Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Sotnia / 17.07.2023
Alaksandr Kłaskouski

Niepodległa Białoruś znika ze świadomości Zachodu. Białorusini nie chcą stać się "nagrodą pocieszenia Putina"

Pod koniec szczytu NATO w Wilnie przywódczyni białoruskiej opozycji demokratycznej Swiatłana Cichanouskaja spotkała się z amerykańskim prezydentem. W swoim przemówieniu na Uniwersytecie Wileńskim Joe Biden zauważył, że na Białorusi ludzie „nadal walczą o to, by ich głos był słyszany”. Te oznaki uwagi Waszyngtonu do kwestii białoruskiej są szczególnie ważne na tle wypowiedzi prezydenta Litwy Gitanasa Nausėdy, który nazwał Białoruś „prowincją Rosji”.
Foto tytułowe
Światłana Cichanouska w proteście przeciwko sytuacji politycznej na Białorusi, 03.06.2021 (Shuttertock)


– Powiedziałem prezydentowi Bidenowi, że Białoruś staje się prawdziwym problemem. To już nie jest ta Białoruś, którą była w 2020 roku. Teraz nie powinniśmy mieć złudzeń – ten kraj nie jest już niepodległy, w rzeczywistości jest jedną z prowincji Rosji – powiedział Gitanas Nausėda przed otwarciem szczytu NATO w Wilnie.

To kategoryczne stwierdzenie zabolało politycznych przeciwników Alaksandra Łukaszenki, którzy przez ostatnie trzy lata walczą o uznanie, że jego reżim, który faktycznie zrzeka się suwerenności kawałek po kawałku, i naród białoruski to zupełnie odmienne istoty. Biuro Swiatłany Cichanouksiej (a przecież jej sztab na co dzień znajduje się w Wilnie) wydało oświadczenie, w którym zasadniczo potępiło interpretację litewskiego prezydenta, która „tworzy błędne postrzeganie Białorusi na świecie i przyczynia się do dalszej izolacji naszego kraju i jego mieszkańców”.


Przymknięcie oczu to pierwszy krok do rozwiązania problemu


Tymczasem Nausėda nie jest osamotniony w takim postrzeganiu Białorusi. Premier Łotwy Arturs Krišjānis Kariņš powiedział Biełsatowi w Wilnie: – Dziś postrzegamy Białoruś jako przedłużenie Rosji. Białoruś straciła swoją suwerenność.

Wygląda na to, że niektórzy zachodni politycy są gotowi pożegnać się z Białorusią jako niepodległym państwem. Nie mają czasu na zajmowanie się kwestią zachowania białoruskiej niepodległości, o co walczą przeciwnicy Łukaszenki na forach międzynarodowych. Priorytetem jest teraz uregulowanie sytuacji na Ukrainie.

W końcu imperium rzuciło się na nią z całą mocą, rzucając wyzwanie całemu demokratycznemu światu – a ostrożny Zachód dozuje swoją pomoc, bojąc się przesadzić. A jeszcze bardziej – zaprosić Kijów do NATO: broń Boże nie rozgniewać Kremla i nie sprowadzić na swoje głowy wojny nuklearnej.

No i jakaś Białoruś… Zbyt trudno zagłębiać się w jej egzystencjalny dramat, w odruchy jej obywateli, którzy nie zgadzają się z dyktaturą kołchozu i bezczelnością „russkiego mira” – nie, to zbyt skomplikowane, a głowa i tak już pęka od intryg Putina. Uznajmy więc to niezbyt jasne terytorium za rosyjską prowincję – i żadnych problemów. Jak w starej rosyjskiej anegdocie: jeśli żona nie żyje, to nie żyje.


Granica między reżimem a społeczeństwem


Gwoli ścisłości, communiqué ze szczytu NATO w Wilnie wspomina o Białorusi, ale tylko jako o zagrożeniu. Wspomina się w nim o współudziale Białorusi w agresji na Ukrainę, zamiarze rozmieszczenia przez Rosję broni jądrowej na jej terytorium oraz prawdopodobnym rozmieszczeniu tutaj „tak zwanych prywatnych firm wojskowych” (czytaj: Grupy Wagnera). Jednocześnie dokument potępia państwo, a nie reżim odpowiedzialny za te zbrodnie.

Tymczasem protesty w 2020 roku pokazały, że masy Białorusinów nie akceptują tego reżimu i jego przywódcy. Co więcej, siłą napędową protestów było pewność (a potwierdzają to protokoły z tych lokali wyborczych, w których komisje nie mogły lub nie miały czasu oszukiwać), że de facto wygrała Cichanouskaja. Tak, gospodyni domowa, którą pewny siebie lider postanowił zarejestrować do wyborów po tym, jak jej mąż trafił za kratki.

Najwyraźniej po to, by zakpić i, jak się wydawało, oczernić w sensie PR-owym: kim ona jest, miłośniczka smażenia kotletów, przeciwko koronie?

Wtedy jednak Białorusini w fenomenalnym głosowaniu protestacyjnym pokazali, że mają dość władcy z jego feudalnym myśleniem i dławieniem wszystkiego, co żywe. I od tego czasu reżim utrzymuje się wyłącznie z pałek i zależności od Moskwy, którą w podzięce musi karmić tłustymi kawałkami suwerenności jeden po drugim.

Ale milicyjne pałki nie złamały woli tych, którzy opowiadają się za inną Białorusią. Tak, kraj jest w rozpaczliwej sytuacji, ale wcale nie jest „prowincją Rosji”. Na przykład socjologia pokazuje, że prawie wszyscy ludzie są przeciwni udziałowi w wojnie na Ukrainie, w tym znaczna część „jabat’ków” [biał. Jestem z Baćką (Ojcem) – Belsat.eu], jak nazywa się betonowy elektorat Łukaszenki.


Łzy niewidoczne dla świata


Inna sprawa, że nawet w Polsce, jak pokazał niedawny sondaż przeprowadzony na zlecenie Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego, 55 procent respondentów nie wie o wydarzeniach z 2020 roku na Białorusi. A co dopiero mówić o bardziej odległych krajach! Dla wielu Europejczyków i Amerykanów Białoruś jest absolutnie w cieniu Rosji i trafia na nagłówki mediów z reguły tylko w związku z kolejnymi agresywnymi działaniami Kremla: tutaj Putin przenosi głowice jądrowe, tutaj pod bokiem Unii Europejskiej igra się z orłami Jewgienija Prigożyna.

Jednocześnie Białoruś kojarzy się przede wszystkim z odrażającym lokalnym autokratą, który jest postrzegany wyłącznie jako marionetka Władimira Putina. Tragedia białoruskiego społeczeństwa, którego dojrzała część zbuntowała się przeciwko tyranii, a teraz dusi się w pętli represji (a setki tysięcy ludzi zostało zmuszonych do ucieczki za granicę – ogromna strata dla dziewięciomilionowego państwa), pozostaje praktycznie niezauważona przez świat.

Wojna na Ukrainie ostatecznie odwróciła uwagę Zachodu od kwestii białoruskiej; jest ona całkowicie poza centrum uwagi. Co więcej, prostolinijność i populizm innych europejskich polityków prowadzą do tego, że cierpią na tym wypchnięci w dosłownym tego słowa znaczeniu z kraju przeciwnicy Łukaszenki.

Dyktator i tak nie prosi o wizę UE. I zazwyczaj nie da się zmienić jego zdania (sankcje gospodarcze to kij o dwóch końcach). To emigranci polityczni podlegają restrykcjom i mają duże problemy z legalizacją itp. Wiosną tenże Nausėda dążył do zmian w ustawodawstwie, aby maksymalnie zaostrzyć wjazd i pobyt Białorusinów na terytorium Litwy. Jednak tamtejszy Seimas złagodził niektóre przepisy ustawy i obalił weto prezydenta, ale prezydent nie traci nadziei na zemstę.


„Białoruś nie może stać się nagrodą pocieszenia dla Putina”


Wielu Białorusinów jest również zaskoczonych zimną krwią Zachodu w kwestii rozmieszczenia rosyjskiej taktycznej broni jądrowej na ich terytorium. Wśród zachodnich polityków i wojskowych panuje powszechna opinia, że nie ma różnicy, gdzie będą stacjonować Iskandery zdolne do przenoszenia głowic jądrowych – w obwodzie kaliningradzkim czy, powiedzmy, w obwodzie brzeskim. Odległość od „centrów decyzyjnych” NATO jest mniej więcej taka sama.

Ale w takiej percepcji tłem zaczyna być postrzeganie Białorusi jako rosyjskiej prowincji. Nie bierze się pod uwagę faktu, że jej mieszkańcy nie byli pytani o zdanie i nie chcą stać się obiektem odwetowego uderzenia nuklearnego.

Tak, jeśli problem białoruskiej niepodległości zostanie po cichu zamieciony pod dywan, sytuacja geopolityczna zostanie nieco uproszczona. Nie będzie potrzeby zastanawiania się nad skomplikowanymi dodatkowymi opcjami. Jest to jednak krótkowzroczne podejście. W końcu tak długo, jak Moskwa będzie wykorzystywać „białoruski balkon” do grożenia Ukrainie i zjednoczonej Europie, nie będzie pokoju na kontynencie. Jak zauważa Cichanouskaja, „świat nie będzie stabilny, dopóki Białoruś nie stanie się wolna – wolna od tyranii i rosyjskiej obecności”. A „Białoruś nie może stać się nagrodą pocieszenia dla Putina”.

Aleksandr Kłaskouski - białoruski komentator polityczny, publicysta portalu Belsat.eu
Tak więc spotkanie Joe Bidena z Cichanouską 12 lipca w Wilnie, pomimo jego przelotnego charakteru, jest ważnym momentem. Waszyngton, niekwestionowany lider świata zachodniego, daje jasno do zrozumienia – zarówno protestującej części Białorusinów, jak i swoim sojusznikom z NATO – że nie zamierza ogłosić Białorusi rosyjską prowincją, że walka tego kraju o niepodległość, demokratyzację i europejską ścieżkę powinna pozostać na porządku dziennym.

Pierwotnie tekstu ukazał się na portalu belsat.eu