Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Marszrutka / 28.11.2023
Ihar Melnikau

Polski Elektrit ewoluował na wileńskim rynku. Radiotechnika wspierała działania szpiegowskie

Historia współczesnego białoruskiego holdingu Horyzont ma swój początek w mińskim zakładzie radiowym utworzonym z zarekwirowanego w 1939 r. w Wilnie polskiego zakładu Elektrit, którego sprzęt i pracownicy zostali wywiezieni do BSSR.
Foto tytułowe
Zakład Mołotowa w latach 50.


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Początek legendy


Towarzystwo Radiotechniczne „Elektrit” zostało założone w 1925 r. w Wilnie przy ulicy Wileńskiej 24. Początkowo był to sklep radiotechniczny, w którym w niewielkim warsztacie prowadzono naprawę odbiorników radiowych, a także sprzedaż importowanych podzespołów. Szefami byli lokalni biznesmeni Samuel i Hirsz Chwolesowie oraz Nachman Lewin. Już po dwóch latach pracy Elektrit zaczął montować odbiorniki własnej produkcji. W tym okresie firma wyprodukowała pierwsze odbiorniki detektorowe, które już w 1927 r. otrzymały złote medale na międzynarodowych wystawach w Paryżu i we Florencji. Wkrótce zakład otrzymał pierwsze duże zamówienia na własne urządzenia. Inwestycje i wzrost kapitału obrotowego pozwoliły na rozpoczęcie produkcji własnych części do odbiorników radiowych (w tym transformatorów, kondensatorów i głośników). Na początku lat 30. radia z Wilna były popularne w całej przedwojennej Polsce.


Współpraca z Austrią


W 1934 r. Elektrit kupił od austriackiej firmy Minerwa licencję na produkcję ich odbiorników. Już następnego dnia po podpisaniu umowy do Wilna udała się grupa inżynierów, którzy mieli pomóc Polakom w rozpoczęciu nowej produkcji. Tak wspominał proces produkcyjny inżynier fabryki w Wilnie, absolwent uniwersytetu we francuskim Bordeaux i były pracownik fabryki radiowej w Paryżu, Wienijamin Pumpianski (wspomnienia w archiwum autora): „Przedstawiciele fabryki, w której kupiliśmy licencję, siedzieli u nas. Za każdy zrobiony przez nas odbiornik Minerwa Austriacy otrzymywali zysk. Oni z kolei dali nam rysunki i próbki do uruchomienia produkcji odbiorników”.

W 1936 r. fabryka zakończyła budowę trzech nowych pomieszczeń fabrycznych. W tym czasie Elektrit zajmował łączną powierzchnię 10 300 metrów kwadratowych. Było tu wszystko: samochody, duża produkcja stolarska (drewno pochodziło od lokalnych stolarzy z terenów województw północno-wschodnich), elektrownia, nowoczesne laboratorium inżynieryjne, magazyny i, oczywiście, warsztaty produkcyjne z sześcioma przenośnikami do montażu odbiorników radiowych. W połowie lat 30. produkcja Elektritu wynosiła 54 tysiące radioodbiorników, a dochód 6 400 000 złotych (ok. 1,2 miliona dolarów według ówczesnego kursu walut). W wileńskim zakładzie radiowym pracowało ok. 1100 pracowników, w tym znakomici inżynierowie i technicy z Polski i zagranicy.

Największym sukcesem wileńskich biznesmenów było to, że w ciągu niespełna 10 lat udało im się w 80 proc. zastąpić importowane części krajowymi. Do początku II wojny światowej radioodbiorniki firmy Elektrit były wyposażone w radiolampy holenderskiego Philipsa, a magnesy do głośników importowano z Wielkiej Brytanii. W połowie lat 30. wileńska firma rozpoczęła produkcję mikrofonów, megafonów, głośników oraz sprzętu nagłaśniającego do kin. Osobne miejsce w produkcji radioodbiorników zajmowały drewniane obudowy aparatów (sprzętu nie montowano w skrzynkach bakelitowych). Wierzono bowiem, że tylko drewno może przekazać dobry dźwięk.


Szeroki asortyment


Wileńska fabryka produkowała radia dla różnych grup społecznych: od drogich (wielolampowych), na przykład dla rezydencji Radziwiłłów w Nieświeżu, po budżetowe (trzylampowe), które mógł kupić dla wiejskiej szkoły dyrektor. Ponadto zakład produkował odbiorniki na baterie i elektryczne.

Kierownictwo fabryki uważnie śledziło nowe trendy w produkcji odbiorników radiowych, dlatego prawie co sezon Elektrit wprowadzał na rynek nowy produkt. Wynikało to również z silnej konkurencji na rynku. Głównymi rywalami wileńskiej firmy były holenderski Philips i niemiecki Telefunken. „Wczesną wiosną właściciele Minerwy przekazali nam swoje modele i aby je przyswoić, latem musieliśmy opracować całą technologię: przygotować rysunki, miejsca pracy, sprzęt do kontroli, przenośniki i tak dalej. Lampy otrzymywaliśmy z Warszawy, gdzie istniały filie Philipsa i niemieckiej firmy Tungsram. Kupowaliśmy je za dolary” – wspominał Wienijamin Pumpianski.

W latach 1936–1937 opracowano siedem typów radioodbiorników w 15 różnych modelach, w następnym sezonie – sześć typów (15 modeli). W latach 1938–1939 Elektrit opracował dziewięć typów odbiorników w 18 modelach. Były też plany na sezon 1939–1940 (sześć modeli), jednak pokrzyżowała je II wojna światowa.

Najtańsze urządzenie z wileńskiej fabryki kosztowało ok. 200 złotych, a koszt najdroższego sprzętu wahał się od 900 do 1000 złotych. Czym charakteryzowały się wileńskie radioodbiorniki? Na przykład odbiornik Opera miał podwójne głośniki, a Oceanic został zaprojektowany do użytku w warunkach tropikalnych. Pojawienie się tego drugiego było związane z trendami panującymi w latach 30. w życiu społeczno-politycznym II RP. Wtedy Polska zaczęła się głośno domagać swoich praw do kolonii zamorskich w Afryce i Ameryce Łacińskiej.


Kontrola i eksport


W 1937 r. fabryka w Wilnie eksportowała swoje wyroby do Szwecji, Jugosławii, Niemiec, Czechosłowacji, Estonii, Indii Brytyjskich, Afryki Północnej, Brazylii, na Bliski Wschód. W Sofii i Helsinkach Elektrit miał swoje oficjalne przedstawicielstwa. Oprócz odbiorników radiowych zakład eksportował także drewniane skrzynie do aparatów oraz sprzęt do nagrywania dźwięku. Nawiasem mówiąc, wileńscy inżynierowie lubili się zajmować szpiegostwem przemysłowym. Na wielu wystawach przemysłowych specjaliści z polskiej fabryki starali się kopiować najlepsze pomysły konkurencji – i często im się to udawało. Nie oznacza to jednak, że Elektrit nie posiadał swoich autorskich wynalazków.

Mieliśmy nawet własny oddział kontroli jakości. W izolowanych kabinach akustycznych znajdowały się kontrolery mierzące czułość i selektywność. Na przykład, jeśli Helsinki były dobrze słyszalne, to Moskwa powinna być dobrze słyszalna na średnich falach. Sprawdzono jednocześnie sześć, siedem modeli. Ostatnie kilka lat przed przybyciem wojsk radzieckich stanęliśmy tak mocno na nogi, że zerwaliśmy z Minewrą i zaczęliśmy produkować odbiorniki według własnego schematu i konstrukcji”
– podkreślał Pumpianski.

Tuż przed wybuchem II wojny światowej problematyczne dla fabryki stało się „niechrześcijańskie” pochodzenie jej kierownictwa. Antysemityzm z III Rzeszy stopniowo przenikał do II Rzeczypospolitej. Nierzadkie były wezwania do bojkotu produktów Elektrit. Jednak żadne antysemickie wystąpienia nie mogły powstrzymać sprzedaży wysokiej jakości sprzętu, na który był duży popyt. Pod koniec lat 30. za produkcję radioodbiorników odpowiadali inżynierowie Lew Rosenstein, Tadeusz Stefanowski, Paweł Szulkin i wspomniany już Wienijamin Pumpianski.


Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi i pomoc armii


Ciekawostką jest fakt, że w wileńskiej fabryce radiowej działała podziemna komórka komunistyczna. To ona w 1935 r. wywołała wielki strajk w przedsiębiorstwie. W rezultacie kierownictwo zostało zmuszone do ustępstw. Jednak później najbardziej zagorzali komuniści zostali po cichu zwolnieni z fabryki. Strajk był dobrą lekcją dla organizacji związkowej, która musiała zmienić swoją politykę i strategię działania.

Pomimo wszystkich trudności finansowych i politycznych fabryka była jednym z najbardziej atrakcyjnych miejsc pracy. W dwudziestoleciu międzywojennym funkcjonował nawet taki żart: „Mieszkańcy Wilna dzielą się na tych, którzy pracują w Elektricie, i tych, którzy chcą tam pracować”. W fabryce działał Klub Sportowy, w skład którego wchodziło kilka sekcji. Elektrit wydawał nawet własny magazyn „Wiadomości Techniczne”. W przededniu II wojny światowej kierownictwo fabryki starało się jak najbardziej pomóc Wojsku Polskiemu (poprzez finansowanie zakupu broni i transportu wojskowego, przekazywanie części swojego sprzętu).


Ewakuacja


Gdy Niemcy zaatakowały Polskę, Elektrit kontynuował pracę. Kilka tygodni po wybuchu wojny front polsko-niemiecki zbliżył się do województw północno-wschodnich. 17 września 1939 r. Armia Czerwona przekroczyła granicę polsko-sowiecką i wkrótce jej jednostki znalazły się w Wilnie. Nikt nie spodziewał się takiego biegu wydarzeń –kierownictwo Elektrit nawet nie zamierzało się ewakuować.

Tak wspominał te wydarzenia inżynier Pumpianski: „Myśleliśmy, że Niemcy zajmą Wilno. Byli już w Białymstoku. Ale 17 września dowiedzieliśmy się, że Armia Czerwona wyruszyła na spotkanie z Niemcami. Było jasne, że to oni zajmą Wilno. Tak się stało. Fabryka nadal działała przez jakiś czas, a później przestała działać. Właściciel nie miał pieniędzy i otrzymywaliśmy pensję od odbiorców produkcji. Samuel Chwoles przeniósł pieniądze do Anglii i sam tam wyjechał. Hirsz Chwoles wyjechał do Kowna. Podobno w czasie wojny zginął w getcie. Pozostał Nachman Lewin. [...] Tydzień później zostałem zaproszony do fabryki. Było tam już kilka osób. Głównie ci, którzy mieli poglądy «lewicowe». Na zakładzie był narkom lokalnego przemysłu BSSR Jakow Kogan. Zaproponował nam przeprowadzkę do Związku Radzieckiego. «Zakład jest wasz. Musimy go zabrać. W Wilnie fabryka nie będzie mogła dalej pracować, a w Rosji dostaniecie wszystko» – powiedział”.

Budynek akademika BPU 1939r.
Demontaż sprzętu trwał trzy dni. Z fabryki wywieziono wszystko: od obrabiarek po popielniczkę w gabinecie dyrektora. Załadunkiem sprzętu zajmowali się żołnierze Armii Czerwonej. Pociąg był strzeżony przez wojska wewnętrzne NKWD. Przeciwko ewakuacji zakładu wystąpił ostatni jego właściciel, Nachman Lewin. Został wkrótce aresztowany, zmarł w Gułagu. Świadkowie opowiadali, że po kilku latach w lagrze oszalał i ciągle powtarzał jedno zdanie: „Oddajcie mi z powrotem moją fabrykę!”.

„W Mołodecznie czekał już na nas radziecki pociąg. Żołnierze Armii Czerwonej przenosili skrzynie ze sprzętem z jednego pociągu do drugiego. W pobliżu czekał też pociąg dla robotników. W sumie wyjechało około 500 rodzin (ok. 2000 osób). Przyjechaliśmy do stolicy BSSR 13 października. Brud w mieście był niewyobrażalny. Rozproszyli nas w akademikach na ulicach Moskiewskiej i Leningradzkiej, przy stacji kolejowej. Przydzielono nam jeszcze dwa domy na ul. Dołhobrodzkiej. Już w Mińsku dowiedzieliśmy się, że fabryka będzie tutaj. Wkrótce otrzymaliśmy radzieckie paszporty. Ale były jakieś tymczasowe. Na kartkach. Później grupa inżynierów została wywieziona do fabryki drewna, która znajdowała się przy placu Komarowskim. To była jakaś stara fabryka mebli” – wspominał Pumpianski.


Honor BSSR


Radziecki Zakład Radiowy im. W. Mołotowa w Mińsku powstawał w okresie od grudnia 1939 do listopada 1940 r. Wileńscy inżynierowie w skróconym czasie mieli przeszkolić sowieckich specjalistów. Część byłych obywateli II Rzeczypospolitej została oskarżona o „agitację antysowiecką” i aresztowana. Niektórych wtrącono do więzienia NKWD przy ulicy Wołodarskiego, a później rozstrzelano. Pierwszymi produktami mińskiego zakładu radiowego były wierne kopie radioodbiorników Herold i Komandor, produkowane pod nazwami Kim, Pionier i Marszalek.

Pumpianski: „Dostosowaliśmy nasze odbiorniki do lamp, które były produkowane w ZSRR, i do lokalnych komponentów. Ale produkty, które produkowaliśmy, różniły się pod względem wyglądu i kultury produkcji od tych produkowanych w Związku Radzieckim. Część gotowych produktów, które przywieźliśmy z Wilna, tutaj w Mińsku została natychmiast wyprzedana. Wszyscy rozumieli, że nasze odbiorniki są o kilka klas lepsze od radzieckich”.


Znów wojna


Już w czerwcu 1941 r. praca zakładu została przerwana. II wojna światowa dotarła do Mińska. Stolica BSSR została zbombardowana, ale budynki Zakładu Radiowego im. W. Mołotowa przetrwały. Inżynierowie wileńscy zaproponowałi ewakuację produkcji na wschód, jednak rząd BSSR już uciekł i nie było nikogo, kto mógłby podjąć decyzję. „Wyjechaliśmy. Pozostawiając tę wspaniałą fabrykę Niemcom” – z goryczą wspominał Pumpianski.
Ihar Melnikau - doktor historii, adiunkt Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się okresem międzywojennym na terenie województw północno-wschodnich II RP, przedwojennej granicy polsko-radzieckiej na Białorusi, oraz służby Białorusinów w przedwojennym Wojsku Polskim. Autor 15 monografii historycznych. Laureat nagrody im. L. Sapiehy w 2020 za zachowanie historycznej spuścizny Białorusi.

Inne artykuły Ihara Melnikau

W czasie okupacji hitlerowskiej na terenie zakładu istniał żydowski obóz pracy. Po wojnie prace zostały przywrócone. Wielu byłych inżynierów zakładu, którzy przeżyli w nazistowskim obozie, wpadło w ręce NKWD i zostało wysłanych do Gułagu „za zdradę ojczyzny”. Wśród tych nieszczęśników znaleźli się: Mejer Gerszater i Zygmunt Konjuszkow. Zostali oskarżeni o to, że w czerwcu 1941 r. nie ewakuowali się i pozostali na tymczasowo okupowanym terytorium oraz że „słuchali audycji polskiego rządu emigracyjnego z Londynu”. W śledztwie po sprawie Gerszatera wskazano, że we wrześniu 1941 r. Niemcy mianowali go szefem zakładu radiowego, a później inżynier został dyrektorem technicznym przedsiębiorstwa. Po wznowieniu produkcji w 1947 r. w mińskim zakładzie zaczęto montować przedwojenny odbiornik Marszałek, który wtedy nazywał się Mińsk. Po wojnie Wienijamin Pumpianski pracował jako kierownik specjalnego biura konstrukcyjno-technicznego.

Dalsze losy mińskiego zakładu radiowego to już osobny temat.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 142 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.