Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Moscoviada > Kałasz / 18.10.2022
Nikodem Szczygłowski

Biedamobilizacja w Rosji. Moskwa sięga po rezerwy muzealne

Od końca września w Rosji trwa „częściowa mobilizacja”. Ta data odmierza nowy etap w „specjalnej operacji wojskowej”, jak rosyjski reżim określa agresję przeciwko Ukrainie. Podobnie jak ten termin, ukuty naprędce w celu nienazywania wojny wojną, również ta „częściowość” mobilizacji jest świadectwem typowych dla rosyjskiego reżimu kłamstw i arogancji.
Foto tytułowe
Pożegnanie zmobilizowanych żołnierzy rosyjskich (Shutterstock)

Zamiast planowanego pod koniec lutego przez kremlowskich strategów blitzkriegu i parady wojskowej na kijowskim Chreszczatyku w stylu Hitlera i jego kampanii wrześniowej z 1939 roku w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy oglądamy widowisko, które coraz bardziej wywołuje skojarzenia z inną wojną, nazwaną kiedyś wielką, a później – pierwszą światową. Wskutek tamtego konfliktu imperium Romanowów przestało istnieć, kraj doprowadzono do ruiny gospodarczej i społecznej oraz do wyniszczającej wojny domowej. Po przewrocie bolszewickim doszło do izolacji międzynarodowej, kilka milionów ludzi na zawsze opuściło Rosję, a poszczególne zniewolone wcześniej przez carat narody – w tym Polacy, Finowie czy Bałtowie – odzyskały wolność i niepodległość.

Dzisiejsza Rosja Putina – która w nieudolny sposób próbuje ideologicznie zespoić ze sobą zarówno dawne carskie imperium, jak ZSRR (rządzony przez bolszewików, którzy Rosję carską zniszczyli) i gdzie na ołtarze (czasem w sposób dosłowny) są wynoszeni zarówno ostatni car Mikołaj II, jak Stalin – wydaje się powtarzać błędy obydwu tych form rosyjskiego imperializmu. Tym samym zdąża do upadku w sposób przypominający wydarzenia zarówno sprzed czterech dekad, jak i nieco ponad stulecia.
Historia, jak wiadomo, powtarza się w postaci farsy. Chyba nigdzie ta teza nie jest tak wyrazista jak właśnie w Rosji, która ma to do siebie, że każdy zakręt historyczny powtarza w sposób wyjątkowo tragiczny.

Mobilizacja według Radia Erewań

Obecnie według przybliżonych szacunków formacji granicznych państw ościennych już ponad 700 tysięcy Rosjan opuściło kraj w ciągu niespełna czterech tygodni od ogłoszenia mobilizacji (a licząc od początku tzw. „operacji specjalnej” w Ukrainie ponad 1,5 milionów).

Droga na Zachód pozostaje dla większości Rosjan zamknięta – kraje bałtyckie już wcześniej przestały wydawać im wizy (Litwa już od końca lutego, a Estonia i Łotwa nie tylko wstrzymały wydawanie wiz, ale na początku września unieważniły nawet wizy wystawione wcześniej), a od 16 września uniemożliwiają Rosjanom wjazd na swoje terytorium również na podstawie wiz Schengen wystawionych przez inne kraje.
Granica Rosji z Gruzją w 2008 i 2022 r. (TT @@MrFukkew)

Finlandia na początku października oznajmiła, że obywatele Federacji Rosyjskiej będą przepuszczani przez fińską granicę jedynie w sytuacjach losowych. Teoretycznie wciąż oficjalnie nie jest zamknięty niewielki odcinek granicy z Norwegią na dalekiej północy, jednak dotarcie tam jest mocno utrudnione ze względu na komunikacyjną izolację.

Chiny i Korea Północna wymagają od Rosjan wiz, natomiast Azerbejdżan dotychczas nie wznowił ruchu granicznego z Rosją, który został wstrzymany jeszcze podczas pandemii COVID-19.

Wśród krajów, z którymi Rosja posiada granicę lądową, pozostają zatem jedynie Gruzja, Kazachstan i Mongolia, czyli kraje w myśl rosyjskiej propagandy podrzędne, długie lata określane jako „bliska zagranica” (ros. ближнее зарубежье), czyli taka nie do końca prawdziwa. Dziś jednak stały się zagranicą w pełnym tego słowa znaczeniu.

W internecie krążą setki ponurych żartów i memów odnośnie do przebiegu mobilizacji i jej skutków. Przykładowo taki: Radio Erewań zapytano, czy prawdą jest, że mobilizacja jest rzeczywiście częściowa. Radio Erewań odpowiada: prawda, ponieważ część podlegających mobilizacji jest w Gruzji, część w Armenii, a część w Kazachstanie.

Poza masową i chaotyczną ucieczką z kraju przedstawicieli nielicznej klasy średniej (obrazki z przejścia granicznego z Gruzją przy tzw. Gruzińskiej Drodze Wojennej obiegły świat), mobilizacja ukazała kilka istotnych zjawisk, które właściwie definiują istotę Rosji – zarówno tej sprzed stu lat, jak i obecną.

Przede wszystkim w oczy rzuca od razu się fakt, że mobilizacja dotyczy w znacznej mierze szeroko rozumianej prowincji, w szczególności tzw. „nierosyjskich” subiektów Federacji, czyli republik „narodowych”: Buriacji, Urdmucji, Tuwy, Jakucji, Tatarstanu, Czuwaszji, Kałmucji, Dagestanu itd. Pod tym względem nic się nie zmieniło od czasów caratu – członkowie „nierosyjskich” narodów są niczym innym jak obywatelami drugiej kategorii, na pogardliwe określenie których język rosyjski wykształcił całe spektrum pejoratywnych epitetów, z których „czarnodupscy” (черножопые – używane przeważnie w stosunku do mieszkańców Kaukazu) należy do stosunkowo łagodnych. Ich kultura narodowa wobec „wielkości” kultury rosyjskiej nie ma dla Kremla – ale też większości Rosjan – żadnej wartości poza najwyżej folklorystyczną, a ich języki są skazane w najlepszym wypadku na wegetację w przydzielonej im roli skansenu. W czasie jednak nieogłoszonej oficjalnie wojny, która z założenia jednocześnie coraz bardziej ma przypominać „wielką ojczyźnianą” i nią nie być – stają się po prostu mięsem armatnim drugiego sortu.

Ruska robota

Po drugie, nie da się nie zwrócić uwagi na wyraźny chaos organizacyjny i administracyjny. Zgodnie z informacją podawaną przez grupy poborowych w popularnej sieci społecznościowej Telegram nie wszystkie bazy danych komend uzupełnień są w pełni scyfryzowane, w związku z czym liczne podpalenia komisji wojskowych – rodem z CK Dezerterów – z punktu widzenia pragnących uniknąć mobilizacji są całkiem uzasadnione. Niemoc organizacyjna miejscami przybiera formę zjawiska, które w języku polskim posiada bardzo wymowną nazwę: bezhołowie, natomiast stosunkowo bliskim rosyjskim odpowiednikiem tego wyrazu jest головотяпство. W języku rosyjskim z kolei o kimś, kto jest ordynarnie głupi, mówi się też, że jest „bez cara w głowie” (без царя в голове). Stan rzeczy w rosyjskiej administracji wojskowej coraz bardziej wskazuje na to, że w społeczeństwie, które tak wymownie potrzebuje umiłowanego cara-batiuszki, coraz więcej instytucji funkcjonuje właśnie zgodnie z tym porzekadłem.



Co ciekawe, w językach narodów mających doświadczenia historyczne z Rosją, dość często występują frazeologizmy oparte na istocie tradycyjnych osobliwości rosyjskiego podejścia do kwestii ładu i zdolności organizacyjnych. Przykładowo w języku fińskim istnieje czasownik ryssiä wywodzący się z potocznego określenia Rosjan (literacki, powszechnie przyjęty termin na określenie Rosjanina to Venäläinen), który oznacza mniej więcej „zepsuć”, „nawalić”, „nie sprawdzić się”. Pochodną od tego jest też frazeologizm „ruska robota”, czyli wykonana byle jak, źle. W tym kontekście warto sobie przypomnieć chociażby bytujący w języku polskim „ruski rok”.

Bylejakość – obok wspomnianego wcześniej bezhołowia – należy do kanonu cech, które najczęściej charakteryzują sposób funkcjonowania struktur państwa rosyjskiego w ciągu niemal całości jego dziejów, może z wyjątkiem epoki reform Piotra I oraz przełomu XVIII i XIX wieku, kiedy to po przyłączeniu do Rosji Liwonii stworzono względnie sprawny aparat biurokratyczny, trzon którego w administracji i wojsku stanowili Niemcy bałtyccy oraz obcokrajowcy z Europy Zachodniej na służbie carów.

Wszystko już skradziono przed nami

Po trzecie, przysłowiowa zwykła korupcja i tzw. „zbrodnicze zaniedbania” (język rosyjski tu jest również wyjątkowo precyzyjny i wykształcił sformułowanie преступная халатность). Obrazkami supernowoczesnego i doskonale wyposażonego wojska Putin raczył świat w marcu 2014 roku przy okazji inwazji „zielonych ludzików” na Krym – nonszalancko przy tym od niechcenia negując, że są to żołnierze rosyjscy, gdyż takie uniformy przecież „można kupić w każdym sklepie” i jednocześnie dążąc do efektu pokazania światu, że tak oto wygląda twarz nowej Rosji: zwarci, gotowi, doskonale uzbrojeni i wyposażeni, a nie to, co myśleliście, walonki, onuce i stare kałasze. Świat wówczas w to uwierzył.
Wieś potiomkinowska (ros. потемкинские деревни) – określenie pochodzące od nazwiska gubernatora Noworosji, Grigorija Potiomkina, który w 1787 roku zorganizował dla cesarzowej Katarzyny II i jej dworu przejażdżkę w dół Dniepru w celu pokazania, jak wielki sukces odniósł podczas kolonizacji nowej prowincji. Aby wywrzeć dobre wrażenie, Potiomkin miał rzekomo zmontować kilka przenośnych „wiosek” rozmieszczonych w ważniejszych punktach wzdłuż brzegu rzeki. Gdy cesarska łódź pojawiała się w polu widzenia, przebrani za wieśniaków ludzie Potiomkina zaczynali wznosić radosne okrzyki na cześć carycy i towarzyszących jej zagranicznych ambasadorów.

Dziś, po upływie prawie ośmiu miesięcy wojny w Ukrainie na pełną skalę, po tym wszystkim, co zobaczyliśmy na tysiącach filmików, nagrań, relacji – możemy śmiało powiedzieć, że było to nic więcej niż inscenizacja, kolejna tak charakterystyczna dla Rosji wieś potiomkinowska, coś, co znowuż niezwykle precyzyjne jest określane po rosyjsku jako показуха, czyli coś, co jest wyłącznie na pokaz, lecz z założenia zostało wykonane byle jak, na odczepnego. „Wszystko już ukradli przed nami” (все уже украдено до нас) – mówią bohaterowie popularnej niegdyś radzieckiej komedii filmowej Operacja „Y”, czyli przypadki Szurika. Ten cytat stał się frazeologizmem, który właściwie definiuje współczesną Rosję – a zwłaszcza sytuację w siłach zbrojnych, które od zawsze były siedliskiem korupcji, nadużyć i nepotyzmu.

W sieci krążą dziesiątki, jeśli nie setki już filmików, które oddają realia rosyjskich sił zbrojnych – zmobilizowani Rosjanie w większości bez przeszkolenia i niezbędnego wyposażenia są przerzucani bezpośrednio na front – do ukraińskich obwodów Charkowskiego, Donieckiego, Ługańskiego, Zaporoskiego i Chersońskiego. Idą „walczyć” bez środków ochrony taktycznej, bez medykamentów (na jednym filmiku zmobilizowani otrzymują radę od intendentki: niech zaopatrzą się na własną rękę w podpaski i tampony w celu powstrzymania krwotoku w razie postrzelenia), a nawet tornistrów czy normalnych plecaków, i właściwie niczego, poza mundurami, krój znacznej części których znacząco odbiega od tego, co jest obecnie uznawane za nowoczesny standard.

Na służbie ojczyźnie od 1869 roku
Żołnierze rosyjscy schwytani w Ukrainie i вещь-мешок (@twitter)

W tym kontekście bardzo wymowny jest powrót dwóch elementów wyposażenia i umundurowania rosyjskiego żołnierza. Pierwszym z nich jest tzw. вещь-мешок, czyli dosłownie „worek na rzeczy”. Jest to wynalazek wykorzystywany w rosyjskim wojsku – w postaci praktycznie niezmienionej – od 1869 (sic!) roku, czyli właściwie od czasów niewiele późniejszych niż powstanie styczniowe. Ten prosty parciany worek zawiązywany na węzeł za pomocą szelek nośnych był na wyposażeniu carskiej armii rosyjskiej podczas I wojny światowej, Armii Czerwonej podczas kampanii Budionnego, II wojny światowej, wojny w Afganistanie i aż do końca istnienia ZSRR, oraz armii Federacji Rosyjskiej – podczas obydwu prowadzonych przez nią wojen czeczeńskich oraz w Gruzji w 2008 roku. Jak podają źródła oficjalne, вещь-мешок był na wyposażeniu Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskich do 2015 roku, ale jak się rychle okazało, było to nic innego jak mydlenie oczu (kolejny rosyjski termin –очковтирательство) i kolejna wieś Potiomkinowska. Worek na rzeczy do dziś ma się w najlepsze i większość mobilizowanych dostaje właśnie tę część ekwipunku, o ile w ogóle nie jest nią zwyczajna reklamówka. Jak zwykle lubią mawiać na Kremlu – нет аналогов в мире, czyli brak odpowiedników światowych.

Drugim charakterystycznym elementem ekwipunku żołnierza rosyjskiego są tzw. buty „kirzowe“.

Wojna zimowa i premia Stalina

Kirza (кирза) to rodzaj sztucznej skóry opartej na wielowarstwowej tkaninie tekstylnej, modyfikowanej substancjami membranopodobnymi, powierzchnia której imituje skórę świńską. Jest wykorzystywana głównie w produkcji butów wojskowych, gdzie stanowi tani i skuteczny zamiennik skóry naturalnej. Według popularnej legendy nazwa jest skrótem od Kirowskij zavod, czyli „fabryka im. Kirowa”. W rzeczywistości jednak fabryka ta nazywała się Iskoż (skrót od искуственная кожа – „sztuczna skóra”), a legenda jest po prostu przykładem etymologii ludowej.

W 1939 roku, tuż przed napaścią ZSRR na Polskę Aleksandr Chomutow, główny inżynier fabryki skóry syntetycznej Kożimit w Moskwie, i jego kolega inżynier Iwan Płotnikow opracowali nowy materiał o nazwie Kirza SK. Masowa produkcja tego nowego materiału rozpoczęła się dokładnie podczas wojny zimowej – agresji Związku Radzieckiego na Finlandię. Materiał okazał się całkowicie nieprzystosowany do warunków zimowych i produkcja początkowo została wstrzymana. Jesienią i zimą 1941 roku wznowiono jednak masową produkcję, aby zaspokoić zapotrzebowanie na buty wojskowe podczas niemieckiej inwazji na ZSRR. Za swój wynalazek Chomutow, Płotnikow i siedmiu innych specjalistów otrzymało 10 kwietnia 1942 roku nagrodę Stalina II stopnia. Podstawowa technologia produkcji kirzy nie uległa większym zmianom od tego czasu roku. Buty z cholewami z kirzy (i onuce w zestawie do nich) pozostawały na wyposażeniu Armii Czerwonej aż do końca jej istnienia, a następnie również Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskich. Oficjalnie niby nie są używane od prawie dekady, natomiast realia – jak widać z obrazków przesyłanych przez rezerwistów – są zgoła inne.

Co ciekawe, zarówno w czasach carskich, kiedy imperium rosyjskie usiłowało dołączyć do światowej czołówki, jak i później, w sowieckich, kiedy ZSRR niosło pierwszeństwo w sztafecie światowego komunizmu, Kreml właściwie nigdy nie był w stanie wyposażyć swoich żołnierzy, będących przecież ostoją reżimu, w sposób godny i nowoczesny. W warunkach pokoju jeszcze jako tako dało się stworzyć iluzję dobrze wyposażonego wojska, natomiast w podczas mobilizacji i wojny ta iluzja zawsze pryskała jak bańka mydlana. Za carów wielkie wizje wyzwolenia wszystkich Słowian i zjednoczenia ich pod berłem Romanowów konfrontowały się z wyjątkowo lichym umundurowaniem i przestarzałym uzbrojeniem żołnierzy rosyjskich, którzy mieliby tych europejskich Słowian „wyzwalać”. Armia Czerwona, która niosła światową rewolucję do Europy, według licznych świadków była wyposażona i uzbrojona niewiele lepiej (a czasami gorzej) niż bandy anarchistów, zaś w okresie szczytowym ZSRR hasła o podboju kosmosu i pomoc bratnim narodom Europy Środkowej rozbijały się o onuce i buty kirzowe żołnierzy oraz powszechne rozkradanie przez oficerów intendentury wszystkiego, co się dało (kolejny rosyjski frazeologizm określa to mianem „wszystkiego, co źle leży” – все, что плохо лежит).
Nikodem Szczygłowski - podróżnik, pisarz, eseista, reporter. Absolwent Archeologii śródziemnomorskiej Uniwersytetu Łódzkiego i CEMI - Central European Management Institute w Pradze. Biegle włada językiem litewskim i słoweńskim, znawca kultury słoweńskiej. Laureat nagrody za osiągnięcia w publicystyce Ministerstwa Kultury Republiki Litewskiej (2020).

Więcej artykukłów Nikodema Szczygłowskiego

Pod tym względem nic się nie zmieniło również w Federacji Rosyjskiej Putina. Gromkie hasła o nowoczesnych technologiach pozostały niczym innym jak kolejną wydmuszką, zgrabną wizualizacją, natomiast „brak światowych odpowiedników” sprowadza się ponownie – po raz kolejny w historii – do „wieszcz-mieszka”, wzoru z 1869 roku.