Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Huzar / 07.01.2024
Adam Miklasz

Losy Czechosłowacji były w rękach nazistów. Dramatyczna przemiana germanofoba w propagandystę

30 września 1938 roku przedstawiciele Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji oraz Włoch podpisali układ monachijski, legalizując rozbiór Czechosłowacji przez Trzecią Rzeszę. Decyzja ta miała przeogromny wpływ na przyszłość Emanuela Moravca, zdolnego wojskowego i wielkiego patrioty.
Foto tytułowe
Od lewej: Neville Chamberlain, Édouard Daladier, Adolf Hitler i Benito Mussolini – sygnatariusze układu monachijskiego. Z prawej Galeazzo Ciano, 29 września 1938 r. (Wikipedia)


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Łysy mężczyzna w mundurze wdziera się, nieproszony, do gabinetu prezydenta Beneša. „Musimy walczyć sami! Musimy wypowiedzieć Niemcom wojnę!”. W eleganckim, pięknie umeblowanym pomieszczeniu widać wyraźnie mapę okrojonej już przez nazistów Czechosłowacji.

„Jesteśmy sami, panie pułkowniku. Nie wezmę na siebie odpowiedzialności za krwawą łaźnię, którą szykuje nam pan Hitler. Miliony Czechosłowaków zapłaciłoby za to swoim życiem”. Dialog dobiega końca. Wiadomo, że dwaj mężczyźni nie będą w stanie się porozumieć. To jednak umundurowany pułkownik odważy się wypowiedzieć ostatnią kwestię, zanim opuści budynek: „I tak zapłaci, panie prezydencie”.

Tak scenę spotkania pułkownika Emanuela Moravca z prezydentem Eduardem Benešem wyobrazili sobie scenarzyści nakręconego w 2020 roku filmu Anatomia zdrady. Do tego spotkania faktycznie doszło i było ono punktem zwrotnym w życiu łysego generała, legionisty, bohatera pierwszej wojny światowej, cenionego fachowca od spraw wojskowych, który niebawem stał się czeskim Quislingiem, symbolem kolaboracji u naszych południowych sąsiadów.


Politycy kontra armia


Układ monachijski (w języku czeskim zwany raczej zdradą monachijską, ewentualnie dyktatem monachijskim) był de facto likwidacją niepodległego państwa czechosłowackiego. Nasi sąsiedzi zostali sami mimo istniejących sojuszów wojskowych z Francją oraz Związkiem Radzieckim. Choć tamtejsi politycy kierowali się tak zwaną real-politik, to wielu wojskowych uważało, że armia jest gotowa na konfrontację z większym sąsiadem.

„Nie jesteśmy Abisynią – twierdził generał Krejčí – stoimy tu z silną armią, która jest w stanie wytrzymać niemieckie uderzenie”.

Być może miał rację. Z dość krytycznego wobec ówczesnych praskich polityków artykułu Marka Kazimierza Kamińskiego Klęska państwa czechosłowackiego 1938 roku ze „Studiów z Dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej” dowiadujemy się, że czeskie i niemieckie siły były dość wyrównane, a morale czeskiej armii było wyjątkowo wysokie.

Polski Poseł Nadzwyczajny w Czechosłowacji Kazimierz Papée raportował, że „sama mobilizacja i wszystkie zarządzenia wykazały dużą sprawność wojska, a (...) władze musiały raczej hamować zbytni zapał bojowy opinii czeskiej”.

Czy warto było walczyć? To pytanie do dziś dzieli czeską opinię publiczną oraz historyków.


Ulubieniec Masaryka


Pułkownik Emanuel Moravec nie miał wówczas najmniejszych wątpliwości. Z wojskiem był związany od młodości – jako dwudziestodwuletni żołnierz cesarsko-królewskiej armii trafił w 1915 roku do rosyjskiej niewoli, następnie będąc legionistą Armii Czechosłowackiej przeszedł szlak bojowy przez całą Syberię aż po Władywostok. W niepodległej republice stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy armii – w latach 30. wykładał nauki wojskowe w Wyższej Szkole Wojskowej w Pradze, pisał artykuły o tematyce militarnej. Był przykładnym patriotą, demokratą, krytykiem narodowego socjalizmu i pupilkiem prezydenta Tomaša Garrigue’a Masaryka.

„To, że był jedną z niewielu osób, które pełniły wartę honorową przy trumnie prezydenta i wybrano go do przewodzenia konduktem pogrzebowym, świadczy dobitnie o jego zażyłości z Masarykiem” – twierdzi historyk Jiří Pernes.

Podczas niesławnej zdrady monachijskiej miał 45 lat, trzech synów (18-letniego wówczas Igora, 15-letniego Jurija i 8-letniego Pavla), oraz drugą żonę (pierwsza była Rosjanką, druga Słowaczką).


Symbol kolaboracji


„W nowych granicach nasze państwo nie reprezentuje już żadnej siły militarnej wobec Niemiec, więc nie może wchodzić już w żadną koalicję skierowaną przeciwko Trzeciej Rzeszy. (...) Nie miejmy złudzeń. Dlatego, czy to się nam podoba, czy nie, nasza polityka powinna być oparta na dobrych relacjach z Niemcami”.

Treść wiernopoddańczego, gorzkiego artykułu Emanuela Moravca, opublikowanego w „Lidových Novinach” ledwie kilka dni po rozmowie z Benešem, z pewnością wstrząsnęła zarówno czytelnikami, jak i przyjaciółmi pułkownika. Postępujący rozkład Czechosłowacji z pewnością był dla Moravca ogromnym ciosem. Znienawidził prezydenta i praskich polityków, których uważał tchórzy i zdrajców. Rozpowiadał, że czeski naród nie dojrzał do wielkości i przetrwać może jedynie pod skrzydłami wielkiego sąsiada.

Już po utworzeniu marionetkowego Protektoratu Czech i Moraw stawał się stopniowo jednoosobową agencją reklamową i tubą propagandową, wychwalającą potęgę Niemiec i wybitny umysł wielkiego wodza Adolfa Hitlera. Niemcy docenili żarliwość neofity – w 1942 roku został mianowany ministrem szkolnictwa i oświaty, odpowiadał również osobiście za realizację programu germanizowania czeskich dzieci. Stał się symbolem kolaboracji, postacią znienawidzoną przez Czechów. Czeska ulica z niego szydziła:

– Dlaczego Emanuel Moravec jest łysy?
– Żeby Niemca nie drapało, jak mu wchodzi do dupy.


Nic dziwnego, że czeski ruch oporu bardzo poważnie rozważał jego likwidację. Uratował go zamach na zastępcę protektora Czech i Moraw Richarda Heydricha i zemsta hitlerowców na ludności cywilnej. Postanowiono zaniechać podobnych akcji.


Urabianie germanofoba


Do dziś historycy zastanawiają się nad tak dramatyczną przemianą niegdysiejszego germanofoba. Z pewnością ogromnym ciosem była dla Moravca bierność czechosłowackich polityków oraz zdrada państw sojuszniczych. Ulubionym celem jego propagandowych ataków był prezydent Beneš wraz z całym rządem londyńskim, który oddał naród na pastwę Niemców, po czym czmychnął na emigrację. Warto jednak wspomnieć, że Moravec lubił życie w zbytkach i luksusie, a po stracie pracy w akademii wojskowej i zakazie publikowania jego sytuacja materialna pogorszyła się. Miał na utrzymaniu trzech dorastających synów, ponadto związał się kolejną kobietą, byłą służącą swojej żony, również Słowaczką.

Z początku obawiał się odwetu Niemców i rozważał nawet ucieczkę do Ameryki, ci jednak podeszli go wyjątkowo sprytnie. Moravec znalazł się bowiem w gronie czeskich dziennikarzy wytypowanych do odbycia objazdowej wycieczki po Trzeciej Rzeszy. Były pułkownik czechosłowackiej armii wrócił podobno oczarowany potęgą nazistowskiego państwa. Moravec pławił się w luksusie, pokochał władzę i uwierzył w wizję tysiącletniej nieśmiertelnej Rzeszy, zaszczepiając fanatyzm swoim trzem synom (dwóch z nich bezkrytycznie poszło w ślady ojca). W momencie, kiedy Rzesza okazała się być jednak śmiertelną, za tę wiarę ponieśli oni wyjątkowo srogą karę.


Karta zaczyna się odwracać


W 1944 roku, podczas bombardowania Salzburga, zginął najmłodszy, ledwo dwunastoletni syn, wysłany przez ojca na służbę w Hitlerjugend. 5 maja 1945 roku, na wieść o nadchodzącej Armii Czerwonej, zaczęły się w Pradze antyniemieckie rozruchy. Emanuel Moravec został wezwany przez nazistów, aby uspokoił naród. Ruszył karnie na wezwanie, nie mając jeszcze świadomości, że wybuchło Powstanie Praskie. Konwój, którym przemieszczał się po wzburzonym mieście, wskutek niespodziewanego ostrzału zmienił kurs.

Niebawem w jednym z samochodów zabrakło benzyny. Moravec na własne oczy zobaczył bohaterstwo Czechów walczących z hitlerowskim okupantem, samemu siedząc w gestapowskim aucie. Być może zrozumiał wówczas, że znalazł się po złej stronie i z miejsca, do którego doszedł, nie ma już powrotu.

Wykorzystując zamieszanie wśród obstawy, odbezpieczył rewolwer i strzelił sobie w głowę. Jego najstarszy syn Igor, oficer Waffen-SS, przeżył ojca o dwa lata. Udało mu się uciec z radzieckiej niewoli, wrócił do Czechosłowacji, gdzie ukrywał się pod fałszywym nazwiskiem na pograniczu czesko-morawskim. W 1946 roku został zdemaskowany przez milicjantów i podczas próby ucieczki zastrzelił jednego z nich, raniąc kolejnego. Obezwładnił go i oddał władzom gospodarz, u którego się ukrywał. Igor Moravec został skazany na śmierć i powieszony.


Ostatni z klanu


Kary nie uniknął również drugi syn, Jurij Moravec – najbardziej tragiczna z opisywanych postaci. W przeciwieństwie do braci, miał zdecydowanie bardziej krytyczne nastawienie do światopoglądu ojca. Nie przepadał za mundurem, żołnierskim drylem, jego największą pasją było malarstwo. Mimo to służył w Wehrmachcie, z którego zdezerterował w 1944 roku, wstępując nawet w szeregi Polskich Sił Zbrojnych. Kiedy jednak połączono kropki i zorientowano się, kim jest, został wysłany do obozu jenieckiego.
Adam Miklasz pisarz, dziennikarz. Mieszka w Cieszynie. Interesuje się historią, kulturą i piłką nożną w środkowej Europie i na Bałkanach. Jego najnowsza książka to Řezaný świat. Osobisty przewodnik po Śląsku Cieszyńskim

Więcej artykułów Adama Miklasza

Po wojnie został przekazany nowym czechosłowackim władzom. Nie pomogli znajomi, którzy wstawiali się za młodym malarzem, przekonując, że z poglądami ojca miał niewiele wspólnego. Był synem Emanuela Moravca, największego kolaboranta. Musiał więc ponieść karę – został skazany na siedem lat więzienia, które spędził w obozach jenieckich, pracując przy wydobyciu węgla oraz uranu. Po uwolnieniu wyjechał za granicę. Zamieszkał najpierw w Niemczech, a potem Francji, gdzie rozpoczął nowe życie. Jako Geogres Moravetz zaistniał w światku artystycznym, organizował wystawy, otrzymywał nagrody na konkursach malarskich. Jego dobrze zapowiadającą się karierę zakończyła nagła śmierć w wieku 41 lat – tak odszedł ostatni przedstawiciel przeklętego przez historię klanu Moravców.