Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Barszcz / 13.08.2023
dr Anton Saifullayeu

Usuwanie pomników boli Rosjan. Podważa ich kolonialne ambicje

„No nic, odzyskamy Odessę! A potem inne pomniki zostaną usunięte, a ulice zmienią nazwy” – komentuje rozgoryczony czytelnik rosyjskiej agencji informacyjnej RIA Novosti wiadomość o usunięciu pomnika Katarzyny II w Odessie. Jego słowa są doskonałą ilustracją uruchomionej w Europie Wschodniej narracji dekolonizacji.
Foto tytułowe
(Twitter)


Dekolonizacja oznacza proces denaturalizacji istniejącego kolonialnego porządku wiedzy. Jest to proces aktywnych praktyk (kulturowych, prawnych, politycznych i ekonomicznych), które doprowadzają do zmiany sposobów myślenia społeczeństwa o sobie i świecie, o przeszłości i teraźniejszości.

Ukraińska dekolonizacja nabiera tempa na polu prawnym, w przestrzeni publicznej i w osobistych wyborach ludzi. Jednak na stwierdzenie o pełnowymiarowym zwrocie dekolonialnym w Ukrainie jest wciąż za wcześnie. Owszem, istotnym aspektem jest ideowa konsolidacja rządzących elit, władz lokalnych, inteligencji, blogosfery, mediów i badaczy za granicą Ukrainy. Potencjalna dekolonizacja ma wszystko, czego potrzeba, aby rozpocząć się jako synchroniczny proces społeczny. I choć to smutne, to właśnie wojna i agresywny rosyjski imperializm wniosły decydujący wkład w ten proces. Ważnym aspektem jest zakotwiczenie dekolonizacji w obszarze prawnym, retoryka oficjalnych władz. Jednak dynamika i impulsywność rozpoczętych procesów sprawiają, że dekolonizacja jest uzależniona od samej wojny i jej wyników.


Koniec starszego brata


Dekolonizacja po ukraińsku jest postrzegana jako proces wykluczenia kolonialnego (rosyjskiego i sowieckiego) dziedzictwa i jego wpływu na tożsamość. Innymi słowy, w warunkach wojny wyzwoleńczej i antykolonialnej społeczeństwo utożsamia narracje dekolonizacji jako element retoryki wojennej, rozumiejąc proces jako budowanie silnej tożsamości narodowej w przeciwieństwie do wrogo nastawionej narracji o „nieistnieniu” Ukrainy ze strony Kremla. Dość impulsywny charakter ukraińskiej dekolonizacji może wpłynąć na jej wyniki, zwłaszcza na najbardziej „czułych”, wschodnich i południowych obszarach kraju. W kontekście retoryki ukraińskiego kierownictwa politycznego i wojskowego o pełnym wyzwoleniu kraju i powrocie do granic sprzed 1991 roku kulturowa i historyczna eliminacja żywiołu rosyjsko-sowieckiego w powojennej Ukrainie może być tematem drażniącym społecznie i politycznie.

Procesy uruchomione po 24 lutego 2022 roku mają zresztą o wiele głębsze konsekwencje nie tylko dla Ukrainy, lecz dla całego obszaru postsowieckiego, dla całego układu wiedzy o regionie. Można pokusić się o tezę, że czas postsowiecki dobiega końca, że ta wojna zmienia sposób patrzenia ma Rosję jako na „starszego brata” w krajach poradzieckich, że nowe pokolenie już nie chce przestarzałych mitów o wielkiej wojnie ojczyźnianej i bajek o Związku Radzieckim, a świat zmienia kąt patrzenia na „wielką kulturę rosyjską”. Posługując się językiem rosyjskiej propagandy, można jednak sarkastycznie zauważyć, że to nie jest tak jednoznaczne.

Nagle dostrzeżony kolonializm rosyjski na Zachodzie jest bodajże głównym odkryciem w świecie badań dotyczących regionu. Dyskurs akademicki o Europie Wschodniej na Zachodzie od dawna znajdował się pod wpływem przestarzałych kolonialnych klisz, zakorzenionych w pojęciach cywilizacyjnej i etnokulturowej ważności Rosji w regionie. Od zeszłego roku wczorajsi apologeci area studies, patrzący na kraje typu Białoruś, Gruzja czy Ukraina w kontekście polityki „wielkiej”, Rosji nagle zaczęli mówić o tym, jak trzeba dekolonizować russian studieswiedzę o postsowieckim obszarze.

Dopiero pełnowymiarowa wojna uruchomiła proces myślowy w akademii zachodniej, przy którym pojęcia takie jak „kolonializm”, „orientalizm” lub „dekolonizacja” w odniesieniu do Rosji nie są pojmowane jak kolejny teoretyczny wybryk. Nawet sam termin „pełnowymiarowa wojna” jest eufemizmem pozwalającym określać powagę sytuacji i potrzebę zmian. Jednakże sam początek konfliktu w 2014 roku został potraktowany w kręgach akademickich jako wydarzenie polityczne, a nie proceduralne. Innymi słowy, Krym i wojna w Donbasie stały się częścią dyskursu na temat geopolitycznych potrzeb Rosji, lecz nie były utożsamiane z ich kolonialną naturą.

I tu tkwi jeden z najbardziej problematycznych wymiarów potencjalnej dekolonizacji nie tylko Ukrainy, lecz całego regionu: w jaki sposób globalna wiedza ma odejść od ustalonych przez Zachód standardów co do Rosji i przestrzeni, na którą ma ona bezpośredni wpływ. Wydarzenia z 2022 roku rzuciły światło na kwestię uproszczonego postrzegania Europy Wschodniej, w szczególności postsowieckiej Europy Wschodniej w zachodniej przestrzeni akademickiej, zarówno w europejskich, jak i w anglojęzycznych środowiskach akademickich. Jednak natura tych zmian jest reaktywna, a nie proceduralna. Kompletnego planu o tym, jak konstruować wiedzę o krajach wpływu kolonialnego Rosji, nie ma. Nie ma też przesłanek na zmianę toku myślenia o cywilizacyjnym imperializmie rosyjskim.


Siła globalnego Południa


Sam w sobie problem dekolonizacji wiedzy o Rosji w ogólnoświatowych trendach humanistycznych ma niski priorytet. Przyczyn ku temu jest kilka. Ogólny trend współczesnej humanistyki skupia się dziś gdzie indziej. To globalne Południe jest badawczym mainstreamem, w którym się mieszczą współczesne emancypacyjne trendy humanistyki i nauk społecznych takich jak postkolonializm, badania nad nierównościami, migracjami czy rasizmem. Paradoksalnie, tak potrzebująca ujęcia postkolonialnego/dekolonialnego przestrzeń postsowiecka jest faktycznie wyłączona z globalnego obiegu np. studiów postkolonialnych. Związane to jest z tym, że Rosja czy ZSRR długi czas była postrzegana jako ten wyzwalający biegun świata. Eksportowana od lat 50. XX wieku do Afryki, Ameryki Południowej, Azji narracja o antykolonialnej postawie ZSRR, walce z imperializmem i o komunistycznym raju na Ziemi kompletnie zmyliła lewicowe w swojej treści środowisko intelektualne i akademickie na Zachodzie i przyszłego Global South. Dlatego też w świecie postkolonialnym, który był wówczas ciemiężony przez imperia europejskie, kolonizator jest jeden – Zachód. Mówienie o dekolonizacji Ukrainy napotyka niezrozumienie i twierdzenia o niezasadności użycia tej terminologii. Zachodnie wsparcie Ukrainy jest bardziej postrzegane jako proces kolonizacji Europy Wschodniej przez USA i UE niż neokolonialna wojna prowadzona przez Rosję.

Starą sowiecką narrację antykolonialną reżim Putinowski aktywnie wykorzystuje w swojej polityce zagranicznej. Jasne, że polityka Rosji w Afryce ma przede wszystkim interes gospodarczy. Jednak sprzedawanie treści o powstrzymaniu Zachodu, jego osłabieniu przez wojnę z Ukrainą działają nie tylko jako propaganda dyplomatyczna, a znajdują swój grunt w środowiskach eksperckich i intelektualnych np. w państwach Afryki i Ameryki Południowej.


Wymuszona dekolonializacja


W samej Rosji po 1991 roku tożsamość postimperialna stała się nostalgią, utratą „wielkiej” przeszłości, dawnej potęgi i dobrobytu. Wszak przedputinowska Rosja to czas na marginalny, ale oddolny rozwój koncepcji russkogo mira, eurazjatyzmu, narodowego bolszewizmu. Społecznie, intelektualnie i politycznie kwitnący reakcjonizm połączony z nostalgią stał się stałym elementem tożsamości postsowieckiej Rosji. Ale najważniejszym momentem był brak koncepcji jednoczącej, swego rodzaju marksizmu-leninizmu dla czasów ZSRR i samodzierżawia czasów carskiej Rosji.



Później, już za czasów Putina pojedyncze fragmenty skrajnych ideologii stały się ideową bazą dla reżimu. Dzisiejsza idea „jednocząca” to mieszanka imperialno-kolonialnych resentymentów à la russkij mir z sowiecką nostalgią, to Dzień Jedności (wyzwolenia spod polskiej dominacji w XVII wieku) i Dzień Zwycięstwa 9 maja.

Świadomość narodowa w Rosji faktycznie przestała istnieć i stała się jedynie nostalgiczną reakcją połączoną z rynkowo-oligarchicznym, oportunistycznym typem stosunków społeczno-ekonomicznych.

Warto też wspomnieć o alternatywnej, tzw. liberalnej elicie, która ostatecznie przegrała z Putinem w 2011 roku. Nawiasem mówiąc, w samej Rosji nigdy nie było w pomysłu na deimperializację, nawet w tych tzw. liberalnych elitach. Nawet po lutym 2022 roku, kiedy semantyka Rosji jako kolonizatora nabrała bardziej oczywistego formatu, przestrzeń publiczna w Rosji (i ta liberalna) niechętnie uznaje jej imperialną istotę. Wciąż żyję retoryka „braterskich narodów” i „wspólnej przeszłości, tradycji”. Dopiero wyraźny głos ukraińskiej przestrzeni publicznej zmusza rosyjskie elity intelektualne do rozpoczęcia bardziej strukturalnego myślenia o problemie, a nie tylko w formacie „to wszystko Putin i jego propaganda”.




Smutno i dziwnie to może zabrzmieć, że w całej rozległej Rosji nie ma zasobów intelektualnych, politycznych ani ludzkich, które mogłyby zmienić paradygmat i zreformować kolonialną istotę Rosji, podobnie jak to miało miejsce w dawnych zachodnich kolonialnych imperiach. Naturalnym rozwiązaniem jest proces zewnętrznej dekolonizacji Rosji, który został częściowo rozpoczęty w 2022 roku.


Początek końca


Nie ma jednego algorytmu określającego, w jaki sposób społeczeństwo lub kraj powinny zostać zdekolonizowane. W przypadku Ukrainy i regionu początkowy etap dekolonizacji w sensie geopolitycznym oznacza cofanie się do alternatywnego centrum (Zachód). Innymi słowy to westernizacja dyskursu społeczno-politycznego i kulturowego, co z kolei oznacza tymczasowe odwrócone podporządkowanie.

Podobnie procesy zaszły w Europie Środkowej po 1989 roku. W przestrzeni postsowieckiej kraje bałtyckie miały własne strategie wyjścia ze stanu zależności, które w dużej mierze wiązały się z tak zwaną westernizacją i desowietyzacją. Tak, ów projekt jest rozbieżny z istniejącą teorią, jednak i kontekst ukraiński jest zupełnie różny od krajów Ameryki Południowej czy Centralnej, gdzie się gromadzą uznani uczeni dekolonizacyjni. Dlatego nie ma trzeciej drogi i na chwilę obecną „ucieczka” na Zachód to jedyna możliwość, aby ukształtować logistykę dekolonizacji w regionie.

Na Zachodzie też istnieje ogromne zapotrzebowanie na dekolonizację wiedzy o Rosji i regionie. Realizacja tego procesu wymaga założenia nowych standardów badań nad regionem, odseparowanie od kontekstu rosyjskiego bądź sowieckiego. Bez wątpienia najważniejszym przy tym instrumentem jest teoria postkolonialna. Ale wciąż brakuje systemowego podejścia co do kolonialnej przeszłości i teraźniejszości Rosji. Jednym z głównych warunków jest włączenie kolonializmu rosyjskiego w globalne studia. Na razie to bodajże najważniejsze wezwanie dla akademii Zachodu.

Sama teoria nie dostarcza też gotowego scenariusza. Filozofia dekolonialna to dynamiczny i długotrwały proces, a nie gotowe rozwiązanie. Przyjęcie odpowiednich ustaw nie oznacza, że społeczeństwo da się namówić rezygnację z rosyjskiego dziedzictwa. Każdy przypadek jest wyjątkowy i wymaga konsolidacji elit i społeczeństwa. Ukraina przychodzi przez walkę antykolonialną z charakterystycznym nacjonalizmem oraz ostrą formą rezygnacji ze wszystkich związków kulturowych z Rosją. Z kolei społeczeństwo białoruskie absolutnie nie jest gotowe do formatu ukraińskiego. Oznacza to, że w przeciwieństwie do Ukrainy, Białoruś ma zupełnie inny polityczny i kulturowy kontekst podporządkowania i wycofania się z niego. Na dodatek społeczeństwo białoruskie w zdecydowanej większości nie uświadamia sobie nawet faktu pełzającej kolonizacji kraju. I nie ma w tej chwili zasobów ani przesłanek, aby takie uświadomienie nastąpiło. Kraje bałtyckie od momentu rozpadu ZSRR borykają się z problemem rosyjskiej części mieszkańców np. w Estonii albo Łotwie i jak dotychczas problem nie jest rozwiązany.

Rok 2022 może być początkiem końca ery postsowieckiej nie tylko dla Ukrainy, ale także dla Rosji. Jednak trzeba do tego bezwzględnego zwycięstwa Ukrainy. Wśród początkowych punktów udanej dekolonizacji po wschodnioeuropejsku można wydzielić kilka ważnych momentów. Po pierwsze, konieczna jest całkowita desowietyzacja przestrzeni i instytucji społeczno-politycznych. Druga to prowincjonalizacja i zawłaszczanie języka i kultury, takie jak kodyfikacja lokalnych norm języka rosyjskiego. Trzeci to odejście od „wielkiej” kultury rosyjskiej i rozwój lokalnych kultur „popularnych” i wysokich. Wreszcie, w zależności od kraju, jest to systematyczny i jednoczesny rozwój wielu tożsamości zbiorowych: narodowej (etnicyzacja), cyfrowej, płciowej, globalnej, regionalnej itp. Środki te są dość radykalne, ale nie jedyne.

dr Anton Saifullayeu - doktor nauk humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego; Ukończył studia historyczne na Białoruskim Uniwersytecie Państwowym oraz studia magisterskie Studium Europy Wschodniej Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Jego obszar zainteresowań naukowych to studia postkolonialne, teoria historiografii, postsowiecki nacjonalizm, antropologia kulturowa postsowieckiej Europy Wschodniej, a także białoruska historia idei.

Inne artykuły Antona Saifullayeu

Jeśli obecny narodowy antykolonialny format elit i społeczeństwa na Ukrainie doprowadzi do zerwania ze starymi matrycami, przyszła dekolonizacja powinna się opierać na sprofilowanych tożsamościach. Oznacza to na przykład inkorporację rosyjskojęzycznych Ukraińców i Ukrainek w nowy projekt tożsamościowy bez Rosji. Czyli musi być co najmniej odpowiednia polityka i propozycja kulturowa. Te środki są dość radykalne, ale są konieczne. Pomogą w perspektywie nie tylko Białorusi i Ukrainie, ale i samej Rosji pozwolą zainicjować procesy stopniowej rezygnacji ze starych imperialno-radzieckich matryc, zreformować wewnętrzne idee liberalizmu i federalizmu oraz poradzić sobie z imperialno-kolonialną mizantropią. Dzięki temu zrodzi się szansa, że imperialny reakcjonizm w Rosji nie zaszkodzi jej sąsiadom.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 142 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.