Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Wyszywanka / 05.10.2022
Zoriana Varenia

Serhij Żadan: niech rosyjscy pisarze odłożą pióra i sprzedają pizzę

Pamiętam Charków z przełomu lat 80. i 90., kiedy było to miasto nieprzyjazne językowi ukraińskiemu. Odczuwałem to jak kompleks: kiedy wstydzisz się swojego języka, wstydzisz się samego siebie. To upokarzające, to coś, czego żaden człowiek nie powinien czuć. Teraz wszystko się zmieniło. Jeśli mówisz po ukraińsku, ten język jest pełen mocy, pełen praw: prawa do sprawiedliwości, wolności i pełnej godności – Zorianie Vareni opowiada Serhij Żadan, jeden z najwybitniejszych ukraińskich pisarzy
Foto tytułowe
Serhij Żadan podczas koncertu swojego zespołu Żadan i Sobaki (fot. oficjalna strona autora)

Piszesz teraz? Czy inspiruje cię wojna?

Wojna mnie nie inspiruje, raczej mnie zniechęca, pozbawia woli pisania. Gdzieś coś piszę, w tym czasie nagraliśmy z muzykami kilka piosenek, pojawiło się kilka wierszy, ale staram się tylko dokumentować to, co widzę. Teraz nie ma dobrego czasu na kreatywność.

Dajesz koncerty charytatywne, jesteś wolontariuszem, kupujesz samochody dla wojska. Czy to jesteś Ty jako obywatel, czy jako artysta podczas wojny?

Nie jestem artystą w czasie wojny, jestem obywatelem. Wolontariat, pomoc dla wojska i dla ludności cywilnej ma najważniejsze znaczenie, a do tego dochodzi komponent artystyczny, który jest próbą pewnego terapeutycznego odtworzenia pewnych zasobów. Od czasu do czasu staramy się z przyjaciółmi spotkać gdzieś w studiu, zagrać koncert czy zrobić wieczór literacki, żeby nie zapomnieć, jak brzmią wiersze.

Wiele wywiadów, jakich udzielasz, dotyczy polityki.

Ponieważ dziennikarze pytają o politykę. Istnieje pewna deformacja statusu literatury ukraińskiej. Funkcje, których nie pełnią politycy, są przypisane artystom i pisarzom. Nasi politycy są zwykle nieodpowiedzialni, nie zawsze są uczciwi, nie budzą nadmiernego zaufania, a społeczeństwo potrzebuje odpowiedzi na trudne pytania, więc zadają je komuś innemu, starają się zbudować dla siebie szereg tzw. autorytetów moralnych (określenie to wydaje mi się zresztą strasznie naiwne). I to trwa od XIX wieku, kiedy człowiek kultury był jednocześnie człowiekiem polityki, kiedy kształtował się ukraiński naród polityczny, a w zasadzie ukraiński język polityczny i jednocześnie ukraińskie narracje literackie.

Było całkiem naturalne, że tworząc w języku ukraińskim, pisarz zajmował nie tylko stanowisko kulturowe, ale i polityczne. Niestety, ma to jeszcze pewien rodzaj uporczywości, pokazuje, że wiele procesów nie zostało dla nas zakończonych, są one nadal aktualne, w szczególności proces formowania Ukraińców jako wspólnoty z własną podmiotowością, z własnymi wyznacznikami państwowości. Dlatego część społeczeństwa, część społeczeństwa obywatelskiego, część czytelników nadal kieruje swoje pytania i prośby do pisarzy. Gorzej, gdy pisarze ci zaczynają na te pytania odpowiadać, ponieważ zwykle brzmi to niezbyt przekonująco, czasem wręcz śmiesznie.

Naprawdę nie lubię być pytany o politykę.

Jesteś z regionu Ługańska, mieszkasz w Charkowie. Jak udało ci od razu pisać po ukraińsku? Bo to dość niezwykłe dla tych regionów.

Czy obwód Ługański to nie Ukraina? Pochodzę z ukraińskiej rodziny, jestem etnicznym Ukraińcem. Uczyłem się języka ukraińskiego, od dzieciństwa uwielbiałem czytać literaturę ukraińską. Czytałem wtedy klasyków, nie autorów współczesnych. Dlatego dla mnie ukraiński jest rodzimy, a rosyjski – obcy. Słyszałem go od dzieciństwa, bo słyszały go wszystkie sowieckie dzieci, ale dla mnie nigdy nie był to język ojczysty.

Ale jednak twoje pochodzenie jest bardzo ważne dla twojej twórczości. Ługańsk i Charków w zachodnim spojrzeniu są prorosyjskie.

Mówisz o stereotypach, a rzeczywistość jest wieloaspektowa. Nie mogę powiedzieć, że stereotypy nie istnieją, pod pewnymi względami odpowiadają rzeczywistości, pod innymi są mocno przesadzone, pod jeszcze innymi – sytuacja się zmienia. W każdym razie traktowanie wschodu Ukrainy jako czegoś nieukraińskiego lub antyukraińskiego jest krzywdzące; szkodziło i zaszkodzi w przyszłości, jeśli Ukraińcy z centralnej części lub z zachodu nie zmienią swojej oceny wschodniej Ukrainy.

Jak walczyć z tymi stereotypami?
Serhij Żadan (fot. strona oficjalna autora)

Zwalczanie stereotypów odbywa się poprzez osobiste doświadczenie, wyjazd na wschód, bycie tam, rozmowę z ludźmi. Wtedy wiele stereotypów zniknie lub, przeciwnie, staną się silniejsze. Rozmawiam teraz z naszymi wojskowymi, zwłaszcza z tymi, którzy przybyli walczyć na Donbasie z centralnej i zachodniej Ukrainy. Widzę, że wielu z nich jest po raz pierwszy na wschodzie, są ciekawi, co się tutaj dzieje, jak żyją ludzie.

Niektórzy radykalnie zmieniają swoje nastawienie, mówią, że oczywiście to jest Ukraina: my tu wyzwalaliśmy wsie i ludzie nas witali i płakali. Ktoś inny spotkał się z jakimś rodzajem odrzucenia, co może być spowodowane tym, że ludzie są różni, różnie się zachowują w sytuacjach stresowych. W ten czy inny sposób wiele przekonań się zmienia dzięki doświadczeniu bezpośredniej komunikacji.

Czy kiedykolwiek miałeś kompleks niższości, który tak sprawnie narzucali Rosjanie Ukraińcom, na przykład mówiąc na siebie „starsi bracia”?

Pamiętam Charków z przełomu lat 80. i 90., kiedy było to miasto dość agresywne wobec języka ukraińskiego. Przyprawiało to o dyskomfort i wydawało się, że łatwiej jest dojść do kompromisu z samym sobą i przejść na język rosyjski. Mi minęło to jednak bardzo szybko, ponieważ odczuwałem to jak pewien kompleks: kiedy wstydzisz się siebie, kiedy wstydzisz się swojej istoty. To upokarzające, coś, czego żaden człowiek nie powinien czuć. Dlatego w pewnym momencie po prostu przestałem używać języka rosyjskiego.

Zaczynałeś kiedykolwiek pisać po rosyjsku?

Nie, może gdzieś w szkole napisałem kilka wierszy po rosyjsku, ale to wszystko. Zawsze pisałem po ukraińsku, zawsze byłem w tym ukraińskocentrycznym środowisku Charkowa. Ale mówiąc o tym kompleksie, rozumiem, jak bardzo wszystko się zmieniło, teraz jest wręcz przeciwnie: jeśli mówisz po ukraińsku, ten język jest tak pełen mocy, pełen praw – prawa do sprawiedliwości, prawa do wolności i pełnej godności.

Dlaczego to zaczęło się tak późno?

Jesteśmy społeczeństwem mocno straumatyzowanym, o specyficznej historii – dość wspomnieć wielki głód w 1933 roku, śmierć milionów ludzi i masowe osadnictwo na ich miejsce z terytorium Rosji – i z realnymi różnicami między wschodem a zachodem. Mieliśmy silne represje, wszystko to odbijało się w taki czy inny sposób w pamięci, w świadomości.

Mój dziadek, który już nie żyje, przeżył Hołodomor. Opowiedział mi o nim. Zdałem sobie sprawę, jak bardzo była to dla niego po prostu niezwykle głęboka i potężna trauma, i to do końca życia. Kiedy tylko słyszał nazwisko Stalina, był jak pies Pawłowa – przepraszam, że tak mówię o moim dziadku, wszak to metafora – jego mowa natychmiast się zmieniała, widać po nim było strach. To było coś, czego nie był w stanie wykorzenić. Dlatego wiele rzeczy najłatwiej jest po prostu potępić, trudniej – spróbować zrozumieć i naprawić, pomóc ludziom. Teraz na wschodzie kraju tak się właśnie dzieje. Wiele mieszkających tam Ukrainek i Ukraińców odnajduje swoją ukraińskość, swoją świadomość, którą zawsze mieli. Po prostu nie była ona aktywowana, nie rozwijała się, leżała gdzieś na dole, pod tą inną, wygodniejszą podobizną, tzw. Ukraińcem rosyjskojęzycznym, który jest całkowicie zanurzony w kulturze rosyjskiej, korzysta z rosyjskich kanałów kulturowych, ale jednocześnie ma ukraiński paszport. Jak się okazuje, jest to strasznie niebezpieczna sytuacja i strasznie niebezpieczny model tożsamości, który oznacza podatność na manipulację. I w pewnym momencie jakiś Putin może powiedzieć: „przyjdę cię uwolnić”, co tak naprawdę oznacza: „przyjdę cię zniszczyć”.

A kultura ukraińska mogłaby być w języku rosyjskim?

To oczywiste, że mogłaby. Przede wszystkim jest część Ukraińców, dla których ten język jest ojczysty. Czy uznać ich segment kultury za ukraiński? Bardzo ważny jest tutaj kontekst.

Dziś dokonano pewnych zmian w ukraińskim programie szkolnym, wyrzucono z niego literaturę rosyjską, pozostała natomiast literatura pisana po rosyjsku przez ludzi urodzonych i mieszkających na terenie Ukrainy. To ma sens, bo gdyby tak się nie stało, powstałoby wiele pytań. Jak możemy się odnosić do Gogola? Po prostu wziąć i oddać Rosjanom? Moim zdaniem to by było marnotrawstwo. Ale Bułhakowa nie ma. Oprócz tekstu jest zatem kontekst i to on dużo znaczy.

Nie chodzi tylko o miejsce urodzenia czy zamieszkania, ale o samopozycjonowanie się danego autora. Jeśli ktoś urodził się na terytorium Ukrainy, ale nigdy nie uważał się za Ukraińca, to po co przyciągać go na nasze ukraińskie pole? Musimy spojrzeć na to, ilu mamy teraz pisarzy, którzy ostatnio pisali po rosyjsku i nadal piszą po rosyjsku, ale mają całkowicie proukraińskie sentymenty, proukraińskie poglądy i trudno ich podejrzewać o brak patriotyzmu.

Z emocjonalnego punktu widzenia rozumiem radykalne rozwiązanie tej kwestii, stwierdzenie, że wszystko, co dzieje się po rosyjsku na terytorium Ukrainy, nie ma nic wspólnego z Ukrainą, ale to nie zadziała. Wydaje mi się, że w takich sprawach należy widzieć każdego twórcę z osobna, a nie mówić abstrakcyjnie o rosyjskojęzycznej literaturze Ukrainy. Dotyczy to również literatury krymskotatarskiej, która powstaje na terenie Ukrainy i ewentualnie twórczości w innych językach.


Wśród twoich słuchaczy i czytelników więcej jest młodych, czy są to ludzie w różnym wieku?

W różnym wieku. Na wieczory literackie przychodzą głównie młodzi ludzie, bo to są specyficzne wydarzenia, starsi nie lubią na nie chodzić, nie są przyzwyczajeni. A dla młodych to jak koncert rockowy, więc można odnieść mylne wrażenie, że czytają tylko młodzi ludzie.

Opisujesz tę młodzież w swoich książkach, np. w Depeche Mode, ich zachowania i taki stan jak pochuista. To jest stara książka, ale czy coś od tego czasu się zmieniło, czy nie ma już tego stanu pochuistycznego?

Dawno nie ma państwa pochuistycznego. Zmieniłem się ja sam i zmieniło się to, co napisałem 20 lat temu. Ale czytelnicy się nie zmienili, są młodzi, piękni i ironiczni.

Czy to, co opisywałeś, zmieniło się, bo zmieniła się Ukraina, bo Ukrainę zmieniła wojna? Czy to jest zmiana od stanu niezainteresowania światem i życiem do Majdanu, Donbasu lat 2013–2014 i teraz inwazji?

Społeczeństwo się zmieniało, państwo się zmieniało, społeczeństwo dorastało. Widzę oczywiste, silne zmiany po 24 lutego 2022 roku. Wiele osób tego nie zauważa, mówią, że w Ukrainie jest stagnacja i nic się nie dzieje, jest tylko coraz gorzej, ale wydaje mi się, że jest to dość stronnicze.

Wydaje nam się, że Ukrainie ciężko jest walczyć z pewnymi stereotypami, na przykład gdy mówimy o korupcji, Ukraińcy się denerwują, mówią, na tym temacie ich kraj się nie kończy. I że nie dotyczy on tylko Ukrainy.

Korupcja istnieje nie tylko w naszym kraju. W dużej mierze to też stereotyp, który do dziś bardzo aktywnie szerzyła Rosja. I w dużej mierze świat patrzy na Ukrainę przez rosyjską optykę. Tak czy inaczej byliśmy postrzegani jako część rosyjskiej przestrzeni. Taki kraj, który rości sobie jakąś podmiotowość, autonomię, ale tak naprawdę jest to jeden naród, jeden język, jedno terytorium, jedna historia. Patrząc na Ukrainę w ten sposób, nie można zrozumieć, co się w niej dzieje, jaki to jest kraj i co to za naród. Ponieważ jest to zasadniczo zła wizja, zła koncepcja. Kiedy patrzysz na świat oczami Ukraińców, rozumiesz logikę powstania naszej niepodległości, logikę odrębnego rozwoju naszego języka i naszej kultury, na przykład naszej cerkwi.

Kwestia cerkwi nagle stała się bardzo aktualna. Bo chodzi też o podmiotowość, o niezależność. Nie chodzi o to, że Ukraińcy zaczęli tłumnie uczęszczać do świątyń, oni tam nie chodzą. Ale kiedy ogłosiliśmy tomos, niezależną cerkiew, było to zwycięstwo. Jakby narodowa drużyna piłkarska Ukrainy wygrała Puchar Świata. To znaczyło, że cerkiew jest nasza.

W dużej mierze sami Ukraińcy oglądali też świat przez rosyjskie kanały, siedzieli na rosyjskim YouTubie, oglądali rosyjską telewizję, słuchali rosyjskiej muzyki i oglądali rosyjskie filmy. My też jakoś podświadomie dostrzegliśmy tę wizję, że nie jesteśmy w pełni narodem, że jesteśmy młodszym bratem, że nasza literatura jest gorsza, muzyka gorsza, a kina w ogóle nie ma. Nasi politycy są gorsi i wszystko jest gorsze w naszym kraju, nasz sprzęt wojskowy jest gorszy.

I faktycznie to wszystko miało jakiś sens, miało jakąś podstawę dokładnie do 24 lutego. Następnego dnia zobaczyliśmy kolumny spalonych, absolutnie gównianych czołgów rosyjskich, które okazały się bardzo złe, okazały się bardzo stare, po prostu nieprzystosowane do nowej wojny. Zobaczyliśmy, że armia rosyjska i odpowiednio społeczeństwo rosyjskie (ponieważ armia jest zwierciadłem społeczeństwa) to armia maruderów, gwałcicieli i zbrodniarzy wojennych. Ukraińcy porzucili złudzenia co do Rosji – ci, którzy jeszcze jakieś złudzenia mieli.

Dlaczego stało się w 2022 roku, a nie w 2014 roku, kiedy zaczęła się okupacja Krymu i wojna na Donbasie?

Rosjanie bardzo skutecznie, bardzo umiejętnie manipulowali, mówiąc, że to nie oni prowadzą wojnę na Donbasie. Charków jest oddalony od Rosji o 40 km. Mieszkańcy wysokich pięter widzą rakiety lecące w kierunku Ukrainy z Biełgorodu. Ale jak się okazało, wielu z nas nie widziało Rosji. Nie wiedziało, co to jest, postrzegaliśmy Rosję przez pryzmat pięknych teledysków, koncertów gwiazd muzyki pop, modnych filmów, modnych blogerów, przez pryzmat tak pięknie pomalowanej fałszywej ściany. I okazało się, że to nie jest Rosja. Rosja to żołnierze, którzy kradną lodówki. To jest poziom dzisiejszej Rosji – moralny, kulturowy, etyczny poziom dzisiejszej Rosji. I to jest nagle widoczne dzisiaj.
Ukraina nie powinna nikogo słuchać, nie powinna się nikomu usprawiedliwiać, bo usprawiedliwiają nas nasi zmarli w Buczy, Hostomelu, Irpieniu, Siewierodoniecku, Popasnej, Mariupolu. A jeśli teraz znowu ktoś zacznie do nas mówić o języku, o kulturze, o tym, że nie wszyscy Rosjanie są źli, o tym, że my też jesteśmy czegoś winni, to po prostu pokażemy groby na dziecięcych placach zabaw, gdzie pospiesznie chowani są nasi rodacy.

Myślę, że sama intonacja ukraińskiego brzmienia się zmienia. Ukraińcy zrozumieli, że nie powinni nikogo prosić o pozwolenie na bycie Ukraińcami. Nie muszą nikomu tłumaczyć, dlaczego są Ukraińcami, po prostu są i nie można tego dzisiaj ignorować. Brzmi to trochę przesadnie, ale to, co dzieje się na Ukrainie, w dużym stopniu zmienia retorykę polityczną całego świata. Świat po prostu ugrzązł w ostatnich 30 latach kłamstw po upadku żelaznej kurtyny. Po wielkich przetasowaniach, po zwycięstwie nad komunizmem, świat się rozluźnił, przyjął wiele kompromisów, zaakceptował podwójne zasady gry. Że z jednej strony można mówić o demokracji, o wolności, a z drugiej – handlować z dyktatorami, przymykać oczy na łamanie praw człowieka, na cenzurę, represje, na masowe zabójstwa w ich krajach.

Okazuje się jednak, że na dłuższą metę nie jest to możliwe, że zło musi albo zostać powstrzymane, albo cię pochłonie. A teraz naprawdę próbowało zmienić reguły gry, ale Ukraińcy trzymają to zło na dystans.

Czy miałeś tę zasłonę na oczach, o której mówiłeś w stosunku do Rosjan?

Nie. Nie dlatego, że jestem mądrzejszy, lepszy czy inny. Po prostu dużo się komunikowałem z rosyjskim kręgiem kulturowym. Widziałem od środka, co to jest. W rzeczywistości jest to zgniłe, całkowicie nieodpowiedzialne środowisko gotowe do gry w kulturę, będące częścią totalitarnej, szowinistycznej machiny. I dopóki jego członkowie nie wyciągną dla siebie poważnych wniosków, nie czeka ich nic dobrego i wcale mi ich nie żal.

Czy można to zmienić?

U Niemców było to możliwe. Krok po kroku z wielkimi problemami przeszli drogę od III Rzeszy przez RFN do UE. Myślę, że coś się zmieniło w umysłach Niemców. Nie można powiedzieć, że nie wyciągnęli lekcji z czasów rządów Hitlera. Ale Rosjanie od czasów rządów Stalina nie wyciągnęli żadnych wniosków, dla nich jest według sondaży nadal bohaterem numer jeden. Dla nas Stalin jest katem, przestępcą, ucieleśnieniem ciemności. Dla Rosjan – bohaterem narodowym. Właśnie dlatego, że był dla nas katem.

Czy utrzymujesz kontakty z Rosjanami?

Jeden napisał: nie bądźcie głupcami, poddawajcie miasto, bo zniszczymy was wszystkich. Wtedy w Rosji był jeszcze Facebook, to był pierwszy lub drugi dzień wojny, napisał to na swoim Facebooku, a tam kilka tysięcy ludzi posłało go na chuj.

A jedna z moich znajomych, nie wypowiem jej imienia, bardzo ją kocham i szanuję, od początku naszej znajomości, czyli od 15 lat zajmuje pryncypialne stanowisko antyputinowskie i zawsze występowała za niepodległą Ukrainą. Nic się w niej nie zmieniło, pozostała przy swoich przekonaniach.

Jaki był dla Ciebie dzień początku inwazji? Poczułeś nadchodzące zło?

To było ogromne zagrożenie i w pierwszych dniach nie rozumiałem, jak to zło się objawi. Jak wejdzie w świat, jak się zrealizuje. Bo linia frontu była za długa i był Kijów, był Czernihów, było takie wrażenie, że kraj po prostu się rozpadał. Przez chwilę było to bardzo niepokojące, ponieważ nie było jasne, jak powstrzymać to zło.

I wtedy zdarzył się pierwszy mały cud. Nagle okazało się, że to zło tylko mówi o sobie jako o jakiejś potężnej sile, której nie można powstrzymać, podczas gdy w rzeczywistości jest bardzo słabe. I że to wszystko fikcja. To, co się wydarzyło pod Kijowem, pod Czernihowem, pod Sumami czy pod Charkowem. Byli w Charkowie rankiem 24 lutego, stojąc na przedmieściach. A potem nagle zostali wyrzuceni. A teraz nie mogą nawet podejść do Charkowa.
Serhij Żadan po lewej. Samochody i sprzęt kupiony za pieniądze zebrane przez pisarza (fot. strona oficjalna autora)

Ty byłeś w Charkowie, gdy Rosjanie stanęli na jego przedmieściach?

Muzycy i ja [z zespołu Żadan i Sobaki – przyp. red.] mieliśmy 24 lutego zaplanowany koncert w Winnicy, ale rano, kiedy zobaczyliśmy pierwsze rakiety, wsiedliśmy do autobusu i wróciliśmy do Charkowa. Wieczorem byliśmy w domu.

I co robiłeś?

Moi przyjaciele i ja poszliśmy do jednostki wolontariatu, którą wspieraliśmy od 2016 roku. To nasi ochotnicy, którzy walczyli na Donbasie. Poszliśmy do nich, dali nam broń. I zaczęliśmy pracować, zaczęliśmy im pomagać.

Przywieźliśmy im samochody, sprzęt, ubrania, lekarstwa, żywność, potem ten krąg się poszerzył, zaczęliśmy pomagać innym jednostkom, zaczęliśmy pomagać cywilom, bo w pierwszych dniach wojny w Charkowie dziesiątki tysięcy ludzi nagle znalazły się w metrze, piwnicach i schronach bombowych, gdzie pozostali bez jedzenia, bez ubrań, bez niczego. Ta praca trwa do dziś.

Dla Ukrainy jest dużo pomocy, w tym z Zachodu.

Ukraina nie przetrwałaby bez pomocy Zachodu: bez wsparcia politycznego, bez sankcji, bez pomocy wojskowej.

Rozumiem, że niektórzy europejscy politycy robią to, bo muszą, nawet jeśli tego nie chcą. Jestem przekonany, że niektórym byłoby znacznie łatwiej dojść do porozumienia z Putinem, zostawić tanie ceny na rosyjski gaz i rosyjską ropę. I jakoś żyć z takim zamrożonym konfliktem, jak żyli od ośmiu lat z anektowanym Krymem i czuli się bardzo dobrze, handlowali z Rosją, zapraszali Putina na wszystkie szczyty. Rosja nie była nigdzie wykluczona przez te osiem lat.

Ale Ukraińcy stanęli w obliczu tego, że albo nas wesprzecie, albo nas zniszczą. Jeśli zniszczą kraj liczący 40 milionów ludzi, to oczywiście nie będzie to tylko aneksja Krymu. To będzie zbrodnia, zbrodnia moralna, zbrodnia etyczna, która nie opuści systemu politycznego Europy takim, jakim był, jest oczywiste, że ta zbrodnia wszystko zmieni. Dlatego myślę, że wiele osób odczuło tę sytuację.

Patrzę na Polskę, wydaje mi się, że pomoc z niej płynąca jest dość szczera. To także ważny moment, bo pamiętamy, jak wyglądały stosunki między Ukrainą a Polską w ostatnich latach. Nagle niespodziewanie bardzo się pogorszyły. Putin musiał zaatakować Ukrainę, abyśmy jakoś zrozumieli, że jesteśmy w tej samej sytuacji.

W Ukrainie różne są postawy wobec Zachodu, zwłaszcza wobec zachodnich polityków. Każdy telefon Macrona do Putina wywoływał falę oburzenia i przekleństw. Ale generalnie widzimy, że Zachód nie zrezygnował z Ukrainy.

Na świecie toczą się debaty o rosyjskiej kulturze – zabraniać Dostojewskiego czy nie. Jak na to patrzysz?

Jako konformista zająłbym takie stanowisko: zakazałbym Dostojewskiego, ale na 50 lat, a po tym czasie, jeśli ktoś nagle się zainteresuje – a zakładam, że nikt nie będzie zainteresowany – to można zwrócić. Poważnie, jaka może być teraz współpraca z kulturą rosyjską, jaka może być lojalność wobec kultury rosyjskiej?

To kultura, która bardzo się skompromitowała, będąc częścią imperialnego projektu. W dużej mierze nie opierając się mu, łatwo ulegając tworzeniu tych wszystkich szowinistycznych dyskursów. To bardzo cyniczna rzecz – rosyjska propaganda jest kompetentna, dobrze zorganizowana, silnie ustrukturyzowana i wykonuje swoją pracę profesjonalnie.

Rosjanie rozumieją, że Putin nie może być bohaterem, w którego wierzą. Nie był zbyt sympatyczny jeszcze przed inwazją, była wojna w Gruzji, potem aneksja Krymu, potem wojna na Donbasie, potem ta wielka wojna, kto mu uwierzy? Oczywiście jest złą postacią do promowania, to zła marka, nie sprzedasz go. Ale kultura rosyjska to dobra marka. Bo teraz w naszym kraju popularne jest mówienie: nie należy winić Puszkina za to, że urodził się Putin. Jest w tym logika, ale logika bardzo wątpliwa. Rosjanie – rosyjska propaganda, państwo rosyjskie – wykorzystują kulturę jako platformę, poprzez którą można bronić Rosji, bo Rosja nie jest winna, bo nie wszyscy Rosjanie są źli, jest zły Putin, a są dobrzy Rosjanie. Nie powinni odpowiadać za zbrodnie Putina, to Putin osobiście zabija Ukraińców. Zobaczcie, jak dobry jest nasz balet. A spójrz na nasz Teatr Bolszoj. I to przekonuje wielu na Zachodzie.

Są przyzwyczajeni do tego, że rosyjska literatura jest wielka, rosyjski balet piękny, że Rosjanie są tacy tajemniczy. Że są niejednoznaczni, są dzicy, ale jest w tym też pewna sympatia, jest taki romantyzm. I to oczywiście zostanie wykorzystane na rzecz Rosji mimo całego horroru, który dzieje się na Ukrainie. Dlatego, żeby nie wpaść w tą pułapkę, po prostu zablokowałbym dzisiejszą kulturę rosyjską w ogóle. Pisarze, którzy teraz protestują przeciwko Putinowi, niech odejdą i sprzedają pizzę. Na świecie jest tyle dobrych zawodów.

A czy wobec wszystkiego, co się wydarzyło, możemy się spodziewać w Ukrainie normalnego życia? Czy to mamy prawo przyjść na koncert lub zjeść spokojnie w kawiarni, kiedy chłopaki są na froncie w tej chwili?

Wydaje mi się, że bardzo dobrze jest przyjść na koncert i poskakać, mówię teraz poważnie, bez cynizmu. Bardzo ważne jest, aby nasza kultura, w przeciwieństwie do rosyjskiej, nie została zawieszona. Bardzo ważne jest, aby nie oderwać się od normalnego przedwojennego życia. Wojna to sytuacja maksymalnej anomalii, maksymalnego zniekształcenia.

Jeśli pozwalamy się wciągnąć w sytuację wojny, pozwalamy się wyrwać z normalnego otoczenia i ze świata, utracić wartości, to ryzykujemy zatracenie się, bardzo szybkie wypalenie, ryzykujemy bardzo szybką utratą siły.

Wydaje mi się, że obowiązkiem każdego w dzisiejszych czasach – niezależnie od tego, czy walczysz, pracujesz na wolontariacie, czy po prostu kontynuujesz swoją pracę, mieszkasz w Ukrainie lub czasowo przebywasz poza nią – twoim obowiązkiem jest kalkulacja twojej siły. Wojna nie skończy się jutro ani pojutrze, nie skończy się jeszcze długo.

Powinniśmy być zmobilizowani. Powinniśmy mieć siłę. Bo jeśli jutro się wyłączysz, nie będzie twojej obecności, ciebie, twojej energii, twojego bagnetu. Może cię zabraknąć do utrzymania frontu. Dlatego wydaje mi się słuszne, że odbywają się koncerty, wieczory literackie, spektakle teatralne. Nie chodzi o rozrywkę. Chodzi o wartości. Kultura jest bardzo ważnym elementem naszej tożsamości i należy ją rozumieć. Od czasu do czasu spotykam się z takim stanowiskiem, że nie może być żadnej kultury, nie może być żadnych koncertów, bo chłopcy umierają. Tak, chłopcy umierają, ale po to, żeby kraj istniał, chłopcy nie umierają, żebyśmy siedzieli, płakali i narzekali. To nie jest pomoc, to jest praca przeciwko ogólnemu zwycięstwu.

Często spotykam się z wypowiedziami wojskowych, że bardzo im zależy, żeby w kraju wszystko było w porządku, żeby oni mogli wrócić do miasta, gdzie są koncerty, teatry, otwarte restauracje. Nie chodzi o to, że ludzie będą tam siedzieć i zapomną o wojnie, chodzi o to, że rozumiemy, że życie społeczne to sprawa złożona.

Nie można jej budować tylko na bólu i cierpieniu. Bo ból i cierpienie są zrozumiałe i teraz logiczne, ale jeśli w kimś nie ma nic poza nimi, to znaczy, że coś się w nim zepsuło, ta osoba coś straciła.

Nasza kultura jest już bardzo zmotywowana społecznie. Większość naszych koncertów, wieczorów czy czegoś innego nie jest tylko komercyjna, tylko charytatywna. Zrobiliśmy koncert w Kijowie jako Sobaki, zebraliśmy 100 tysięcy hrywien [13 tysięcy złotych – przyp. red.] na wojsko. Mam teraz dwa wieczory literackie, zebrałem pół miliona. Ktoś może tego nie lubić, kogoś na to nie stać, ale z jakiegoś powodu tysiąc osób może sobie na to pozwolić, posłuchać wierszy, a za ich pieniądze kupimy dwa, trzy samochody dla naszego wojska.

Nie odgrywaj roli ofiary. Tę wojnę trzeba wygrać. A można wygrać tylko wtedy, gdy masz siłę, pewność siebie i poprawnie kalkulujesz.
Zoriana Varenia jest politolożką z Ukrainy. Mieszkała w Kijowie. Obecnie współpracuje z polskimi mediami, w tym z Radiem 357.

Jak radzić sobie z tym, że ludzie przyzwyczajają się do wojny?

W żaden sposób. To pewna bezwładność. Ja nawet nie zawsze budzę się w nocy, kiedy wybuchają rakiety. Ludzie – i na froncie, i na tyłach – po prostu przyzwyczajają się do wojny. Nie możesz nic z tym zrobić.

Wywiad wyemitowało Radio 357 w audycji Michała Żakowskiego Na dachu świata.



Publikacja tego tekstu jest współfinansowana ze środków Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności w ramach programu RITA - Przemiany w regionie, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji oraz ze środków Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.