Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Barszcz / 25.02.2024
Karolina Zub

„Już nigdy nie zobaczycie swoich rodzin”. Losy ukraińskich dzieci w rosyjskich obozach

„Twoje państwo spłonie tak, jak ta flaga” – krzyczał mężczyzna. – „Będziecie rosyjskimi dziećmi!”. Szesnastoletni Witalik ze ściśniętym ze strachu gardłem patrzył, jak płomienie szybko rozchodzą się po niebiesko-żółtym płótnie. Był w stanie myśleć tylko o tym, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy swój dom i rodzinę.
Foto tytułowe
(Shutterstock)


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Witalik jest zwykłym nastolatkiem z małego miasteczka w obwodzie chersońskim. Tak jak inni chłopcy w jego wieku lubi grać w piłkę, spotykać się z przyjaciółmi i oglądać telewizję. Marzy o tym, by zostać pilotem. Jego koszmar rozpoczął się w październiku 2022 roku. Nowy, lojalny względem władz rosyjskich dyrektor szkoły, w której się uczył, przyszedł do klasy i ogłosił, że cała klasa chłopca uda się na „obóz wypoczynkowy” na Krym. Witalij wraz z dziesiątkami innych ukraińskich dzieci spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wsiadł do autobusu. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że „obóz” w niczym nie przypomina tego, co sobie wyobrażał.

Ukraińska młodzież od momentu przybycia na półwysep poddawana była nieustannym upokorzeniom i nadużyciom ze strony lojalnego względem władz rosyjskich personelu „obozu”. Po przyjeździe odebrano im telefony, by uniemożliwić kontakt z bliskimi, a także wszystkie ubrania. Dzieci karmiono zepsutym jedzeniem, nie miały dostępu do podstawowych środków higieny. Całymi godzinami grupę Witalija zmuszano do słuchania rosyjskiego hymnu, wymachiwania rosyjskimi flagami, wiwatowania na cześć Władimira Putina oraz przeklinania swojej ojczyzny. Na ich oczach palono ukraińskie symbole narodowe. Kiedy usiłowali stawiać opór, personel obozowy bił ich żelaznymi prętami. Tym, co najbardziej oddziaływało na psychikę szesnastolatka, były nieustannie padające ze strony opiekunów groźby: „Już nigdy nie zobaczycie swoich rodzin”, „Oni już was nie potrzebują”, „Zostaniecie adoptowani przez rosyjskich rodziców”.

Opowieść Witalika jest tylko jedną z dziesiątek tysięcy historii ukraińskich dzieci uprowadzanych przez siły okupacyjne. Od początku pełnoskalowej rosyjskiej agresji reżim kremlowski przymusowo, często uciekając się do podstępu, odbiera ukraińskim rodzinom dzieci, które następnie deportowane są na terytorium Rosji oraz Białorusi.


Będziecie rosyjskimi dziećmi


Skala prowadzonego przez Kreml procederu jest niezwykle trudna do oszacowania. Według oficjalnych danych ukraińskich władz od lutego 2022 roku z terenów okupowanych południowo-wschodniej części państwa deportowano około 20 tysięcy dzieci. Problem polega na tym, że na tę liczbę składają się tylko przypadki udokumentowane. Według szacunków władz i organizacji pozarządowych może ona być kilkukrotnie wyższa i wynosić nawet 100 tysięcy.

Uprowadzenia realizowane są na podstawie kilku podstawowych scenariuszy. Częstym mechanizmem stosowanym przez władze okupacyjne jest wywożenie nieletnich pod pretekstem „ewakuacji” z miejsc narażonych na ostrzały czy też organizacja „obozów wypoczynkowych”, które okazują się obozami indoktrynacyjnymi, tak jak miało to miejsce w przypadku Witalija i jego klasy. Rosyjska armia organizowała też badania ukraińskich dzieci, podczas których okazywało się, że są tak bardzo chore, że muszą trafić na leczenie do Rosji. Najmłodsi rozdzielani są także z opiekunami podczas przesłuchań w owianych złą sławą tzw. obozach filtracyjnych. Rodzice, którzy występują jawnie przeciwko władzom okupacyjnym, pozbawiani są władzy rodzicielskiej, a dzieci informuje się, że opiekunowie zginęli lub porzucili ich. Udokumentowane są także przypadki, gdy rodzice zostali zamordowani przez rosyjskie wojska po to, by odebrać im dziecko. Kategorię szczególnie narażoną na proceder uprowadzeń stanowią najmłodsi obywatele umieszczeni na stałe w domach dziecka. W dniu rozpoczęcia pełnoskalowej agresji w ukraińskich domach dziecka przebywało ponad 100 tysięcy dzieci.

Po odebraniu opiekunom dzieci są one często przerzucane między placówkami, by utrudnić ich namierzenie. Starszym dzieciom odbiera się telefony, by nie mogły skontaktować się z bliskimi. Kiedy następnie trafiają na terytorium Rosji, za sprawą dekretu prezydenta Putina z maja 2022 roku, w którym dyktator de facto zalegalizował proceder porwań, w przyspieszonym trybie nadaje się im rosyjskie obywatelstwo. Dzięki temu już jako obywatele rosyjscy trafiają do adopcji. Zabieg ten był konieczny, gdyż według rosyjskiego prawa nie jest możliwe przysposobienie dziecka pochodzącego z innego państwa bez zgody kraju pochodzenia.

Dzieci w wieku szkolnym trafiają do obozów reedukacyjnych, gdzie w oparciu o szczegółowo zaprojektowane programy poddawane są rusyfikacji i indoktrynacji. Te, które od urodzenia mówiły po ukraińsku, po kilku miesiącach intensywnej propagandy zaczynają mówić tylko po rosyjsku i nienawidzić swojej ojczyzny. Nie tylko na terenie Rosji, ale również na terytoriach okupowanych lub tymczasowo anektowanych, takich jak Ługańska i Doniecka Republika Ludowa, Kreml zorganizował sieć obozów, w których dokonuje się „militaryzacji” dzieci. Wcielani w szeregi Junarmii nieletni szkoleni są przez rosyjskich kombatantów do walki przeciwko własnemu narodowi. Dzieci umieszczone w tego rodzaju obozach często są bite, padają ofiarą przemocy seksualnej. Dochodzi także do morderstw na nieletnich.

Takiego losu udało się uniknąć siedemnastoletniej Elizie z Chersonia, którą podobnie jak Witalika wywieziono na Krym.


→ Przeczytaj więcej artykułów dotyczących Ukrainy ←


Matka wszystkich rosyjskich dzieci


W obozie Drużba w Eupatorii, do którego trafiła nastolatka, panowały fatalne warunki. Jej grupę nieustannie zmuszano do śpiewania rosyjskiego hymnu i uczenia się na pamięć rosyjskich pieśni patriotycznych. Za używanie języka ukraińskiego i mówienie o ojczyźnie groziły kary – na przykład uwięzienie w piwnicy, bicie. Eliza wspomina, że opiekunowie na każdym kroku pokazywali, jak bardzo ich nienawidzą, nazywając obraźliwie „Ukrami”. Po trzech miesiącach spędzonych na Krymie dziewczynę przeniesiono na studia do okupowanego miasta Heniczesk w obwodzie chersońskim. Warunki życia w internacie były dla niej nie do zniesienia. O każdej porze dnia i nocy do pokojów w akademiku wtargnąć mogli na kontrolę rosyjscy wojskowi, którzy nie zważali nawet na to, czy młode dziewczyny są ubrane. Gdy spały, budzili je, świecąc w twarz latarką.

Pewnego dnia do kolegium, w którym uczyła się Liza, w eskorcie innych urzędników przyjechała elegancka blondynka. Oferowała Lizie i innym dzieciom sumę 100 tysięcy rubli, mieszkanie oraz studia w Moskwie w zamian za przyjęcie rosyjskiego obywatelstwa. Przerażona dziewczyna odrzuciła ofertę, byli jednak też tacy, którzy ulegli „matce wszystkich rosyjskich dzieci” – Mariji Lwowej-Biełowej.

Wizyta rosyjskiej rzeczniczki praw dziecka w Heniczesku to namacalny dowód na to, że w przestępczy proceder zaangażowany jest aparat państwowy. Od początku pełnoskalowej agresji rosyjscy deputowani i pracownicy administracji prezydenta składają wizyty na „obozach” i w domach dziecka, w których przebywają młodzi Ukraińcy. Fotografują się z nimi, obdarowują prezentami, nakłaniają do zrzeczenia się ukraińskiego obywatelstwa i wyjazdu do Rosji. W mniejszym stopniu uczestniczą w tym procederze także przedstawiciele białoruskich władz. Znane są przypadki adopcji dzieci przez rosyjskich i białoruskich urzędników. Sama Lwowa-Biełowa jesienią 2022 roku miała wywieźć i przyjąć do swojej licznej rodziny nastoletniego chłopca z tymczasowo okupowanego Mariupola.

Obrazy te są szeroko rozpowszechniane przez kremlowską propagandę i każdego dnia trafiają do dziesiątek milionów obywateli największego państwa świata. Niosą ze sobą wyrazisty przekaz: Rosja jest państwem występującym w roli „obrońcy uciśnionego przez reżim kijowski narodu rosyjskiego”, w tym najmłodszych obywateli, których musi „ocalić i przywrócić na łono ojczyzny”. Stanowią bardzo ważny element legitymizacji działań zbrojnych na terenie Ukrainy w oczach społeczeństwa rosyjskiego, a także istotną część wojny informacyjnej i psychologicznej z państwami Zachodu, którą ten wciąż przegrywa.

Barbarzyński proceder stosowany przez rosyjski aparat państwowy wzbudza głosy sprzeciwu całego wolnego świata. Śledztwo Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze doprowadziło do wydania w marcu 2023 roku nakazów aresztowania i listów gończych za Władimirem Putinem oraz Mariją Lwową-Biełową. Prezydent największego państwa świata i urzędniczka kremlowskiej administracji oskarżani są o popełnienie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. W kwietniu tego samego roku Rada Europy uznała deportacje najmłodszych obywateli Ukrainy za ludobójstwo.

Zdaniem Oleny Kuwajewej, prawniczki ukraińskiego oddziału Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, pociągnięcie do odpowiedzialności karnej zarówno Putina, jak i Lwowej-Biełowej jest jak najbardziej realne. Droga do sprawiedliwości, a także ewentualne rozliczenie zbrodni, których się dopuścili, będzie jednak procesem długim i trudnym.

– To nie stanie się dziś ani jutro. Zbieranie dowodów i rozpatrywanie tych spraw może zająć lata, a nawet dziesięciolecia. Ważne jest jednak, by zapadały wyroki w takich sprawach, by zapobiegać nowym zbrodniom – mówi Kuwajewa.

Prawniczka podkreśla też ogromną rolę, jaką ma do odegrania społeczność międzynarodowa w procesie doprowadzenia oskarżonych przed oblicze haskich sędziów.

– Międzynarodowy Trybunał Karny nie wydaje wyroków zaocznie, oskarżony o zbrodnie wojenne musi być obecny na sali sądowej – wyjaśnia. – Przyczynić mogą się do tego w szczególności te kraje, które ratyfikowały statut rzymski. Historia zna bowiem przypadki, w których państwa członkowskie nie aresztowały zbrodniarzy wojennych pomimo nakazu wydanego przez Trybunał.

Kuwajewa dodaje również, że aby tego uniknąć, w dzisiejszych czasach należy chociażby ograniczyć przestępcom swobodne podróżowanie po świecie.

Są jednak rzesze ludzi, którzy zapowiadają batalię o prawdę bez względu na wszystko, do samego końca. Bitwę o każde bezprawnie wywiezione dziecko, która jest dla nich jednoznaczna z walką o przyszłość państwa i narodu ukraińskiego.


Będziemy walczyć o każde dziecko


Do tego grona należą pracownicy i wolontariusze fundacji Save Ukraine – jedynej w państwie organizacji pożytku publicznego, która regularnie organizuje i z powodzeniem przeprowadza misje ratunkowe mające na celu powrót deportowanych dzieci do ojczyzny. Od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę udało im się pomóc 244 nieletnim (dane na luty 2024 roku), co stanowi 1,2% udokumentowanych przypadków. Tylko tyle i aż tyle, jeśli weźmie się pod uwagę wymagające warunki, w jakich pracują siatki wolontariuszy działające na terytorium Ukrainy, Rosji i Białorusi. Ci, którym los najmłodszych nie jest obojętny, kładą dla nich na szali własne życie. Narażeni są na zdemaskowanie i działania odwetowe ze strony Rosjan. Dochodziło do przypadków uprowadzeń wolontariuszy przez siły rosyjskie, związywania i przetrzymywania w piwnicy w worku na głowie oraz wielogodzinnych, wyczerpujących przesłuchań przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa.

– Czasem bywa trudno – przyznaje Olga, rzeczniczka prasowa Save Ukraine. – My, Ukraińcy, rozumiemy jednak, że nie mamy innego wyboru. Każdego dnia od nowa musimy i będziemy podejmować tę walkę, bo od tego zależy być albo nie być naszego państwa.

Po chwili namysłu Olga dodaje, że często myśli o tych, którzy biorą na swoje barki o wiele większy wysiłek niż ona.

– Ja siedzę w ciepłym pokoju, mam jedzenie i wsparcie psychologiczne. A co mają powiedzieć ci, co siedzą w okopie, na pierwszej linii frontu, pod nieustannym ostrzałem…

W centrach organizacji zespoły ekspertów i wolontariusze pomagają „małym ocalonym Ukraińcom” powrócić do normalnego życia, uporać się z traumą porwania i rozłąki z najbliższymi. Jednocześnie zarówno dzieci, jak i ich opiekunowie mówią: „Nigdy nie zapomnimy krzywd wyrządzonych przez naszych sąsiadów, będziemy dawać świadectwo”.

Szesnastoletni Witalik – mimo strachu, doświadczanych na każdym kroku upokorzeń, słuchania przerażających historii innych dzieci przebywających „na obozie” na Krymie, takich jak opowieść trzynastoletniej molestowanej seksualnie dziewczynki – każdego dnia modlił się o powrót do domu. I pewnego dnia wydarzył się cud. Po wyzwoleniu przez armię ukraińską chersońszczyzny i dzięki staraniom jego mamy chłopiec powrócił do Ukrainy w ramach V Misji Ratunkowej Save Ukraine.

Liza poddawana była nieustannej presji ze strony nauczycieli, psychologów oraz wychowawcy klasy, którzy przekonywali ją, że „żyje fałszywą nadzieją na powrót”. Dziewczyna nigdy nie zwątpiła jednak w to, że mama po nią przyjedzie. Gdy stało się to w maju 2023 roku, dziewczyna rozpłakała się i pobiegła mocno przytulić się do niej. Po przekroczeniu granicy między terenami pod kontrolą Ukrainy a terenami tymczasowo okupowanymi przez siły rosyjskie poczuła, że jest u siebie – na własnej ziemi, wśród swoich ludzi.

Większość historii deportowanych nieletnich nie doczeka jednak tak szczęśliwego zakończenia, jak w przypadku Lizy i Witalika.


Mali zakładnicy Kremla


Nielegalne deportacje ukraińskich dzieci stanowią nie tylko dokładnie zaplanowaną przez Kreml politykę wynaradawiania. Rosja potrzebuje „łupu wojennego” w postaci najmłodszych mieszkańców atakowanego państwa, gdyż stoi na progu katastrofy demograficznej. Według niezależnego rosyjskiego demografa Aleksieja Rakszy – byłego pracownika Rosstat, czyli rosyjskiego urzędu statystycznego – w 2023 roku w Rosji urodziło się najmniej dzieci od 1991 roku (ok. 1,2 miliona). Prognozy na przyszłość nie są dla Rosji optymistyczne, gdyż już w bieżącym roku liczba urodzeń w państwie może okazać się najniższą od czasów II wojny światowej. „Nowi obywatele” mieliby w jakimś stopniu wypełnić lukę w demografii największego państwa świata i zawrócić Rosję znad demograficznej przepaści.

Kreml ma również świadomość, że uprowadzone ukraińskie dzieci mogą w przyszłości okazać się cenną kartą przetargową w procesie ewentualnych negocjacji pokojowych między państwami i wywalczenia bardziej korzystnych dla siebie warunków, dotyczących chociażby ustępstw terytorialnych, zniesienia części sankcji gospodarczych czy też niepociągania do odpowiedzialności za zbrodnie wojenne. Na razie jest to jednak tylko teoria.
Karolina Zub - tłumaczka specjalistyczna języka rosyjskiego, wschodoznawczyni oraz doktorantka w zakresie nauk o bezpieczeństwie w Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej. Studiowała bezpieczeństwo wewnętrzne na Uniwersytecie Pedagogicznym im. KEN w Krakowie, rosjoznawstwo oraz studia eurazjatyckie w Instytucie Rosji i Europy Wschodniej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest także członkinią Polskiego Towarzystwa Tłumaczy Przysięgłych i Specjalistycznych TEPIS, Polskiego Towarzystwa Nauk o Bezpieczeństwie oraz Polskiego Towarzystwa Studiów Międzynarodowych.

Inne artykuły Karoliny Zub

Ukraińskie dzieci są zakładnikami państwa rosyjskiego. Większość z tych regularnie wywożonych do Rosji jest celowo rozpraszana po ogromnych, niegościnnych przestrzeniach państwa liczącego 17 mln km2. Trafiają do trudno dostępnych miejsc, takich jak Dagestan, Sachalin, Jakucja. Umieszczane są w pilnie strzeżonych miastach zamkniętych, do których wjechać można tylko po uzyskaniu zgody Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Rzesze małych Ukraińców nigdy nie wrócą do swojej rodziny i bliskich. Te najmłodsze, które zostały już adoptowane przez rosyjskie rodziny i przyjęły nowe imiona i nazwiska, nigdy nie będą miały szansy dowiedzieć się o swojej prawdziwej tożsamości. Są zbyt małe, żeby pamiętać. To dramat pojedynczych osób i ich rodzin, ale też trauma dla całego narodu ukraińskiego. Bez rozliczenia tej zbrodni nigdy nie będzie możliwa pełna odbudowa Ukrainy po zakończeniu działań zbrojnych.