Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Kaukazja > Szaszłyk / 01.04.2024
Lali Shengelia

Gruzinki przełamały bariery. Edukacja zmienia lokalną społeczność

Historia Ainur i Ia Kamalovych, pierwszych dziewcząt z gruzińskiej wsi Ianeti, które pomimo trudnej historii rodzinnej deportacji z Meschetii, przełamały bariery społeczne, stając się symbolem zmiany i nadziei dla społeczności meschetyjskiej.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!



Ainur Kamalova to pierwsza dziewczyna z Ianeti [gruzińska wieś, region Imeretia – red.], która ukończyła szkołę, a następnie podjęła studia na uniwersytecie. Druga dziewczyna to jej siostra – Ia. Ia ukończyła Uniwersytet Iberia [Gruzińsko-Ukraiński Międzynarodowy Uniwersytet Iberia] w Tbilisi. https://www.alluniversity.info/georgia/georgia-ukrainian-international-university-iberia/ Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby dziewczęta nie były potomkami deportowanych z Meschetii. Ich matka, Leida Eristavi, również chciała się uczyć, lecz udało jej się ukończyć jedynie sześć klas.

Leida wspomina: – Kiedy byliśmy w Uzbekistanie, mój ojciec opowiadał nam o Gruzji jako o naszej ojczyźnie i bardzo chciał wracać. Potem zachorował. Lekarze powiedzieli mu, że lokalne powietrze nie było dla niego dobre, i doradzili powrót do Gruzji. Tutaj ojciec osiadł, wyzdrowiał. Rodzice przywieźli ze sobą trójkę dzieci, czwarte urodziło się już tutaj. Kiedy przyjechaliśmy do Gruzji, miałam pięć lat, przez rok chodziłam do przedszkola. Najpierw osiedliliśmy się w Gegeczkori, potem w Cchakaji (dzisiejsze Martwili i Senaki). Do Samtredii przyjechaliśmy w 1990 roku. Tu wyszłam za mąż. Mam trójkę dzieci.

Leida sama nie miała możliwości się wykształcić, lecz jej córki stały się przykładem dla okolicznych mieszkańców. Dzięki nim inne dziewczęta zaczęły również myśleć o nauce i pracy, a wczesne małżeństwa w repatriowanej grupie etnicznych Meschów przeszły do historii. Niektórzy nazywają tę grupę muzułmańskimi Meschetyjczykami, inni – gruzińskimi muzułmanami, tureckimi Meschami, Turkami Ahiska czy Turkami z Achalciche.

Spotkał ich tragiczny los.

W 1944 roku minister spraw wewnętrznych ZSRR Ławrientij Beria zażądał od Stalina eksmisji całej ludności muzułmańskiej z południowej Gruzji „w celu poprawy ochrony granicy państwowej w Gruzji”. Główną część muzułmanów deportowanych z Samcche-Dżawachetii stanowiła rdzenna ludność Meschetii, z gruzińskiego plemienia.

Rodzina Leidy również znalazła się w tej fali.

Powrót do ojczyzny trwał długo.

Mieszkają we wsi Ianeti w gminie Samtredia od lat 90. ubiegłego wieku. Obecnie żyje tu ok. 40 rodzin meschetyjskich. Od ich osiedlenia minęło już sporo czasu, teren się zmienił, wypiękniał, okolica się zaludniła. Meschetejczycy jednak nadal są zdani sami na siebie. Nie udało im się jeszcze zintegrować z miejscową ludnością. Zdaniem ekspertów dzieje się tak nie dlatego, że stronią od integracji, lecz dlatego, że państwo gruzińskie nie opracowało do tej pory odpowiedniego programu integracyjnego. Choć oczywiście wiadomo, że powodów jest wiele. Rozmowy z kobietami i dziewczętami z tej społeczności są niezwykle ciekawe: uwielbiam słuchać ich historii. O swojej przeszłości opowiadają ze wzruszeniem i łzami w oczach. Nawet jak nie narzekają i nie mówią, że było im ciężko, to można wyczuć, że w ich życiu nie brakowało trudnych chwil.

Khalida Lazishvili miała pięć lat, gdy jej rodzina przyjechała do Gruzji z Uzbekistanu: – Mieszkaliśmy w Nasakirali, w gminie Ozurgeti. Chodziłam do przedszkola przez rok. Skończyłam pierwszą klasę w rosyjskiej szkole, bo dopiero w drugiej klasie ojciec przeniósł mnie do szkoły gruzińskiej. Odzyskaliśmy stare nazwisko: Bekirov. Dobrze się uczyłam, ale ojciec nie pozwolił mi już uczęszczać do dziesiątej klasy. Nauczyciele mówili mi, że mogą poprosić ojca, ale odmówiłam. Mój ojciec i tak by nie pozwolił. Chciałam kontynuować naukę, jednak się nie udało. Wyszłam za mąż w pobliskiej wiosce. Przyjechaliśmy do Ianeti w 2003 roku. Mieszkam tu od 20 lat, mam trójkę dzieci. Syn i córka ukończyli 12 klas, jedna córka tylko dziewięć. Trudno jej czytać i pisać po gruzińsku, skończyła szkołę plastyczną, chciała kontynuować naukę, ale wydaliśmy ją za mąż i została.





Od dzieciństwa kobiety darzyły Gruzję szczególnym uczuciem. Leila Khozrevanidze pamięta, jak jej ojciec marzył o przyjeździe tutaj. „To moja ojczyzna, nigdzie stąd nie wyjadę” – mówił. Dużo lepiej by mu się żyło w Turcji, ale został tutaj. Siostra Leili ma na imię Maja. Kuzyni mają także gruzińskie imiona: Szota, Tariel, Medea.

Już od 30-40 lat Leida, Khalida, Leila, Diana i inne kobiety o pięknych imionach mieszkają w Ianeti. Z biegiem czasu ich rodziny się powiększyły, wiele się zmieniło, ale one i tak zachowują swój język i zwyczaje:

– Kiedy wydajemy dziewczynę za mąż, rodzina chłopca przychodzi i składa rodzinie oświadczyny. Jeśli rodzina dziewczyny się zgodzi na ślub, obie rodziny piją tradycyjny napój [irański] szarbat. Następnego dnia panna młoda powinna przygotować chinkali. Najważniejsze jest zagnieść ciasto, potem inni zaczynają pomagać.

Kiedy panna młoda dołącza do rodziny, powinna trzykrotnie posmarować drzwi miodem. Kiedy ktoś umiera, przez trzy dni w domu nie przygotowuje się jedzenia, przynoszą je sąsiedzi. Mamy dwa święta (bajram) w roku – Kurban Bajram (muzułmańskie Święto Ofiarowania, obchodzone na część ofiary złożonej przez Abrahama) i Ramadan Bajram [święto obchodzone na zakończenie ramadanu].

Przygotowywane są również różne potrawy: meschetyńskie chinkali, meschetyńskie manti lub pilaw, lagman, tutmaz czorba, bazlama, katmeri.


W Samtredii ludzie dobrze pamiętają pierwszy okres osadnictwa Meschetyjczyków. Młodzież uczyła się w rosyjskiej szkole w Samtredii i gruzińskiej szkole nr 1. Meschowie, którzy chodzili do rosyjskiej szkoły, ukończyli nawet uniwersytety. Później w pobliskiej dzielnicy Ianeti otwarto tzw. niepełną szkołę. Nauczanie odbywa się w niej w języku gruzińskim, ale dzieci, które zamknęły się w swojej społeczności, mówią w swoim własnym języku i nie znają gruzińskiego. Po dziewiątej klasie rodzice zabierają je do trzeciej szkoły w Samtredii, aby tam kontynuowały naukę. W tej szkole jednak nie nauczą się dobrze języka.

Wydaje się, że Meschetyjczykom z Ianeti poświęcona jest należyta uwaga. W szkole nr 3 w Samtredii też są traktowani ciepło. Między innymi wspiera ich Lamzira Tevzadze, nauczycielka szkoły podstawowej, która przez lata pracowała w Ianeti, a obecnie jest nauczycielką w szkole w Samtredii. Dyrektorka szkoły Wenera Ivanishvili mówi, że zanim przejdą do trójki, dzieci chodzą do innych szkół, ale skoro ją wybierają, to daje im to szczególną misję do spełnienia.





Lokalne organizacje samorządowe i pozarządowe starają się ułatwić życie Meschom. W ostatnich latach wydarzyło się tu wiele dobrego: położono drogę asfaltową przy wjeździe do wsi, doprowadzono gaz, zainstalowano kosze na śmieci, oczyszczono kanalizację, zapewniono dzieciom transport do szkoły w Samtredii. Każda rodzina ma ziemię, źródło dochodu – bydło, owce, kozy, ogrody. Żyją w dobrych stosunkach z sąsiadami i rodziną, ale jest wiele problemów: budynek szkoły pozostaje zaniedbany, nie ma ogrzewania, nie ma wody. Brakuje komunikacji miejskiej, przedszkola, placu zabaw dla dzieci, skweru. W miejscowości nie ma salonu kosmetycznego, apteki, sklepu. Wszystko to powoduje trudności, szczególnie dla kobiet, które są obciążone dodatkowymi zadaniami: pieką chleb, chodzą pieszo do głównej drogi do Kutaisi lub Samtredii. Kobietom trudno jest dojeżdżać do pracy, dlatego tak naprawdę żadna nie pracuje – wszystkie zajmują się obowiązkami domowymi.

Miejscowi przytaczają wiele przykładów nieprzyjemnych zachowań, których doświadczają. Wśród nich jest wyśmiewanie się, kiedy w sklepie nie mówią płynnie po gruzińsku, lub patrzenie nieprzychylnym okiem na ich długie suknie i chusty. Poza tym:

– pytania nauczyciela, czy tatarskie dzieci już przyszły;
– nazywanie ich Tatarkami czy Turczynkami, gdy robią zakupy na rynku;
– odpowiedzi w języku gruzińskim, gdy w sklepie pytają po turecku o cenę;
– sugestie, że powinny zmienić religię, jeżeli są Gruzinkami;
– wyśmiewanie niegruzińskich nazwisk;
– pracownicy sklepów wyśmiewają się z kobiet, które mówią w swoim języku, i reagują
– śmiechem na ich pytania zadawane w języku gruzińskim.

Taka postawa boli. Niewinne, pracowite, unikające konfliktów kobiety z Ianeti też chciałyby otrzymywać ciepło od innych. Meschetyjska młodzież jest raczej nieśmiała, darzy szacunkiem i starszych, i młodszych. Jest przywiązana do swoich korzeni, wiary, kultywuje tradycje. Wiele uczy się też od swoich rodziców. To, co nie podoba się młodym, zmieniają, ale powoli.

Zmienił się już na przykład zwyczaj zawierania małżeństw – kiedyś swatano i żeniono dzieci. Prawo co prawda zabrania wczesnych małżeństw, rzadko jednak było ono przestrzegane. Dlatego też potrzeba było wiele lat i ciężkiej pracy (szkoły, organizacji pozarządowych, struktur rządowych), aby uświadomić rodzicom, że przedwczesne małżeństwa ich córek nie są wskazane. Dziewczyny zdały sobie sprawę z korzyści, jakie przynosi im edukacja, zdobycie zawodu, własne dochody. Wiedzą, że powinny się uczyć gruzińskiego, jeśli chcą być równe innym Gruzinom i nie mieć trudności w komunikowaniu się, zdobywaniu wykształcenia, pracy.

Ainur Kamalova jako pierwsza zaraz po szkole podstawowej ukończyła kurs szycia w zawodówce. Jej siostra – Ia Kamalova –uczęszczała, jako druga, na kurs stylistki. Teraz Albina Bagbanova studiuje rachunkowość. Inne dziewczęta też będą kontynuować naukę. Nie chcą wcześnie wychodzić za mąż. Chcą innego, lepszego życia, niż miały ich matki.

Publikacja powstała w ramach projektu "Akademia Reporterek" wspieranego przez Kolegium Europy Wschodniej

Artykuł opublikowano na stronie momsedu.ge