Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Moscoviada > Samowar / 28.05.2023
Maciej Makulski

Rosja atakuje Unię Europejską dezinformacją. Nie jesteśmy bezbronni

Dezinformacja nie jest nielegalna. Musimy więc zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby uczynić ją bardziej kosztowną i trudniejszą, ponieważ wiemy, że Rosja będzie ją szerzyć tak długo, jak to możliwe – Martyna Bildziukiewicz, szefowa East StratCom Task Force, opowiada Maciejowi Makulskiemu.
Foto tytułowe
(Shutterstock)


W 2018 roku Unia Europejska przyjęła „Plan działania przeciwko dezinformacji”, który umożliwił bardziej spójną i konsekwentną reakcję na to zagrożenie. Jak pani ocenia rozwój działań UE w zakresie zwalczania wrogich ruchów Rosji i innych podmiotów w sieci?


Prawie pięć lat po przyjęciu planu możemy uznać, że był to przełomowy moment. To pierwszy dokument w historii, w którym wszystkie główne instytucje europejskie stwierdziły, że musimy współpracować, aby stawić czoła wyzwaniu dezinformacji. Bardzo dobrze pamiętam, jak to się zaczęło; to był mój trzeci dzień pracy w zespole East StratCom Task Force, kiedy dokument został przyjęty. Nie można go przecenić, definiuje on całą pracę mojego zespołu i innych osób, które przyczyniają się do walki z dezinformacją w UE. Był to również pierwszy oficjalny dokument, w którym stwierdzono, że musimy ściśle współpracować z mediami społecznościowymi. Był to czas, w którym UE dostrzegła zagrożenie. Bardzo wymowne było podjęcie takiej decyzji zaledwie kilka miesięcy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku.


Czy „Plan działania” wpłynął na pracę pani zespołu?


Ważnym elementem planu jest zobowiązanie UE do zatrudnienia 27 lokalnych urzędników ds. komunikacji strategicznej w różnych częściach świata. Ich zadaniem jest pomoc unijnym delegacjom w zrozumieniu, jaki wpływ ma dezinformacja w różnych krajach i co można zrobić na szczeblu lokalnym, aby odpowiednio przeciwdziałać zagrożeniom. Obecnie pracują w trzech różnych regionach: państwach Partnerstwa Wschodniego, Bałkanach Zachodnich i państwach MENA (Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej). Zazwyczaj pochodzą oni z kraju lub regionu, na którym się koncentrują. Jest to ważne, ponieważ posługują się językiem i znają lokalne uwarunkowania.



Czy po „Planie działania” nastąpiły inne ważne zmiany na szczeblu unijnym?


Istnieją inne dokumenty warte wspomnienia. Jednym z nich był „Europejski plan działania na rzecz demokracji” promowany głównie przez komisarz Věrę Jourovą. Zajmuje się on m.in. kwestią dezinformacji w kontekście wyborów i wolności słowa. Jego znaczenie okazało się kluczowe, gdy w ubiegłym roku Rosja zaatakowała Ukrainę, ale już podczas pandemii Komisja Europejska i Europejska Służba Działań Zewnętrznych (ESDZ) dostrzegły ryzyko związane z dezinformacją związaną z COVID-19 i jej wpływem na zdrowie ludzi. Obserwowaliśmy to na szeroką skalę w pierwszym roku pandemii.


Jak zareagowały media społecznościowe?


Tutaj dochodzimy do kolejnego przełomu, jakim jest Digital Services Act przyjęty w 2022 roku. Wprowadza on zupełnie nowy zestaw zasad dla mediów społecznościowych, zachęcając je do większej odpowiedzialności w odniesieniu do problemu manipulacji informacjami. Należy wspomnieć o kodeksie postępowania, który został przyjęty kilka miesięcy po wprowadzeniu w życie „Planu działania”. Stanowi on formę współpracy między Komisją Europejską a mediami społecznościowymi, jego podstawą są dobrowolne decyzje platform. W oparciu o kodeks regularnie informują o tym, jak walczą z dezinformacją. Zatem coś, co jeszcze jakiś czas temu trudno było sobie wyobrazić, teraz ma miejsce i stało się inspiracją dla podobnych rozwiązań w innych regionach świata.


Ile platform zobowiązało się do przestrzegania zasad kodeksu?


Wszyscy najwięksi gracze w tej branży znajdują się na pokładzie.
Myślę, że jednym z dotychczasowych wyzwań był fakt, że my – przedstawiciele UE jako organu regulacyjnego – używamy innego języka, niż największe światowe korporacje. Gdy platforma taka jak Google mówi nam, że zidentyfikowała zdarzenia związane z dezinformacją, może to mieć inne znaczenie niż to, co Facebook mówi nam o napotkanych kampaniach dezinformacyjnych oraz o zachowaniach, które definiuje jako skoordynowane i nieautentyczne.
Jednym z głównych wniosków początkowej fazy współpracy było więc ustalenie, że powinniśmy używać wspólnego języka. Potrzebujemy zestawu terminów, z którymi się zgadzamy i których używamy w ten sam sposób.


Czy pani zespół ma rozwiązanie?


Moi współpracownicy z ESDZ zaproponowali zastąpienie terminu „dezinformacja” określeniem „zagraniczna manipulacja informacją i ingerencja” (Foreign Information Manipulation and Interference, FIMI). Coraz więcej osób i instytucji zaczyna go używać. Sądzę, że używanie go byłoby lepsze niż definiowanie i opisywanie specyfiki problemu za każdym razem, gdy mamy z nim do czynienia.


Jaka jest różnica między FIMI a dezinformacją?


Istnieją różne podmioty, w tym państwa, które stosują odmienne metody i środki manipulacji. Dlatego potrzebujemy bardziej kompleksowego terminu, szerszego niż „dezinformacja”, która może być częścią FIMI. Zdajemy sobie sprawę, że brzmi to jak coś, co mogłaby wymyślić tylko instytucja UE, oraz że dodajemy kolejny akronim. Uznaliśmy to jednak za konieczne, ponieważ często mamy do czynienia ze słowami, które ranią ludzi. Jeśli więc nie mówimy tym samym językiem, nie możemy podjąć żadnych działań.


Wygląda na to, że regulacje prawne dotyczące zwalczania FIMI są już ustalone. Jakie zatem powinny być kolejne kroki?


Po ataku Rosji na Ukrainę w zeszłym roku pojawiły się sankcje za dezinformację i manipulację informacjami. Jest to coś, czego nigdy wcześniej nie było, ale widzieliśmy, jak Rosja wielokrotnie wykorzystywała cały ekosystem dezinformacji i manipulacji informacjami, aby usprawiedliwić swoją agresje i zbrodnie wojenne. Dlatego najpierw otrzymaliśmy decyzje Komisji Europejskiej i ESDZ, które następnie doprowadziły do przyjęcia tej koncepcji przez Radę Europejską. Wszystkie państwa członkowskie jednogłośnie poparły decyzję o zablokowaniu RT (dawniej Russia Today) i Sputnika. To dwie największe operacje propagandowe Rosji przeprowadzane poza granicami kraju. Następnie nałożono sankcje na siedem innych mediów, a także na kilkadziesiąt osób bezpośrednio związanych z ekosystemem dezinformacyjnym Kremla. To poważna zmiana, która nie byłaby możliwa nawet miesiąc przed inwazją.


Dlaczego tak trudno było wprowadzić sankcje przed inwazją?


Pamiętam wiele dyskusji na ten temat, w których głównym argumentem zawsze była wolność słowa, co oznacza, że nie możemy zakazać żadnych źródeł informacji ze względu na nasze wartości i zasady. I rzeczywiście mamy i chronimy te wartości! Nikt tego nie kwestionuje. Chodzi o to, że wspomniane przeze mnie rosyjskie media nie są grupami medialnymi. Nie przestrzegają żadnych standardów dziennikarskich. Nie lubię nawet używać terminu „media” do ich opisania, wolę nazywać je outletami. W końcu zrozumieliśmy, że wolność słowa polega również na ochronie naszej przestrzeni informacyjnej przed próbami manipulowania nią.


A co z zasobami dostępnymi na szczeblu UE do walki z dezinformacją? Pojawił się argument, że dostępne środki finansowe i zasoby ludzkie nie są wystarczające. Czy rozwojowi opisanych wcześniej przepisów prawnych towarzyszyło wzmocnienie budżetu i liczby zespołów takich jak East StratCom Task Force?


Powinniśmy mieć więcej zasobów, ale dopóki walczymy z behemotem, zawsze będziemy potrzebować ich więcej. W porównaniu do 2018 roku mój zespół jest jednak znacznie silniejszy. Dysponuje większymi funduszami i większą liczbą ludzi: trzynastoma osobami, które zajmują się przede wszystkim Rosją jako głównym aktorem manipulacji informacyjnej, Partnerstwem Wschodnim i państwami Azji Środkowej. Nie jest to duża liczba, ale kiedy zaczęłam tu pracować w grudniu 2018 roku jako członek zespołu, miałam tylko kilku kolegów i stanowiliśmy część Działu Komunikacji Strategicznej, który był znacznie mniejszy niż obecnie. Aktualnie dział ten liczy ponad czterdzieści osób i zajmuje się Rosją, ale także Chinami i innymi podmiotami. Ponadto istnieje kolejny zespół, który zajmuje się analizą danych, a także komórki zajmujące się konkretnymi regionami, które niekoniecznie są postrzegane jako aktorzy dezinformacji, ale jako jej cel. Dysponujemy teraz globalną perspektywą i większą liczbą narzędzi.


Posłuchaj ostatniego podcastu:



Czy ludzie są świadomi wzrostu zagrożenia ze strony dezinformacji?


Od zeszłego roku świadomość na najwyższym szczeblu politycznym dotycząca działań Rosji i Chin mających na celu usprawiedliwienie wojny wzrosła. Dotyczy to również szerokiego grona odbiorców. Widzimy to na wszystkich naszych kanałach online. Ogólna świadomość jest wyższa, ale niestety potrzebna była pandemia i wojna, aby wiele osób uzmysłowiło sobie, że dezinformacja może dosłownie zabić.


Jak ocenić wpływ pracy East StratCom Task Force?


To pytanie za milion dolarów. Gdy zajmujesz się komunikacją strategiczną, możesz sprawdzać, czy przybyło ci obserwujących i jak często ludzie reagują na to, co chcesz przekazać. Tutaj również widzimy co najmniej dziesięciokrotny wzrost zainteresowania naszą pracą niż przed inwazją Rosji na Ukrainę. Mierzenie wpływu jest wyzwaniem również dlatego, że mówimy o operacjach, które wpływają na ludzki mózg. To oznacza, że często zmagamy się z głęboko tkwiącymi, trudnymi do zbadania przekonaniami. Próbujemy przeprowadzać sondaże w państwach Partnerstwa Wschodniego, które pomagają nam przetestować pewne dezinformacyjne treści i ocenić, czy ludzie w nie wierzą i dlaczego. Pozwala to przynajmniej ocenić, czy dezinformacja działa i czy wysiłki podejmowane przez społeczność z nią walczącą przynoszą jakiekolwiek efekty.


Jak reagować na dezinformację? Odwiedzając stronę internetową East StratCom Task Force, można odnieść wrażenie, że głównym narzędziem jest weryfikacja faktów. Niestety, wiarygodne informacje nigdy nie docierają do tych samych odbiorców, co manipulacja. Dlatego potrzebujemy innych narzędzi, zwiększających skuteczność walki z dezinformacją.


Nigdy nie będzie jednego rozwiązania,
które pasowałoby do wszystkich sytuacji, dlatego istnieje szeroki wachlarz narzędzi, których powinniśmy używać. Tylko wtedy nasza praca ma sens. Ważne jest również, aby zastanowić się, kto korzysta z tych narzędzi. Możemy mówić o wszystkich osobach, które znajdują się w przestrzeni informacyjnej i wykonują jakąś pracę. Oznacza to zastanowienie się nad tym, jakie informacje konsumujesz i czy musisz konsumować tak dużo, lub sprawdzenie źródła informacji. Społeczność weryfikująca fakty i dziennikarze stale nam o tym przypominają.

Począwszy od jednostek, poprzez społeczeństwo obywatelskie, a kończąc na poziomie państwowym i międzynarodowym, każdy ma tu do odegrania ważną rolę. Dotyczy to również sektora prywatnego oraz mediów społecznościowych. Z tej perspektywy weryfikacja faktów jest jednym z kluczowych narzędzi i zgadzam się, że w tej branży istnieje wiele wyzwań. Zweryfikowane informacje rzeczywiście nigdy nie są tak popularne, jak zmanipulowana narracja. Ponadto praca osób zajmujących się weryfikacją faktów nie jest powszechnie doceniana. Badania opublikowane w Polsce przed rosyjską inwazją na Ukrainę wykazały rozbieżność odsetkiem mówiących „popieram fact-checkerów i zdaję sobie sprawę, jak ważna jest ich praca”, a odsetkiem tych osób, które potrafią wymienić przynajmniej jedną organizację zajmującą się weryfikacją faktów. Myślę więc, że wiele jeszcze należy zrobić, aby wypromować ten rodzaj pracy.

Na naszej stronie internetowej dostępna jest ponadto baza danych zawierająca wiadomości dezinformacyjne, które gromadziliśmy przez ostatnie osiem lat. Dzięki niej możemy zidentyfikować, kiedy Rosja wykorzystała pewne narracje, takie jak ta o Ukraińcach jako nazistach oraz pokazać, że to powtarzający się element rosyjskiej taktyki.



Czy celem jest stworzenie powszechnie dostępnych narzędzi, które sprawią, że każdy stanie się debunkerem?


Tak, to narzędzie powinno być dostępne w różnych językach. Za każdym razem, gdy ktoś zauważy w swoich mediach coś, co wzbudza podejrzenia, może skorzystać z naszych narzędzi, jak również narzędzi innych organizacji, aby to sprawdzić i dowiedzieć się, co jest faktem.

Najważniejszym elementem przeciwdziałania jest budowanie odporności. Oznacza to, że powinniśmy inwestować w zdolność do szybkiego reagowania. Można polegać na weryfikatorach faktów, którzy nas wspierają w tym zakresie. Musimy jednak nieustannie zdawać sobie sprawę z nowych taktyk i technik, które Rosja i inne podmioty wykorzystują do manipulacji.


Jak możemy poprawić tę odporność?


Przez odporność rozumiem na przykład szkolenia, które prowadzimy dla dziennikarzy i przedstawicieli organizacji społeczeństwa obywatelskiego. Zapewniamy im narzędzia do analizy danych wywiadowczych i danych z otwartych źródeł, dzięki którym będą mogli śledzić narrację dezinformacji i rozumieć, w jaki sposób się ona rozprzestrzenia. Postrzegamy to jako inwestycję długoterminową. Zakładamy, że gdy dziennikarze i NGO-sy zostaną wyposażeni w tego rodzaju wiedzę, przekażą ją swoim społecznościom, wiadomość się rozprzestrzeni. W rezultacie wszyscy będziemy odporniejsi.


A jakie działania mogą podjąć państwa i organizacje międzynarodowe?


Jednym z kluczowych narzędzi, jakim dysponują państwa i organizacje międzynarodowe, jest wspólna reakcja dyplomatyczna. G7 wydało oświadczenia, w których Rosja została wezwana do zaprzestania praktyk dezinformacyjnych. Dziś może się to wydawać bardzo łagodnym środkiem, ale jeszcze kilka lat temu nie było to możliwe. Jako podobnie myśląca społeczność wysyłamy wiadomość:
„Widzimy cię, Rosjo, i wiemy, jak zwalczać twoje praktyki”

Chciałbym również wspomnieć o najnowszej formie naszej reakcji: zakłóceniach, których dobrym przykładem są sankcje. Staramy się jak najbardziej utrudnić dezinformację.


Dlaczego walka z dezinformacją jest tak trudna?


Większość praktyk stosowanych przez Rosję i innych aktorów w celu manipulowania użytkownikami nie mija się z prawem. Dezinformacja nie jest nielegalna. Musimy więc zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby uczynić ją bardziej kosztowną i trudniejszą, ponieważ wiemy, że Rosja będzie ją szerzyć tak długo, jak to możliwe.


Jak pani postrzega kolejne kroki we wzmacnianiu reakcji na dezinformację?


Najbardziej logicznym krokiem jest zacieśnienie prowadzonych działań. Ten proces już się rozpoczął i powinniśmy skupić się na jego wdrażaniu, a nie na odkrywaniu czegoś nowego. Wiem, że nie brzmi to zbyt interesująco, zwłaszcza gdy rozmawia się z przedstawicielami mediów, którzy oczekują spektakularnych rzeczy. To całkiem naturalne. Ale nie miałabym nic przeciwko wejściu w bardziej nużącą fazę, w której możemy zobaczyć, jak działają różne narzędzia, i dalej je ulepszać.
Maciej Makulski - jest redaktorem współpracującym z „New Eastern Europe”.


Pierwotnie tekst ukazał się na portalu New Eastern Europe