Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak > Imperium / 30.03.2023
Ludwika Włodek

Tadżycki dyktator bryluje na salonach, a uchodźcy z jego kraju są odsyłani do domu

W zeszłym tygodniu prezydent Emomali Rahmon rozmawiał w Nowym Jorku z sekretarzem generalnym ONZ i królem Niderlandów. Tadżycka opozycja apeluje do zachodnich polityków, aby nie spotykali się z autokratą, który w kraju przetrzymuje setki więźniów politycznych, strzela do pokojowych demonstrantów i okrada obywateli.
Foto tytułowe
Tadżycki dyktator Emomali Rahmon (fot. Wikicommons)

– Nie wiesz, czy w Polsce trzeba mieć zezwolenie na pikietę? – zapytał mnie Asliddn Szerzamonow kilka dni temu. Sprawdziłam, nie trzeba. Dwa dni później stał już pod ambasadą Wielkiej Brytanii. Wszystko dlatego, że według nieoficjalnych informacji prezydent Tadżykistanu Emomali Rahmon po wizycie w Nowym Jorku, gdzie od 21 do 24 marca współprzewodniczył Konferencji Wodnej ONZ, miał pojechać do Londynu, by wziąć udział w forum ekonomicznym, na którym przedstawiciele tadżyckiego rządu mieli zachęcać brytyjskich przedsiębiorców do inwestowania u nich w kraju.

Asliddin przyniósł pod ambasadę plakat informujący, że Rahmon to dyktator, i list skierowany do brytyjskich władz. Zaczął go mocno, od tego, że cywilizowany świat nie powinien zdradzać humanitarnych wartości, stając się wspólnikiem zbrodni, jakie prezydent Rahmon popełnił w Górskim Badachszanie. Przypomniał, że całkiem niedawno mieszkańcy tego formalnie autonomicznego regionu Tadżykistanu ginęli z rąk tadżyckich służb za swoje przekonania. „Ci uczciwi i szczerzy bohaterowie zostali zabici albo zamęczeni w więzieniach, bo walczyli o swoje ludzkie i obywatelskie prawa, o wolność i o wartości, które społeczeństwa Europy uznają za swój fundament”.

Pacyfikowany Górski Badachszan

Asliddin jest obywatelem Tadżykistanu, Pamirczykiem. Prezydent jego kraju od wielu miesięcy niszczy region, z którego Asliddin się wywodzi, czyli położony w górach Pamiru Górskobadachszański Wilajet Autonomiczny.

Zabito tam – głównie między listopadem 2021 a latem 2022 roku – kilku liderów lokalnej społeczności, wielu innych aresztowano. Część została skazana zaocznie, jak ojciec Asliddina, Alim Szerzamonow, którego w maju zeszłego roku oskarżono o organizację zamieszek. Na szczęście Alim od dawna już mieszkał w Polsce, ma tu status uchodźcy, więc działania tadżyckiego wymiaru sprawiedliwości nie dotknęły go bezpośrednio. Inni mieli mniej szczęścia. Na przykład znana pamirska działaczka i obrończyni praw człowieka Ulfatchonim Mamadszojewa, oskarżona w tym samym procesie, od blisko roku gnije w tadżyckim więzieniu.

Nasłane na Pamir wojsko nęka obywateli, odcina im łączność telefoniczną i internetową. Masowe aresztowania łączą się z przykrymi rewizjami w domach, w czasie których giną sprzęty RTV i AGD. Działające prywatnie szkoły i inne placówki edukacyjne tracą licencję, rząd wzywa też na przesłuchania miejscowych liderów religijnych. Jeszcze w czerwcu ubiegłego roku żołnierze zniszczyli widniejący na zboczu góry nad stolicą regionu, Chorogiem, herb ułożony z kolorowych kamieni – symbol ismailitów, wyznawców szyickiej, liberalnej odmiany islamu. Rząd prezydenta Rahmona chce zmusić Górski Badachszan do uległości, a wszystkich, którym się to nie podoba, zamknąć w więzieniach albo skłonić do emigracji. Pamirscy aktywiści szacują, że wyjechać za granicę mogło już nawet 20% mieszkańców tego liczącego zaledwie 250 tysięcy ludności regionu.

Wszystko dlatego, że Pamirczycy czują się odrębni i stawiają opór. Nie tylko wyznają ismailizm. Mają także swoje, odmienne od tadżyckiego, języki, obyczaje i dumę, która nie pozwala im zginać karku przed dyktatorem.

Jeszcze w latach 90. XX wieku stanęli po stronie opozycji w krwawej wojnie domowej, która ogarnęła Tadżykistan po upadku ZSRR. Po kilku miesiącach walk parlament wybrał na swojego przewodniczącego (co wtedy oznaczało, że także na głowę młodego państwa) dyrektora kołchozu z regionu Kulabu – Emomalego Rahmonowa (w tamtych czasach jego nazwisko miało jeszcze rosyjską końcówkę, którą ten sobie w 2006 roku uciął). Gdy wojna się skończyła, zawarł on z opozycją pakt. Miał się podzielić władzą i respektować demokratyczne reguły gry. Im bardziej się jednak umacniał na stanowisku prezydenta, tym mniej się przejmował złożonymi niegdyś obietnicami. Pamirczycy nie chcieli tego zaakceptować. Odeszli ze służby w organach administracji państwowej, zaczęli organizować życie regionu po swojemu, opierając się na lokalnych liderach, z których wielu było albo dawnymi komendantami polowymi z czasów wojny domowej, albo charyzmatycznymi przywódcami duchowymi. Wspierał ich w tym mieszkający na Zachodzie przywódca duchowy wszystkich ismailitów, Aga Chan IV.
Barykada w Chorog, wzniesiona w 2012 roku w trakcie bitwy o drogę M41. Chorog to stolica Górskiego Badachszanu (fot. Wikicommons)

Pytania, których nie można zadać

Asliddin urodził się w 1992 roku, kiedy zaczęła się wojna domowa. Dekadę swojego młodego życia spędził poza Tadżykistanem. Studiował na Amerykańskim Uniwersytecie w Biszkeku, stolicy sąsiedniego Kirgistanu. Potem postanowił zostać w tym kraju, gdzie żyło się znacznie swobodniej niż w jego ojczyźnie. To w Biszkeku przeżył całe dotychczasowe dorosłe życie, tam ma przyjaciół, tam do dziś mieszka jego pies, z którym Asliddin ma nadzieję jeszcze się kiedyś spotkać.

Do Tadżykistanu przestał jeździć kilka lat temu. Kiedy jego rodzice osiedlili się w Polsce i ojciec, od dawna zaangażowany w aktywizm polityczny, zaczął się udzielać w emigracyjnej organizacji opozycyjnej Narodowy Sojusz Tadżykistanu, wiadomo było, że dla Aslididina każda podróż do Tadżykistanu może się skończyć aresztowaniem. Długo jednak myślał, że w Biszkeku będzie bezpieczny. Pokochał to miasto.

Wiosną zeszłego roku, kiedy władze Tadżykistanu nie tylko zaczęły pacyfikować Pamir, ale też rozpoczęły polowanie na znanych Pamirczyków mieszkających poza granicami republiki, Asliddin musiał uciekać. Przyjaciele pomogli mu przedostać się do Gruzji, gdzie dostał polską wizę humanitarną i niedługo potem dołączył do rodziców w Warszawie. Od tego czasu stara się pomagać uchodźcom ze swojego regionu, którzy mieli mniej szczęścia niż on sam, a także nagłaśniać sprawę Pamiru na świecie.

Asliddin zapewnia, że nie chce narzucać królowi i rządowi Wielkiej Brytanii, kogo mogą gościć u siebie w kraju. Chce jednak zadać kilka pytań, których tadżyccy dziennikarze zadawać nie mogą. O to, dlaczego w listopadzie 2021 roku policja zabiła młodego pamirskiego lidera Gulbiddina Zijobekowa. O to, dlaczego w maju brutalnie stłumiła protest pokojowo demonstrujących mieszańców Wamaru, powiatowego miasteczka w Górskim Badachszanie. Wreszcie o to, dlaczego znany pamirski sportowiec Czorszanbe Czorsznabijew był deportowany z Rosji, a następnie skazany na wiele lat więzienia za to tylko, że publicznie mówił o sobie, że jest Pamirczykiem.

Mętna woda…

Do pikietującego przed budynkiem Asliddina Szerzamonowa wyszedł urzędnik z ambasady, przyjął jego list, wypytał o szczegóły. Tadżyccy aktywiści, który protestowali kilka dni wcześniej w Nowym Jorku, nie mieli tyle szczęścia. Zostali zignorowani przez oficjeli. Tymczasem na stronach tadżyckiego MSZ można było przeczytać, że „20 marca budowniczy pokoju i jedności narodowej, przywódca narodu, Prezydent Republiki Tadżykistan, szanowny Emomali Rahmon, wyjechał do Nowego Jorku w Stanach Zjednoczonych celem uczestnictwa w organizowanej przez Narody Zjednoczone Konferencji Wodnej”. Wizytę prezydenta opiewano jako wielki sukces dyplomatyczny i wizerunkowy Tadżykistanu. Rządzący od 31 lat dyktator bez przeszkód współprzewodniczył Konferencji Wodnej.

Delegaci z całego świata zwrócili uwagę na problem wzrastającego zużycia wody i wyczerpywania się jej globalnych zasobów. Ważnym tematem była kwestia topnienia lodowców i utrudnionego dostępu milionów ludzi do wody pitnej. Rahmon razem z królem Niderlandów otworzył i zamknął obrady konferencji, a potem udzielił wywiadu oenzetowskim mediom, które oczywiście o żadne tematy niezwiązane z wodą nawet go nie zagadnęły.

Problem czystej wody zawsze był jego oczkiem w głowie. W muzeum Narodowym w Tadżykistanie, w głównym hallu, wisi gigantyczny portret prezydenta przedstawionego na tle błękitnego wodospadu. Rahmon dwie dekady temu zainicjował u siebie w kraju program Obi toze („Czysta woda”), który miał na celu ochronę miejscowych zasobów wodnych i uświadomienie ich wagi mieszkańcom. Z jego inicjatywy ONZ ogłosił nawet rok 2003 Międzynarodowym Rokiem Czystej Wody.

Faktycznie, woda jest jednym z nielicznych bogactw, którymi Tadżykistan może się pochwalić. A najwięcej jest jej właśnie w Górskim Badachszanie. Większość jego terytorium to wysokie góry, znajdują się tam największe lodowce świata (między innymi liczący 16 kilometrów Lodowiec Fedczenki, najdłuższy z lodowców poza Arktyką i Antarktydą). Oprócz tego w całym kraju jest ponad 1300 naturalnych jezior. Tadżyckie zasoby wodne stanowią 60% zasobów wodnych całej Azji Środkowej.

Dostęp do czystej, bieżącej wody jest jednak w tym kraju bardzo ograniczony. Kiedy na początku XXI wieku zainicjowano program Obi toze, robiłam akurat badania wśród tamtejszych liderów politycznych. Ci z opozycji często wyśmiewali kampanię Rahmona jako propagandową ściemę. Jeden nawet odkręcił przy mnie kran w swojej kuchni w centrum Duszanbe, pokazał palcem na cieknącą stróżkę szaro-pomarańczowej cieczy i szyderczo skomentował: „Ta świeża, zdaniem naszego prezydenta, woda jest w rzeczywistości mętna. Jedna wielka ściema”.

Dziś sytuacja w Tadżykistanie nie jest o wiele lepsza, tylko jedna trzecia gospodarstw domowych ma dostęp do czystej, bezpiecznej wody. Na wsiach zaledwie kilka procent gospodarstw jest wyposażonych w kanalizację, a choroby „brudnej wody” co roku zbierają bogate żniwo, zwłaszcza wśród dzieci i osób starszych.

…i mętna polityka

Nie tylko w przypadku wody publiczne deklaracje prezydenta Rahmona odbiegają od tego, co faktycznie dzieje się w kraju. Kiedy na początku marca do mediów dotarły informacje o wyjazdowych planach tadżyckiego przywódcy – oprócz Nowego Jorku i Londynu miał jeszcze odwiedzić Niemcy – zaczęła protestować przebywająca już niemalże w całości na emigracji tadżycka opozycja.

W połowie marca Narodowy Sojusz Tadżykistanu, czyli koalicja kilku największych partii opozycyjnych, w której działa ojciec Asliddina, Alim, po spotkaniu w Warszawie wydała oświadczenie. Przypomniała w nim światowej opinii publicznej, że „podróż po krajach tak przywiązanych do demokratycznych wartości jak Niemcy, USA i Wielka Brytania, odbywa się na tle bezprecedensowego łamania praw człowieka przez reżim Rahmona. W Badachszanie wciąż są świeże mogiły dziesiątków rozstrzelanych i zamęczonych na śmierć mieszkańców tego regionu, którzy stali się ofiarami czystek tylko dlatego, że wzięli udział w pokojowych protestach w Wamarze i Chorogu”.

Autorzy oświadczenia zwracali uwagę na to, że w tym samym czasie, kiedy Rahmon będzie wizytował wolne państwa, w więzieniach Tadżykistanu będą torturowane setki krytykujących jego dyktaturę obywateli. A sam Rahmon wykorzysta zagraniczną podróż jako rzekome poparcie międzynarodowe dla wprowadzanych u siebie porządków.

Pismo adresowane do ONZ wysłała też grupa anonimowych tadżyckich aktywistów. Proszą w nim urzędników z organizacji, aby w rozmowach z tadżyckimi władzami poruszyli kwestię przestrzegania praw człowieka.

„Wykorzystajcie każdą okazję, żeby pomóc tadżyckiemu narodowi” – błagali. Media nie podały żadnej wiadomości, która wskazywałaby na to, że tak się stało. W Nowym Jorku z Rahmonem rozmawiano o wodzie, która daje życie, ale nie o jego żołnierzach i policjantom, którzy na jego rozkaz to życie w ostatnim czasie co najmniej kilkudziesięciu obywatelom Tadżykistanu odebrali. Autorzy listu nie podali do publicznej widomości swoich nazwisk w obawie przed prześladowaniami ze strony reżimu, który nieraz dopadał swoich krytyków nawet poza granicami republiki.

Na przykład w marcu 2015 roku, w Stambule od strzału w głowę zginął Umarali Kuwwatow, jeden z liderów opozycyjnego ruchu Grupa 24, o którego wydanie wcześniej Tadżykistan bezskutecznie upominał się u tureckich władz.
Emomali Rahmon i premier Indii Narendra Modi (fot. Wikicommons)

Z kolei w 2021 roku, w Moskwie, zaginął znany z pomagania tadżyckim migrantom zarobkowym i krytykowania tadżyckich władz Izzat Amon. Po dwóch dniach „odnalazł się” w tadżyckim więzieniu. Oskarżony o oszustwo, został skazany na 9 lat więzienia.

Takich przypadków było znacznie więcej. Władze Tadżykistanu nie patyczkują się ze swoimi krytykami. W 2015 roku rozwiązały oraz oskarżyły o terroryzm i próbę destabilizacji państwa Islamską Partię Odrodzenia Tadżykistanu, największe opozycyjne ugrupowanie, jedyne, któremu nieprzerwanie od lat 90. udawało się utrzymywać w parlamencie mimo oszustw wyborczych, jakich dopuszczały się władze, i wiecznego nękania ze strony organów bezpieczeństwa.

A jesienią 2021 roku Duszanbe zabrało się za pacyfikację wiecznie niepokornego i formalnie autonomicznego Wilajetu Gorskiego Badachszanu.

Uwierzcie uchodźcom

W miniony weekend protestowała też tadżycka opozycja w Niemczech. Przed ambasadą Tadżykistanu, przed niemieckim MSZ i przed Bundestagiem zebrało się w sumie kilkaset osób. Jak podkreślił obecny pod parlamentem Muhiddin Kabiri, przewodniczący Partii Islamskiego Odrodzenia Tadżykistanu, wśród demonstrantów byli ludzie z każdego rejonu kraju, od Górskiego Badachszanu po położony na północy Sogd.

Kabiri wspomniał, że Zachód już nauczył się, że dyktatorów w rodzaju Putina czy Łukaszenki nie wypada u siebie gościć. Obywatele Tadżykistanu muszą przekonać zachodnie społeczeństwa i ich przywódców, że takie samo odium powinno spaść i na Rahmona.

Protestujący dostali informacje od władz Niemiec, że w żadnym z państw Europy, które miał odwiedzić Rahmon, nie będzie on oficjalnym gościem. Wygląda na to, że wizyty dyktatora w Londynie i Belinie w ogóle zostały odwołane. Tadżycki niezależny portal informacyjny Asia Plus podał 25 marca, że z Nowego Jorku prezydent Tadżykistanu odleciał do Duszanbe. W tym tygodniu ma wziąć udział w obchodach święta perskiego nowego roku, Nou Ruz, na północy kraju.

O prawdziwym zwycięstwie protestujących będzie jednak można mówić dopiero wtedy, gdy demokratyczne kraje Europy zaczną traktować uchodźców politycznych z Tadżykistanu tak, jak traktują uciekających przed dyktaturą Łukaszenki Białorusinów. Obecnie najczęściej odmawia się im ochrony międzynarodowej. Taki los spotkał kilku Pamirczyków, którzy starali się w ostatnim czasie o status uchodźcy w Polsce. Odmawiano im też azylu w Austrii i innych państwach Europy. Część już została odesłana do kraju pochodzenia.

Najgłośniejsza była sprawa Abdullohi Szamsiddina. W styczniu Niemcy deportowały go do Tadżykistanu. Urzędnicy podjęli taką decyzję ze względu na uchybienia formalnie (uchodźca w czasie przesłuchania podał błędne nazwisko), mimo że wiedzieli, że Szamsiddin jest synem znanego tadżyckiego opozycjonisty, członka Islamskiej Partii Odrodzenia Tadżykistanu.

Ludwika Włodek jest socjolożką i reporterką. Pracuje jako adiunktka w Studium Europy Wschodniej, gdzie kieruje specjalizacją Azja Środkowa. Autorka niedawno wydanej książki „Buntowniczki z Afganistanu”.

Inne artykuły Ludwiki Włodek

Na jakiś czas słuch o deportowanym zaginął, a na początku marca niezależne media doniosły, że jest przetrzymywany przez tadżyckie KGB. Do aresztu trafił prosto z samolotu. Podobny los może spotkać jeszcze wielu obywateli Tadżykistanu, jeśli władze państw europejskich nie zaczną im wierzyć, że Rahmon jest dokładnie takim samym dyktatorem jak Łukaszenka czy Putin.