Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Barszcz / 12.02.2024
Iryna Shatalova

Nie milcz! Ukrainki, ofiary przemocy wojennej, przekuwają ból w twórczość

W 2014 roku jej zdjęcie obiegło cały świat. W „New York Timesie” ukazało się zdjęcie kobiety owiniętej flagą i przykutej łańcuchem do słupa ulicznego w Doniecku, wyśmiewanej przez przechodniów. Na jej szyi wisiała tabliczka z napisem „Ona zabija nasze dzieci”, a na głowie przymocowane małe niebiesko-żółte flagi.
Foto tytułowe
Uzhhorod, Ukraine (Shutterstock)


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Tą kobietą była lokalna działaczka Iryna Dowhań. W niewoli bojowników Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) spędziła pięć dni, została zwolniona dzięki uporowi zagranicznych dziennikarzy. Cztery lata później Iryna opowie o tym obrońcom praw człowieka zbierającym zeznania kobiet, które doznały przemocy w Donbasie, żeby złożyć je przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze. A potem odważy się mówić o tym doświadczeniu publicznie.

Obecnie Iryna mieszka w obwodzie kijowskim i jest szefową SEMA Ukraine. Organizacja ta jednoczy kobiety, które podobnie jak ona doświadczyły niewoli lub przemocy seksualnej podczas wojny rosyjsko-ukraińskiej i którym udało się przekuć traumatyczne doświadczenia w walkę o swoje prawa i wzajemne wsparcie.

Lipiec 2023 roku. Sobota rano. Pada deszcz... Stołeczny kompleks targów VDNH (Wystawa Osiągnięć Gospodarki Narodowej – nazwa placówki z czasów ZSRR) wciąż czeka na hałaśliwych gości. Tymczasem schodzą się kobiety. W wyszywankach, z uśmiechem i kwiatami – wydawałoby się, że obchodzą jakieś święto. Wszystkie jednak udają się w kierunku pawilonu, na którym przy wejściu wisi skromny plakat z napisem: „Razem, siostry” – akcja informacyjno-charytatywna pomocy ofiarom przemocy seksualnej w konflikcie zbrojnym. Ukrainki, które padły ofiarą przemocy ze strony rosyjskiego wojska, po raz pierwszy spotykają się, aby powiedzieć o sobie, swoim oporze wobec okupantów i walce przeciw zbrodniarzom wojennym.

„Dlaczego miałabym wyjeżdżać? Żeby potem spytano nas, gdzie był wasz opór?”

Ludmiła Huseynova ma 61 lat. Trzy lata spędziła w donieckim więzieniu śledczym. Wojna dopadła ją w 2014 roku. Kobieta mieszkała wtedy w Nowoazowsku, w obwodzie donieckim. Pod koniec sierpnia, kiedy miasto zostało podbite, Ludmiła dowiedziała się, że Rosjanie wywieźli dzieci przebywające w sierocińcu w Prymorskim, których Ukraina nie zdążyła ewakuować. Dzieci wysłano do rodziców, którzy zostali pozbawieni praw rodzicielskich. Z terenów kontrolowanych przez rząd Ukrainy Ludmiła dzieciom przywiozła buty i ubrania oraz ukraińskie książki i pocztówki zebrane i podpisane w Kijowie. W 2019 roku kobieta została aresztowana. Jak się później dowiedziała, za sprawą donosu znajomych.

17 października ubiegłego [2022 – red.] roku, kiedy doszło do „wymiany kobiet”, Ludmiła została zwolniona. Od tego czasu mieszka w Kijowie. I opowiada swoją historię przy każdej okazji. Nie po to, żeby wzbudzić żal, lecz po to, żeby ludzie zrozumieli, jak trudne jest życie cywilów, którzy pozostają na terenach okupowanych. W jednym z wywiadów bezpośrednio po uwolnieniu Huseynova powiedziała: „Często słyszę zarzuty: gdyby mieszkańcy Doniecka powiedzieli »nie«, nic by się nie stało. To nieprawda. Pochodzę z Doniecka i publicznie powiedziałam »nie«. Dla mnie to było fundamentalne. Dlaczego musiałabym wyjeżdżać? Wyjedźmy wszyscy, a pozostaną tylko ci, którzy chcą zostać. A potem spytają: »A gdzie jest opór?«. Jedyne, z czym się teraz zgadzam, to to, że nie rozumieliśmy, że będzie tak ciężko”.

Ludmiła stara się być wzorem do naśladowania dla innych kobiet, które przeżyły przemoc podczas wojny, wzorem walki o ukaranie sprawców. Dlatego dołączyła do SEMA Ukraine. Rozbudowuje funkcje komunikacyjne organizacji, angażuje liderów opinii – znane ukraińskie aktorki – aby wzmocnić głosy ofiar. Aktywnie wypowiada się na platformach poświęconych prawom człowieka za granicą. „Jesteśmy wolni, ale wojna trwa. Są kobiety, które nadal przebywają w niewoli i żyją na terytoriach okupowanych. Chcemy, aby te kobiety po wyjściu na wolność miały możliwość uzyskania wszelkiej pomocy, której potrzebują. Żeby ktoś się nimi opiekował. Rozumiemy problem od środka. I jesteśmy gotowi pomóc państwu rozwiązać ten problem” – zapewniła gości wydarzenia Ludmiła. Kobieta czeka na wyzwolenie swojego Nowoazowska, bo to jest jej Ukraina i jej dom. Z niebiesko-żółtą flagą na werandzie.

Fundusz Pomocy Przesiedleńcom – ku pamięci mojej mamy zamordowanej przez Rosjan

Oksana Myronenko jest lekarką. Ona i jej mąż pochodzą z obwodu ługańskiego. W 2014 roku opuścili dom i rozpoczęli nowe życie w Buczy, w obwodzie kijowskim. Tutaj wojna dopadła ich po raz drugi. I była to większa tragedia dla rodziny.

Dwa dni przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę rodzice Oksany przenieśli się do Buczy. Wcześniej mieszkali w mieście Szczastia, w obwodzie ługańskim, które w lutym 2022 roku zaczęło cierpieć z powodu coraz częstych ostrzałów. Obchodzili rocznicę ślubu: byli razem od 42 lat. W pierwszych dniach wielkiej wojny Oksana wraz z mężem wyjechali do Kijowa, do znajomych. Rodzice najpierw myśleli o pozostaniu w Buczy, ale kiedy Rosjanie zaczęli masowo ostrzeliwać miasto, oni również zdecydowali się na wyjazd. Niestety ich samochód został ostrzelany z granatnika. Matka Oksany zginęła na miejscu, została ranna w głowę i klatkę piersiową. Tata przeżył, ale potrzebował pomocy medycznej. Oksana sama przeprowadziła operację ojca – w prywatnej klinice, w której pracowała. „Nie miałem czasu nikogo pytać ani szukać. Wiedziałam, co robię. Podjęłam ryzyko, operację wykonałam niezgodnie z przepisami, na warunkach wojennych” – mówi lekarka w jednym z wywiadów.

Wkrótce cała rodzina opuściła Kijów i zamieszkała z dala od wojny. Na Przykarpaciu Oksana, jej siostra i mąż włączyli się do wolontariatu. Pomagają rannym żołnierzom i wysiedleńcom. W ciągu kilku miesięcy Oksana i jej siostra Julia założyły fundację Nasz Sokół ku pamięci swojej matki, Natalii Sokołowskiej. Kobiety pomagają ludziom opuścić okupowane terytoria. W szczególności opiekują się osobami z niepełnosprawnościami lub poważnie chorymi, o ograniczonej mobilności i w starszym wieku. „To dla mnie zaszczyt, że mogę pomóc. Mam doświadczenie życia w okupacji. Jestem dwukrotnym przesiedleńcem i wiem, jak są traktowani przesiedleńcy, bo dobrze jest, gdy wojna i wszystkie problemy są daleko. Mam doświadczenie we wspieraniu osób zwalnianych z niewoli. Jestem lekarką. Działam w SEMA Ukraine, aby pomagać kobietom, które doświadczyły przemocy, potrzebują pomocy medycznej i psychologicznej i są gotowe ją otrzymać” – mówi Oksana do kobiet na sali.

„Nasza społeczność rośnie. I w tym przypadku możemy powiedzieć – niestety”


Ukraińska organizacja SEMA istnieje od 2019 roku i działa w ramach globalnej sieci SEMA Network, założonej przez Międzynarodową Fundację Dr. Denisa Mukwege. W tłumaczeniu z języka suahili SEMA oznacza „nie milcz”. Przed rosyjską inwazją na Ukrainę organizacja zrzeszała 15 kobiet, które otrzymywały tu głównie pomoc psychologiczną. „Teraz jest nas 40. I w tej sytuacji możemy powiedzieć – niestety” – mówi szefowa organizacji Iryna Dowhań. Kobieta pochodzi z Jasynuwatej w obwodzie donieckim. Jej rodzina wspierała Majdan, a gdy na wschodzie wybuchła wojna, pomagała ukraińskiej armii. Dlatego właśnie trafiła do niewoli. Bojownicy zarzucili Irynie, że jest „faszystką”, która „korygowała” ostrzały sił zbrojnych i przyczepiała do okolicznych domów urządzenia wysyłające sygnały radiowe.

Kobieta długo cierpiała po swoich doświadczeniach w niewoli. Chciała być traktowana nie tylko jako bohaterka znanego zdjęcia, lecz również jako żywa osoba. Pragnąc, aby państwo wzięło odpowiedzialność za swoich obywateli, którzy ucierpieli, i próbując zrobić coś pożytecznego dla Ukrainy, Iryna zaczęła opowiadać o sobie. Potem dołączyły do niej inne kobiety. „Ani w Ukrainie, ani za granicą społeczeństwo nie rozumiało, co zrobić z nami, z tymi 15 kobietami, które były gotowe otwarcie opowiadać o swoich doświadczeniach. Było nas niewiele. Ale nie milczałyśmy. I gdy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę, usłyszano nas. Teraz stoi przy nas państwo, udzielając ofiarom pomocy finansowej. Chciałabym, żeby przy nas był też cały świat” – mówi Iryna.

„Nie trzeba nad nami się litować. Po prostu trzeba z nami być”

SEMA Ukraine wyszukuje i jednoczy kobiety z całej Ukrainy, które zostały pojmane przez bojowników podczas rosyjskiej agresji, aby udokumentować zbrodnie i przybliżyć je społeczności światowej. Tutaj otrzymują wsparcie psychologiczne oraz pomoc w nawiązaniu kontaktów z innymi organizacjami zajmującymi się problemami medycznymi i prawnymi ofiar. Najważniejsze jednak jest to, że udział kobiet w organizacji jest dla każdej z nich impulsem do powrotu do normalnego życia. „Razem, siostry!”, kobiety zachęcają się nawzajem i jeszcze bardziej się jednoczą. Członkinie SEMA Ukraine zainicjowały kiermasz charytatywny, którego celem jest zbiórka na wsparcie ofiar. Podczas wydarzenia kobiety sprzedawały rękodzieło, stworzone własnoręcznie lub przez rzemieślniczki, które odpowiedziały na apel i nadesłały swoje prace.

Według danych Biura Prokuratora Generalnego od początku rosyjskiej agresji militarnej do 13 sierpnia 2023 roku prokuratorzy odnotowali 225 przypadków przemocy seksualnej związanej z konfliktem. To tylko liczby oficjalne – w rzeczywistości liczba ta jest dziesięciokrotnie większa. Ofiary nie są gotowe rozmawiać o swoich doświadczeniach. Trudno im poradzić sobie z traumą. Często boją się napiętnowania społecznego. „Mamy wroga. A jeśli kobieta została zgwałcona na okupowanym terytorium, musimy zrozumieć, że cierpiała przez wroga. Ona nie jest niczemu winna. Teraz ludzie są tego coraz bardziej świadomi i traktują ofiary ze zrozumieniem” – mówi Iryna Dowhań. Zadaniem SEMA Ukraine jest nauczyć kobiety zaufania: do bliskich, innych osób, państwa. I sprawić, aby to zaufanie było wzajemne. Ofiary przemocy nie oczekują od społeczeństwa współczucia. Natomiast chcą, aby społeczeństwo nie postrzegało ich jako ofiary. „Nie różnimy się od innych kobiet – jesteśmy tymi samymi ludźmi. Nie trzeba nad nami się litować. Po prostu trzeba z nami być” – twierdzi Iryna Dowhań.

Publikacja powstała w ramach projektu "Akademia Reporterek" wspieranego przez Kolegium Europy Wschodniej