Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Moscoviada > Samowar / 25.06.2023
Miłosz J. Cordes, tłum. red.

Atak na Ukrainę jest częścią rosyjskiego kolonializmu. Putin kontynuuje „tradycję”

Sukcesy Ukrainy na polu bitwy zachęciły do dyskusji na temat potencjalnych zmian w rosyjskim systemie politycznym. Potrzebny byłby nowy przywódca, jednak warunkiem wejścia kraju na ścieżkę demokratyzacji byłaby bardziej fundamentalna zmiana. Kluczową kwestią są stosunki Moskwy z jej peryferiami, relacje oparte na wyzysku, które utrzymują się od wieków.
Foto tytułowe
(Shutterstock)


Wojna w Ukrainie była możliwa dzięki temu, że władze rosyjskie i radzieckie przez wieki nieustannie skupiały swoją ideologiczną i polityczną uwagę na europejskiej części Rosji. Czyniąc to, ignorowały interesy innych regionów, a także ich niesłowiańskiej ludności. Z tego względu 75% terytorium Rosji działa jak wewnętrzne imperium kolonialne Moskwy. Nie tylko finansuje wojnę ze swojej ropy i gazu, ale także zapewnia mięso armatnie rosyjskim dowódcom wojskowym, którzy nie cenią życia Buriatów, Tatarów czy Czeczenów tak jak słowiańskich obywateli. W rezultacie dekolonizacja jest niezbędna do zapewnienia demokratyzacji Rosji.


Najpierw Europa


Był rok 1582. Kozacki ataman Jermak rozpoczął prywatne przedsięwzięcie rodziny kupieckiej. Stroganowowie szukali sposobów na zabezpieczenie swoich szlaków handlowych na wschód, wielokrotnie plądrowanych przez syberyjskich watażków. Chociaż Jermak zginął wkrótce potem w zasadzce, utorował drogę kolejnej ekspedycji, tym razem zleconej przez cara. Władcy Moskwy szybko rozszerzyli swoje rządy na wschód. Ich władza dotarła do północno-zachodnich wybrzeży Oceanu Spokojnego w mniej niż 200 lat. Z małego księstwa na obrzeżach Rusi Moskwa przekształciła się w imperium rosyjskie, rozciągające się od Morza Bałtyckiego aż po Koreę i Japonię.

Jermak nie mógł wiedzieć, że jego wyprawa doprowadzi do powstania nowej potęgi kolonialnej. Jednak w przeciwieństwie do swoich zachodnioeuropejskich odpowiedników jego kolonie stanowiły oficjalnie część metropolii. Z tego powodu Rosja została poddana jedynie częściowej dekolonizacji. Po upadku Związku Radzieckiego straciła swoje terytoria zależne, ale zachowała wewnętrzne kolonie. Rezultaty tego są rażąco widoczne w działaniach Władimira Putina w Ukrainie: próbuje on odzyskać terytorium, które uważa za kluczowe dla dobrobytu metropolii. Swój plan realizuje, wykorzystując zasoby materialne i ludzkie z terytoriów peryferyjnych.

Tym samym Putin działa w imieniu zaledwie 25% całkowitej powierzchni kraju, kosztem pozostałych 75% leżących na wschód od Uralu. Przypomina to sposób, w jaki każda europejska potęga w XIX i XX wieku traktowała swoje tereny zależne w Afryce, Ameryce czy Azji. Innymi słowy, obszar 30% większy od Stanów Zjednoczonych lub 65 razy większy od Wielkiej Brytanii jest eksploatowany w niemal jawnie kolonialny sposób 60 lat po szczycie dekolonizacji na całym świecie.

Istnieją dwa czynniki, które wyjaśniają to zjawisko. Pierwszy odnosi się do narracji na temat historii oraz polityki pamięci prowadzonej przez Kreml co najmniej od 2012 roku. Idee te są w rzeczywistości głęboko zakorzenione w rosyjskiej retoryce imperialnej. Drugim jest skład etniczny rosyjskich sił zbrojnych w Ukrainie, zwłaszcza w obliczu częściowej mobilizacji i strat, jakie ponoszą nieetniczni rosyjscy żołnierze.


Słowiańska prorosyjskość


Kiedy Putin ogłosił swój powrót na urząd prezydenta w 2012 roku, opublikował serię artykułów, przygotowując grunt pod swoją nową-starą rolę. W szczególności opisał Rosję jako odrębny byt cywilizacyjny oparty na dziedzictwie średniowiecznej Rusi, prawosławiu i tradycyjnych wartościach, które Rosjanie rzekomo zachowali przez wieki. Teksty Putina częściowo wyjaśniają sposób, w jaki postrzega on przestrzenny wymiar fundamentów Rosji. Jej korzenie ograniczają się do Europy Wschodniej i trzech wschodnioeuropejskich grup etnicznych, które dla Putina są trzema gałęziami jednego narodu rosyjskiego: Rosjan, Białorusinów i Ukraińców. Stanowią one kręgosłup dzisiejszej Rosji, argumentował Putin, wywodząc się z jedności średniowiecznej Rusi i dominującej roli Moskwy.

To częściowo wyjaśnia fiksację Putina na punkcie Ukrainy – Kijów był miejscem, w którym wzniesiono pierwszą ruską metropolię prawosławną. Dla niego kontrolowanie Ukrainy jest niezbędne do zabezpieczenia rdzenia rosyjskiej cywilizacji. Potwierdził i udoskonalił ten punkt widzenia w lipcu 2021 roku, kiedy w innym artykule próbował przekonać czytelników, że Ukraina jest częścią Rosji.

Prowadząc taką narrację, Putin stara się bagatelizować wpływ innych podmiotów politycznych na tym rozległym obszarze, takich jak protodemokratyczna kupiecka Republika Nowogrodzka czy Rzeczpospolita Obojga Narodów. Jednocześnie całkowicie ignoruje rolę narodów niesłowiańskich w rozwoju potęgi Rosji. Chociaż zamieszkiwały one większość terytoriów kontrolowanych przez Rosję od czasu gwałtownej ekspansji na wschód pod koniec XVI wieku, nigdy nie stały się równoprawną częścią oficjalnej rosyjskiej narracji historycznej. Dzieci w Chabarowsku i Władywostoku uczą się o wydarzeniach w kulturze i polityce, które miały miejsce kilka tysięcy kilometrów dalej, i traktują je jako własną historię.

W rezultacie dzisiejsza Rosja pozostaje jedynym na świecie imperium kolonialnym, które wykorzystuje własnych obywateli bez żadnej widocznej dyskryminacji prawnej. Nigdy nie została zdekolonizowana z trzech głównych powodów, które również częściowo odpowiadają na pytanie zadawane przez wszystkich od 1991 roku: jak Rosja może kiedykolwiek stać się pełnoprawnym krajem demokratycznym?


Kolonie wewnętrzne


Rosyjskie kolonie stanowią integralną część terytorium kraju, podobnie jak Algieria była częścią Francji. Różnica polega jednak na tym, że znaczna część północnej Eurazji na wschód od Uralu, nad którymi Rosja przejęła kontrolę, zawsze była słabo zamieszkana i pozbawiona silnej organizacji politycznej. Moskwie i Petersburgowi stosunkowo łatwo było sprawować kontrolę nad ziemiami wolnymi od zorganizowanych ludów, pomimo ich odrębnej kultury i świadomości nierosyjskiej przeszłości.

Większość swojego kolonialnego imperium Rosja zbudowała na własnym terytorium poprzez bezpośrednią aneksję. Przez wieki stosowała różne metody wyzysku ekonomicznego, a także przemoc polityczną i kulturową. Nie mam tu na myśli ludy żyjące na południowych granicach Rosji, na Kaukazie i w Azji Środkowej. Ich tradycje polityczne i ugruntowane dziedzictwo kulturowe wielokrotnie zachęcały je do walki z rosyjską dominacją.

Ten punkt widzenia można wyjaśnić, analizując wydarzenia na zachodzie imperium po I i II wojnie światowej. Rosja i Związek Radziecki najpierw zdobyły, a następnie utraciły kontrolę nad obszarami zamieszkałymi przez ludy o silnym poczuciu tożsamości narodowej, często popartej tradycją własnej państwowości: Polaków, Litwinów, Łotyszy, Estończyków czy Ukraińców. Ich język, kultura i elity zdołały przetrwać rosyjską dominację i odzyskać polityczną suwerenność w odpowiednim momencie – w latach 1917–1918 i 1989–1991. Nie były one zdominowane przez Rosję, raczej stanowiły prowincje w rzymskim tego słowa znaczeniu.

Putin często wspomina o wieloetniczności, wielokulturowości i wielowyznaniowości Rosji. Jest to jednak tylko figura retoryczna, która usprawiedliwia polityczną kontrolę Moskwy nad nierosyjskimi terytoriami Rosji. Putin jest zwolennikiem Józefa Stalina, który ukrócił politykę korienizacji (indygenizacji), mającą na celu przyciągnięcie nierosyjskich elit do bolszewików. Posunięcie to początkowo służyło umocnieniu władzy rządu, wciąż niepewnej po pięciu latach wojny domowej. Jednak od początku lat 30. XX wieku Rosjanie byli ponownie promowani w administracji i wojsku, a rosyjski stał się językiem ojczystym imperium, podobnie jak w czasach carskich.

Polityka ta niosła ze sobą równie ważny wymiar ekonomiczny. Większość bogactw Rosji leży na wschód od Uralu. Były one wykorzystywane niemal wyłącznie w walce o zdobycie i utrzymanie terytoriów i wpływów w Europie oraz na rozbudowę europejskiej części kraju.

Dochody z ropy i gazu z nierosyjskich regionów (jak Jamalsko-Nieniecki Okręg Autonomiczny, Chanty-Mansyjski Okręg Autonomiczny) napędzają inwestycje w Moskwie i Petersburgu oraz zapobiegają upadkowi gospodarczemu regionów takich jak Nowogród, Briańsk czy Psków. Jest to typowy model wyzysku gospodarczego znany z Konga, Egiptu czy Ameryki Łacińskiej. W tym sensie można argumentować, że rosyjskie regiony na wschód od Uralu są częścią globalnego Południa.


Mapa ekspansji rosyjskiej 1533–1894 (Encyclopedia Britannica, Inc.)
Nierosyjskie mięso armatnie


Inwazja Rosji na Ukrainę była kolejnym przykładem takiego kolonialnego modelu myślenia. Po kolejnych porażkach w Ukrainie i udanej kontrofensywie Kijowa, która uderzyła w serce rosyjskich sił okupacyjnych, Putin ogłosił mobilizację. Odbywa się ona głównie w regionach, w których Rosjanie nie stanowią większości, lub wśród nierosyjskich mieszkańców kraju, takich jak Buriaci, Dagestańczycy czy mieszkańcy Osetii Południowej. Już przed mobilizacją pochodzenie zabitych żołnierzy po stronie rosyjskiej wskazywało, że rosyjskie dowództwo wojskowe wykorzystuje przedstawicieli innych niż Rosjanie etnosów jako mięso armatnie. Teraz sytuacja tylko się zaostrzyła.

Kreml wykorzystał mobilizację również do pozbycia się osób uznanych za podejrzane politycznie. Do początku października wcielono do wojska około 3 tysięcy mieszkańców nielegalnie aneksowanego Krymu. Połowę tej liczby stanowili Tatarzy krymscy, mimo że stanowią oni zaledwie 15% całkowitej populacji regionu. Zapewnienie rekrutów, którzy z pewnością zginą w walce, jest o wiele łatwiejsze niż przesiedlenie całej grupy etnicznej, tak jak zrobił to Stalin w 1944 roku.

Podsumowując, Moskwa stara się prowadzić wojnę w Ukrainie, wykorzystując mniejszości etniczne do ochrony rosyjskiego rdzenia narodu, a także wykorzystując stosunkowo gorzej wykształconych i biedniejszych obywateli. Dla wielu ludzi zamieszkałych na wschód od Uralu, pozbawionych stałych źródeł dochodu i możliwości ekonomicznych, wstąpienie do wojska jest jedynym sposobem na zarobienie przyzwoitych pieniędzy.

Ponadto łatwiej o to, by uwierzyli, że Ukraińcy są nazistami – nie ma bowiem ani rzeczywistej, ani wyobrażonej bliskości etnicznej, kulturowej i historycznej między tymi dwiema grupami. Zastanowiłbyś się dwa razy, zanim zabiłbyś kuzyna lub sąsiada, ale nie musisz się wahać, jeśli twój sposób myślenia jest kształtowany przez agresywną propagandę państwową, która dotyczy niektórych odległych obszarów rozległego kraju. Pamięć o walce z Niemcami podczas II wojny światowej jest wciąż żywa wśród narodów azjatyckiej części Rosji.

Tego rodzaju mentalność położyła podwaliny pod okrucieństwa popełnione w Buczy. Stacjonowała tam 64. Brygada Strzelców Zmotoryzowanych z Buriacji. Później pozostali żołnierze brygady zostali wysłani na najtrudniejsze odcinki frontu w rejonie Charkowa. Niektórzy eksperci twierdzą, że Kreml chce ją doprowadzić do zagłady, aby ukryć swoje działania w Buczy.


Nie ma prostego lekarstwa


Dzięki zachodniemu wsparciu wojskowemu i finansowemu oraz własnej determinacji Ukraińcy prawdopodobnie wygrają wojnę. Choć pozostawi ona kraj zdewastowany i głęboko zraniony, będzie to również ostatni element w budowie ukraińskiej tożsamości narodowej i państwowości. Ale co z Rosją? Nawet jeśli Putin zostanie obalony, czy kraj ten wejdzie na inną ścieżkę, czy też pozostanie pariasem Europy, a może nawet świata?

Z mojej perspektywy odpowiedź na te pytania w dużej mierze leży w dekolonizacji Rosji. Jej elity polityczne i gospodarcze (bez względu na to, kim będą) muszą przyznać, że ich zadaniem jest rządzenie w imieniu wszystkich regionów kraju. Zmiana kolonialnej wizji musi prowadzić do bardziej równego podziału bogactwa, inwestycji publicznych i strategii rozwoju.

Azjatycka część Rosji potrzebuje własnego Stowarzyszenia Memoriał, które do niedawna ujawniało zbrodnie popełnione przez sowiecki reżim. Potrzebne jest także zaangażowanie lokalnych nierosyjskich przywódców, nie tych, którzy nominalnie nimi są (jak Siergiej Szojgu), ale w rzeczywistości realizują interesy europejskiej części Rosji i etnicznych Rosjan.

Jednocześnie mobilizacja wywołała masową emigrację młodych Rosjan. Od początku inwazji Rosję opuściły ponad cztery miliony osób. W sytuacji, gdy przedstawiciele innych grup narodowych są wysyłani na pewną śmierć na polu bitwy, a etniczni Rosjanie uciekają z kraju, państwo stanie w obliczu jeszcze poważniejszego kryzysu demograficznego w nadchodzących latach.


Reforma czy upadek?


Rosyjski system federalny, obecnie istniejący tylko na papierze, musi się stać nową rzeczywistością kraju. Wszystkie podmioty nominalnej federacji muszą być w stanie korzystać ze swoich teoretycznych praw i z czasem zdobywać nowe. Nie na papierze, ale w rzeczywistości.

Jeśli tak się nie stanie, negatywne konsekwencje wojny mogą sięgnąć nawet rozpadu Rosji. Nie jest to aż tak nierealny scenariusz, biorąc pod uwagę zakres problemów, z jakimi boryka się ten kraj: zależność od eksportu paliw kopalnych, brak innowacji, demografia i napięcia etniczne. Już teraz Moskwa przyczynia się do wzrostu niezadowolenia ludności, nakładając nowy podatek wojenny na regiony. Ich władze są teraz zobowiązane do zakupu wybranego sprzętu dla armii, gdy zostanie to nakazane przez lokalnych dowódców wojskowych.

Miłosz J. Cordes -  jest doktorem habilitowanym na Uniwersytecie w Lund w Szwecji, pracownikiem naukowym Duńskiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej oraz wykładowcą DIS – Study Abroad in Scandinavia (DIS Copenhagen). Do 2021 roku był zawodowym dyplomatą w polskiej służbie zagranicznej, oddelegowanym do Brukseli (UE), na Maltę i do Rosji.

Inne artykuły Miłosza J. Cordesa
Rodzi to kolejne pytanie, kluczowe dla zrozumienia skali kleptokracji i korupcji w dzisiejszej Rosji: jeśli władze samorządowe mają kupować hełmy czy kamizelki na wolnym rynku, to czy oznacza to, że Rosja jest pełna łatwo dostępnego sprzętu wojskowego? Jeśli tak, może on pochodzić tylko z magazynów wojskowych. A to z kolei oznacza, że został w pewnym momencie rozkradziony przez samych żołnierzy.

Wszystkie te problemy narastają pod powierzchnią autorytarnego reżimu, który na razie trzyma je w ryzach. Jeśli jednak reżim ten przestanie istnieć, droga do demokratyzacji Rosji musi odbyć się poprzez dekolonizację. W przeciwnym razie zarówno rosyjskie społeczeństwo, jak i Zachód przypomną sobie o istnieniu kolektywnego putinizmu.

Niniejszy artykuł jest częścią projektu badawczego finansowanego przez Fundację Knuta i Alice Wallenbergów i realizowanego na Uniwersytecie w Lund w Szwecji. Poglądy i opinie wyrażone w tym artykule są poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają oficjalną politykę lub stanowisko jakiejkolwiek instytucji, z którą autor jest powiązany.

Artykuł ukazał się na portalu New Eastern Europe