i działa w sposób ciągły. Przez dekady była domeną radzieckich, a następnie rosyjskich służb specjalnych, które prowadziły w innych państwach skoordynowane kampanie destabilizacyjne nakierowane na wywołanie niepokojów, chaosu i paniki. Dziś działa w sposób bardziej rozproszony, dostosowany do sieciowego charakteru współczesnych społeczeństw, ale nadal jest koordynowana przez Kreml.

Antysystemowcy

Jako społeczeństwa demokratyczne byliśmy i jesteśmy podatni na rosyjską dezinformację, bo u podstaw naszego systemu politycznego leży debata, dialog, otwartość na poglądy innych. Celem rosyjskiej dezinformacji na Zachodzie – w tym w Polsce – jest podważenie wiary w instytucje demokratyczne, w UE i NATO, polaryzacja społeczna i wpływanie na debatę publiczną, np. w sprawie szczepionek, aborcji czy uchodźców.

Rzadko kiedy Rosjanie przekonywali nas do swoich racji, w zamian przyjęli inną taktykę. Przez lata dziennikarze zatrudnieni w RT (nastawionej na zagranicznego widza, wielojęzycznej telewizji państwowej, dawnej Russia Today) zwykle „tylko” zdawali pytania, bo cóż może być bardziej demokratycznego niż debatowanie? (Symbolem tego jest hasło RT, Question more, czyli „Pytaj”, ale też „Podważaj więcej”). I w tym tkwił ich sukces, w byciu poza mainstremem, w kreowaniu się na antysystemowców i wykluczonych. Najczęściej przybierali pozę ludzi zatroskanych kondycją zachodnich państw, portretowali Unię Europejską jako „Gejropę”, zaś Rosjan przedstawiali jako uciśnionych, którzy mają za złe „globalnym elitom” w USA i Europie, że przejmują kontrolę nad światem, w którym Rosja jest jednym z wielu marginalizowanych aktorów. Między wierszami Rosjanie snuli narrację o antyrosyjskich nastrojach, które zrównywali niekiedy z antysemityzmem, a siebie kreowali na ofiarę. W efekcie odbiorca miał dojść do wniosku, że cały świat uwziął się na Rosję, wszyscy (czytaj: USA, Polacy, Ukraińcy) są rusofobami, a ataki na nią są elementem odwiecznego spisku.

Rosyjska agresja w Ukrainie połączona z bezprecedensową propagandą uświadomiła Unii Europejskiej, że należy zamknąć RT i dostępny także po polsku portal Sputnik. W marcu obydwa media zostały zablokowane w państwach członkowskich. Z kolei YouTube zablokował kanały 60-minut i Rosija24. Rosjanom pozostały zatem w Europie media społecznościowe.

Wojna absurdów

Po 24 lutego liczba rosyjskich kłamstw poraża. Kreml mnoży kolejne oskarżenia, że np. Amerykanie pozyskiwali na Ukrainie patogen z surowicy Słowian, aby następnie opracować specjalny wirus, który jako broń biologiczna miał zostać rzekomo użyty przeciwko Rosjanom. Stąd jednym z wielu tłumaczeń było to, że Rosjanie dokonali w Ukrainie tzw. „uderzenia wyprzedzającego”, aby zlikwidować wojskowe laboratoria biologiczne i chemiczne, które mieli zainstalować tam Amerykanie. 10 marca rzecznik rosyjskiego Ministerstwa Obrony Narodowej Igor Konaszenkow w pełnym powagi ogłoszeniu powiedział, że USA wykorzystują do przenoszenia groźnego patogenu do Rosji dzikie ptactwo. Wyjaśnienia rzekomego wykorzystywania broni chemicznej i biologicznej pod okiem Amerykanów w ukraińskich laboratoriach zażądał rosyjski przedstawiciel przy ONZ. Rosyjska delegacja skorzystała z momentu, kiedy przewodniczyła Radzie Bezpieczeństwa i wniosła ten punkt pod obrady 11 marca.

Pisał o tym Sputnik.pl i choć został wkrótce zablokowany, narrację o amerykańskich laboratoriach biologicznych i chemicznych wykorzystywanych do celów wojskowych chętnie podchwycili Chińczycy. Na polskojęzycznej stronie Chińskiego Radia Międzynarodowego pisali, że „przechowywana jest [w nich] duża liczba niebezpiecznych wirusów”. Pokazuje to, że chińskie media, przedstawiciele władz i think thanki powielają rosyjską dezinformację na temat przyczyn i przebiegu konfliktu w Ukrainie. Ponadto w Afryce, Azji i Ameryce Południowej RT i Sputnik są nadal istotnym źródłem informacji, bo są bezpłatnymi, w miarę aktualnym mediami i przedstawiają antyamerykański punkt widzenia.

Nic nowego?

Rosyjskie władze kierują się zasadą, że kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą. W przypadku Ukrainy mamy do czynienia z recyklingiem kłamstw powielanych mniej więcej od 2014 roku, czyli od aneksji Krymu. Dotyczy to zarówno haseł walki z wymyślonymi nazistami i faszystami w Ukrainie oraz rzekomego ludobójstwa na Donbasie. Potwierdzają to badania East StratCom Task Force, instytucji Unii Europejskiej powołanego w 2015 roku do zwalczania rosyjskich dezinformacji, który obliczył, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy w rosyjskich prokremlowskich mediach nastąpił wzrost użycia o 290% słowa „naziści” i 509% słowa „ludobójstwo”. Oznacza to, że pod względem propagandowym wojna była przygotowywana wcześniej i nie tworzy nowych narracji, ale odgrzebuje stare.

Co więc jest nowe w rosyjskiej dezinformacji na obecnym etapie wojny z Ukrainą? Istnieją dwie różnice. Pierwsza, że teraz narracje o nazistach i ludobójstwie są powielane po wielokroć i zostały wzbogacone o nowy symbol: literę „Z”. W powszechnym odbiorze w Rosji ich znaczenie jest bardzo szerokie, oznacza „demilitaryZację”, „Za pobiedu” („za zwycięstwo”), „Za Putina”. Rosyjskie władze rozpoczęły tzw. operację denaZyfikacji Ukrainy, a na filmikach umieszczanych w internecie żołnierze, dzieci i zwykli Rosjanie ustawiają się w literę „Z”. Aby przekaz „do wewnątrz” był spójny, a Rosjanie nie drążyli tematu, Kreml wprowadził cenzurę wojenną. Zniszczono pozostałości niezależnych mediów. Pod naciskiem władz decyzję o zawieszeniu działalności podjęło radio Echo Moskwy i telewizja Dożd’.

Druga różnica, może ważniejsza, że w masie kłamstw zaczęto pisać otwarcie – prawdę. Na oficjalnej stronie Ria.ru 3 kwietnia został opublikowany artykuł, w którym kremlowski politechnolog Timofiej Siergiejew wzywa do eksterminacji ukraińskich elit w imię denazyfikacji, reedukacji ukraińskiego społeczeństwa przez trwającą przynajmniej 25 lat pracę przymusową oraz wymazanie nazwy Ukrainy z mapy świata.

Nas nie dogoniat

To, co sprawia, że rosyjska dezinformacja staje się coraz bardziej orwellowska, to fakt, że uprawiają ją osoby zajmujące najwyższe stanowiska w państwie. Można to pokazać na przykładzie zbrodni w Buczy, gdzie na odzyskanych przez Ukraińców terenach ujawniono zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, jakie popełniali w trakcie kilku tygodni okupacji miasta rosyjscy żołnierze.

Pierwszy mechanizm to odrzucenie oskarżeń. Ministerstwo Obrony Narodowej wydało oświadczenie, w którym zrzuciło winę na Ukraińców i nazwało tragedię prowokacją. Przekonywało, że gdy byli tam rosyjscy żołnierze, nikt z mieszkańców nie ucierpiał. Prawdziwość tych słów szybko sfalsyfikowali dziennikarze „New York Timesa” dzięki zdjęciom satelitarnym, które pokazały, że martwe ciała leżały w czasie, gdy w Buczy stacjonowali Rosjanie.

Kolejny etap to oskarżenie. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow nazwał operację w Buczy „fejkowym atakiem”. Do ofensywy przeszła też rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa, która zbluzgała amerykańskie media nie tylko za rozprzestrzenianie fake newsów i dezinformacji, ale wręcz oskarżyła o współudział „w przestępstwie w mieście Bucza”: „Tak, [amerykańskie] gazety, TV, obserwatorzy są współwinni i to nie pierwszy raz, taka sama operacja była w 1944 roku”. To jeszcze nie koniec absurdów Zachowej. Podczas jednego z wystąpień była najwyraźniej pod wypływem i oskarżyła Ukraińców, że nie pozwalali Rosjankom w Ukrainie gotować barszczu. „Nie można było się dzielić barszczem, bo mógł przynależeć tylko jednemu narodowi, jednej nacji (…) To, o czym mówimy, to ksenofobia, nazizm, ekstremizm, we wszystkich formach”.

Najskuteczniejszym mechanizmem dezinformacji jest jednak zarzucenie odbiorców masą alternatywnych scenariuszy, które mają podważyć daną wersję wydarzeń. Rosjanie to robią pod szyldem walki z fake newsami. Na Telegramie funkcjonuje kanał „War on Fakes”, gdzie twierdzą, że nie było żadnych trupów, tylko aktorzy, którzy wstają zaraz po tym, jak samochody przejeżdżają po ulicach Buczy. Słynny propagandzista Władimir Sołowiow w swoim programie wzywa do zamknięcia Wikipedii, bo ktoś wprowadził hasło „Rzeź w Buczy”. Do litanii oskarżeń dołączył się Dimitrij Miedwiediew, zastępca przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej i dawny prezydent Rosji, który na swoim kanale Telegram oskarżył Ukraińców, że jako „oszalałe zwierzęta z batalionów nacjonalistycznych i obrony terytorialnej są gotowe zabijać własnych cywilów” bo „sama istota ukraińskości, karmionej antyrosyjskim jadem i kłamstwem, co do swojej tożsamości to jeden wielki fejk”. To już powtórzenie dotychczasowych haseł, że Ukraińcy sami strzelali do swoich obywateli, aby obarczyć winą Rosjan, lub aby doprowadzić do nałożenia kolejnych sankcji na Rosję.

Co na to Rosjanie?

Masowa propaganda fałszywie przedstawiająca społeczeństwu rosyjską agresję na Ukrainę umacnia pozycję Putina. Jak to się dzieje, że Rosjanie są tak odklejeni od rzeczywistości? Według sondażu Centrum im. Jurija Lewady w marcu br. zaufanie do swojego prezydenta deklarowało 83% Rosjan. Choć badania opinii publicznej w państwie totalitarnym nie dają odpowiedzi, co faktycznie myślą jego mieszkańcy, to faktem pozostaje, że 64% Rosjan pozyskuje informacje z telewizji, w której obraz sytuacji z Ukrainy wygląda zupełnie inaczej niż u nas. Białe to czarne, agresor to ofiara.

Obywatele Rosji mimo ograniczeń mają jednak nadal dostęp do internetu. Mogą więc dowiedzieć się, co się dzieje w Ukrainie.
Dr Agnieszka Legucka jest analityczką PISM ds. Rosji w programie Europa Wschodnia. Zajmuje się polityką zagraniczną i wewnętrzną Rosji, kwestiami bezpieczeństwa i konfliktów na obszarze wschodniego sąsiedztwa UE, relacjami UE-Rosja i NATO-Rosja, rosyjską dezinformacją i zagrożeniami hybrydowymi. Autorka książki Geopolityczne uwarunkowania i konsekwencje konfliktów zbrojnych na obszarze poradzieckim
Ale trudno wyjść im z roli ofiar nazistów i zwycięzców Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, by stanąć w prawdzie: są agresorami, mordują i gwałcą niewinne ofiary wojny w Ukrainie. Niestety efekt wyparcia jest na tyle silny, że propaganda nadal będzie trafiać na podatny grunt. Nieliczni, którzy się jej przekazowi sprzeciwiają, spotykają się z represjami i społecznym ostracyzmem, więc większość siedzi cicho.