Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Transatlantyk / 20.06.2024
Aleksandra Pyka

Zamach na Fico niczego nie zmienił. Walka o wolne media na Słowacji trwa

Jeszcze będąc w opozycji, po przegranych wyborach w 2020, Robert Fico i jego partia SMER rozpoczęli kampanię przeciwko niezależnym słowackim redakcjom i dziennikarzom. Po odzyskaniu władzy SMER wraz z koalicjantami z HLAS-u i Słowackiej Partii Narodowej dążą do przejęcia pełnej kontroli nad mediami i używają do tego niewybrednych metod.
Foto tytułowe
Belgia, Bruksela, 27.10.2023, Premier Słowacji Robert Fico (Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego trzeciego wydania magazynu online!



To, że media i dziennikarze na Słowacji nie mają łatwego życia, wiadomo nie od dzisiaj. Po morderstwie dziennikarza Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnírovej w 2018 roku wyszło na jaw, że już za poprzednich rządów Roberta Ficy służby państwowe na życzenie polityków bądź zaprzyjaźnionych oligarchów nielegalnie lustrowały dziennikarzy.

Wydawało się, że po przegranej Ficy i jego SMER-u w 2020 roku sytuacja się poprawi. Ale to właśnie wtedy były premier zaczął swoją kampanię przeciwko mediom. Na licznych organizowanych przez siebie konferencjach prasowych oczerniał dziennikarzy, bo to właśnie ich obwiniał o to, że musiał zrezygnować z fotela premiera po morderstwie Kuciaka. Miał pretensje, że media co chwila informują o brudnych interesach SMER-u, które po zmianie rządu zaczęły wypływać na światło dzienne.


Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Ataki na dziennikarzy


Także wtedy zaczęły się bezpośrednie ataki na konkretnych dziennikarzy. Jednym z takich był atak wiceprzewodniczącego SMER-u Ľuboša Blahy na prezenterkę radiową Martę Jančkárovą. Blaha bez zaproszenia próbował się dostać do debaty w radiu publicznym, co więcej – chciał to zrobić dokładnie wtedy, gdy audycja na żywo już trwała, więc nie został wpuszczony do budynku. Obrażony Blaha stwierdził, że według niego Jančkárová jest stronnicza i „w ogóle na co sobie pozwala, przecież on jest wiceprzewodniczącym SMER-u”. A to tylko te cenzuralne fragmenty jego wypowiedzi.

Wraz z tymi atakami okazało się, że język używany przez polityków szybko przejmują zwykli obywatele, kierujący pod adresem danych dziennikarzy wulgarne obelgi. Potwierdzają to także badania, które mówią, że w ciągu trzech dni od ataku danego polityka na dziennikarza takie same ataki, wykorzystujące dokładnie te same słowa, pojawiają się w social mediach w wykonaniu obywateli, a w ciągu tygodnia – dwóch przybierają postać listów i gróźb. Tak też było w przypadku wiadomości i telefonów nieznanych osób, które po wystąpieniu Blahy niezwykle wulgarnym i agresywnym językiem groziły Marcie Jančkárovej – m.in. fizyczną likwidacją, torturami, zbiorowym gwałtem lub krzywdą wyrządzoną członkom jej rodziny.

Ataki na dziennikarzy na Słowacji stały się narzędziem codziennej pracy polityków obecnej koalicji. „Ich celem jest moja tożsamość, życie osobiste i reputacja. Są celowo upokarzające, zwodnicze, obrzydliwe i niemożliwe do obrony” – napisała Zuzana Kovačič Hanzelová, dziennikarka dziennika SME, która wskutek nieustannych ataków musiała zrobić sobie kilkumiesięczną przerwę w zajmowaniu się tematami politycznymi.

Dane z 2023 roku pokazują, że ponad dwie trzecie (66,2 proc.) dziennikarzy na Słowacji doświadczyło ataku lub groźby w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Prawie połowa (47 proc.) dziennikarzy uważa, że liczba takich incydentów wzrosła w ciągu ostatnich pięciu lat.

Mimo zamachu na premiera Ficę ataki na dziennikarzy nie ustają. Wręcz przeciwnie. Politycy rządzącej koalicji – wiceprzewodniczący parlamentu Andrej Danko i Ľuboš Blaha – od pierwszej chwili, zamiast uspokoić sytuację, jako winnych ataku wskazywali opozycję i media. Nie da się ich słów wytłumaczyć szokiem po zamachu na premiera, bo z każdym kolejnym wystąpieniem eskalowali swoje oskarżenia. Po początkowej powściągliwości dołączyli do nich inni ministrowie. Po trzech tygodniach od ataku podobne zdanie wyraził również sam Robert Fico.

Mimo że jednocześnie padały deklaracje o zgodzie narodowej i potrzebie uspokojenia sytuacji, ataki na dziennikarzy jeszcze się nasiliły. A to wszystko w kraju, w którym sześć lat temu na zlecenie zamordowano dziennikarza.


Bojkot mediów


Podczas kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi Robert Fico nie pozostawił wątpliwości, że po przejęciu władzy będzie dokonywał politycznej zemsty na wszystkich, którzy kiedykolwiek wystąpili przeciwko niemu. Na pierwszy ogień poszła Prokuratura Specjalna, zajmująca się m.in. sprawami korupcyjnymi z poprzednich rządów SMER-u. I media.

Tuż po objęciu władzy Fico zapowiedział, że SME, Denník N i portal aktuality.sk, w którym pracował Kuciak, są na czarnej liście rządu i zerwana zostaje z nimi jakakolwiek komunikacja. Oskarżył je o wrogość wobec rządu i szerzenie nieprawdziwych informacji. Bojkot ma trwać do czasu, gdy redakcje „zaczną wypełniać ustawowe obowiązki”. Poseł SMER-u Erik Kaliňák nazywa powyższe redakcje „dezinfomediami”. To ewidentna polityczna zemsta za to, że informowały one o wszystkich aferach i sprawach karnych związanych ze SMER-em.

Chwilę później politycy rządowi zdecydowali się na bojkot większości telewizyjnych dyskusji politycznych. W efekcie TV JOJ ściągnęła z ramówki swój program Na hrane, a jego prezenterka Jana Krescanko Dibáková opuściła telewizję. Kilka tygodni temu ta sama sytuacja spotkała Richarda Dírera, prezentera programu V politike w telewizji TA3.

Przełom maja i czerwca 2024 roku przyniósł spór między setką pracowników a kierownictwem TV Markíza po przedwczesnym zakończeniu politycznego programu Na telo]. Mimo że od dłuższego czasu politycy koalicji odmawiali udziału w tym programie, to debacie Na telo dalej udawało się notować bardzo dobre wyniki oglądalności. W tym główna zasługa prowadzącego Michala Kovačiča i jego zespołu, który zamiast polityków koalicji zapraszał specjalistów z danych dziedzin i komentatorów politycznych.

W końcu prowadzący program Kovačič nie wytrzymał i 26 maja podczas relacji na żywo powiedział, że zarówno on, jak i pracownicy zajmujący się serwisem informacyjnym od początku roku spotykają się z wyraźnymi naciskami ze strony władz stacji oraz polityków. Ostrzegał także przed orbanizacją mediów na Słowacji. Według Kovačiča walka toczy się nie tylko o niezależność publicznego nadawcy RTVS, ale także o telewizje komercyjne, tj. – oprócz Markízy – o JOJ i TA3. „Jeśli tego nie powstrzymamy, będzie to miało katastrofalne konsekwencje dla słowackiej demokracji” – powiedział na koniec prezenter.

Po tym wystąpieniu zarząd telewizji odsunął Kovačiča i zdjął z anteny jego program. A pracownicy telewizji, którzy walczą o niezależność redakcyjną, wystosowali do zarządu ultimatum. Gdy to nie poskutkowało, zaczęli ubierać się na czarno i rozpoczęli pogotowie strajkowe.

Właścicielem telewizji Markíza jest czeski holding PPF, który do dziś nie ustosunkował się do sytuacji. PPF to gigant, w którym Markíza jest tylko maleńką kropelką. Choć na Słowacji telewizja ta wypracowała sobie wysoką pozycję i od lat przoduje w rankingach oglądalności, to jednak holding PPF ma kontrakty z państwem (m.in. system poboru opłat drogowych), co może być powodem, dla którego nikt nie chce angażować się w politycznie zabarwione debaty.


Spór o RTVS


TV Markíza to nie jedyne medium, którego pracownicy są w pogotowiu strajkowym. Taka sama sytuacja dotyczy także telewizji i radia publicznego RTVS.

Od początku kadencji na RTVS poluje ministerka kultury Martina Šimkovičová (nominantka SNS), która twierdzi, że media te nie spełniają swojej funkcji publicznej. Według niej RTVS nie jest bezstronna, nie zapewnia widzom i słuchaczom obiektywnych i wyważonych informacji. Ministerka oskarża również RTVS o to, że prawie w ogóle nie ma własnych produkcji. Ale tak się składa, że to obecny rząd obciął budżet publicznego nadawcy o 30 proc. Šimkovičová twierdzi również, że informacje przekazywane przez telewizję publiczną mają jakość brukowca, chociaż wszelkie badania wskazują RTVS jako telewizję opiniotwórczą.

Dla wyjaśnienia: ministerka Šimkovičová w wolnym czasie jest prezenterką konspiracyjnej telewizji internetowej TV Slovan, która chętnie szerzy prorosyjską propagandę. Ona i inni „normalizatorzy” w koalicji chcą podporządkować sobie media publiczne (podobnie jak to miało miejsce w okresie normalizacji w Czechosłowacji w 1968 roku) i przy okazji stłamsić wszelkie przejawy społeczeństwa obywatelskiego.

Co ciekawe, najwięcej do powiedzenia na temat mediów ma najmniejszy koalicjant – partia SNS, która ma w parlamencie zaledwie dziesięciu posłów. Przewodniczący tej partii Andrej Danko już od dawna mówi, że jego wzorem jest pisowskie TVP: „Nie chcę telewizji publicznej, chcę telewizji państwowej. Jestem przeciwko telewizji publicznej. Chcę, żeby RTVS była jak polska telewizja”.

Co więcej, Danko chce ograniczyć dostęp do informacji. Jego posłowie złożyli poprawkę, według której udzielanie informacji na podstawie ustawy o wolności informacji może podlegać opłacie. SNS mówi o wprowadzeniu mechanizmu, który pozwoliłby osobom prawnie zobowiązanym do udzielania informacji na bardziej efektywne zarządzanie procesem ich udostępniania i zapewnienie zwrotu kosztów związanych z szeroko zakrojonym wyszukiwaniem i dostępem do informacji.

Przy czym, po pierwsze, SNS zapomina, że urzędy i instytucje, które są opłacane z podatków obywateli, mają obowiązek informowania o swojej działalności, po drugie – poprawka ta jest tak ogólnikowa, że już teraz opozycja i organizacje pozarządowe ostrzegają, iż będzie skutkowała odebraniem obywatelom konstytucyjnie zagwarantowanego prawa do informacji.

Jakby tego było mało, to 17 czerwca 2024 roku fundacja Zastavme korupciu (Zatrzymajmy Korupcję) doniosła, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych po cichu i w trybie przyspieszonym dołączyło do innej ustawy poprawkę, dzięki której wszelkie informacje na temat działalności rządu będą mogły zostać utajnione. Wystarczy, że ktokolwiek z rządu oceni, że mogłoby to zagrozić jego wiarygodności.

Danko chce także powołania narodowego urzędu medialnego, który kontrolowałby media informacyjne. Przy czym Słowacja ma już organ regulacyjny – Radę Usług Medialnych, nadzorującą media i nakładającą sankcje w przypadku łamania prawa. Od 2022 roku wzmocniono też jej kompetencje.

Ale dla rządzącej Słowacją koalicji to najwyraźniej za mało. Danko ogłasza również nowe zasady ochrony dóbr osobistych – oczywiście dóbr osobistych polityków rządu. A już w tej chwili Słowacja ma najsurowsze kary za zniesławienie w całej Unii Europejskiej: od dwóch do nawet ośmiu lat więzienia w szczególnych przypadkach. Wszystkie te inicjatywy są wycelowane w media krytyczne, które zadają niewygodne pytania.


Lepsze są (dezinfo)media?


Dzisiaj słowaccy dziennikarze szukający prawdy dostają etykiety aktywistów i ludzi, którzy chcą uprawiać politykę. Politycy koalicji chcieliby, by dziennikarze i media działali jako wzmacniacze ich tweetów, filmików i wypowiedzi z portali społecznościowych. Nie są zainteresowani faktami, poszukiwaniem prawdy i krytyczną debatą. Obiektywizm i bezstronność ma zastąpić propaganda. I to niezależnie od tego, czy chodzi o media prywatne, czy publiczne.

Dlatego od początku kadencji tego rządu oprócz bojkotu mediów krytycznych dostrzegamy wzmocnienie pozycji tzw. dezinfomediów, czyli portali, kanałów w mediach społecznościowych i internetowych stacji telewizyjnych, które chętnie szerzą rosyjską propagandę, teorie spiskowe i konspiracje. Politycy rządu określają je natomiast mianem bezstronnych i niezależnych.

Robert Fico podczas wywiadu w jednym z takich kanałów podziękował wszystkim „niezależnym mediom” za kawał dobrej, dziennikarskiej roboty. Dodał, że korygują one wypaczenia, które są obecne na słowackim rynku medialnym.

O ironię losu zakrawa, że w debacie ze ściganym międzynarodowym listem gończym youtuberem wziął udział minister spraw wewnętrznych Matúš Šutaj Eštok (HLAS), a w kolejnej – przewodniczący Komisji Obrony i Bezpieczeństwa Tibor Gašpar (SMER), który zaczął kwestionować jego oskarżenie. Później w rozmowach z tym człowiekiem uczestniczyli również premier Fico i minister obrony Robert Kaliňák.

Tym youtuberem jest znany ekstremista i antysemita Daniel Bombic alias Danny Kollar, ścigany za rozpowszechnianie materiałów ekstremistycznych, cyberprzemoc i publikowanie danych osobowych – m.in. dziennikarzy i polityków opozycji. 3 czerwca 2024 roku YouTube w końcu usunął jego konto i nałożył na niego dożywotni zakaz posiadania konta na tej platformie. Po zablokowaniu konta wielu polityków koalicji wypowiadało się, że to skandal i atak na niezależne media.

Prawdziwy problem polega jednak nie na tym, że Bombicowi zablokowano konto na YouTube, ale że na Słowacji rządzący uważają go za odpowiedniego partnera do debaty, podczas gdy z tradycyjnych mediów zrobiły wrogów społeczeństwa.


Co dalej?


Zamach na Roberta Ficę powinien być sygnałem alarmowym dla wszystkich. Zarówno dla polityków, jak i dziennikarzy. Nie oznacza to jednak, że dziennikarze powinni przestać zadawać krytyczne pytania albo wprowadzać swoistą autocenzurę. Krytyka i pytania ze strony dziennikarzy są normalną częścią debaty publicznej.

Dziennikarze są narażani na większą krytykę społeczną, ale nie powinni obawiać się agresji i gróźb. Obecną falę nienawiści na Słowacji wywołali konkretni politycy. Pomagają im w tym serwisy dezinformacyjne, anonimowy tłum trolli w social mediach i bandyci jak Bombic, którzy już dawno powinni zostać skazani za swoje czyny.

Słowacja o dwanaście pozycji spadła w rankingu wolności mediów, który co roku publikują Reporterzy Bez Granic. Według rankingu na Słowacji nastąpił spadek we wszystkich pięciu wskaźnikach wolności prasy: politycznym, prawnym, gospodarczym, społecznym i bezpieczeństwa. Podobne zdanie wyraziła organizacja Mediadelcom, która wskazuje braki w zakresie wiarygodności i obiektywności w mediach będących pod wpływem polityków lub biznesowych grup interesu. Mediadelcom zauważa, że na Słowacji niezbędne są kroki legislacyjne mające na celu wzmocnienie ochrony dziennikarzy i niezależności mediów, poprawę komunikacji między politykami i dziennikarzami oraz zwiększenie przejrzystości struktury własności i finansowania mediów.

Aleksandra Pyka – absolwentka słowacystyki Uniwersytetu Śląskiego, tłumaczka języka słowackiego, ekspertka ds. Słowacji. Autorka bloga slowacystka.pl, na którym przybliża Polakom ich bliskiego, a jednocześnie dalekiego sąsiada. Regularnie publikuje na portalu Krytyka Polityczna.

Inne artykuły Aleksandry Pyka
Tymczasem na Słowacji widzimy wręcz odwrotne procesy. Kwestia przejęcia telewizji publicznej i zrobienia z niej telewizji państwowej szerzącej rządową propagandę to tylko kwestia czasu. Ustawa trafiła już do drugiego czytania. Wszystko wskazuje też na to, że TV Markíza, zamiast walczyć o swoich pracowników, którzy od lat swoimi twarzami, głosami i pracą budowali jej markę i status na słowackim rynku medialnym, zamieni się w telewizję lifestylovą, bo milionowe kontrakty z organami państwa okażą się ważniejsze.

Krytyczne media, które są na czarnej liście, już teraz w znacznej części utrzymują się z subskrypcji za artykuły czy podcasty.

Pytanie brzmi: co jeszcze rząd, a szczególnie SNS, będzie chciał zrobić, by utrudnić pracę krytycznym mediom, które walczą o prawdę i fakty?