Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Jedwabny Szlak > Imperium / 14.09.2023
Blanka Katarzyna Dżugaj

Polityczny impas i opłakane konsekwencje populizmu. Kryzys polityczny w Pakistanie i jego społeczno-ekonomiczne konteksty

Nigdy wcześniej populistyczne hasła i idee nie doprowadziły do tak głębokiego podziału w społeczeństwie. Brzmi znajomo? Wbrew pozorom nie piszę jednak o Polsce, lecz o Pakistanie. Skrajna polaryzacja doprowadziła do aktów przemocy, które były premier Imran Khan umiejętnie podsyca.
Foto tytułowe
Imran Khan przemawiający na wiecu politycznym PTI (Shutterstock)


Imran Khan to były krykiecista, kapitan reprezentacji Pakistanu, który w latach 90. XX wieku postanowił zamienić sport na politykę. Jako lider Pakistańskiej Partii na Rzecz Sprawiedliwości (Pakistan Tehreek-e Insaf, PTI) w 2018 roku wygrał wybory i został premierem. Do władzy doszedł dzięki obietnicom zmniejszenia społecznych nierówności, zapewnienia wszystkim godnego życia oraz skutecznej walki z korupcją. Pakistan w tym czasie borykał się z tą ostatnią, co pokazuje Indeks Percepcji Korupcji publikowany od 1995 roku przez Transparency International. 180 państw jest w nim ocenianych w skali od 0 do 100 punktów, przy czym 100 oznacza najniższy poziom postrzegania korupcji w danym kraju, a 0 najwyższy. W 2018 roku Pakistan uzyskał wynik 33 punktów, co uplasowało go na 117. miejscu w rankingu. Był to najgorszy wynik od w 2012 roku, kiedy Pakistan uzyskał 26 punktów.

Nie bez znaczenia dla sukcesu wyborczego Imrana Khana było także ówczesne poparcie armii dla jego ruchu, która od momentu powstania niepodległego Pakistanu w mniej lub bardziej bezpośredni sposób trwała u władzy.

Na początku 2022 roku z jego partii odeszło kilku prominentnych polityków, z koalicji wycofał się ważny partner, czyli Ruch Zjednoczenia Narodowego (Muttahida Qaumi Movement, MQM). PTI stracił większość, co pozwoliło opozycji wystosować wniosek o wotum nieufności, a w konsekwencji pozbawić Khana funkcji premiera. Tym samym były sportowiec zapisał się w historii Pakistanu jako pierwszy szef rządu odwołany na skutek wotum nieufności. Co do tego doprowadziło? Nie bez znaczenia była utrata poparcia armii – w 2021 roku Khan nie zgodził się zastąpić szefa wywiadu generała Faiza Hameeda osobą wskazaną przez armię i wzajemne relacje zaczęły się psuć.


Kto zrywa kajdany, a kto blokuje YouTube’a


Czy Imran Khan postanowił odsunąć się w cień? Nic z tych rzeczy. Głośno podkreślając, że jako sportowiec nie ma zwyczaju się poddawać, zaraz po dymisji zapowiedział walkę o powrót do władzy. Nie tylko nie zrezygnował z populistycznych haseł, ale je podkręcił. Przede wszystkim zaczął głosić, że za jego usunięciem stały obce siły – a gdy w tej części świata mówi się o „obcych siłach”, to wiadomo, że chodzi o USA. Relacje z Waszyngtonem Khan nadszarpnął pobłażliwością wobec talibów – jako premier wielokrotnie mówił, że wspieranie USA w wojnie z terroryzmem nie wyszło Pakistanowi na dobre i szedł na ustępstwa wobec środowisk fundamentalistycznych. Po przejęciu Kabulu przez talibów Khan oświadczył, że „zrywają kajdany niewolnictwa”.

Z punktu widzenia pakistańskich polityków – również Khana – dla Pakistanu konieczne są dobre relacje z rządzącymi w Afganistanie. A nowa władza może oznaczać nowe, lepsze relacje. Dobre stosunki Indii z uprzednim rządem Afganistanu podsycały niepokój w Pakistanie, a talibowie mogliby pomóc Pakistanowi przeciwstawić się Indiom, w tym poprzez zapewnienie schronienia dla antyindyjskich grup dżihadystycznych. Khan mógł liczyć właśnie na to, że nowe władze w Kabulu będą gotowe zwrócić się w stronę bliskiego kulturowo i religijnie Pakistanu, a nie współpracować z radykalizującymi się Indiami, w których na dobre rozszalał się już hinduski nacjonalizm. Co więcej, Khan rozumie, że środowiska fundamentalistyczne są w jego kraju po prostu silne. Bardzo często są głównymi graczami polityki regionalnej. Nie mogąc liczyć na pełne poparcie armii, Khan szukał dobrych, a przynajmniej poprawnych stosunków z organizacjami fundamentalistycznymi.

Ruszył też w trasę. Jeżdżąc po kraju, od jednego wiecu politycznego do drugiego, w płomiennych przemówieniach krytykował rządzących i zbyt uprzywilejowaną pozycję pakistańskiej armii, a także naciskał na nowe wybory. Przyciągał wielotysięczne tłumy, w których dominowali młodzi ludzie, nastawieni negatywnie do obecnej władzy ze względu na rosnące koszty życia. Khan był głośny, tymczasem władze uznały, że to właśnie wiece będą podstawą do jego uciszenia. Zakazały mediom transmitowania na żywo przemówień byłego szefa rządu z powodu mowy nienawiści wobec instytucji państwowych. Mocne słowa faktycznie na wiecach padały, głównie pod adresem szefa policji i sędziego w Islamabadzie, którym Khan zarzucił aresztowanie i rzekome torturowanie jego bliskiego współpracownika. Pod koniec sierpnia 2022 roku Khan oskarżył rząd o tymczasowe zablokowanie YouTube’a w kraju, aby uniemożliwić ludziom słuchanie na żywo przemówienia, które wygłosił na jednym z wieców.

Głośno krzyczący o niesprawiedliwości Khan sam jako premier posunął się do podobnego rozwiązania, zakazując w 2020 roku transmisji wystąpień lidera Pakistańskiej Ligii Muzułmańskiej (PLM) Nawaza Sharifa. Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa – to brat obecnego premiera Shehbaza Sharifa. Chichot losu?


Przerwany długi marsz


Blokując transmisje wystąpień Imrana Khana, rząd Sharifa oskarżył byłego premiera o terroryzm, a policja wszczęła śledztwo w tej sprawie. Zwolennicy byłego szefa rządu wyszli na ulice, padały ostrzeżenia, że jego aresztowanie będzie de facto początkiem wojny domowej. Nawet komentatorzy dotąd niezbyt przychylnie nastawieni do Khana przyznawali, że posunięcie rządu to atak na wolność mediów. Ale ten nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał sytuacji na swoją korzyść. 28 października 2022 roku zainicjował „Długi marsz”, podczas którego jeszcze głośniej nawoływał do przeprowadzenia przedterminowych wyborów. Marsz rozpoczął się w Lahore, a skończyć miał w połowie listopada w Islamabadzie. Do stolicy miały przybyć wraz z Khanem setki tysięcy ludzi.

Na ile te zapewnienia były realne, nie dowiedzieliśmy się, bo siódmego dnia marszu Khan został postrzelony. Atak miał miejsce tuż za miastem Wazirabad w prowincji Pendżab, przy czym były premier stanowił łatwy cel – stał na platformie jadącej ciężarówki i machał do zgromadzonych na drodze ludzi. Ranny w nogę polityk został natychmiast zabrany do szpitala w Lahore, gdzie przeszedł operację. Marsz został przerwany. Aresztowany niemal natychmiast zamachowiec działał według policji z pobudek religijnych – miał twierdzić, że nie podobał mu się hałas czyniony przez uczestników marszu w momencie, gdy z meczetów rozbrzmiewało wezwanie do modlitwy. Narracja PTI była zupełnie inna. Ledwo byłego premiera wsadzono do samochodu, by odwieźć go do szpitala, jego najbliżsi współpracownicy zaczęli mówić o zamachu politycznym.

Jak nietrudno się domyślić, pokojowy marsz zamienił się w zamieszki. Sam Imran Khan jeszcze w szpitalu, siedząc na wózku inwalidzkim, nagrał wideo, w którym o przeprowadzenie zamachu wprost oskarżył najważniejsze osoby: premiera Shehbaza Sharifa, ministra spraw wewnętrznych Ranę Sanaullaha oraz szefa armii generała Faisala Naseera. Polityk wezwał swych zwolenników do protestu przeciwko nim i zmuszenia ich do ustąpienia ze stanowisk. Tłumy posłuchały. W Islamabadzie i Peszawarze manifestanci przez kilka godzin blokowali główne drogi, skandując antyrządowe hasła i ścierając się z siłami rządowymi. Umiejętnie kierując emocjami tłumu, Khan wykreował się na politycznego męczennika, lidera, który za wolność kraju był gotów oddać życie. Nie brakowało zresztą głosów, że to nie los „pomógł” Khanowi w tej kreacji, lecz on sam. W mediach bardzo szybko pojawiły się podejrzenia, że pomysł „zamachu” wyszedł albo od samego polityka, albo przynajmniej z jego otoczenia.


Gdzie dwóch populistów się bije, tam społeczeństwo traci


Pakistan jest tworem sztucznym, który nie może legitymizować swojej obecności na mapie świata odwołaniem do dawnych organizmów państwowych. W czasach kolonialnych w Indiach rozwinęła się tzw. Doktryna Dwóch Narodów, według której tożsamość religijna (hinduska i muzułmańska) miała z definicji przekładać się na odrębność narodową. Jej twórcą był filozof, pedagog i reformator Syed Ahmed Khan, z czasem ideę przejęła Ogólnoindyjska Liga Muzułmańska, a także rodząca się wówczas hindutwa, czyli ideologia polityczna, której celem było kulturowe uzasadnienie hinduskiego nacjonalizmu. Plonem tej idei był podział Indii Brytyjskich i powstanie Pakistanu – kraju, w przypadku początkowo którego jedynym wyznacznikiem narodowości i tożsamości była religia. Początkowo, bo bardzo szybko władze zaczęły budować silną tożsamość pakistańską (kosztem tożsamości regionalnych).

Idea upragnionego kraju, który okazał się jednocześnie wybawieniem od władz kolonialnych, a z drugiej schronieniem przed hinduską większością Brytyjskich Indii, jest nadal żywa w umysłach mieszkańców kraju. Dodać do tego należy polaryzację społeczną i polityczne emocje, które rodzą się zarówno poprzez uwielbienie i kult jednostki, jakim otaczany jest Khan, jak i jawną nienawiść, którą żywią do niego przeciwnicy polityczni i ich wyborcy. Obraz uzupełnia też coraz większe zmęczenie Pakistańczyków odciętym od obywateli establishmentem. Polityczne dynastie kontrolujące Pakistan żyją dostatnio, zupełnie niezależnie od sytuacji, której stawiać czoła musi większość mieszkańców kraju. Izolacja ideowa, ale też po prostu przestrzenna i ekonomiczna elit sprawiają, że Pakistańczycy ani się z nimi nie utożsamiają, ani też nie do końca chcą uznawać elity ta ze reprezentujące wolę i interesy narodu.

Poprzez związki z Chinami i – delikatnie rzecz ujmując – dwuznaczną politykę w stosunku do USA, Pakistan jest do pewnego stopnia geopolitycznie marginalizowany. Nie jest najważniejszym graczem w regionie, a na pewno nie tak ważnym, jak mógłby być. Gdy dodamy do tego kryzys ekonomiczny i idące za nim codzienne trudności, by wiązać koniec z końcem (inflacja wciąż plasuje się na poziomie ponad 27%, co przekłada się na wysokie ceny żywności i gazu), mamy gotowy przepis na bardzo responsywną grupę obywateli Pakistanu, gotową na bardzo wiele dla osoby, którą postrzegają jako swojego wybawiciela.

Populizm nie jest niczym nowym, również dla Pakistanu, jednak ten wykorzystywany przez Khana różni się od jego wcześniejszych wersji, przede wszystkim od również niezwykle populistycznej polityki dyktatora Zulfikara Alego Bhutto, który w latach 70. łączył prawicową i lewicową retorykę, aby zdobyć władzę w trudnych czasach po odłączeniu się Bangladeszu od Pakistanu. Celem Bhutto była integracja jak największej rzeczy obywateli poprzez mieszany zestaw idei. Populizm Imrana Khana zdaje się być nastawiony na dzielenie społeczeństwa. Retoryka byłego golfisty łączy w sobie antyimperializm, nienawiść do establishmentu politycznego i elit z elastycznym podejściem do sentymentów religijnych.

Antyelitaryzm jest jednak w pakistańskich realiach, charakteryzujących się olbrzymimi i stałymi wpływami armii, a także kontrolą wąskich elit nad przekazem medialnym, bardzo trudny, a sam Khan obiecywał odebrać władzę dotychczasowym elitom. Jednak by mieć na to szansę, musiał wejść w bardzo ścisłe związki z przedstawicielami politycznego porządku. Również argument religijny był stosowany przez Khana szczególnie często, choć wybiórczo, głównie w polityce zagranicznej. Intensywnie podkreślał solidarność z prześladowanymi muzułmanami w Indiach, a także krytykował „prześladowania” muzułmanów na Zachodzie za każdym razem, gdy dochodziło do incydentów typu palenie Koranu, druk karykatur związanych z islamem czy nasilenie retoryki antymigracyjnej. Jednocześnie nie zabierał głosu w temacie Ujgurów w Chinach, co często wypomina mu opozycja. Tyle że Indie to dla Pakistanu największy przeciwnik, Chiny natomiast – najważniejszy partner handlowy.
Dr Blanka Katarzyna Dżugaj, publicystka, orientalistka, założycielka Kulturazja. Gospodyni programu AzjaIncognita i Świat od Południa TV NEWS 24.

Inne artykuły Blanki Katarzyny Dżugaj

Na początku sierpnia Imran Khan został skazany na trzy lata pozbawienia wolności w jednej ze spraw o korupcję. Przez pięć kolejnych lat nie może ponadto kandydować na jakikolwiek urząd publiczny. Dla 70-letniego dziś Khana może oznaczać to koniec kariery politycznej. Były premier nie składa jednak broni: członkowie jego partii kontynuują alarmują, że jego życie w więzieniu jest zagrożone, on sam natomiast wzywa do masowych protestów. Jak dotąd jednak jego zwolennicy nie wyszli na pakistańskie ulice.