Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Majdan / 07.05.2024
Kamil Całus

W Mołdawii narastają przedwyborcze napięcia. Kreml wkracza przez Gagauzję

Co najmniej od początku 2024 r. rośnie zainteresowanie Rosji mołdawską Gagauzją. To położony na południu kraju autonomiczny region zamieszkały przez Gagauzów – etnicznie turkijską, lecz prawosławną i skrajnie prorosyjską, 150-tysięczną mniejszość, stanowiącą ok. 4 proc. ogółu mieszkańców Mołdawii. Wygląda więc na to, że Moskwa chce wykorzystać ten niewielki region w związku ze zbliżającymi się mołdawskimi wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi. Wykorzystując przychylnych Rosji gagauskich polityków, Kreml chce uderzyć w walczącą o reelekcję w październiku prezydentkę Maię Sandu oraz osłabić związaną z nią, rządzącą od 2021 r. prozachodnią Partię Działania i Solidarności (PAS).
Foto tytułowe
Fot. Erik Törner (Flickr)



Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!



Gagauzja to jeden z najbardziej prorosyjskich regionów Mołdawii. Zamieszkujący go Gagauzi, mimo że posiadają własny język (należący do grupy języków turkijskich i wzajemnie zrozumiały ze współczesnym tureckim), na co dzień posługują się raczej rosyjskim. Chętnie korzystają też z rosyjskojęzycznych mediów, a jeśli pozwala im na to zasobność portfela, posyłają swoje dzieci na rosyjskie uczelnie wyższe. Często emigrują zarobkowo do Moskwy czy Petersburga. Gagauzi w przytłaczającej większości uważają się za część russkiego miru, czyli rosyjskiej przestrzeni cywilizacyjno-językowo-kulturowej. Nie przepadają za Zachodem i z niechęcią spoglądają na trwający od lat proces integracji europejskiej Mołdawii – kraju, którego są obywatelami.
Z kodem PATRONITENEW
magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite



Gagauz popiera Moskwę


W efekcie Gagauzi tradycyjnie popierają – i w wyborach krajowych, i lokalnych – tych polityków, którzy opowiadają się za możliwie najbliższą współpracą z Moskwą oraz którzy cieszą się poparciem Kremla. Tak też stało się w trakcie zorganizowanych na przełomie kwietnia i maja 2023 r. wyborów na stanowisko baszkana. Tak nazywa się najwyższy urząd w Autonomii Gagauskiej. Wygrała je jeszcze do niedawna mało znana postać – Evghenia Guțul. Nowa szefowa Gagauzji szła do wyborów ze wsparciem populistycznej, prorosyjskiej partii Șor, noszącej imię i kierowanej przez biznesmena i prorosyjskiego polityka Ilana Șora, który zbiegł z Mołdawii do Izraela w 2019 r. Zwycięstwo Guțul ucieszyło nie tylko samego Șora, lecz przede wszystkim Moskwę, która co najmniej od drugiej połowy 2022 r. wyraźnie stawia na niego oraz kontrolowane przezeń siły polityczne jako na główny instrument walki z prozachodnim rządem w Mołdawii oraz destabilizacji sytuacji w tym kraju.


Lider na odległość


Șor – poza działalnością polityczną – znany jest w Mołdawii przede wszystkim ze swojego udziału w aferze miliarda, czyli kradzieży z lokalnych banków w 2014 r. sumy 1 miliarda dolarów, za co Sąd Apelacyjny w Kiszyniowie w kwietniu 2023 r. (cztery lata po jego ucieczce z kraju) skazał go na karę 15 lat więzienia. Fakt przebywania poza granicami Mołdawii i ciążący na nim prawomocny wyrok nie przeszkadzają mu jednak w działalności politycznej na krajowej arenie. Șor pozostaje jednym z najaktywniejszych i najbardziej rozpoznawalnych polityków oraz najzacieklejszym przeciwnikiem obecnych władz. To właśnie środowiska polityczne kontrolowane przez Șora odpowiedzialne były za falę antyrządowych protestów, które przetoczyły się przez Kiszyniów w 2022 i 2023 r. Moskwa zaś aktywnie wspierała te działania.

Rząd od początku argumentował, a dziennikarze śledczy potwierdzali te ustalenia, że protesty organizowano w sposób nielegalny. Nie tylko płacono ich uczestnikom, co już jest niezgodne z prawem, lecz również używano w tym celu środków niejasnego pochodzenia. Sugestia była czytelna – Șor finansuje działalność związanych z nim sił politycznych, korzystając ze skradzionych w 2014 r. pieniędzy. Przekonywano też, że część pieniędzy wykorzystywanych na działalność antyrządową trafiało do Mołdawii bezpośrednio z Rosji. Zarzuty te potwierdził zresztą później mołdawski wywiad.

Ostatecznie w czerwcu 2023 r., niecałe dwa miesiące po wygranych przez Guțul wyborach, na stanowisko baszkana Gagauzji, partia Șor uznana została przez mołdawski Sąd Konstytucyjny za niekonstytucyjną i rozwiązana. Sędziowie stwierdzili, że ugrupowanie jest organizacją antydemokratyczną, i nie byli w tej opinii odosobnieni. Jeszcze w październiku 2022 r. USA objęły jej lidera sankcjami za „wspierane przez Kreml próby ingerencji w wybory w Mołdawii”. Później podobne sankcje z tych samych powodów nałożyła na niego także Wielka Brytania, UE czy Polska. Șor nie złożył jednak broni. Wręcz przeciwnie. Spodziewając się takiego wyroku, zawczasu zaczął tworzyć sieć mniejszych ugrupowań, które miały się stać spadkobiercami partii Șor.


Zmiana akcentów


Choć powołanie kilku partii w miejsce jednej, zdelegalizowanej pozwoliło Șorowi utrzymać swoją legalną reprezentację na mołdawskiej scenie politycznej, to nie sposób nie zauważyć, że w ostatnim czasie aktywność kontrolowanych przez niego ugrupowań wyraźnie zmalała. Powód jest banalny: brak środków. Niezwykle dynamiczna działalność partii Șor była możliwa dzięki dopływowi pochodzącej z niejasnych źródeł gotówki, pozwalającej chociażby na finansowanie masowych manifestacji. Od wielu już miesięcy nie jest to jednak możliwe. Po wyroku Sądu Konstytucyjnego znaczna część majątku partyjnego została skonfiskowana. Kolejnym ciosem w finanse ugrupowań okołoszorowskich były i są regularnie prowadzone przez służby naloty na biura partyjne, kończące się najczęściej kolejnymi konfiskatami znacznych ilości gotówki.

Istotnie osłabione, ściśle kontrolowane przez służby i pozbawione środków struktury partyjne Șora straciły więc w ciągu ostatnich kilku miesięcy na znaczeniu. Moskwa nie mogła już liczyć, że za ich pomocą doprowadzi od destabilizacji sytuacji w Mołdawii, nie mówiąc już nawet o próbie obalenia rządu. Nawet demonstracje podobne do tych z 2022 czy 2023 r. wydają się obecnie przekraczać możliwości tych organizacji. Wygląda więc na to, że świadom tego Kreml postanowił wykorzystać relatywnie nowy, perspektywiczny instrument, jakim od momentu przejęcia tam władzy przez reprezentantkę Șora stała się Gagauzja. Nowa baszkanka zdaje się obecnie mołdawską ulubienicą Kremla. W ciągu pierwszych czterech miesięcy bieżącego roku składała wizyty w Rosji aż trzy razy. Zdołała też osiągnąć coś, o czym większość prorosyjskich mołdawskich polityków może tylko marzyć. Podczas marcowego pobytu w Soczi – gdzie gościła na Światowym Festiwalu Młodzieży – spotkała się z Władimirem Putinem. Rozmowa, a raczej wymiana zdań z rosyjskim prezydentem trwała zaledwie chwilę, ale fotografia Guțul stojącej obok Putina i ściskającej mu dłoń musiała zrobić wrażenie wśród przedstawicieli lewego (tj. prorosyjskiego) skrzydła mołdawskiej sceny politycznej. Aż dwukrotnie przyjęła ją także przewodnicząca Rady Federacji Walentina Matwijenko. Wreszcie, Guțul gościła również w programie u czołowego rosyjskiego dziennikarza propagandysty, Władimira Sołowiowa.



Kije i marchewki


Co ważne, w trakcie drugiej ze wspomnianych wizyt, która odbyła się w kwietniu, została zawarta umowa między władzami Gagauzji a rosyjskim, państwowym Promswiazbankiem. Zgodnie z porozumieniem bank ten ma uruchomić specjalne konta dla ok. 25 tysięcy „wrażliwych socjalnie” mieszkańców Gagauzji, głównie emerytów. Od 1 maja na te konta co miesiąc mają wpływać dodatki finansowe w wysokości ok. 100 euro. Pieniądze pochodzić mają od nieokreślonych „partnerów w Rosji”. Podczas kwietniowej wizyty w Moskwie Guțul zwróciła się także do Gazpromu z prośbą o dostawy dla Gagauzji gazu po niższej niż dla całej Mołdawii cenie.

Mapa nieuznawanej Republiki Gagauskiej z lat 1990-1994
Wymienione wyżej wizyty, spotkania i porozumienia pozwalają Kremlowi zręcznie osiągnąć kilka istotnych celów. Po pierwsze, wzmacniają rzecz jasna pozycję samej Guțul oraz stojącego za nią Șora i jego ugrupowań. Po drugie, mają tworzyć wrażenie, że popieranie prorosyjskich polityków jest po prostu bardzo opłacalne, może bowiem z łatwością przełożyć się na konkretne korzyści dla wyborców – np. tani gaz czy dodatki dla uboższej części społeczeństwa. Wreszcie, po trzecie, pozwalają w iście makiaweliczny sposób uderzyć w rząd w Kiszyniowie.

Promswiazbank, który ma zgodnie z umową otworzyć konta dla uprawnionych do dopłat Gagauzów jako bank rosyjski, a do tego obsługujący sektor zbrojeniowy, został objęty sankcjami i wyłączony z międzynarodowego systemu bankowego. W efekcie, nawet jeśli jakieś pieniądze trafią na konto beneficjenta, nie będzie on mógł ich przelać np. na swój rachunek w mołdawskim banku. Co więcej, Promswiazbank – z tych samych powodów – nie ma prawa do emitowania własnych kart Visa czy Mastercard. Zamiast tego wydaje karty Mir – rosyjskiego systemu płatniczego funkcjonującego tylko w kilku krajach i regionach na świecie, m.in. w Rosji, Białorusi czy w separatystycznym Naddniestrzu. Nawet jeśli beneficjenci w Gagauzji rzeczywiście otrzymają obiecane środki, to żeby móc je wypłacić, będą musieli się udać np. do Naddniestrza lub prosić o to bliskich przebywających na emigracji zarobkowej w Rosji. Prorosyjskim politykom łatwo będzie przekonywać, że komplikacje te wynikają z sankcji wobec rosyjskich banków, na jakie zgodziły się prozachodnie władze mołdawskie. Podobnie sprawa ma się z potencjalnie tańszym gazem od Gazpromu. Nawet gdyby koncern zadeklarował, że faktycznie udzieli Gagauzji zniżki, to trudno sobie wyobrazić, by mołdawski operator gazowy różnicował ceny w zależności od regionu, do którego dostarcza surowiec. Nie pozwala na to zresztą prawo. I tym razem łatwo byłoby więc uderzyć we władze w Kiszyniowie, argumentując, że karzą one Gagauzję za jej prorosyjskie nastawienie.

Prócz marchewki Kreml i działający w jego interesie Șor oraz Guțul korzystają także z kija, jakim jest budowanie poczucia zagrożenia wśród mołdawskiego elektoratu. Ostatnio w trakcie wizyty w Rosji – baszkanka stwierdziła, że w razie połączenia Mołdawii i Rumunii Autonomia Gagauska ogłosi niepodległość, oraz zapowiedziała, że poprosi Rosję o pomoc, jeśli Mołdawia – w reakcji na secesję regionu – wprowadzi tam wojska. Obydwie te deklaracje pozbawione są racjonalnych podstaw, bo potencjalne zjednoczenie Rumunii i Mołdawii – o ile w ogóle kiedykolwiek się dokona – jest bardzo odległe. Grożenie separatyzmem i rosyjską interwencją ma więc na celu wyłącznie zastraszanie wyborców. Z jednej strony pomaga to mobilizować środowiska prorosyjskie, zaś z drugiej może doprowadzić do przepłynięcia pewnej części elektoratu od rządzącej PAS, kojarzonej z konfrontacyjną wobec Rosji i prozachodnią postawą do partii centrum czy też partii „pokoju”. Tak określa się partie, które choć opowiadają się za integracją europejską, są jednocześnie niechętne antagonizowaniu Rosji i dystansują się wobec trwającej wojny.

Wyborcze strachy

Wszystko to dzieje się w przededniu dwóch ważnych wyborów, do jakich dojdzie w Mołdawii w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy. Już w październiku odbędą się w tym kraju wybory prezydenckie, w których obecna prezydentka Maia Sandu będzie walczyła o reelekcję. Z kolei w połowie 2025 r. w Mołdawii zorganizowane zostaną wybory parlamentarne.

Kiszyniów nie pozostaje w tej sytuacji bierny. Po sukcesie, jakim było zdelegalizowanie partii Șor i doprowadzenie do objęcia jej lidera sankcjami międzynarodowymi, PAS stara się teraz doprowadzić do rozliczenia, a co za tym idzie – osłabienia samej Guțul. Działania te przynoszą już pewne rezultaty. 24 kwietnia mołdawska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko baszkance, w którym zarzuca jej m.in. że w latach 2019–2022, gdy piastowała stanowisko sekretarza partii,
Kamil Całus - analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. Głównie zajmuje się Mołdawią, Rumunią czy problemami Naddniestrza i rosyjskich wpływów w regionie. Pisuje dla Tygodnika Powszechnego. Autor książki "Mołdawia. Państwo Niekonieczne"
wywoziła z Rosji do Mołdawii gotówkę, którą następnie wykorzystywano do nielegalnego finansowania działalności ugrupowania. Miała także odpowiadać za wypłacanie wynagrodzenia uczestnikom wspomnianych protestów antyrządowych.

Wraz ze zbliżającymi się wyborami napięcia między Kiszyniowem a Komratem będą narastały. Jednak mało prawdopodobne wydaje się, by miały one nabrać bardziej gwałtownego charakteru czy też doprowadzić do secesji Gagauzji, co wróżą niektórzy komentatorzy.