Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk > Kapitol / 28.01.2024
Jarosław Kociszewski

Węgry stanowią obiekt badawczy. Orbán skutecznie dzieli opozycję, utrzymując swoją władzę

Węgry od lat są traktowane niemal jak obiekt badawczy. Przypadek kraju, który w sposób „modelowy” odchodzi od demokracji liberalnej. Od ataku Rosji na Ukrainę i obrania przez Budapeszt kursu politycznego sprzyjającego Moskwie Węgry skupiają na sobie jeszcze więcej uwagi z uwagi na utrudnianie i blokowanie wsparcia dla Kijowa. O sytuacji na Węgrzech, w szczególności po odsunięciu od władzy w Polsce PiS, mówi Zsuzsanna Végh, German Marshall Fund.
Foto tytułowe
Premier Węgier Wiktor Orbán (Shutterstock)


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Odsunięcie od władzy w Polsce populistów z PiS zdecydowanie jest problemem nie tylko dla rządu węgierskiego, ale także dla partii Fidesz. Wyraźnie było widać, że premier Wiktor Orbán i jego partia oczekiwali zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w wyborach 15 października 2023 r. Po ogłoszeniu wyników przedstawiciele Fidesz pogratulowali PiS zwycięstwa. Nie wykonano tu żadnych gestów w stosunku do ówczesnej opozycji, która już wtedy zapowiadała utworzenie rządu w ciągu kilku tygodni. Tak, to jest duży problem.

Relacje między PiS i Fideszem bardzo pomagały Wiktorowi Orbánowi oddalać się od zapisanych w konstytucji węgierskiej zasad demokracji. Co więcej, Polska i Węgry wzajemnie chroniły się w związku z uruchomieniem w Unii Europejskiej procedury z artykułu 7 odnośnie do praworządności. To wsparcie utrudniało działanie siłom prodemokratycznym w obu krajach. Odejście PiS od władzy stanowi więc także na tym poziomie problem dla rządu Orbána.


Czy zmiany zachodzące w Polsce mogą być wzorem, inspiracją dla Węgrów, aby zmobilizować się przeciwko rządom Wiktora Orbána i Fideszu?


Myślę, że nie w tym momencie. Oczywiście opozycjoniści rozmawiają o wnioskach, które można wyciągnąć z doświadczenia polskiego i sposobach przełożenia ich na warunki węgierskie, ale oba kraje zasadniczą się od siebie różnią. Widać to wyraźnie, patrząc na sytuację dawnej opozycji węgierskiej i środowiska niedawnej opozycji w Polsce. Pamiętajmy, że przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi na Węgrzech w 2022 r. opozycja miała spore szanse na sukces, zjednoczyła się, ale to minęło i znowu się podzieliła. Wyniki tych wyborów i fakt, że nie udało się pokonać Fideszu, było dużym zaskoczeniem zarówno dla partii opozycyjnych, jak i dla samych wyborców. Pamięć o tej porażce wciąż jest bardzo żywa.

Na pewno polski przykład daje nadzieję na lepsze wyniki i odwrócenie trendów nieliberalnych, ale myślę, że obecnie opozycjoniści węgierscy przede wszystkim skupiają się na wyborach lokalnych, zaplanowanych na czerwiec, i późniejszych wyborach do Parlamentu Europejskiego, aby naprawdę zwrócić uwagę na wyciągnięcie wniosków ze zmian w Polsce. W rezultacie nasila się znowu walka między opozycyjnymi politykami o głosy w wyborach lokalnych, choć muszą też przygotować się do wyborów do Parlamentu Europejskiego, gdzie mogliby zyskać na współpracy z uwagi na proporcjonalną ordynację wyborczą. Jednak polityka lokalna przesłania obecnie wszystko inne na tyle skutecznie, aby realnie traktować Polskę jako inspirację dla zmiany. To samo dotyczy wyborców, którzy przede wszystkim zajmują się lokalną sceną polityczną.


Czy Wiktorowi Orbánowi znowu udaje się skutecznie dzielić opozycję, dzięki czemu zwiększa szanse pozostawania u władzy?


Obecnie Orbán jest bezpieczny i nic nie zagraża jego władzy. Zmienia też Kodeks wyborczy zgodnie z własnymi interesami. Ma więc w ręku instrumenty utrzymania się u władzy, a opozycja jest w kropce. Oczywiście niektóre partie opozycyjne usiłują porozumieć się i przyjąć wspólne programy na wybory do Parlamentu Europejskiego, ale w przypadku wyborów lokalnych jest to bardzo trudne.

W poprzednich wyborach lokalnych części opozycjonistów udało się porozumieć, zamiast walczyć ze sobą, i wystawić wspólnych kandydatów przeciwko Fideszowi. To zainspirowało podobną strategię przed wyborami parlamentarnymi w 2022 r. Oczekiwania były ogromne. Sądzono, że obecność i współpraca w samorządach wzmocni opozycję, pozwoli stworzyć podstawy i zdobyć doświadczenie oraz pokazać wyborcom, że opozycjoniści potrafią sprawować władzę.

Tego potencjału nie udało się jednak wykorzystać, bo Fidesz skorzystał z okazji, którą dała mu pandemia COVID-19. Orbán wprowadził rozwiązania przypominające stan wyjątkowy i rządził dekretami. Jedną z kluczowych decyzji dotyczących polityki wewnętrznej było odprowadzenie podatków z samorządów do budżetu państwa, co w rezultacie spowodowało niesamowite problemy ekonomiczne na poziomie lokalnym, pozbawiając poparcia społecznego polityków opozycji, którzy z tego powodu nie mogli skapitalizować wcześniejszego sukcesu. Rząd po prostu użył klucza politycznego do dystrybucji pieniędzy, wspierając wierne mu samorządy lokalne i pozbawiając środków samorządy kojarzone z opozycją. W konsekwencji wiele miast ma problemy gospodarcze, co w trudnej sytuacji stawia polityków opozycji.


Jak wygląda społeczeństwo obywatelskie i sektora pozarządowego na Węgrzech? Ograniczanie wolności prasy i poddanie jej kontroli rządowej oraz uzależnienie od biznesu podawane jest za przykład metod działania rządu Wiktora Orbána. W Polsce niezależne media odegrały bardzo ważną rolę w mobilizacji społecznej koniecznej dla zmiany.


Społeczeństwo obywatelskie jest ważnym czynnikiem w Polsce i rząd węgierski świetnie rozumie, że to z niego pochodzą głosy krytyczne i energia wyzwalająca siłę nawet w sytuacjach, gdy opozycja jest osłabiona. Widzieliśmy na Węgrzech, jak rząd próbuje uciszyć głosy krytyki, zniszczyć organizacje społeczne, pozarządowe, niezależne media.

Fidesz był bardzo skuteczny, konstruując i budując własne media. Z jednej strony kontroluje media publiczne, których używa jako własnego kanału propagandowego, ale z drugiej strony finansuje i tworzy własne media. Dominacja Fidesz w mediach jest jednym z powodów trwałości władzy. Z tego powodu media niezależne znajdują się pod ekstremalną presją. Wyszukiwane są haki finansowe, a dziennikarze i aktywiści społeczeństwa obywatelskiego są inwigilowani. Przykładem jest wykorzystanie oprogramowania szpiegowskiego Pegasus. Co więcej, dziennikarze są celem kampanii, które mają ich oczernić. W celu uciszenia jakichkolwiek głosów krytycznych stosowane są techniki, których w żadnym wypadku nie możemy uznać za zgodne z prawem.

Na przykład rząd i partia rządząca zaproponowały utworzenie Urzędu Ochrony Suwerenności. Formalnie ma powstać agencja chroniąca państwo, która w praktyce uzyska niekontrolowaną władzę nad organizacjami społeczeństwa obywatelskiego. W zależności od tego, do czego agencja ta zostanie użyta, ludziom zaangażowanym w działalność organizacji otrzymujących środki finansowe zza granicy grozić może więzienie.

Oczywiście prawo to zostało sformułowane w sposób dający pełną elastyczność w jego interpretacji, co stwarza dla organizacji pozarządowych zagrożenie, którego nie powinno być w państwie prawa. Zatem ta nowa regulacja prawdopodobnie będzie miała wpływ na społeczeństwo obywatelskie, dając rządowi potężną broń pozwalającą uciszyć głosy krytyczne, podtrzymać dominację w mediach i osłabić opozycję.


Wspomniałaś o artykule 7 zastosowanym przez Unię Europejską. Czy istnieje możliwość wywarcia realnej presji na Orbána i czy zdoła on nadal kontynuować swoją podwójną grę, jedno robiąc na Węgrzech, a co innego mówiąc w Brukseli?


Wygląda na to, że Polska pod rządami Donalda Tuska upora się z artykułem 7, a na współpracę Orbána i Tuska trudno liczyć. Relacje między nimi nie są dobre. Pamiętajmy, że Tusk był przewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej, gdy Orbán z niej wyszedł. Nie wiadomo przy tym, czy rząd premiera Fico na Słowacji będzie gotów zapewnić Orbánowi podobną ochronę w Brukseli jak rząd PiS. Oczywiście z perspektywy Orbána utrata wsparcia Polski może zostać skompensowana przez Słowację, ale jest to sprawa dynamiczna. Premier Fico też nie jest modelowym przykładem demokraty, mówiąc łagodnie, ale jak się to przełoży na pozycję Węgier, to dopiero zobaczymy.

Orbán od jakiegoś czasu był coraz bardziej konfrontujący w relacjach z Unią Europejską, co w końcu zaczęło odbijać się na środkach finansowych napływających z Unii Europejskiej. Oczywiście nie chodzi tu wyłącznie o postawę konfrontacyjną, ale o działania, których Bruksela nie może dłużej nie zauważać, co obejmuje nieprawidłowości przy wykorzystaniu pieniędzy z Unii Europejskiej i stan praworządności. Myślę, że to stało się bardzo oczywiste. W rezultacie Komisja Europejska znalazła się w punkcie, w którym zdecydowała się działać, i to jest wielkim wyzwaniem dla Węgier, gospodarki węgierskiej, ale też dla samego Orbána, który polega na tych środkach. Teraz problem dla niego polega na tym, że aby uzyskać dostęp do pieniędzy, od których zależy jego władza, musi przeprowadzić reformy fundamentalnie podważające stworzony przez niego system.


Czyli Orbán znalazł się między młotem a kowadłem, usiłując balansować i prowadzić podwójną grę z Brukselą? To jest jeden poziom wyzwań, ale są jeszcze relacje między Węgrami, Rosją i NATO. Pojawiają się opinie, że Węgry są świetnym sojusznikiem, ale niestety nie naszym.


Patrząc na kwestie bezpieczeństwa, Węgry i Orbán ostrożnie zmierzają w jednym kierunku, natomiast NATO i flanka wschodnia wyraźnie idą w kierunku przeciwnym, wspierając Ukrainę. Uważam, że Orbán jest izolowany, choć co izolacja oznacza, jest już kwestią definicji. Wciąż może się pokazywać na świecie i jest szanowany, tyle, że nie wśród swoich własnych sojuszników. Jednym z największych problemów jest tu utrata zaufania wśród teoretycznie najbliższych partnerów, czego najjaskrawszym przykładem są relacje z Ukrainą i kontynuacja współpracy z Rosją.

W październiku 2023 r. Orbán spotkał się z prezydentem Putinem w Pekinie, mówiąc, że nie mógł tego spotkania uniknąć. Co to znaczy? Skoro przekonuje, że tak dba o bezpieczeństwo kraju, to nie może po prostu ze spotkania wyjść? Takie zachowanie fundamentalnie podważa zaufanie. Po tym zdarzeniu ambasador USA w Budapeszcie poprosił sojuszników o spotkanie, podkreślając poziom zaniepokojenia stanowiskiem Węgier. Jest to bardzo poważnym wyzwaniem dla Unii Europejskiej i dla NATO.


Jak to jest, że Węgrzy – doświadczeni komunizmem czy inwazją sowiecką w 1956 r. – teraz akceptują stanowisko Rosji?


To jak z postawieniem na niewłaściwego konia w wyścigu. Myślę, że to jest świetną metaforą, bo Orbán po prostu stara się maksymalizować korzyści i zyski. Podobnie postępował w przypadku wojny w Ukrainie. W jego polityce zagranicznej nie można znaleźć nawet cienia wartości europejskich. To czysta kalkulacja i myślę, że doszedł tu do kresu możliwości.

Jeżeli natomiast chodzi o społeczeństwo węgierskie, to tutaj trzeba pamiętać o sytuacji mediów publicznych i rodzaju propagowanych narracji. Z jednej strony obecna jest oczywiście retoryka prorosyjska i część wyborców w zasadzie ją zaakceptowała, jednak równocześnie większość obywateli nadal jest zorientowana proeuropejsko i popiera wartości europejskie. Jeżeli spojrzymy z kolei na wpływ mediów Fideszu na wyborców, a zwłaszcza na elektorat tej partii, to podejście nie jest radykalnie prorosyjskie, tylko promuje ideę pokoju i narrację współistnienia, bo przecież nikt wojny nie chce. To skuteczniej przekonuje, zwłaszcza jeżeli występuje w połączeniu z narracjami demonizującymi Ukrainę, która rzekomo prowokuje Rosję. Fidesz bardzo skutecznie manipuluje narracjami, rozgrywając obawy obywateli i podsycając je przez kontrolowane przez siebie media.

Jarosław Kociszewski - publicysta, komentator, przez wiele lat był korespondentem polskich mediów na Bliskim Wschodzie. Z wykształcenia jest politologiem, absolwentem Uniwersytetu w Tel Awiwie i Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Obecnie jest ekspertem Fundacji "Stratpoints" i redaktorem naczelnym portalu Nowa Europa Wschodnia.

Inne materiały Jarosława Kociszewskiego


Myślę, że to ma znaczenie kluczowe. Jest to swego rodzaju inżyniera społeczna, dzięki której Orban utrzymuje władzę. W tej sytuacji społeczeństwo węgierskie nie musi być prorosyjskie. Jeśli spojrzymy na poparcie dla NATO, to ono nie różni się zasadniczo od tego, które obywatele wyrazili w referendum akcesyjnym (przyp. red. – podczas referendum w 1997 r, 85,3% uczestników poparło wstąpienie Węgier do NATO). Mamy więc do czynienia jedynie ze skuteczną grą narracjami, którą prowadzi Wiktor Orbán.

Rozmowa powstała w ramach projektu "Protecting European Values" finansowanego przez Komisję Europejską.