Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Kapitol / 22.06.2023
Dominik Héjj

Rosjanie przekazali Węgrom grupę jeńców ukraińskich. To komplikuje relacje Budapesztu z Kijowem

Pomiędzy Budapesztem a Kijowem rozgorzał spór. Dotyczy on jeńców wojennych, którzy mieli zostać przetransportowani z terenu Federacji Rosyjskiej na Węgry. Kijów twierdzi, że są tam przetrzymywani wbrew swojej woli. Ukraińska Komenda Koordynacyjna ds. Traktowania Jeńców Wojennych 20 czerwca poinformowała, że prowadzi „aktywne działania na rzecz sprowadzenia do domu reszty ukraińskich obrońców deportowanych z Rosji na Węgry”. Trzech już wróciło.
Foto tytułowe
Żołnierz ukraiński w niewoli rosyjskiej (Twitter: @olddog100ua)


Kiedy Polacy świętowali długi weekend, 9 czerwca Węgrzy poinformowali o porozumieniu, na mocy którego z rosyjskiej niewoli udało się uratować jeńców wojennych. Tę wiadomość potwierdził wicepremier węgierskiego rządu Zsolt Semjén, który odpowiada m.in. za politykę wyznaniową. Od samego początku na Węgrzech podkreślano ich pochodzenie: pisano wyłącznie o „zakarpackich jeńcach” (karpataljai hadifoglyok).

Zakarpacie jest regionem Ukrainy graniczącym z Węgrami, który w przeszłości do nich należał. Zamieszkuje go mniejszość węgierska, przed wojną szacowana na około 150 tysięcy osób. Po 24 lutego 2022 roku liczba ta ulegała zmianom – mówiono o 125 tysiącach, następnie stu. Faktem jest jednak, że w narracji władz w Budapeszcie ukraiński obwód zakarpacki traktowany jest niemal eksterytorialnie.


Przed dwoma tygodniami z wizytą w obwodzie Zakarpackim, jedynym miejscu w Ukrainie, do którego podróżują węgierskie delegacje (poza prezydentką Katalin Novák, która pod koniec listopada uczestniczyła w Kijowie w międzynarodowym szczycie bezpieczeństwa żywnościowego), udała się rzeczniczka rządu Alexandra Szentkirályi (prywatnie żona ministra obrony narodowej). To, co przykuwało uwagę, to sposób przygotowywania komunikatów, w którym bardzo wyraźnie oddzielano Ukrainę od Zakarpacia. Podkreślano, nie po raz pierwszy zresztą, że „Zakarpacie może liczyć na wsparcie macierzy”. Termin anyaország oznacza literalnie „macierz”, w tym kontekście bez wątpienia Węgry. Węgierscy oficjele bardzo często wskazują na „150 tysięcy powodów, by zakończyć tę wojnę i osiągnąć pokój”. To oczywiście bezpośrednie nawiązanie do liczebności węgierskiej diaspory na Zakarpaciu.


Co w zasadzie się stało?


Wokół akcji przekazania jeńców narosło wiele emocji. Problem w tym, że szczegółowo o tych wydarzeniach pisze głównie prasa ukraińska. Z węgierskich mediów zbyt wiele dowiedzieć się nie da. Wody w usta nabrali także urzędnicy państwowi. Negocjacje miały prowadzić Węgierska Służba Dobroczynności Malty, a po stronie rosyjskiej cerkiew. Pośrednikiem był patriarcha Hilarion. To postać bardzo interesująca, był on do niedawna Przewodniczącym Wydziału Zewnętrznych Kontaktów Kościelnych Patriarchatu Moskiewskiego. To on dziękował węgierskim władzom za to, że uniemożliwiły obłożenie sankcjami patriarchy Cyryla. Sam Hiliarion traktowany był jako jego bliski współpracownik. Hilarion został przewodniczącym węgierskiego kościoła prawosławnego. Nieoficjalnie mówi się, że na Węgry przyjechał z racji pewności, że Budapeszt nie będzie wspierał żadnych kroków wymierzonych w Cerkiew.




Rosyjska Cerkiew Prawosławna wydała oświadczenie: „Z błogosławieństwem Jego Świątobliwości Patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla, za pośrednictwem Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, w ramach współpracy międzykościelnej, na prośbę strony węgierskiej, grupa ukraińskich jeńców wojennych pochodzenia zakarpackiego, którzy brali udział w działaniach wojennych, została przetransportowana na Węgry”.

Nie do końca była jasna liczba jeńców, których miano uwolnić. Przez pewien czas w informacjach prasowych tak węgierskich, jak i ukraińskich pisano o „co najmniej” jedenastu osobach. 10 czerwca wicepremier Semjén powiedział tygodnikowi „Mandiner”: „Jedenastu Zakarpatczyków na Węgrzech nie jest już jeńcami wojennymi, a wolnymi ludźmi”. Była to reakcja na wezwanie do ukraińskiego MSZ przedstawiciela państwa węgierskiego. Władze w Kijowie jasno stwierdziły, że o operacji nic nie wiedziały, a sprawa dotyczy przecież ich obywateli.

Wicepremier Semjén – polityk koalicyjnej Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP) – podkreślał, że uwolnienie jeńców jest gestem Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej wobec Węgier. Dla portalu vasarnap.hu mówił:

„Mamy dług wdzięczności wobec metropolity Hilariona”, a uwolnione osoby „na Węgrzech otrzymują pomoc, a nie «opiekę». Decydują o tym, co robią, z własnej woli. Gdybym był przedstawicielem Ukrainy, podziękowałbym za to”.


Miał być blask, wyszedł czarny PR


Planem Węgier, poza zapewne daleko idącą troską o istoty ludzkie, było pokazanie się jako państwo, które jest zdolne do uratowania jeńców z niewoli. Tutaj udało się połączyć dwa elementy – z jednej strony dowiedzenie, że utrzymywanie dobrych relacji z Cyrylem (Węgrzy ochronili go przed wpisaniem na listy sankcyjne) pozwala na utrzymanie kanału komunikacji w nawet tak newralgicznym czasie i miejscu, z drugiej zaś – że państwo węgierskie nie pozostawia Węgrów w potrzebie bez pomocy. „Naszym konstytucyjnym obowiązkiem jest troska o wszystkich obywateli Węgier i Węgrów”, mówił w wywiadzie Zsolt Semjén. To rozróżnienie wskazuje, że w grupie tej najprawdopodobniej nie wszyscy mają węgierskie obywatelstwo. Na ten temat w ogóle niewiele wiadomo.

Tymczasem ukraiński MSZ wskazywał, że „ci żołnierze są obywatelami Ukrainy, dlatego ich przekazanie do jakiegokolwiek państwa trzeciego jest niemożliwe bez zgody i bezpośredniego zaangażowania Ukrainy”. Rzecznik ukraińskiego MSZ, Oleg Nikolenko pisał w mediach społecznościowych o jeńcach jako „przekazanych Węgrom przez Rosję jedenastu Rosjan ukraińskiego obywatelstwa o pochodzeniu Węgrów zakarpackich”.

Przypomnijmy, w Ukrainie formalnie nie można mieć dwóch paszportów. Ale sprawa jest bardziej zawiła. W momencie wybuchu wojny gros młodych ludzi z Zakarpacia ruszyło na Węgry. Byli oni wówczas (jako posiadacze węgierskich paszportów), traktowani jako Węgrzy. Ale pewna grupa, zapewne kilka tysięcy osób (to zaledwie szacunki, bowiem taki danych nikt nie ujawnił), poczuwając się do ukraińskiej tożsamości, postanowiło bronić swojej ojczyzny przed Rosjanami.

Najsłynniejszym z nich jest Sándor Fegyir, profesor Użhorodzkiego Uniwersytetu Narodowego, ochrzczony przez media „profesorem z okopów”. W marcu prezydent Wołodymyr Zełeński powierzył mu objęcie ukraińskiej placówki w Budapeszcie (na której od blisko roku nie ma ambasadora). Węgierska dyplomacja nie śpieszy się jednak z wydaniem agrément. Fegyir zamiast zatem reprezentować Ukrainę na Węgrzech, walczy dalej na froncie. W czasie ostatniej konferencji prasowej węgierskiego rządu, która odbyła się 19 czerwca, rzecznik Gergely Gulyás powiedział, że nie wie, dlaczego Katalin Novák nie podpisała stosownych dokumentów Fegyira. Zadeklarował, że przyjrzy się sprawie, ale jednocześnie wskazał, że z uwagi na stosunek Ukrainy do Węgrów i Węgier pośpiech w podejmowaniu decyzji nie byłby uzasadniony.


W niewoli węgierskiej?


Dopiero 16 czerwca strona ukraińska poinformowała, że udało jej się ustalić, gdzie przebywa wszystkich jedenastu żołnierzy. Taką wiadomość podał Ołeh Kotenko, komisarz ds. osób zaginionych. Podkreślił on, że udało się tego dokonać „dzięki skoordynowanej pracy jego zespołu”. Poinformowano wówczas ich rodziny, a także „odpowiednie organy ścigania”. Kotenko pisał, że do tej pory o siedmiu z jedenastu żołnierzy nie było informacji. Z kolei 19 czerwca rzecznik ukraińskiego MSZ Oleh Nikolenko podał, że próby skontaktowania się podejmowane przez ukraińskich dyplomatów z jeńcami „nie są możliwe”, a „informacje otrzymane od krewnych niektórych z nich wskazują, że zapewnienia władz węgierskich o rzekomo wolnym statusie ukraińskich obrońców na Węgrzech nie są prawdziwe”. Nikolenko dodał, że „są oni przetrzymywani w izolacji, nie mają dostępu do otwartych źródeł informacji, ich komunikacja z krewnymi odbywa się w obecności osób trzecich i odmawia się im kontaktu z ambasadą Ukrainy”. Były to najpoważniejsze zarzuty, jakie strona ukraińska cisnęła pod adresem Węgrów. „Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy ponownie zaapelowało do strony węgierskiej o natychmiastowe umożliwienie ukraińskiemu konsulowi odwiedzenia ukraińskich jeńców wojennych, aby mógł ocenić ich stan fizyczny i psychiczny, poinformować ich o przysługujących im prawach i zapewnić pilną pomoc konsularną” – dodał Nikolenko.

Jak odpowiedzieli Węgrzy? Zarówno rzecznik rządu Gulyás, jak i szef MSZ Péter Szijjártó oznajmili, że byli jeńcy jako wolni ludzie mogą oni śmiało kontaktować się ze stroną ukraińską, a także wyjechać z Węgier. Podkreślili także, że węgierski rząd nie brał udziału w negocjacjach. Stwierdzenie takie jest ciekawe, bo już wcześniej o wicepremierze Zsolcie Semjénie pisano, że był on koordynatorem całej operacji. On sam temu twierdzeniu w wywiadach nie przeczył, ale rząd się od takiego twierdzenia dystansował.

Dziennikarz Lajos Kósa z węgierskiego portalu Wolna Europa opublikował tekst, w którym powołując się na anonimowe źródła, stwierdził, że Semjén mógł zaangażować się w pomoc Ukraińcom, nie informując o niej kolegów z rządu. O akcji miało nie wiedzieć ani biuro premiera, ani ministerstwo spraw zagranicznych. Dowodzić tego ma m.in. cisza informacyjna w zakresie uwolnienia Ukraińców. 19 czerwca Gulyás w czasie konferencji prasowej nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, czy premier wiedział o akcji uwolnienia jeńców.

Wreszcie 20 czerwca Wiktor Mikita, przewodniczący Zakarpackiej Obwodowej Administracji Wojskowej, napisał, że trzech obrońców Ukrainy po spędzeniu roku w rosyjskiej niewoli wróciło do domu. Co z pozostałymi? Tego nie wiadomo. Rzecznik ukraińskiego wywiadu wojskowego Andrij Jusow oskarżył 20 czerwca tak Rosjan, jak i Węgrów o nieprzestrzeganie prawa międzynarodowego. Ukraińcy twierdzą, że strona węgierska kontaktowała się jednak z Rosjanami w sprawie operacji i że mają na to dowody (choć ich nie ujawnili). Jusow stwierdził, że Węgrzy całkowicie zaprzeczali planom jakiejkolwiek operacji. Dał jednocześnie wyraźny sygnał, że Ukraińcy w jakiś sposób to kontrolowali.


I tak trudne relacje ukraińsko-węgierskie znalazły się w bardzo trudnym punkcie, w którym stawką było bezpieczeństwo ludzi. Wokół „wolnych jeńców” stworzyła się burza komunikacyjna, w której ciężko było wyłapać fakty. Ukraińcy bardzo ostro podchodzili do kwestii odzyskania swoich obywateli. Węgrzy z kolei milczeli. Inna rzecz dotyczy tego, że wojenna propaganda w wielu punktach jest bardzo wyrazista, i podporządkowana innym zasadom. W mediach pojawiały się wręcz pogłoski, które kolportowane przez ukraińskie media miały pochodzić z otoczenia służb, że Węgrzy zorganizują konferencję prasową z uchodźcami, w czasie której mieliby krytykować Ukrainę i okazywać wdzięczność Budapesztowi za utrzymanie kontaktów z Cerkwią Prawosławną. Finalnie jednak tak się nie stało.

Dr Dominik Héjj, politolog, starszy analityk w Instytucie Europy Środkowej, twórca portalu kropka.hu poświęconego polityce węgierskiej.

Inne artykuły Dominika Héjja


Co z kolejnymi ośmioma żołnierzami? Tego jeszcze nie wiadomo. MSZ Ukrainy poinformowało, że trwają „aktywne działania na rzecz sprowadzenia do domu pozostałych ukraińskich obrońców deportowanych z Rosji na Węgry”.