Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Barszcz / 16.11.2023
Ihar Melnikau

Obóz w Berezie Kartuskiej skrywa mroczną historię. Sekretów chronili funkcjonariusze polskiej Policji Państwowej

Obóz w Berezie Kartuskiej to nie tylko miejsce odosobnienia, lecz świadectwo mrocznej historii II Rzeczypospolitej. Założony w 1934 roku jako reakcja na zamach na ministra Bronisława Pierackiego, służył do politycznego uciszania i upokarzania przeciwników władzy. Obóz znany jako Miejsce Odosobnienia, było areną cierpienia i tragedii, gdzie autorytaryzm władzy przeplatał się z brutalnością codziennego życia więźniów.
Foto tytułowe
Więźniowie Berezy, Fot. Ihar Melnikau


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Za oficjalną datę powstania Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej (województwo poleskie) przyjmuje się 12 lipca 1934 roku. Jeszcze w czerwcu tego roku wydano oficjalne zarządzenie prezydenta II Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego: „W sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu”. Pretekstem do założenia obozu było zamordowanie 15 czerwca 1934 roku polskiego ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego przez członka Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) Hryhorija Maciejkę.

Za wzór dla nowego zakładu karnego polskie władze wzięły obóz koncentracyjny w Dachau, który powstał wiosną 1933 roku. Z drugiej strony Polacy znali także doświadczenia swoich wschodnich sąsiadów – bolszewików. W sierpniu 1933 roku dowódcy Korpusu Ochrony Pogranicza przygotowali dla polskiego wywiadu i kierownictwa wojskowego opracowanie OGPU. Zarząd i obozy koncentracyjne ZSRR, w którym szczegółowo opisywali system penitencjarny bolszewików na terytorium BSRR, ZSRR, RFSRR, przy czym szczególną uwagę poświęcili funkcjonowaniu Gułagu. Zawarte w raporcie dane pochodziły od uciekinierów oraz osób z wymiany więźniów na stacji kolejowej Kołosowo (rejon stołpecki) w latach 30. Ze wszystkimi osobami, którym udało się zbiec z imperium Stalina, polski wywiad przeprowadzał rozmowy, notując szczegóły ich pobytu w sowieckich więzieniach i obozach.

Dlaczego obóz odosobnienia założono w Berezie? Na to pytanie jest kilka odpowiedzi. Po pierwsze, województwa leżące na północnym wschodzie II Rzeczypospolitej były dość niespokojnym regionem, w którym nieustannie dochodziło do wystąpień obywateli. Po drugie, wojewodą poleskim był płk Wacław Kostek-Biernacki. Wcześniej pełnił funkcję komendanta twierdzy brzeskiej i okazał się okrutnym przeciwnikiem opozycji. Warszawa rozumiała, że ten zwolennik polityki polonizacyjnej, twardy wojskowy, będzie zdolny do zorganizowania skutecznej „reedukacji niepożądanych elementów”. Głównym celem założenia obozu odosobnienia było uciszenie i moralne upokorzenie przeciwników władzy. Miejsce to nie było nazistowskim obozem zagłady ani bolszewicką „pomocą w budowie gospodarki narodowej”.

Warszawa starała się odizolować od społeczeństwa wszystkich opozycjonistów. Nie zabijać ich, ale za pomocą trudnych warunków panujących w obozie złamać i przekształcić w posłusznych obywateli. Należy przy tym podkreślić, że powstanie Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej naruszało ramy demokratycznego państwa i świadczyło o autorytaryzmie rządu II Rzeczypospolitej w drugiej połowie lat 30.


O losie decydował wojewoda


Wstępny wniosek o zatrzymanie i skierowanie osoby do obozu odosobnienia składał powiatowy komisarz policji. W większości dokumentów zaznaczono, że zatrzymanego „należy wykluczyć z życia społeczno-politycznego”. Później dokumenty trafiały do starosty, który przygotowywał je dla kierownika wydziału społeczno-politycznego województwa. Następnie przekazywano je śledczemu kolegium administracyjnego Sądu Okręgowego w Pińsku, który w ciągu 48 godzin podpisywał decyzję o skierowaniu obywatela do „koszar czerwonych”.

Należy zauważyć, że początkowo do obozu kierowano tych polityków i osoby publiczne, przeciwko którym policja nie miała żadnych dowodów działalności wywrotowej. Logika polskiej władzy była prosta: napisał człowiek artykuł, skrytykował Warszawę, do powstania nie wzywał, ale jest niebezpieczny, bo wolnomyśliciel i wykształcony. Ludzie mogą za nim pójść albo wykorzystają go bolszewicy. Lepiej go zamknąć w Berezie Kartuskiej. Jednak później do grona polskich opozycjonistów, więźniów bereskiego obozu, dołączyło wielu komunistów i, co gorsza, kryminalistów.


„Kara” dla policjantów


Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej ochraniali funkcjonariusze polskiej Policji Państwowej – mimo sprzeciwu komendanta głównego policji, gen. Kordiana Zamorskiego. Faktem jest, że zakładów karnych na terytorium II Rzeczypospolitej strzegła specjalna Służba Więzienna (SW), jednak w przypadku Berezy jej więźniów pilnowali zwykli policjanci. Zamorski wielokrotnie zwracał się do ministra spraw wewnętrznych, Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego, z prośbą o zastąpienie ich funkcjonariuszami SW, jednak bezskutecznie.

Fot. Ihar Melnikau
Dlaczego komendant nie chciał kierować policjantów do Berezy? Wynikało to z tego, że strażnikom bereskiego obozu pozwalano na prawie wszystko. Znęcanie się nad osadzonymi łamało nie tylko psychikę więźniów, ale także zmieniało samych funkcjonariuszy. Znane były fakty, że po służbie w Berezie kierowano policjantów do plutonów rezerwy, aby tylko nie wychodzili na ulice i nie hańbili służby policyjnej. W 1935 roku niektórzy strażnicy obozu w Berezie Kartuskiej zostali przeniesieni do kompanii rezerwy policji w Żyrardowie. Zdarzały się przypadki, gdy po służbie w obozie odosobnienia policjanci zmieniali nazwiska. Kilku strażników popełniło samobójstwo. Pierwszym komendantem Berezy był podinspektor Bolesław Greffner, ale już w grudniu 1934 roku zastąpił go podinspektor Józef Kamala-Kurhański, który był ostatnim komendantem obozu odosobnienia.




Droga do czerwonych koszar


Już w lutym 1934 roku do obozu w Berezie przybyli pierwsi więźniowie. Z aresztu śledczego transportowano ludzi na dworzec kolejowy, a następnie w kierunku stacji kolejowej Błudzień (obecnie stacja Bereza Kartuska). Zwykle transport odbywał się w specjalnym wagonie więziennym. W pociągu policjanci traktowali aresztowanych uprzejmie, nawet zdejmowali im kajdanki. Jednak gdy pociąg dojeżdżał do stacji docelowej, nastrój strażników się zmieniał. Stacja Błudzień znajdowała się za 5 kilometrów od obozu. Zwykle więźniowie przechodzili tę odległość pieszo, przy eskorcie policjantów.

Fot. Ihar Melnikau
Najczęściej wyrok w bereskim obozie wynosił trzy miesiące, jednak często osadzeni musieli pozostawać tam przez rok lub dłużej. Po uwolnieniu były więzień musiał całkowicie odciąć się od poprzedniego życia. Jednak nie wszyscy to robili. Większość członków Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi (KPZB) i Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy (KPZU) trafiało do Berezy po kilka razy.

Warto zauważyć, że obóz znajdował się w dawnych carskich czerwonych koszarach (na początku XX wieku zbudowano je z cegły pochodzącej ze zniszczonego klasztoru Kartuzów). Na bramie wejściowej widniał napis „Miejsce odosobnienia”. Nowych więźniów prowadzono do kancelarii, gdzie otrzymywali numery osobiste, które wydawano w porządku chronologicznym. W Archiwum Narodowym Białorusi w Brześciu przechowywane są akta osobowe więźniów. Ostatni numer to 3091. Większość badaczy zauważa, że w okresie istnienia obozu odosobienia przez jego kazamaty przeszło około trzech tysięcy osób. W październiku 1934 roku w Berezie Kartuskiej przebywało 390 więźniów, w kwietniu 1938 roku – 800, w styczniu 1939 roku – 502, w sierpniu 1939 roku – 524.


Straszna rzeczywistość


Po zarejestrowaniu więźniów kierowano ich do magazynu, gdzie zostawiali wszystkie rzeczy osobiste. Otrzymywali obozowe ubrania, a zimą płaszcze przeciwdeszczowe. Dostawali również kawałki materiału z numerem. Jeden musiał być przyszyty na plecach, drugi do lewego rękawa. Strażnicy nieustannie krzyczeli na więźniów i uderzali ich gumowymi pałkami. Właśnie takie zachowanie policjantów tak niepokoiło Zamorskiego. Administracja obozu zmieniała się w bezkarnych sadystów.

Więźniowie przebywali w specjalnych celach po 20–40 osób. Najgorsza była cela nr 15, którą policjanci nazywali „oficerską”. Tam umieszczano „najgorszych przestępców”. Dzień więźnia zaczynał się o czwartej rano, o piątej było śniadanie, od szóstej do 11 – praca i ćwiczenia, od 11.30 do 13 – obiad, od 13 do 17 – praca, od 17 do 18 – powrót do miejsca izolacji, od 18 do 19 – kolacja, od 19 – przygotowanie się do snu. Więźniowie pracowali w warsztacie produkującym płytki betonowe, brukowali drogi, zajmowali się ogrodem, wybierali kompost. Jednak te prace tylko pozornie były proste. Na przykład podczas bronowania duży kamień kładziono na bronie – i taką konstrukcję musiał ciągnąć więzień.

Wieża wartownicza, Fot. Ihar Melnikau
Prawdziwym wyzwaniem była wizyta w toalecie. W tym samym czasie wchodziło do niej kilkadziesiąt osób, które musiały załatwić swoje potrzeby bezpośrednio na podłogę. Sprzątali po nich osadzeni. Robili to rękami, ponieważ nie mieli żadnych narzędzi. Najłatwiejszą pracą było sprzątanie koszar i budynku administracji.

W soboty była łaźnia, a więźniowie myli się bardzo szybko. Podobnie wyglądały też posiłki: więźniowie wbiegali do jadalni, dostawali posiłki i jedli, dopóki policjanci nie zasygnalizowali zakończenia śniadania, obiadu czy kolacji. W weekend osadzeni byli stawiani twarzą do ściany – i tak stali przez cały dzień. Nie wolno było mówić i patrzeć sobie w oczy. Najcięższą karą było skierowanie do karceru znajdującego się w dawnym magazynie artyleryjskim. Więzień musiał spać na betonowej podłodze, która często była podlewana wodą. W rezultacie z karceru wychodził wyczerpany, chory. Jeden z osadzonych przez tydzień spędzony w tej celi posiwiał.




Ofiary


Według białostockiego historyka i politologa Wojciecha Śleszyńskiego w czasie istnienia obozu odosobnienia w Berezie zmarło 13 osób. 13 maja 1936 roku zmarł członek KPZB Abram Germański (nr 624), 26 maja 1936 roku – członek KPZB z powiatu bielskiego Ales (według innych danych – Jan) Mozyrko (nr 511), 9 maja 1937 roku – Mojżesz Molizman (nr 780), 18 stycznia 1938 roku – Pyrzakowski (nr 1678), 22 marca 1938 roku – Rynewicz (nr 1610), 1 kwietnia 1938 roku – Józef Niedzielski (nr 1725), 15 czerwca 1938 – Michał Krzywonos (nr 2069), 16 czerwca 1938 roku – Pidsaczuk (nr 1826), 5 lutego 1939 roku – Fedorowicz (nr 2601), 9 lutego 1939 roku – Oskar Kretschmer (nr 2693), 30 marca 1939 roku – Karol Krawczyk (nr 2600), 13 lipca 1939 roku – Albert Waldman (nr 3000). Jeden z więźniów nie wytrzymał pobytu w karcerze, pozostali zmarli w wyniku pobicia. Większość z tych osób zmarła w szpitalu w Kobryniu, gdzie zostali przeniesieni z obozu.

5 lutego 1939 roku jeden z osadzonych, Dawid Zimmerman, popełnił samobójstwo. Była też jedyna udana ucieczka z obozu. Kryminalista Władysław Nowak, który został przywieziony do Berezy w grudniu 1937 roku, zrobił dziurę w murze, przedostał się do kuchni, skąd wyszedł na podwórko, wspiął się przez ogrodzenie i udał się w kierunku wsi Kabaki. Jego dalsze losy nie są znane.

Podobnie jak w sowieckich łagrach, administracja obozu w Berezie Kartuskiej korzystała z pomocy przestępców. Jeden z nich, Piotr Duszczenko z Lubelszczyzny, wymyślił „drogę do Stalina”. Komuniści i inni opozycjoniści byli zmuszani do czołgania się lub chodzenia na czworakach po 30-metrowym odcinku drogi posypanym połamaną cegłą.


Ubranie więźniów, Fot. Ihar Melnikau
Koniec miejsca odosobienia


W chwili wybuchu II wojny światowej w obozie oprócz znacznej liczby zachodniobiałoruskich i zachodnioukraińskich komunistów uwięzieni byli także ukraińscy nacjonaliści, polscy opozycjoniści i działacze społeczni, działacze białoruskich partii politycznych. W marcu 1939 roku do obozu trafił polski dziennikarz Stanisław Cat-Mackiewicz. Oskarżono go o „osłabienie ducha obronnego Polaków”. Dziennikarz krytykował politykę ministra spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej Józefa Becka.

W tym samym roku do czerwonych koszar trafił również białoruski senator Wiaczesław Bohdanowicz. Aktywnie sprzeciwiał się autokefalii polskiego Kościoła prawosławnego. Innym więźniem obozu odosobnienia w Berezie był kryminalista Sawa Droniuk, pochodzący spod Kobrynia. Po zaatakowaniu Polski przez Niemcy wśród osadzonych w bereskim obozie znaleźli się liczni obywatele polscy o niemieckich korzeniach, z obywatelstwem III Rzeszy i niemieckimi nazwiskami. Już w czasie walk między Wojskiem Polskim a Wehrmachtem wśród więźniów obozu było kilku pilotów Luftwaffe.

Front polsko-niemiecki zbliżał się do Berezy. 14 września 1939 roku Niemcy rozpoczęli szturm twierdzy brzeskiej, wkrótce żołnierze Wehrmachtu dotarli pod Kobryń. Policjanci, którzy pilnowali obozu, nie wiedzieli, co robić. Więźniowie bali się, że zostaną rozstrzelani.

17 września 1939 roku Armia Czerwona przekroczyła granicę sowiecko-polską. W nocy z 17 na 18 września strażnicy opuścili miejsce służby. Wkrótce po nich ruszyli osadzeni. Niektórzy z nich uzbroili się, by zemścić się na przedstawicielach władzy. Tak na przykład zrobił Sawa Droniuk. Niektórzy więźniowie udali się do Brześcia, gdzie polowali na polskich policjantów.

Część policjantów, strażników bereskiego obozu izolacji, dostało się do niewoli sowieckiej i zginęło w Miednoje. Wśród nich był posterunkowy Policji Państwowej Stefan Nowosielski. Jeszcze w 1928 roku służył w Armii Czerwonej w BSRR, potem zbiegł do Polski. Służył w komendzie policji w Lublinie, a w czerwcu 1938 roku został przeniesiony do kompanii wartowniczej obozu w Berezie Kartuskiej. W 1939 roku dostał się do niewoli sowieckiej, został zamordowany w 1940 roku w Kalininie.

Równie tragiczny los spotkał ostatniego komendanta bereskiego obozu. Podinspektor Józef Kamala-Kurhański był jednym z tych, którzy ponosili pełną odpowiedzialność za okrucieństwa, których dopuszczano się w Berezie. We wrześniu 1939 roku komendant się ewakuował. W 1940 roku w Tarnowie został aresztowany przez Gestapo, a w styczniu 1941 roku skierowany do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Okrucieństwa, których dopuścił się ten człowiek w 1934 roku, torturując więźniów bereskiego obozu, obróciły się przeciwko niemu w najokrutniejszej formie. Więźniowie szybko rozpoznali w nim byłego komendanta. Jeden z nich poinformował Niemców, że Kamala-Kurhański we wrześniu 1939 roku znęcał się nad pilotami niemieckimi. W odwecie esesmani brutalnie pobili komendanta. Zimą 1941 roku Kurhańskiego pobili więźniowie Auschwitz-Birkenau. W październiku 1941 roku podinspektor został zamordowany przez więźniów komunistów, którzy w latach 30. byli przetrzymywani w bereskim obozie odosobnienia.
Ihar Melnikau - doktor historii, adiunkt Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się okresem międzywojennym na terenie województw północno-wschodnich II RP, przedwojennej granicy polsko-radzieckiej na Białorusi, oraz służby Białorusinów w przedwojennym Wojsku Polskim. Autor 15 monografii historycznych. Laureat nagrody im. L. Sapiehy w 2020 za zachowanie historycznej spuścizny Białorusi.

Inne artykuły Ihara Melnikau

W 1962 roku obok czerwonych koszar postawiono pomnik. Historia Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej dowodzi, że gdy rozum śpi, budzą się demony. Należy o tym pamiętać, aby nie dopuścić do powtórzenia tej tragedii.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 142 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.