Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Ukraina / 12.05.2025
Kaja Puto
„Nie ma powrotu do życia przed wojną”. Agresja na Ukrainę zmieniła polskie społeczeństwo
Asertywność na arenie międzynarodowej i szerokie poparcie dla wysokich wydatków na obronność – rosyjska pełnoskalowa agresja na Ukrainę od ponad trzech lat odciska wyraźny ślad na polskiej polityce. Stosunek do zagrożenia ze strony Rosji oraz wyzwania dla bezpieczeństwa kraju osłabiają pogłębiającą się od lat polaryzację. Zmiany zachodzą także w społeczeństwie, które wspierając uchodźców wojennych z Ukrainy, poczuło swoją sprawczość, a dzisiaj zaczyna powoli akceptować, że Polska przestała być krajem monoetnicznym.
(Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!
Z pierwszej podróży na ukraińską granicę po wybuchu pełnoskalowej wojny pamiętam głównie adrenalinę. Jechałam autem autostradą A4 nabuzowana emocjami, znacznie przekraczając prędkość, choć zazwyczaj podchodzę do takich występków krytycznie. Na przejściu granicznym zobaczyłam obrazy, które wydawały mi się dotąd niemożliwe: polskich strażników granicznych, którzy zwracają się do Ukraińców z empatią, przygraniczne, na co dzień mocno sceptyczne wobec sąsiadów miejscowości przystrojone żółtą i niebieską bibułą, wreszcie – kierowców-wolontariuszy, którzy czekają w kolejce, by zaoferować grupom uchodźców podwiezienie.
Nie byłam z tymi emocjami sama. Ich nadmiar przełożył się na pomoc, jakiej masowo udzielili Polacy ukraińskim uchodźcom. Według danych GUS jakąś formę wsparcia – pieniądze, podwiezienie czy ugoszczenie w domu – zadeklarowało wówczas 70,2 proc. społeczeństwa. Badacze z Instytutu Socjologii Collegium Civitas ustalili później, że stały za tym bardzo różne motywacje: pomagaliśmy, bo tak trzeba, bo inni też pomagali, bo chcieliśmy poczuć się lepiej, bo chcieliśmy na tym zyskać, bo, wreszcie, rozumieliśmy, że Ukraińcy walczą za nas, a jeśli przegrają, będziemy następni.
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Newsy z Ukrainy przestały się klikać, coraz częściej słyszy się o zmęczeniu wojną, a do ukraińskich uchodźców mamy głównie pretensje. Jednak pełnoskalowa agresja Rosji na Ukrainę i towarzyszące jej emocje pozostawiły w Polakach trwały ślad.
Po pierwsze, jest to poczucie sprawstwa, jakiego dawno nie doświadczyliśmy. Część społeczeństwa wspomina w ten sposób demokratyczne wybory 4 czerwca 1989 roku, wcześniej okazje do tego stwarzały nieliczne wydarzenia historyczne w stylu zwycięstwa w wojnie polsko-bolszewickiej czy powstania wielkopolskiego. Jednak wiatr historii rzadko wieje nam z korzystnego kierunku, jeszcze rzadziej udaje się nam sprawnie ustawić doń żagle. Wspólnotowe uniesienia związane są dla nas zazwyczaj z cierpieniem. Wywołują je kolejne przegrane wojny i powstania, a ostatnio, w czasach pokoju – wydarzenia w rodzaju katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku czy śmierć papieża Jana Pawła II.
Tym razem zareagowaliśmy aktywnie i sprawczo, być może również zainspirowani ukraińską wolą walki, której towarzyszyła atrakcyjna propaganda wojenna – kobieta strącająca drony słoikami kiszonych pomidorów, rolnik odholowujący czołg traktorem, babuszka wręczająca rosyjskim żołnierzom ziarenka słonecznika, by na ich trupach wyrosło coś przydatnego. Oddolna moc Ukrainy pozwoliła jej i nadal pozwala stawiać czoła kolejnym wojennym miesiącom. Jest wszędzie tam, gdzie państwo działa słabo – wyposaża żołnierzy w sprzęt, walczy z rosyjską dezinformacją, sprząta wojenne gruzowiska. Na początku wojny Polacy doświadczyli czegoś podobnego, choć na wiele mniejszą skalę.
To odmieniło neurotyczną polską tożsamość. Być Polakiem to już nie tylko cierpieć – najchętniej za miliony – to również pomagać, działać razem, gościć. Ten konstruktywny vibe powrócił we wrześniu 2024 roku, gdy południowo-zachodnią Polskę dotknęła powódź. Z publicystycznych komentarzy od lewa do prawa wybrzmiewała duma: to kolejny kryzys, któremu razem daliśmy radę. Pocieszający to wniosek w czasach, jak określa naszą współczesność historyk Adam Tooze, „polikryzysu”.
Polska będzie następna
Poczucie wewnętrznej siły przełożyło się na wzrost asertywności w myśleniu o relacjach międzynarodowych. Przed 2022 rokiem Polska była w tej kwestii podzielona w sposób charakterystyczny dla krajów peryferyjnych – liberałowie (globaliści) bezkrytycznie przyjmowali punkt widzenia hegemona, czyli Zachodu, prawica (lokaliści) widziała w Europie wroga i działała jej na przekór. Jednocześnie obie strony dostrzegały – w przeciwieństwie do zachodnich partnerów – zagrożenia płynące ze strony Rosji. Po inwazji na Ukrainę nabrały ochoty, by powiedzieć Zachodowi: „a nie mówiłem?”.
Ochota ta wezbrała rzecz jasna nie tylko w Polsce – również w innych krajach regionu, np. państwach bałtyckich, a przede wszystkim w Ukrainie. Słynne słowa prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o tym, że „nie potrzebuje podwózki, lecz amunicji”, przeszły do historii dyplomacji. I choć dziś postawa ukraińskiego prezydenta bywa nazywana w kręgach europejskich elit roszczeniową, zachodni mainstream uznał wschodnioeuropejskie racje w kwestiach bezpieczeństwa. W sierpniu 2022 roku kanclerz Niemiec Olaf Scholz ogłosił, że „centrum Europy przesuwa się na Wschód”, powtórzyło to po nim później wielu polityków i komentatorów. Mamy przez to wrażenie, że jesteśmy w centrum globalnych wydarzeń.
Po drugie, w 2022 roku do Polaków dotarło, że pokój nie jest wieczny, a wojna jest możliwa. Ta w Ukrainie toczyła się już co prawda od 2014 roku, jednak przez swój lokalny charakter nie wzbudzała powszechnego zainteresowania. Pełnoskalowa inwazja pokazała, że Kreml gotów jest przekraczać kolejne czerwone linie, a więc nie można w pełni wykluczyć, że Rosja zaatakuje któreś z państw NATO. Po 2022 roku wzmożyła zresztą hybrydowe ataki na jego wschodnią flankę – w tym Polskę. Zagłuszanie sygnału GPS na Bałtyku, tajemnicze pożary budynków i pojazdów, cyberataki na infrastrukturę krytyczną (ostatnio np. oczyszczalnie ścieków i wodociągi) na stałe weszły do repertuaru polskich serwisów newsowych.
Atmosferę podgrzewają propagandyści Kremla („zniszczymy polskie miasta rakietami”, „Polska będzie następna” – odgraża się na przykład Władimir Sołowjow). A ostatnio również Donald Trump, którego wycofywanie się z Europy budzi w uzależnionej militarnie od Stanów Zjednoczonych Polsce trwogę.
Wesprzyj nas na PATRONITE
Poczucie zagrożenia uruchomiło w Polakach kody kulturowe z czasów, które ukształtowały nasze wyobrażenie o wojnie – czyli z II wojny światowej. Wpływają one na to, jak rozumiemy obecne wydarzenia. Pamięć o pakcie Ribbentrop-Mołotow sprawiła, że najwięksi germanofile zaczęli patrzeć na Niemcy z większą ostrożnością. Pamięć o zachowaniu radzieckich żołnierzy uchroniła nas przed wiarą w dezinformację dotyczącą rosyjskich zbrodni wojennych. Pamięć o poczuciu bycia zdradzonym przez sojuszników wzmacnia przekonanie, że powinniśmy się zbroić.
W Polsce zapanował silny konsensus co do tego, że trzeba zwiększać wydatki na zbrojenia – choć już teraz zbliżają się do 5 proc. PKB i są pod tym względem największe w NATO. Wedle rozmaitych badań kolejne inwestycje w armię popiera 70–80 proc. Polaków. Gardłuje za tym nawet skrajnie prawicowa i flirtująca z rosyjskimi narracjami Konfederacja, a także partia Razem, której bliskie są idee pacyfizmu oraz współczesnego lewicowego populizmu w rodzaju hiszpańskiego Podemosa czy greckiej Syrizy. Głosy odrębne to polityczny margines – choć może się to jeszcze zmienić.
Poczucie zagrożenia osłabiło nieco przy tym polityczną polaryzację – przynajmniej w tematach związanych z bezpieczeństwem. Partie liberalne, w tym przewodząca Polsce Platforma Obywatelska, zaczęły o wojsku czy migracjach mówić językiem prawicy. Liberalnemu premierowi Donaldowi Tuskowi i prawicowemu prezydentowi Andrzejowi Dudzie zdarzyło się wymienić uprzejmościami. „Rząd i prezydent muszą działać razem” – zadeklarowali przy kilku okazjach, co w Polsce nie miało miejsca od czasów starań o akcesję do UE. Nie przeszkadza im to w innych momentach oskarżać wzajemnie swoich partii o sprzyjanie rosyjskim interesom.
Nie ma Polski bez ukraińskości
Po trzecie wreszcie, napływ uchodźców wojennych z Ukrainy pomógł polskiemu społeczeństwu uświadomić sobie, że przestało być monoetniczne. To proces, który rozpoczął się ponad dekadę temu, gdy do Polski na znaczącą skalę migrować zaczęli mieszkańcy krajów byłego ZSRR – w tym przede wszystkim z Ukrainy. Kilka lat później na ulicach polskich miast coraz częściej spotkać można było gości również z innych zakątków świata – np. Indii, Filipin czy Kolumbii. Według rozmaitych szacunków w Polsce żyje dziś około 2,5 miliona cudzoziemców, a ci zgłoszeni do ubezpieczeń społecznych 6,7 proc. wszystkich pracujących w Polsce.
Szersza debata społeczna na ten temat była jednak przez długi czas utrudniona z powodu dwutorowej polityki prowadzonej przez prawicowe rządy Prawa i Sprawiedliwości (2015–2023). Jej przedstawiciele z jednej strony szczuli na migrantów przybywających do granic UE, przedstawiając się jako siła, która przed wielokulturowością Polskę ochroni, z drugiej – liberalizowali po cichu przepisy migracyjne, ściągając do Polski ręce do pracy z całego świata. Dla wielu Polaków pozostawały one niewidoczne.
Zmienił to dopiero napływ uchodźców wojennych z Ukrainy, choć już wcześniej diaspora z tego kraju była w Polsce największa (a jakaś jej część wyemigrowała z kraju z powodu wojny). Polska solidarność AD 2022 zaowocowała bowiem licznymi bezpośrednimi kontaktami między Polakami i Ukraińcami – zaczęliśmy spotykać się ze sobą w pracy, szkołach, a nawet domach. Z językiem ukraińskim stykamy się w reklamach telewizyjnych, w urzędach i na infoliniach. A w debacie publicznej pojawiło się więcej migranckich głosów – ukraińskich dziennikarek, ekspertek, artystek.
Współczesna Polska nie istnieje już bez ukraińskości – i to mimo że po niezwykłej sympatii Polaków do Ukraińców z początku wojny niewiele już zostało. Zastąpiło ją znużenie i podsycane przez rosyjską dezinformację i rodzimych polityków obawy (o konkurencję w kolejce do lekarza, na rynku pracy, na Tinderze). Polacy – jak pokazują badania prowadzone przez Uniwersytet Warszawski – oskarżają uchodźców o roszczeniowość, niewdzięczność i sowiecką mentalność. Wciąż jednak większość Polaków popiera ich przyjmowanie.
Kaja Puto – dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z „Krytyką Polityczną”, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015–2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Tej trudnej akceptacji nowej polskiej wielokulturowości nie towarzyszy jednak jeszcze głębsza refleksja nad rolą, jaką Polska odegrała w historii ukraińskiej walki o niepodległość. Mówiąc ściślej, aktywnie ją zwalczała – zarówno w czasie zaborów, przede wszystkim w Austro-Węgrzech, jak i w międzywojennej II Rzeczpospolitej. W polskiej pamięci historycznej odcisnęło się to słabo, bo zdominowała ją rzeź wołyńska – czystka etniczna przeprowadzona z inspiracji ukraińskich nacjonalistów na Polakach w czasie II wojny światowej. Rana ta – i niespełnione oczekiwanie przeprosin ze strony Ukrainy – do dziś utrudnia wielu Polakom budowanie zaufania do sąsiadów.
„Nie ma powrotu do życia przed wojną” – można często usłyszeć, rozmawiając z Ukraińcami. Polacy w ciągu ostatnich trzech lat nie doświadczyli nawet ułamka tego, co ich żyjący wojenną codziennością sąsiedzi, ale mogliby się pod tą frazą podpisać. Kolejny krótki okres spokoju w naszym regionie dobiegł końca.
Projekt współfinansowany przez rządy Czech, Węgier, Polski i Słowacji przez Fundusz Wyszehradzki w ramach Grantów Wyszehradzkich. Misją funduszu jest promowanie idei trwałej współpracy regionalnej w Europie Środkowej