Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 18.06.2024
Wojciech Pokora

Białoruś Wasila Bykaua to Białoruś, która jest także w naszym interesie

W swojej prozie Bykau nigdy nie stawia się w pozycji autorytetu. Jego ulubionym słowem jest „chyba”. Autor zawsze zachowuje jakieś pole niepewności. Rzeczywistość nie jest dla niego czarno-biała, Bykau dostrzega niuanse, jak ktoś, kto nigdy nie chce widzieć samego siebie w roli arbitra, kogoś, kto wszystko wie najlepiej – mówi Joanna Bernatowicz, tłumaczka twórczości najważniejszego białoruskiego pisarza XX wieku w rozmowie z Wojciechem Pokorą.
Foto tytułowe
Białoruś, Mińsk, 5.10.1996 r., Dom Literatury, Sokrat Janowicz i Wasil Bykau (Wiki Commons)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



Rozmawiamy w przededniu stulecia urodzin Wasila Bykaua, ale czerwiec to także rocznica jego śmierci. Rok temu ukazała się Długa droga do domu w Pani tłumaczeniu. Co Panią skłoniło do tego, żeby sięgnąć po tę pozycję w tym momencie?


Joanna Bernatowicz: Oryginał ukazał się w 2003 roku, polskie wydanie – dwadzieścia lat później. Autobiografia Wasila Bykaua, najważniejszego białoruskiego dwudziestowiecznego pisarza, była pierwszą książką, którą przeczytałam w całości po białorusku. Kupiłam ją w Mińsku w 2006 roku. Wtedy dopiero uczyłam się białoruskiego i myślałam, że przeczytanie całej książki w oryginale będzie bardzo trudne. Ku mojemu zdumieniu nie mogłam się od niej oderwać i przeczytałam ją jednym tchem. Już wtedy zaświtała mi myśl, żeby przetłumaczyć tę autobiografię. Najpierw jednak musiałam zdobyć trochę doświadczenia w zawodzie tłumacza. Ostatecznie po 2020 roku, po pamiętnych wydarzeniach na Białorusi, zdecydowałam, że przyszedł dobry moment. Było wówczas duże zapotrzebowanie na białoruską literaturę, na zrozumienie Białorusinów, a ta książka wiele wyjaśnia. Można oczywiście na nią patrzeć w perspektywie biografii jednego człowieka, lecz przy tym daje szeroką panoramę dwudziestowiecznej Białorusi nam, tu w Polsce.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite



Wasil Bykau – co sama Pani zauważa w zamieszczonej na końcu książki nocie od tłumaczki – był popularny w Polsce w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Pani postanowiła zaproponować go dzisiejszemu czytelnikowi, całkowicie innemu, wychowanemu w innych okolicznościach. Inaczej też patrzącemu i na Polskę, i na Białoruś.


Tak, ale to tylko dowód na to, że Bykau się nie zestarzał jako autor. Mało tego – czytany dzisiaj, dowodzi, że jest nie tylko aktualny, ale też pewne jego prognozy, spostrzeżenia okazały się zaskakująco przenikliwe i trafne. Jego biografia pozwala zrozumieć, dlaczego Białorusi trudno się wyrwać z sowieckiego modelu funkcjonowania, dlaczego demokratyczne dążenia Białorusinów napotykają na tak ogromny opór z różnych stron, także niekiedy wypływający od nich samych. Bykau pozwala spojrzeć głębiej w białoruską duszę i nieco więcej dostrzec, bo sądzę, że nie da się zrozumieć innego narodu i jego spojrzenia na świat bez literatury.

Wielu Polakom ten zryw Białorusinów w 2020 roku otworzył oczy. Wydawało im się, że ta Białoruś, nazywana z nutą pogardy „skansenem Europy”, to świadomy wybór Białorusinów. Uważano, że oni w tym ruskim mirze czują się dobrze. I nagle sami Białorusini pokazali, że nie czują się dobrze, że chcieliby zmian. A przecież Bykau pisał o tym rozdzieleniu doświadczenia białoruskiego od ruskiego świata, od ruskiego miru. To silnie oddziaływało na jego twórczość.

Tak, oddziaływało i wpływało na jego postrzeganie rzeczywistości. Weźmy choćby taki przykład. Bykau pisze, że w dzieciństwie tłumaczył Verne’a na język białoruski, bo bardzo chciał, żeby białoruskie dzieci mogły go czytać w swoim ojczystym języku. Urodził się w małej wsi na Witebszczyźnie, w dzieciństwie jego naturalnym żywiołem był język białoruski. Niemal sto lat później dzisiejsze białoruskie dzieci poznają twórczość Verne’a w języku rosyjskim. Długa droga do domu pozwala zrozumieć, dlaczego tak się stało i dlaczego dziś możliwa jest tak głęboka rusyfikacja.


Sto lat temu autorowi można było więcej?


To nieco paradoksalna sytuacja, że literatura białoruska w czasach ZSRS, czyli gdy Białoruś była jedną z sowieckich republik, w pewnych granicach, jeśli chodzi o kulturę, mogła się rozwijać. Sam Bykau został objęty zakazem publikowania dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy zajął jednoznacznie krytyczne stanowisko wobec zmian, które nastąpiły po referendum w 1995 roku. Przed 2020 rokiem na fali liberalizacji białoruskie życie literackie i teatralne było niezwykle dynamiczne i różnorodne. Dzisiaj mamy do czynienia z sytuacją, gdy niezależne wydawnictwa uległy likwidacji, a wiele utworów literackich na mocy decyzji sądu uznano za ekstremistyczne. Są wśród nich także kanoniczne teksty, na przykład pisane podczas powstania styczniowego, o antycarskiej wymowie. Takie książki są wycofywane z bibliotek i księgarni, a za ich posiadanie grozi sprawa karna.


To ważne, o czym Pani mówi, bo przecież właśnie Bykau zwracał na to uwagę, że język jest elementem, który pomaga Białorusinom zachować tożsamość. Tym najważniejszym elementem kultury.


To prawda. Dlatego nie bez powodu w przestrzeni postsowieckiej funkcjonuje stereotyp, że jeżeli ktoś mówi w języku białoruskim lub ukraińskim, to jest nacjonalistą. Sama wyczuwałam pewną niezręczność podczas wyjazdów studenckich na Białoruś. Swobodnie używam języka białoruskiego i łatwiej mi jest się komunikować po białorusku niż po rosyjsku. Nie jest to z mojej strony żadna forma demonstracji politycznej, lecz kwestia wygody. Tymczasem poza kręgiem białoruskojęzycznych znajomych, w przestrzeni publicznej, w sklepie, na ulicy, gdzie dominuje rosyjski, czułam się z tym białoruskim jakoś niezręcznie.


Jednak to chyba nie dziwi w kontekście wynaradawiania Białorusinów? Język stał się istotnym elementem kultury i tożsamości Białorusi. Ci, którzy świadomie wybierają białoruski czy kolory flagi, demonstrują przywiązanie do pewnej tożsamości i tradycji.


Tak, lecz te symbole są zakazane. Co do powszechnego użycia języka rosyjskiego, trudno się temu dziwić. W ogromnej większości szkół wszystkie przedmioty, oprócz literatury białoruskiej i historii, wykładane są po rosyjsku. Literatura rosyjska funkcjonuje w programie szkolnym na takich samych prawach jak białoruska. W mojej ocenie to swojego rodzaju cud, że wciąż powstają nowe książki w tym języku i mnóstwo ludzi, w tym bardzo młodych, chce uczyć się i rozmawiać po białorusku. Dostrzegają w tym właśnie tę wartość, która ich odróżnia. A wracając do Bykaua, on akurat tłumaczył samodzielnie swoje książki na język rosyjski, choć szczerze nie znosił tego zajęcia. W oryginale trzymał się zawsze języka białoruskiego i cała jego twórczość jest bardzo mocno osadzona w białoruskim kontekście.


Czy Pani, jako polonistce, trudno było zachować w tłumaczeniu ten jego „po chłopsku rzetelny” styl?


To ciekawe pytanie. Bardzo lubię styl Bykaua. To, że stosuje krótkie, proste zdania…


Jak Hemingway, do którego nie bez powodu Bykau odwołuje się wielokrotnie w swojej książce…


Tak. Starałam się oddać pewną swobodę tego stylu. Po polsku rzadko teraz pisze się właśnie takimi prostymi, bezpośrednimi zdaniami. Nie ukrywam, że to było pewne wyzwanie, żeby nie uprościć tego nadmiernie, zachować potoczysty, nieco gawędziarski styl. Częściowo te wspomnienia powstawały dla Radia Swoboda, więc źródłem była forma mówiona. W tej autobiografii najbardziej mi się podobało to, że autor nigdy nie stawia się w pozycji autorytetu. Jego ulubionym słowem jest „chyba”. Bykau zawsze zachowuje jakieś pole niepewności. To wspaniałe tłumaczyć autora, dla którego rzeczywistość nie jest czarno-biała, który dostrzega niuanse, nigdy nie chce widzieć samego siebie w roli arbitra, kogoś, kto wszystko wie najlepiej.


Wesprzyj nas na PATRONITE
Ostatnio zmienił się też kontekst odczytywania autobiografii Bykaua. Pokoleniu żyjącemu czy dorastającemu w PRL łatwo było rozumieć walkę z reżimem, cenzurą czy walkę o tożsamość. Opowieści wojenne znaliśmy z relacji poprzednich pokoleń. W autobiografii Bykaua wojna to ważny okres. Dzisiaj żyjemy znowu w warunkach, kiedy ta wojna staje się aktualna. Bykau pisał o tym, że dzięki Hemingwayowi zrozumiał, że to doświadczenie wojny jest uniwersalne. Wydawało mu się, że jego doświadczenie jest wyjątkowe, ale czytając Hemingwaya, pojął, że trzydzieści lat wcześniej wojna wyglądała podobnie, w ogóle się nie zmieniła. Dzisiaj, w 2024 roku, rozmawiamy znowu w warunkach wojny za naszą wschodnią granicą, która też się nam wydaje wyjątkowa, a być może jest w niej ten sam uniwersalizm?


Bykau opisuje wojnę jako piekło. W kontekście tej obecnej wojny i wszystkich wojen właśnie uniwersalność postrzegania tego jako piekła, które ludzie sobie nawzajem gotują, jest czymś najważniejszym. Spójrzmy na twórczość Bykaua – nawet nie na tę autobiografię, ale wcześniejszą. Zobaczymy jeszcze bardziej uniwersalny wymiar, bo jego bohaterem jest zwykły szeregowy żołnierz, partyzant albo mieszkaniec okupowanych terenów w zetknięciu z kataklizmem wojny. Bykaua interesuje konflikt wewnętrzny, to, jak bohater postąpi w obliczu zagrożenia, śmierci, przemocy. Na tym polega uniwersalizm. Bo ostatecznie nie ma znaczenia, jaka to jest wojna. Dla niego nie liczą się propagandowe mity, lecz prawda o człowieku. Z tego powodu zresztą miał olbrzymie problemy z krytyką i cenzurą – prawda była bardzo niewygodna dla władz kreujących zafałszowany obraz oparty na heroicznych mitach.


Czyli nie tylko Długa droga do domu, ale warto sięgać po inne pozycje Wasila Bykaua?


Można zacząć od jego prozy wojennej, ale też bardzo dobrze czyta się wydaną w 1981 roku i przetłumaczoną przez Marię Putrament powieść Zły znak. Tam bohaterami są mieszkańcy wsi białoruskiej, starsi ludzie, którzy usiłują przetrwać pod okupacją niemiecką. I tutaj akurat nie mamy do czynienia z sytuacją frontową, tylko raczej z tym, co dzieje się obok, w życiu codziennym wiejskiej społeczności. Od niej można zacząć, ale też warto sięgnąć po Balladę alpejską, Doczekać do świtu czy Sotnikowa. To są książki łatwo dostępne w bibliotekach, w znakomitych tłumaczeniach.


Długa droga do domu już jest od roku dostępna na naszym rynku. Z jakim odbiorem się spotkała? Miała Pani dziesiątki recenzji, spotkań, reakcji zwrotnych?


Recenzji było zaledwie kilka. Wydaje mi się, że Białoruś obecnie słabo przebija się do naszej świadomości i życia literackiego, zwłaszcza w porównaniu z tym, co działo się po wydarzeniach 2020 roku. Niestety wybuch wojny i miejsce Białorusi w obozie agresora sprawiły, że białoruska niezależna opowieść nieco zgasła, jest mniej widoczna. Potęgują to agresywne działania reżimu Łukaszenki na granicy.


Książka jest dostępna na stronie wydawnictwa KEW
Wasil Bykau – uznawany za najważniejszego białoruskiego pisarza XX wieku. Walczył na frontach II wojny światowej, był kilkukrotnie ranny. Z jego żołnierskich doświadczeń zrodziła się przenikliwa, bezkompromisowa proza, rozprawiająca się z propagandowymi mitami. Przeszedł niezwykłą życiową drogę: od kołchozowego dzieciństwa, przez wojenne piekło i zmagania z radziecką cenzurą, do sławy i autorytetu, bycia głosem Białorusi w świecie.

Joanna Bernatowicz – tłumaczka, redaktorka. Tłumaczy z języka białoruskiego prozę, literaturę faktu, adaptacje teatralne i eseje. Współtwórczyni portalu Rozstaje.art. Przekłady i recenzje publikowała m.in. w „Fabulariach”, „Nowej Europie Wschodniej”, „Znaku”, „Dwutygodniku”. Przetłumaczyła m.in. Ślad motyla Alaksandra Łukaszuka oraz W szponach GPU Franciszka Alachnowicza.


Może tym bardziej dziś Wasil Bykau jest nam potrzebny?


Jest nam potrzebny, żeby zrozumieć, że to, co słyszymy w mediach i to, jak wygląda obecnie relacja pomiędzy naszymi krajami, to nie jest cała prawda o Białorusi. Bardzo wielu Białorusinów wyemigrowało z powodów politycznych do Polski. Tym bardziej jest potrzeba, żeby ich dostrzegać, rozumieć i wspierać. I też właśnie poprzez czytanie takich książek łatwiej nam będzie zrozumieć, dlaczego ta białoruska droga do domu jest taka długa.


To co ze spotkaniami?


Odbyło się jedno spotkanie wokół tej książki, bardzo ciekawa dyskusja w polskim PEN Clubie. Książka ma jakiś rezonans, nie powiem, że nie. Pojawiły się recenzje w „Tygodniku Powszechnym” czy „wSieci”, choć pewnie zainteresowanie jest mniejsze niż byłoby jeszcze przed 2022 rokiem. I to jest oczywiście zrozumiałe, natomiast nie chciałabym, żeby z tego powodu ta książka i ten sposób myślenia o Białorusi zostały odsunięte na bok. Dla mnie najprzyjemniejsze są podziękowania od Białorusinów. Dostałam mnóstwo wiadomości z podziękowaniami za przekład tej książki, często od nieznajomych.


Powiedziała Pani piękną frazę o długiej drodze do domu Białorusi. Nie sądzi Pani, że ta droga się niestety wydłużyła po tym 2022 roku i znowu nie widać na horyzoncie tego domu?


Tak, mam wrażenie, że to są jedne z najmroczniejszych czasów – chociaż kiedy na Białorusi były te promienne?


Białoruś wciąż na nie czeka.


Białoruś jest krajem, który doświadczył wielu katastrof w XX wieku. Tragiczne dla białoruskiej inteligencji lata trzydzieste, potem druga wojna światowa, podczas której zginął co czwarty obywatel tego kraju. Katastrofa w Czarnobylu, większość strefy skażenia znalazła się na terytorium Białorusi... Z drugiej strony, zadziwia mnie niesamowita zdolność przetrwania Białorusinów.


I żeby zajrzeć za kulisy tej zdolności przetrwania, warto sięgnąć po Bykaua.


U Bykaua nie ma czerni i bieli, tam są odcienie szarości. Nieprzypadkowo Bykau był przez krytyków, przez historyków literatury łączony z egzystencjalizmem, z prozą Alberta Camusa, Sartre’a, z tym całym ciemnym, egzystencjalnym nurtem w kulturze. I w jego utworach nie ma łatwego pocieszenia. Sam Bykau zaznaczał, że chce tylko jednego: być przyzwoitym, natomiast jego biografia czy w ogóle obecna rzeczywistość Białorusinów często pokazuje, jak…


…jak trudno być człowiekiem.


Wystarczy przypomnieć znaną historię Romana Protasiewicza, który został złamany przez służby, czy dramaty rozgrywające się w życiu białoruskich więźniów politycznych, torturowanych, zmuszanych do publicznego kajania się. Służby potrafią wykorzystać każdy słaby punkt, skompromitować człowieka, skłonić opinię publiczną do tego, by go oskarżyć, potępić. Tak łatwo wydawać sądy moralne, gdy jest się na wolności, gdy nic nam nie grozi. W sytuacji przemocy, zagrożenia, tortur, gdy w grę wchodzą nasi najbliżsi, bezpieczeństwo naszych dzieci, nie ma jednoznaczności, niestety.


Z drugiej strony próba wpływania na polską opinię publiczną poprzez takie osoby jak sędzia Tomasz Szmydt, który próbuje pokazywać, jak jest wspaniale na Białorusi, jawi się jak gra zła z dobrem. Niestety, my przyglądamy się temu. Na nas to zło oddziałuje poprzez różne sytuacje, poprzez dezinformację, która jest niesamowita, propagandę, która się rozlewa…


Co do tego możemy mieć sto procent pewności, że mamy do czynienia ze złem i z przemocą. Przy okazji tematu ucieczki sędziego Szmydta zauważyłam, że bardzo często nasi komentatorzy z pewną taką pogardą i poczuciem wyższości wypowiadali się o Białorusi: „Ojej, uciekł na Białoruś? Naprawdę? Gdyby chociaż uciekł do Rosji albo na Kubę, no to jeszcze, ale na Białoruś?”. Jeśli ktoś wypowiada się w taki sposób, z lekceważeniem i przekonaniem, że to jakiś nieciekawy kraj, w którym „nic nie ma”, nie tylko ulega najgorszym stereotypom, lecz wpada w mentalną pułapkę. W ten sposób własnymi rękami wypychamy Białoruś z Europy w jakąś bliżej nieokreśloną euroazjatycką „pustkę”.


Wojciech Pokora – dziennikarz i publicysta; absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, z mediami związany od 2008 roku. Był redaktorem naczelnym „Kuriera Lubelskiego”, szefował redakcji internetowej w Polskim Radiu Lublin. Współtwórca programu Demaskatorzy w TVP. Był m.in. współzałożycielem i redaktorem naczelnym Internetowej Telewizji Lublin. Współpracował z redakcjami „Rzeczpospolitej”, „Kuriera Wnet” i Radia Wnet. Współtwórca i redaktor polskiej sekcji Stop Fake, starszy analityk Fundacji INFO OPS Polska.
Dlatego nie tylko warto, ale obowiązkiem dla intelektualistów jest czytanie współczesnej literatury białoruskiej. Żeby zrozumieć Białoruś i Białorusinów. Dostrzec te wszystkie niuanse.


Obowiązek to za duże słowo, mnie jednak bliskie jest spojrzenie Bykaua, który jak ognia unikał patosu. Przyjmijmy po prostu, że dzięki temu zbliżamy się do prawdy o Białorusi i przez to jesteśmy bliżej Białorusinów. Nie oddajemy pola. Bo czy w naszym interesie jest, żeby oddać to pole? Wydaje mi się, że nie i że taka Białoruś właśnie, o której pisze Bykau, o której marzy wielu Białorusinów, również tych, którzy musieli wyemigrować, to Białoruś, która jest w pewnym sensie też w polskim interesie.