Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Kapitol / 25.05.2023
Tomasz Otocki

Prezydent Łotwy nie ubiega się o drugą kadencję. Zastąpić go może bardzo wyrazisty dyplomata

W pierwszej połowie maja Łotwę obiegła zaskakująca wieść: urzędujący od 2019 roku prezydent Egils Levits podjął decyzję, że nie będzie się ubiegać o ponowny wybór. Wie, że nie znalazłby wystarczającego poparcia w liczącym 100 posłów sejmie (bo głowę państwa wybiera parlament). Do 10 maja Levits mógł liczyć na zaledwie 39 szabel dwóch partii koalicyjnych. W dodatku pojawił się mocny kontrkandydat.
Foto tytułowe
Egils Levits (Shutterstock)


Tego dla prezydenta, w którym chyba nigdy nie było wielkiej woli walki („wszystko chciał mieć podane na tacy” – skarżył się w programie Rīta panorāmai w łotewskiej telewizji publicznej politolog Filips Rajevskis), było już za wiele. W oświadczeniu z 10 maja powiedział: „Ponowny wybór na drugą kadencję nie jest dla mnie celem samym w sobie. Biorąc pod uwagę obecnie rozwijającą się de facto koalicję z prokremlowskimi siłami politycznymi powiązanymi z oligarchami, zdecydowałem, że nie wezmę udziału w wyborach prezydenckich 31 maja”.

Levits wspomniał przy okazji, że zawsze opowiadał się za „łotewską Łotwą” (podobnie jak narodowcy, którzy wysunęli jego kandydaturę na prezydenta w 2019 roku), ale także „Łotwą prozachodnią” (tutaj ukłon w stronę liberalnej „Nowej Jedności”). Nigdy nie miał zresztą problemu z łączeniem tych dwóch pojęć, podobnie jak wielu Łotyszy. Tutaj „narodowy” często oznacza po prostu „łotewski”, daleki od Moskwy, czy wszelkich wpływów wschodnich. W tym sensie „narodowi” są także liberałowie, którzy w poprzedniej kadencji popierali przejście szkół mniejszości na język łotewski czy rozprawienie się z posowieckimi pomnikami.

Skąd w łotewskiej polityce wziął się syn żydowskiego inżyniera Jonassa Levitsa i jego łotewskiej małżonki Ingeborgi Bargi, redaktorki i poetki? Zawsze identyfikował się jako Łotysz, w dodatku bardzo dobrze znający język i kulturę niemiecką (pochodzenie Levitsa często wykorzystuje propaganda rosyjska, wskazując, że to „Żyd, który honoruje nazistów”; podobnie wyolbrzymia się kwestię preferencji seksualnych szefa MSZ Edgarsa Rinkēvičsa; nie byłoby to warte wzmianki, ale przekaz z Kremla o „zepsutej Europie”, której częścią „stara się być Łotwa”, wciąż dociera do wielu rosyjskojęzycznych nad Dźwiną).


Levits, pogromca Rosjan?



Egils Levits urodził się w Rydze dwa lata po śmierci Stalina, z wykształcenia jest prawnikiem po Uniwersytecie w Hamburgu, na emigracji w Niemczech uczył obecnego premiera Krišjānisa Kariņša (panowie do dziś są w komitywie). W życiu publicznym Łotwy zaistniał jeszcze pod koniec czasów sowieckich. Jak w 2020 roku przypomniał „Przegląd Bałtycki”, kreśląc atmosferę z dnia 4 maja 1990 roku, gdy Rada Najwyższa Łotwy ogłosiła niepodległość: „jeszcze przed wyborami w drugiej połowie marca w mieszkaniu prawnika, późniejszego posła Rolandsa Rikardsa przy ulicy Dzirnavu w Rydze odbywa się narada jurystów, w której uczestniczył m.in. obecny prezydent Łotwy Egils Levits. W trakcie narady opracowano wstępny dokument, który miał dokonać gigantycznego przełomu w historii Łotwy. Autorem deklaracji niepodległości, w dwóch wersjach, minimalnejmaksymalnej, został właśnie Levits”.

W 1990 roku elity Łotewskiego Frontu Narodowego przyjęły tezę, że Łotwa była przez 50 lat okupowana, a obecnie nie powstaje żadne nowe państwo, tylko mamy do czynienia z kontynuacją republiki zniszczonej w 1940 roku przez Józefa Stalina (podobnie postąpiły Estonia i Litwa). Konsekwencją tego założenia była instytucja obywatelstwa przyznanego automatycznie tylko tym mieszkańcom Łotwy, których przodkowie żyli na jej terenach przed wojną. W ten sposób powstała licząca kilkaset tysięcy osób grupa „nieobywateli”, głównie Rosjan, Białorusinów, Ukraińców czy Polaków, których rodziny zjawiły się nad Dźwiną po II wojnie światowej. Po złożeniu odpowiedniego egzaminu (m.in. z języka państwowego) „nie-obywatel” mógł dokonać naturalizacji. Część mniejszości słowiańskich jednak z tego nie skorzystała, wolała wybrać albo pozostanie w „szarej strefie”, albo przyjmowała wręcz obywatelstwo Federacji Rosyjskiej. Skądinąd w tej ostatniej grupie znajdują się nawet niektórzy łotewscy Polacy.

Do tej pory Levits w rosyjskojęzycznej części społeczeństwa jest kojarzony ze stworzeniem grupy „nieobywateli”, podobnie jak z przyjętą w 2014 roku preambułą do łotewskiej konstytucji, która kreuje takie pojęcia jak „naród łotewski”, tworzący państwo (łot. latviešu nācija), czyli Łotysze (rosyjskojęzyczni politycy woleliby mówić o „narodzie Łotwy”, Latvijas tauta, co zresztą ma miejsce w samej konstytucji z 1922 roku; to ważna różnica). W sondażu przeprowadzonym wiosną tego roku nikt z wyborców rosyjskich partii: Rosyjskiego Związku Łotwy, Socjaldemokratycznej Partii „Zgoda” czy sejmowego ugrupowania „Dla Stabilności!”, które przez większość polityków obecnych w Sejmie jest podejrzewane o związki z Kremlem, nie wyraził poparcia dla reelekcji Levitsa.


Poprzednik Levitsa z Łotewskiej Partii Zielonych


W 2015 roku Levits, który w latach 90. był krótko ministrem sprawiedliwości, zaś późniejszy okres życia spędził w Europie Zachodniej jako sędzia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (1995–2004) oraz Trybunału Sprawiedliwości (2004–2019), został zgłoszony jako kandydat na prezydenta przez Sojusz Narodowy, ugrupowanie najbardziej niechętne wobec mniejszości rosyjskiej, obyczajowo konserwatywne, ale o wiele bardziej proeuropejskie niż choćby estońskie EKRE (w 2013 roku narodowcy zagłosowali za wejściem Łotwy do strefy euro). Był wtedy kontrkandydatem zgłoszonego przez Związek Zielonych i Rolników (także partii koalicyjnej) ministra obrony Raimondsa Vējonisa, wówczas lidera Łotewskiej Partii Zielonych („to pierwszy zielony prezydent w Europie”, wołały w 2015 roku nagłówki gazet europejskich, choć nic z tego nie wynikało).

„Levits to kandydat narodowców, których retoryka jest bardziej antyrosyjska, więc będzie chciał usatysfakcjonować tę partię. Z kolei minister obrony Vējonis zawsze był bardziej dyplomatyczny. Chociaż w sytuacji Krymu nie było jakiejś wielkiej elastyczności z jego strony, a bardzo konkretna pozycja, nazwanie rzeczy po imieniu”

Skomentował w rozmowie ze mną prof. Andris Sprūds, dziś sam zażywający uroku posłowania z lewicowej partii „Postępowi”, która niedawno zgłosiła własną kandydatkę na prezydentkę, bez większych szans, ale jako manifestację.

Rywalizację Levits–Vējonis w 2015 roku wygrał ostatecznie ten drugi jako bardziej „umiarkowany” i „pragmatyczny”. I tak wydawał się dużą zmianą w stosunku do swego poprzednika, Andrisa Bērziņša, który urząd objął w wieku emerytalnym, nie znał języków, niewiele wniósł do debaty publicznej na Łotwie, a wybrany został głosami mniejszości rosyjskiej i trzech partii tworzonych przez oligarchów. Jak wspominał prof. Sprūds, „Andris Bērziņš jako prezydent był bardzo pasywny w sprawach polityki międzynarodowej. W sprawie Krymu Bērziņš trzymał dystans, nie był tak bardzo krytyczny jak Grybauskaitė czy Ilves. On bardziej pracował na Wschodzie, w Azji Środkowej. Europę zostawił bardziej rządowi, premierowi, szefowi MSZ”. Jeszcze na wiosnę 2015 roku Bērziņš mówił, że „Łotwa i Rosja były i pozostaną dobrymi sąsiadami”, rozważał także odwiedzenie Moskwy z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej.


Prezydent nie pojedzie do Dyneburga


„Uważam, że nasz prezydent jest starszą, zmęczoną osobą i powinniśmy dać mu odpocząć” – żachnęła się w rozmowie ze mną już po aneksji Krymu była minister kultury Sarmīte Ēlerte, jedna z działaczek „Jedności”, dziś doradczyni prezydenta Egilsa Levitsa, swego czasu twórczyni koncepcji integracji społecznej na Łotwie w oparciu o język łotewski jako język komunikacji między zamieszkującymi kraj społecznościami, niechętnie nastawiona do obecności popularnej kultury rosyjskiej w przestrzeni publicznej.

To centroprawicowa koalicja, która wybrała w 2019 roku Egilsa Levitsa na urząd prezydenta, od liberałów po nacjonalistów, przesądziła jakiś czas temu o całkowitym przejściu szkół rosyjskojęzycznych na język łotewski. Prezydent Levits, choć zna o wiele więcej języków niż dwaj poprzedni szefowie państwa i posługuje się także rosyjskim, nigdy w życiu publicznym w nim nie przemawiał. Nawet jego strona internetowa jest jedynie w języku łotewskim i angielskim, a wystarczy wejść na strony prezydentów Litwy i Estonii, by przekonać się, że może być inaczej.


Posłuchaj ostatniego podcastu:



Levits od początku kadencji budził krytykę nie tylko mniejszości rosyjskiej (w 2019 roku Socjaldemokratyczna Partia „Zgoda” głosowała przeciwko niemu; dziś „Dla Stabilności!” mówi, że nie ma mowy o wsparciu), ale także tej niewielkiej części Łotyszy, którzy chcieli innej polityki integracji: uważają, że Levits i większość stojąca za nim za dużo narzucają ludziom, zamiast pozwolić im do pewnych rzeczy dojrzeć (np. do przejścia edukacji mniejszości na nauczanie w języku łotewskim).

„Kiedy jeszcze Vējonis był prezydentem, ja mówiłem w wywiadach: spójrzcie na Kersti Kaljulaid. To prezydentka Estonii. Ona pojechała do Narwy, mieszkała tam przez jakiś czas. Rozmawiała z ludźmi na ulicy. Można się domyślić, w jakim języku, skoro mieszka tam jedynie 5% Estończyków. To jest gest. Nie chodzi o to, żeby przejść na Łotwie na dwujęzyczność, ale żeby pokazać: jesteście naszymi ludźmi, potrzebujemy Was. W 2018 roku zadawałem pytanie, czy Vējonis nie mógłby czasem pojechać do Dyneburga i porozmawiać z ludźmi na ulicy. Słyszałem odpowiedź: nie, nie może, nie ma czasu. Później pytałem jeszcze swoich kolegów, czy możemy 18 listopada pójść do Teatru Rosyjskiego w Rydze i wspólnie obchodzić 101. rocznicę powstania Republiki Łotewskiej. Moi koledzy eksperci popatrzyli na mnie jak na wariata. A w Estonii to wszystko było. Przecież w Tallinnie działa także Teatr Rosyjski”– mówił w rozmowie z „Przeglądem Bałtyckim” łotewski politolog Juris Rozenvalds.


Straszny reżim Levitsa?


Powodem tego, że obecny prezydent jest najmniej popularną głową państwa w historii nowoczesnej Łotwy (według sondażu z marca 2023 roku przeprowadzonego dla SKDS pozytywnie jego pracę oceniło 27% obywateli, negatywnie zaś 64%; gdyby zapytać o zdanie „nie obywateli”, wynik byłby z pewnością gorszy), nie jest oczywiście stosunek do mniejszości rosyjskiej. Levitsowi wiele razy wytykano niezrozumienie kraju, którego jest liderem (dużą część życia spędził w Europie Zachodniej), brak decyzyjności, skrycie się za technokratycznym, mało wrażliwym społecznie rządem Krišjānisa Kariņša do tego stopnia, że zaczęto nazywać go żyrantem polityki „Nowej Jedności” i narodowców. Dużo zrobiła bierność prezydenta w okresie pandemii. Nawet agresja Rosji na Ukrainę w 2022 roku, podczas której Levits jednoznacznie wsparł Kijów, odwiedzając ten kraj kilka razy, nie pomogła mu, choć powinna.

To dlatego trzecie ugrupowanie koalicyjne „Zjednoczona Lista”, którego liderem jest obecny przewodniczący Sejmu Edvards Smiltēns, zgłosiło w kwietniu nowego kandydata na prezydenta: Uldisa Pīlēnsa, przedsiębiorcę, architekta, byłego radnego kurlandzkiej Lipawy z listy oligarchicznej Partii Ludowej. Głos na Pīlēnsa są skłonni oddać także posłowie populistycznego ugrupowania „Łotwa na Pierwszym Miejscu”, które nazwę zawdzięcza małpowaniu retoryki Donalda Trumpa, a popularność – ograniczeniom covidowym wprowadzonym przez gabinet Kariņša. Jego lider Ainārs Šlesers, były wicemer Rygi i minister transportu, rządy trwające od 2019 roku na Łotwie oficjalnie nazywa „reżimem Kariņša-Levitsa”.

Šlesers głupi nie jest, wie, że nie może sobie pozwolić na oficjalnie antyukraińską i prorosyjską retorykę, którą uprawia duża część działaczy innego sejmowego ugrupowania, „Dla Stabilności!”, dlatego woli mówić o polityce wewnętrznej. Jednak wielu jego zwolenników w internecie otwarcie krytykuje Unię Europejską, Stany Zjednoczone, pisze o niedoborach łotewskiej demokracji w takiej retoryce, że stawia to Rygę prawie że na równi z Mińskiem czy Moskwą. Oczywiście Šlesers jest zwolennikiem „pragmatycznej polityki zagranicznej”, wielkiego bogactwa, które Łotwa ma osiągnąć, stając się dzięki jego receptom „Dubajem Północy”. Takie poparcie to dla Pīlēnsa trochę pocałunek śmierci, tym bardziej jeśli wsparłoby go ugrupowanie „Dla Stabilności!” oraz, być może, Związek Zielonych i Rolników. W takiej sytuacji kandydat mógłby co prawda „uciułać” 51 głosów w Sejmie (tyle potrzeba do wyboru nowej głowy państwa), ale byłby to dla niego blamaż. Zresztą o tym wspominał właśnie Levits 10 maja, mówiąc, że nie chce, by nowy prezydent Łotwy został wybrany głosami „prokremlowskimi”.


Prezydent LGBT+?


Za kadencji trzech ostatnich prezydentów– Bērziņša, Vējonisa i Levitsa– za politykę zagraniczną Łotwy odpowiadał urzędujący od 2011 roku szef MSZ Edgars Rinkēvičs, reprezentujący wspomnianą „Jedność”. Rinkēvičs, który szlify w karierze politycznej zdobywał, kierując kancelarią prezydenta Valdisa Zatlersa, zasłynął w 2014 roku jako pierwszy polityk w historii Łotwy publicznym coming outem dokonanym na Twitterze.

Żaden z łotewskich polityków, także tych liberalnych, nie pozwoliłby sobie jednak na mówienie wzorem Szwedów czy Niemców o „feministycznej polityce zagranicznej”; Rinkēvičs pozostawiał także wolną rękę swoim ambasadorom, czy chcą podpisywać listy w obronie społeczności LGBT+ w danych krajach. Osią jego polityki było mocne zakotwiczenie Łotwy w NATO i Unii Europejskiej, w tym przyjęcie euro, członkostwo w OECD, twardy kurs wobec Rosji i zdecydowane wsparcie dla aspiracji euroatlantyckich Ukrainy. Jedynie w sprawie Białorusi Rinkēvičs, jak większość łotewskiej klasy politycznej, odpuszczał Łukaszence bardziej niż elity rządzące w Wilnie i Tallinie. Ale po 2020 roku Białorusini dobrze zapamiętali moment, gdy wraz z merem Rygi, liberałem Mārtiņšem Staķisem, zdjął z żerdzi zielono-czerwoną flagę białoruską, zastępując ją biało-czerwono-białym sztandarem z Pogonią (w ten sposób zareagował na porwanie samolotu linii Ryanair przez Mińsk). Miało to miejsce w Rydze, a skończyło się tym, że ambasador Einars Semanis musiał opuścić Mińsk, zaś przeciwko Staķisowi i Rinkēvičsowi prokuratura białoruska wszczęła śledztwo za „propagowanie nienawiści etnicznej”.

Dlaczego wspominam o Rinkēvičsu? Dzień po wycofaniu się Levitsa to on został oficjalnym kandydatem „Jedności”. Możliwe, że poprą go narodowcy (w zamian za tekę szefa MSZ, na którą ostrzy sobie zęby szef Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu Rihards Kols; niedawny bohater „małej awantury” z Rosją w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy – jako reprezentant parlamentu Łotwy wysłał wtedy Rosjan w ślad za rosyjskim okrętem), co znowu daje 39 głosów w Sejmie. W drugiej turze, gdy odpadnie kandydatka lewicowych „Postępowych” Elīna Pinto, Rinkēvičs może liczyć na wsparcie tego ugrupowania, a jeśli trafi do ostatniej tury jako jedyny kandydat, to w gruncie rzeczy głosy „za” może oddać nawet opozycyjny Związek Zielonych i Rolników, choć poparcia „Łotwy na Pierwszym Miejscu” czy rosyjskiego „Dla Stabilności!” szef MSZ raczej nie uzyska.
Tomasz Otocki - zastępca redaktora naczelnego Przeglądu Bałtyckiego, członek zarządu Fundacji Bałtyckiej. O krajach bałtyckich pisze od 2010 roku, związany m.in. z Programem Bałtyckim Radia Wnet, Nową Europą Wschodnią, a także polskimi portalami na Litwie. Współpracuje również z drukowaną prasą polonijną (Wilno, Dyneburg, Brześć n/Bugiem). Najbardziej interesuje go tematyka łotewska. także z polską prasą na Wschodzie: "Znad Wilii", "Echa Polesia", "Polak na Łotwie". Najlepiej czuje się w Rydze i Windawie.

Inne artykuły Tomasza Otockiego


„Problem Rinkēvičsa polega na tym, że niekoniecznie będzie w stanie porwać ludzi”– mówi Filips Rajevskis. Wszyscy politolodzy przyznają jednak, że to silny kandydat, mający największe doświadczenie w dziedzinie kontaktów międzynarodowych spośród całej klasy politycznej Łotwy. Nie przyniesie krajowi wstydu.