Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Huzar / 31.10.2023
Jarosław Kociszewski

Weryfikacja zdolności militarnych Europy. Atak Hamasu na Izrael oznacza lekcje dla NATO

Na Bliskim Wschodzie wybuchła wojna, która dla wielu – także samych Izraelczyków – była zaskoczeniem, a w naszej części świata odciągnęła uwagę od tego, co się dzieje w Ukrainie. Czy takie wydarzenia są równie zaskakujące dla organizacji, która powinna dbać o nasze wspólne bezpieczeństwo, czyli dla NATO? Jarosław Kociszewski pyta generała rezerwy Jarosława Stróżyka, eksperta fundacji StratPoints, byłego zastępcę szefa wywiadu NATO.
Foto tytułowe
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan (Twitter)




Zastanawiam się, co się dzieje w wywiadzie i w kwaterze głównej NATO w momencie, gdy napływa informacja taka jak ta o ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 roku. Najpierw rzeź, a potem eskalacja, która bardzo szybko zostaje nazwana wojną w basenie Morza Śródziemnego. Tuż obok leży Turcja, ważny kraj członkowski NATO.


Jak wszyscy wiemy, była to niespodzianka dla wszystkich, dla NATO, ale również dla Izraela, mimo jego dobrego wywiadu cywilnego i wojskowego. Może dał on się zaskoczyć, może nie przekonał władz państwowych co do tego, że zagrożenie istnieje. Dowódcy podstawowych izraelskich formacji, czyli wywiadu wojskowego Amanu i Shin Bet, oświadczyli, że biorą na siebie odpowiedzialność za tę porażkę.


Odpowiedzą za nią po wojnie.


Na razie trzeba wojnę wygrać.


Czy przeoczenie czegoś takiego również dla NATO jest uważane za porażkę? Czy jest to na tyle daleko, że można przejść nad tym do porządku dziennego?


Rzeczywiście jest to w jakimś stopniu porażka.

Region Bliskiego Wschodu jest dosyć skomplikowany, bo pamiętajmy, że Stany Zjednoczone powinny za niego w całości odpowiadać, ale z przyczyn politycznych Izrael jest podporządkowany dowództwu europejskiemu. Zatem odpowiedzialność za ten kierunek jest rozwarstwiona.

Myślę, że rejon Bliskiego Wschodu został po wojnie irackiej trochę zapomniany, jednak ma on wciąż potencjał do siania niepokoju, do mocnego wpływu na Europę.


Czy nie zdarzyło się przypadkiem tak, że Ukraina na tyle odciągnęła uwagę i środki NATO, że najzwyczajniej w świecie inne potencjalnie kierunki są zaniedbywane?


Zdecydowanie tak. Ukraina jako konflikt konwencjonalny odciąga nas również od potencjalnych zagrożeń hybrydowych. Wiemy również, kto zyskuje w tym przypadku. Władimir Putin poprzez swoje działania, odwrócenie uwagi, również odwrócenie środków, nawet wojskowych, które są przekierowane do Izraela, długofalowo oddziałuje na Ukrainę.

To potęguje zagrożenia na przyszłe lata.


Skoro wiemy, że został popełniony błąd, przeoczenie, naturalne jest pytanie o ciąg dalszy. Skoro coś przeoczyliśmy, skoro środków jest za mało, żeby obsłużyć dwa teatry równocześnie, co pana zdaniem może albo powinno się wydarzyć, zapewne w bardzo niedalekiej przyszłości?


Wyciąganie lekcji z konfliktów jest zawsze trudne, a ich wdrażanie jest jeszcze trudniejsze. Chyba największą lekcją z tego płynącą jest to: spodziewajmy się ataków tam, gdzie nie patrzymy, tam, gdzie zaniedbujemy nasze interesy, gdzie dajemy mniejsze środki. Cała historia wywiadów jest wybrukowana błędami wywiadów.

Lekcją, która też powinna politykom przynieść jakąś refleksję, jest poleganie na informacjach wywiadowczych, nie odrzucanie ich, bo szefowie izraelskich służb wywiadowczych na pewno podadzą się do dymisji, ale też dotknie to pewnie premiera Netanjahu i to jest chyba najlepsza lekcja, aby zdanie ekspertów było wiążące dla polityków. Największą porażką szefów służb jest natomiast nie przekonanie polityków do swojej wersji wydarzeń. Lekcja dla klasy politycznej jest natomiast taka: politycy powinni być kształceni w kierunkach wojskowo-dyplomatycznych, aby to nie byli ludzie przypadkowi, ale wyszkoleni.


Czyli chcemy apelować do polityków, żeby uczyli się czegoś innego niż tylko machinacje polityczne.


Apelujmy, ale obawiam się, że skutek będzie marny. Rzecz, którą mogą zrobić, to przeznaczyć więcej środków na te działania, żeby uspokoić sobie sumienie, albo stworzyć wrażenie, że coś się dzieje.


Czy jest jeszcze miejsce przy tak ogromnych inwestycjach w obronność związanych z wojną w Ukrainie na wysupłanie jeszcze pieniędzy w krajach takich jak Polska chociażby na to, żeby zwrócić uwagę na Bliski Wschód?


Nie znam sytuacji budżetowej, być może ją w najbliższym czasie poznamy głębiej, natomiast to jest trudne. Pamiętajmy o tym, że jest gdzieś granica nakładów na sferę obronności, tak aby państwo balansowało, czy też rozwijało się symetrycznie.

Oczywiście przykład Izraela pokazuje, że nie tylko wojsko odgrywa rolę, ale też inne elementy, które w Polsce są zaniedbane, jak obrona cywilna, której w praktyce nie ma, i pewne współdziałania administracji, społeczeństwa obywatelskiego. I to są te kierunki, które powinniśmy również na szczeblu natowskim rozwijać.


Wracając na Bliski Wschód: Turcja jest krajem, który jest tam, na miejscu bardzo blisko. Kuszące byłoby skorzystanie z Turcji jako takiego wysuniętego przyczółku NATO na Bliskim Wschodzie.


Polityka staje tym planom w poprzek, bo Turcja ma problemy z demokracją, z praworządnością, jest krajem autorytarnym, a do niedawna jeszcze dawała schronienie przywódcom Hamasu.

Kiedy wybucha konflikt, chciałoby się skorzystać z kraju członkowskiego, ale on trochę nie pasuje do tego zadania. Parafrazując pana słowa, Turcja zawsze stoi w miejscu. Pamiętajmy o wojnie w Libii, też bliskość pozwalała na ewentualne działania, ale Turcja jest zawsze obok, wyczekująca. Nie przekazuje w informacji wywiadowczych do NATO. Wszystko odbywa się na zasadzie coś za coś, tak było w przypadku członkostwa Finlandii i Szwecji. A to, czy Turcja jest demokracją w NATO – będę brutalnie szczery – nikogo za bardzo nie obchodzi.

W Sojuszu nie ma miejsca na te sentymenty demokratyczne. Turcja pozostanie trudnym partnerem. Jej relacje z Moskwą będą też ewoluowały, być może w różnych kierunkach. Zatem Turcja pozostanie takim członkiem NATO, po którym możemy spodziewać się wszystkiego.


Mówił pan o interesowności w relacjach między Zachodem a Turcją. Po wybuchu obecnej wojny w Izraelu Ankara zaakceptowała wejście Szwecji do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Czy są jakieś deale, które coś dały Turcji w kontekście tej wojny, że zgodziła się na akceptację Szwecji?


Myślę, że te wydarzenia nie mają związku. Oczywiście mamy szereg kontraktów zbrojeniowych, być może udział pewnych firm tureckich w kolejnych kontraktach amerykańskich. Myślę, że to się zbiegło z dłuższym procesem negocjacyjnym z administracją Bidena, ale niewątpliwie jest to dobry krok i oczekujemy kolejnych żądań Turcji w przyszłości przy wykorzystaniu jej do działań w rejonie Morza Śródziemnego. Turcja to przykład, jak rozpychać się z gracją i ze skutecznością w NATO. I jak wykorzystywać dostępne narzędzia, bo tutaj nie ma co się obrażać, trzeba po prostu patrzeć, jak kraje, które są sprawne i mają te narzędzia, się nimi posługują.


Amerykanie wysłali dwie grupy bojowe lotniskowców. To jest siła, z którą nikt nie jest w stanie się równać. Stabilizują region, to też wyraźnie widać, chociażby zapobiegając atakowi z Jemenu na Izrael. Na ile takie działania są jednostronne amerykańskie, na ile Amerykanie oczekują współpracy sojuszniczej?


Myślę, że w tym przypadku jest to absolutnie unilateralne działanie Stanów Zjednoczonych. Było zbyt mało czasu, aby formować koalicję. Zresztą siła grup lotniskowców jest tak duża, że ich wsparcie przez sojuszników miałoby tylko znaczenie symboliczne, co jest też dla Amerykanów czasem istotne, ale w tym przypadku te relacje amerykańsko-izraelskie i konieczność stabilizowania wizyty sekretarza stanu Blinkena, prezydenta Bidena w regionie, pozwoliła ustabilizować i pewnie zapobiec na tym etapie eskalacji tej wojny.
Jarosław Kociszewski, publicysta, komentator, przez wiele lat był korespondentem polskich mediów na Bliskim Wschodzie. Z wykształcenia jest politologiem, absolwentem Uniwersytetu w Tel Awiwie i Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Ekspert Fundacji "Stratpoints" i redaktor naczelny portalu Nowa Europa Wschodnia.

Inne artykuły i podcasty Jarosława Kociszewskiego

Ale jednak oczywiście w tym drugim etapie to jest problem, żeby gdzieś na forum NATO zgodzić się co do operacji w rejonie Izraela. To byłby kolejny krok naprzód w działalności NATO, trudny do akceptacji dla wielu krajów w zależności od siły przekonywania Amerykanów. Pokazanie skuteczności działania Amerykanów jest najważniejszym chyba do tej pory efektem tej wojny.

I to jest też lekcja dla Rosjan, którzy widzą, że Amerykanie są jednak w stanie się zaangażować w dwa konflikty, równocześnie niekoniecznie dzieląc środki, raczej zwiększając swoje nakłady.


Czy NATO jest w stanie nie angażować się w jedną część świata kosztem drugiej?


To pewnie zobaczymy, bo konflikt na Bliskim Wschodzie, nawet jeżeli się nie rozleje na region, to szybko się nie skończy.

Podcast z cyklu "NATO Explained'23" został zrealizowany ze wsparciem Departamentu Dyplomacji Publicznej NATO.