Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Bistro / 10.12.2023
Ałła Waskowska, przełożył Maciej Piotrowski

"Jesteśmy klubem uchodźczyń". Wojna nie stoi na przeszkodzie pasji piłkarek z Mariupola

Klub kobiecej piłki nożnej Mariupol to nie tylko drużyna sportowa; to historia niezłomnej siły kobiet, które mimo prób losu, finansowych wyzwań i brutalnej wojny, niezachwianie kierują się miłością do futbolu i ludzkiego życia.
Foto tytułowe
(fot. Pavlo Kubanov)


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Klub kobiecej piłki nożnej Mariupol to drużyna z niezwykłą żądzą życia. Los stale poddaje próbie siłę ich miłości do sportu.

Założycielki zespołu — prezydentka Jana Wynokurowa i trenerka główna Karina Kułakowska — znają się niemal 15 lat. Gdy w 2015 r. zespół Illicziwka Mariupol zdyskwalifikowano ze względu na finansowe machlojki zarządu, dziewczyny postanowiły działać na własną rękę. Założyły niezależną drużynę Kobiecy Klub Piłkarski (ŻFK) Mariupol i w ciągu czterech lat doszły do zwycięstwa w Pierwszej Lidze (stanowiącej zaplecze ekstraklasy).

Same zapewniły sobie finansową niezależność: produkowały pierogi i naleśniki dla mariupolskich supermarketów pod marką Własna Produkcja. W sezonie 2021/22 chciały walczyć o drugie miejsce w krajowych rozgrywkach, ale wybuchła wojna.

24 lutego 2022 r. zdecydowały, że najbezpieczniejszym schronieniem będzie dom szefowej klubu. Dodzwoniły się do siedmiu dziewczyn, które zgromadziły się tam i zabrały ze sobą swoje koty i psy.

— Byłyśmy nieustraszone! Bombardowania, ostrzały… nieważne: a to czerpałyśmy wodę ze studni, a to rąbałyśmy drwa — opowiada Karina.

Wahały się: wyjeżdżać czy zostać. — Nie wiem, kiedy w końcu zdecydowałybyśmy się na ewakuację, gdyby nie tamten ostrzał. Byłam wtedy w budynku, a dziewczyny na dworze. Drzwi były otwarte. Nagle: huk, poczułam na ciele falę uderzeniową. — wspomina piłkarka Alina Kajdałowska.

Po tym zdarzeniu bez zastanawiania wskoczyły do auta. Schronienie znalazły w Winnicy w zachodniej Ukrainie.


Powrót do Mariupola


Na miejscu Janę zastał telefon od mamy, która nadal pozostawała w oblężonym mieście. Postanowiła po nią wrócić, a Karina nie mogła zostawić przyjaciółki samej.

Dziewczyny zamierzały dostarczyć do Mariupola pomoc humanitarną i przy okazji wywieźć jak najwięcej osób. Problemem było wypożyczenie odpowiedniego środka transportu.

— Byłyśmy gotowe powtórnie zaryzykować życiem, by uratować ludzi z oblężenia. A właściciele autobusów bali się o swoje pojazdy… Wszyscy, prócz pana Iwana, na którego szczęśliwie trafiłyśmy — opowiada Jana.

Dziewczyny umówiły się z nim na stacji benzynowej. Właściciel pojazdu zmierzył je wzrokiem i oznajmił bez ogródek, że pojedzie z nimi. Jana obiecała kobiecie, że będzie go chroniła jak własnego męża. Karina siadła do autobusu z Iwanem. Dziewczyny prosiły, by kierowca milczał podczas kontroli. Rosjanie mogliby przyczepić się do niego za używanie języka ukraińskiego.

Ekspedycja piłkarek nie poszła na marne. Ewakuowali z miasta ponad 100 osób. Jeszcze więcej potrzebujących otrzymało od nich produkty pierwszej potrzeby.


Myślami w Mariupolu


Na okupowane przez Rosjan tereny postanowili wrócić krewni piłkarek, między innymi mama Aliny, która musiała podjąć opiekę nad babcią chorą na zapalenie płuc. Kobieta opowiada, że ruiny budynków zostały wyburzone. Ulice zieją pustkami, wyglądają, jakby nigdy nie było tam zabudowań. Miejscowi nie wychodzą na ulicę po 16.00, bo po mieście włóczą się pijani budowlańcy z Rosji i wszczynają bójki z użyciem noży. Jedną z niewielu propozycji pracy dla miejscowych jest sprzątanie gruzów fabryk i domów. Jana opowiada:

— Ludzie handlują zszabrowanymi rzeczami na bazarach, ceny są szalone. Szampon może kosztować nawet 700 hrywien (około 80 złotych). W nielicznych ocalałych budynkach otworzono sklepy, pojawiają się oferty pracy. Moja mama sprzedaje kebaby. Wkurza mnie to. Jakiś czas temu przekonałam ją, żeby rzuciła pracę w fabryce i została szefową mojej kawiarni. Dzięki temu miała czas dla siebie. No i co teraz… Sporo o niej myślę, martwię się o jej dalszy los.

Powrót do Ukrainy


Po epizodzie emigracji do Bułgarii dziewczyny we wrześniu 2022 r. postanowiły wrócić do Kijowa. Chciały znów grać w piłkę i uruchomić produkcję garmażeryjną.

— Stolica przywitała nas surowo. Okradziono nam samochód, złodzieje przebili opony. Po czasie zrozumiałyśmy, że ludzie w Kijowie nie przeżyli tego co my i nie ma sensu im tego wyjaśniać. Same miałyśmy doświadczenie spotkania z uciekinierami z Doniecka w 2014 r., pamiętam, że wtedy nie byłyśmy świadome ich położenia — mówi Jana.

Dalej poszło lepiej: samorząd dzielnicy Swiatoszyn udostępnił im bezpłatnie stadion klubu Temp na treningi. W jego okolicy zaczęły szukać mieszkania. Było trudno, ale wreszcie je znalazły, niedaleko stadionu.


(fot. Pavlo Kubanov)
Odbudowa zespołu


Gdy w 2015 r. Jana z Kariną zbierały swoją ekipę, podstawę stanowiło pięć osób. Tak samo było i tym razem. Znów więc zaczynały od początku.

Dziewczyny zbierają się na treningi codziennie o 10 rano. Gdy tylko zdarzyła się okazja, postanowiłam im towarzyszyć. Pada deszcz. Karina Kułakowska wynosi sprzęt do ćwiczeń. Podchodzi do jednej z piłkarek, chwyta ją za ramię i mówi: „Wiem, że ci trudno, sama jestem moralnie przeorana. Potrzeba czasu, żeby nas zespół wrócił do przedwojennego stanu. Musimy też ogarnąć firmę. Wtedy będzie lżej”.

Razem z Janą oglądam ćwiczącą grupę. Szefowa zespołu wskazuje palcem zawodniczki:

— Jesteśmy klubem uchodźczyń. Bramkarka pochodzi z Mikołajowa, tak samo tamta dziewczyna — Jana wskazywała mi palcem zawodniczki. — Jeszcze dwie przyjechały z Chersonia. No i my — mariupolczanki. Kijowianek między nami jest mało, niby na początku stanowiły rdzeń zespołu, ale później, powoli, poodpadały.

Jana docenia pracowitość i dyscyplinę piłkarek. Ważne jest dla niej nie tylko to, żeby dziewczyny umiały dobrze grać, ale także, żeby pasowały mentalnie do grupy.

— Musimy walczyć do końca — mówi Polina Poluchina. — Nawet jeśli będziemy na dnie, to chwilę tam poleżymy i ruszymy do dalszej walki. Taki mamy charakter.

Zawodniczki są przyzwyczajone do spotkań z dziennikarzami. Wczoraj gościła u nich włoska telewizja, wcześniej materiał o nich zrobiło NBC. Są też zapraszane do stacji ukraińskich.

— Chcemy opowiadać swoją historię, ale za każdym razem, gdy trzeba wrócić do przeszłości, mocno to przeżywamy. Nie chodzi nam o pieniądze, wystarczyłyby nam kontakty do ludzi, z którymi moglibyśmy współpracować. A gdy dla mediów jesteśmy wypełnieniem czasu antenowego, to jaki z tego pożytek dla nas? Oni zarobią na reklamach, a my co? — wyjaśnia Jana.

Dziewczyny szykują się do meczu z Dynamo Kijów. Karina skupia się na ćwiczeniu dokładności podań. Lubi angielską, siłową piłkę. Wzorem dla niej są tacy trenerzy, jak Jürgen Klopp czy Pep Guardiola. Urodziła się w Winnicy i tam grała w uliczną piłkę z chłopakami, bo dziewczyny nie chciały z nią rozmawiać ze względu na kolor skóry (jest mulatką). Profesjonalną karierę zaczęła w rodzinnym mieście, a od 2009 gra w Mariupolu, który uważa za swój dom.


Mariupol kontra Dynamo


W jedną z niedziel wybieram się na mecz. Dziewczyny grają z Dynamem Kijów. To dla nich istotny moment: wychodzą na boisko w nowych strojach, na koszulkach mają logo Własnej Produkcji. Ich firma wystartuje ponownie już za kilka tygodni.

Mecz odbywa się w bazie treningowej stołecznego zespołu na przedmieściach, w Koncza-Zaspie. Mariupol nie ma własnego autobusu, piłkarki docierają na mecze we własnym zakresie.

Spotykam Karinę w szatni. Rozrywa folię ze zgrzewek z wodą i rozstawia półlitrowe butelki jak zawodników na boisku. Podnosi każdą z nich i tłumaczy, o jaką pozycję chodzi i jakie zadania mają poszczególne zawodniczki.
Wsparcie zespołu możliwe jest przez wpłaty na konto bankowe:

company Name: ГО ЖФК МАРІУПОЛЬ
IBAN Code UA023354290000026006054019602
Name of the bank JSC CB "PRIVATBANK", 1D HRUSHEVSKOHO STR., KYIV, 01001, UKRAINE
Bank SWIFT Code PBANUA2X
Company address 87515, УКРАЇНА, ОБЛ. ДОНЕЦЬКА, М. МАРІУПОЛЬ, ВУЛ. ГРЕЦЬКА, Б. 44

Potem czas na milczenie. To ich tradycja. Przed każdym meczem przez 30 sekund siedzą bez słowa. Ciszę przerywa ostry krzyk Kariny: „Jedziemy! Jedziemy! Jedziemy!”. Dopiero wtedy są gotowe do gry.

Gwizdek sędziego. Kijowianki zdobywają szybką bramkę. Defensorki Mariupola obrywają od Kariny mocnym komentarzem. Dynamo nie potrafi aktywnie zaatakować, ale i mariupolczanki nie wysuwają się w pole karne przeciwniczek. W ostatnich minutach pierwszej połowy piłka po raz drugi ląduje w siatce dziewczyn z południa. W przerwie szatnia drży od wrzasku Kariny. Na początku drugiej połowy meczu gol dla ŻFK Mariupol zdobywa Margo Kisielowa. Karina odwraca się do Jany i mówi: „Może trzeba było urządzić im taką scenę od razu, przed meczem? Zupełnie inna rozmowa, co?”.

Dynamo strzela jednak trzeci gol. Dziewczyny nie poddają się, ale nie dają rady wyrównać. Mecz kończy się porażką 1:3. Bramkarka Masza Anpilohowa ukradkiem ociera łzy, Daryna Kruk płacze otwarcie. Reszta jest po prostu przygnębiona i zmęczona. Nie unikną przykrej rozmowy w szatni.


Marzenia, zadania, potrzeby


Jana widzi przyszłość zespołu w Lidze Mistrzyń, ale najpierw chce zbudować strukturą zespołu. W kolejnym sezonie planuje podpisać umowę z klubem męskiej Premier Ligi, bo teraz każdy z nich musi mieć kobiecą drużynę. Drugi cel to zebranie młodzieżówki, która wystartowałaby w Pierwszej Lidze i stanowiła zaplecze głównego zespołu.

Potrzebują inwestora dla trzech inicjatyw: rozruszania produkcji garmażeryjnej, własnej szkółki futbolowej i zakupu autobusu, aby nie musieć już kombinować, jak dotrzeć na mecz. Oprócz tego szukają możliwości zdobycia sprzętu. Mają podstawowe akcesoria, ale potrzebują jeszcze barierek, tyczek slalomowych, piłek gimnastycznych, kompletów witamin i leków czy taśm medycznych.

Chociaż Kijów surowo przyjął zespół pół roku temu, dzisiaj stał się dla nich drugim domem. Zawodniczki przyzwyczaiły się do rozmiarów miasta, które po zwartym i zacisznym Mariupolu wydawały się kosmiczne.

Brakuje im tylko morza i słońca.


Tekst powstał w ramach programu stypendialnego Rozstaje. Projekt „Ukrainian authors for Europe. Europe for Ukrainian authors” jest współfinansowany przez rządy Czech, Węgier, Polski i Słowacji w ramach Grantów Wyszehradzkich z Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego. Misją Funduszu jest rozwijanie pomysłów na zrównoważoną współpracę regionalną w Europie Środkowej.