Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Rosja / 19.05.2025
Lesia Bidochko

Trump chciał, aby Dzień Zwycięstwa znów był wielki. Demokracje i autokracje uwielbiają parady wojskowe

W 2025 r. prezydent USA Donald Trump ogłosił plany zorganizowania wielkiej parady wojskowej i przemianowania Dnia Zwycięstwa w Europie – 8 maja – na Dzień Zwycięstwa w II Wojnie Światowej, co stanowi bezpośrednie wyzwanie dla monopolu Rosji na kult zmilitaryzowanego triumfu. Zastanawiające jest, dlaczego zarówno demokracje, jak i autokracje inwestują w ekstrawaganckie pokazy władzy symbolicznej. Czy taki teatr może zastąpić prawdziwe zwycięstwo nad nowoczesnym faszyzmem?
Foto tytułowe
Parada (rys. Andrzej Zaręba)



Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!



Amerykańska wspaniałość na paradzie
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Prezydent Trump oświadczył, że Stany Zjednoczone powinny przemianować 8 maja, od dawna obchodzony jako Dzień Zwycięstwa, w Dzień Zwycięstwa II Wojny Światowej. „Zrobiliśmy więcej niż jakikolwiek inny kraj, aby doprowadzić do zwycięstwa aliantów” – napisał na portalu Truth Social. Następnie zaproponował przemianowanie Dnia Weteranów (11 listopada) na Dzień Zwycięstwa w I Wojnie Światowej, argumentując, że Ameryka powinna uhonorować swoje zwycięstwa militarne. „Wygraliśmy obie wojny, nikt nie dorównywał nam pod względem siły, odwagi czy geniuszu wojskowego, ale nigdy niczego nie świętujemy” – stwierdził Trump. „To dlatego, że nie mamy już liderów, którzy wiedzą, jak to zrobić! A więc znowu zaczniemy świętować nasze zwycięstwa!”

Badanie Pew Research Center z 2024 r. wykazało, że 61 proc. amerykańskich weteranów wojskowych lub rezerwistów zamierzało głosować na Trumpa. Do marca 2025 r. administracja Trumpa ogłosiła radykalne cięcia w departamentach federalnych, w tym w Departamencie ds. Weteranów, potencjalnie likwidując około 80 tys. miejsc pracy, czyli zwalniając ponad 15 proc. personelu. Posunięcie to wywołało ostrą krytykę ze strony organizacji weteranów. Trudno nie odnieść wrażenia, że naciski Trumpa na upamiętnianie zwycięstw z przeszłości mogą być politycznym gestem mającym na celu pojednanie z tymi grupami wyborców.

Wysiłki te wpisują się w wieloletnie motto kampanii wyborczej Trumpa „Make America Great Again” (Uczyńmy Amerykę znowu wielką). W tym duchu Stany Zjednoczone przygotowują wielką paradę wojskową zaplanowaną na 14 czerwca 2025 r., w Dzień Flagi, czyli w 250. rocznicę powstania armii amerykańskiej, oraz, nieprzypadkowo, na dzień urodzin Donalda Trumpa. Według Associated Press w defiladzie weźmie udział około 6600 żołnierzy, 150 pojazdów wojskowych (w tym transportery opancerzone Stryker, Bradley, haubice Paladin) i 50 śmigłowców. Trasa będzie prowadziła od cmentarza Narodowego w Arlington do National Mall w Waszyngtonie. Chociaż pomysł pojawił się dopiero niedawno, oczekuje się, że cena wyniesie kilkadziesiąt milionów, co jest porównywalne z ceną typowej parady z okazji Dnia Zwycięstwa w Moskwie (około 12 milionów dolarów).

Już podczas swojej pierwszej kadencji Trump próbował zorganizować paradę wojskową zainspirowaną obchodami Dnia Bastylii we Francji, które odbyły się w 2017 r. Zafascynowany widowiskiem na Polach Elizejskich, starał się powtórzyć je na Pennsylvania Avenue. Jednak plany z 2018 r. zostały porzucone z powodu przewidywanych kosztów przekraczających 90 milionów dolarów i obaw o wpływ na infrastrukturę Waszyngtonu, która nie jest przystosowana do przejazdu czołgów i pojazdów opancerzonych.

Odrzucenie przez Trumpa roli Rosji w zwycięstwie aliantów podczas II wojny światowej wywołało natychmiastową reakcję Kremla. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ, Maria Zacharowa, odpowiedziała cytatem z wypowiedzi prezydenta Franklina Roosevelta z 1943 r.: „Armia Czerwona i naród rosyjski z pewnością skierowały siły Hitlera na drogę wiodącą do ostatecznej klęski i zdobyły trwały podziw narodu Stanów Zjednoczonych”. Oskarżyła też Trumpa o rewizjonizm historyczny. Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, dodał, że odrzuca wkład USA w wysiłek wojenny i że zwycięstwo zostałoby osiągnięte „nawet bez amerykańskiej pomocy Lend-Lease”. Podsumował: „jedlibyśmy pył, ale wygralibyśmy”.

Gniew Moskwy wynika nie tylko z afrontu wobec „świętego kultu zwycięstwa”, ale także z próby zbudowania przez Amerykę własnego kultu. Na prokremlowskim kanale na Telegramie, który ma prawie 70 tys. obserwujących, szydzono, że amerykańska parada jest „nie tyle świętem, co projekcją siły i przesłaniem dla własnej publiczności”.

Wygląda na to, że Trump wkracza na terytorium Putina, rzucając wyzwanie symbolicznemu monopolowi rosyjskiego przywódcy na chwałę militarną. Jest to próba przejęcia od Rosji narracji o zwycięstwie antyfaszystowskim, której Kreml strzeże od dawna. Zorganizowanie parady w Waszyngtonie zgodnie z planem posłuży do zmobilizowania poparcia w kraju dla prezydenta Trumpa, ale także będzie sygnałem dla całego świata, zwłaszcza dla Putina, że Stany Zjednoczone roszczą sobie pretensje do wiodącej roli w kształtowaniu porządku europejskiego, tak jak było 80 lat temu.


Rosyjski kult zwycięstwa


Tradycja 9 maja jako Dnia Zwycięstwa została zinstytucjonalizowana podczas 20. rocznicy zakończenia II wojny światowej w 1965 r., za rządów Leonida Breżniewa, pierwszego sowieckiego przywódcy, który nie był weteranem rewolucji bolszewickiej, ale służył w II wojnie światowej. Podkreślając znaczenie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, Breżniew wzmocnił symboliczną legitymizację swoich rządów. Warto przy tym dodać, że była to dopiero druga parada wojskowa od 1945 r. Kolejna została zorganizowana w 1985 r., ale coroczne parady z okazji Dnia Zwycięstwa rozpoczęły się dopiero w 2008 r.

Sowieckie parady miały symbolizować ideologiczną siłę przeciwstawiającą się zagrożeniom kapitalistycznym i faszystowskim. Współczesne parady rosyjskie powtarzają ten przekaz, ale bardziej koncentrują się na szerzeniu strachu niż na pamięci. Od 2000 r. Kreml kładzie nacisk na prezentowanie zaawansowanej broni, takiej jak czołgi T-14 Armata czy pociski hipersoniczne, podkreślając ambicję Putina, aby wzmocnić geopolityczną pozycję Rosji, a nie jedynie wspierać międzynarodową koalicję przeciwstawiającą się złu.

W przeciwieństwie do uniwersalnych ideałów antyfaszystowskich rosyjskie parady służą obecnie krajowym celom nacjonalistycznym i militarystycznym. W 2024 r. po raz pierwszy przez plac Czerwony przemaszerowali uczestnicy „specjalnej operacji wojskowej”, co wyraźnie powiązało Dzień Zwycięstwa z wojną w Ukrainie, zacierając granicę między oporem wobec faszyzmu a współczesną imperialną agresją.

Rosnąca izolacja międzynarodowa Rosji tylko wzmocniła charakter parad, które są organizowane w oderwaniu od większości świata zewnętrznego. Napięcia dyplomatyczne, sankcje i obawy o bezpieczeństwo w czasie wojny zmuszają zagranicznych dygnitarzy do poważnego zastanowienia się nad przyjazdem do Moskwy. W 2025 r. Putin zaproponował nawet trzydniowe zawieszenie broni, prześmiewczo nazwane „rozejmem grillowym” przez komentatorów, aby zapewnić niezakłócony przebieg spektaklu 9 maja. Prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, odrzucił to jako teatr, oferując w zamian 30-dniowy rozejm jako drogę do rzeczywistego pokoju. Minister spraw zagranicznych Ukrainy, Andrij Sybiha, zasugerował, że propozycja Kremla była motywowana nie tyle pokojem, ile chęcią Putina do zorganizowania wydarzenia na placu Czerwonym.

Jeden z rosyjskich blogerów wojskowych, który ma ponad 250 tys. obserwujących, zaproponował z przekąsem, aby zamiast luksusowych czołgów na placu Czerwonym pojawiły się buggy z pola bitwy zbudowane z przerobionych ład i moskwiczów – symbolu dramatycznych braków w wyposażeniu armii. Zażartował, że pojazdy Armata i Bumierang istnieją tylko na paradach, a nie na linii frontu.


Estetyka władzy: parady w demokracjach i autokracjach


W paradach wojskowych chodzi zarówno o widowisko, jak i o symbolikę. W swoim eseju z 1936 r. pt. „The Work of Art in the Age of Mechanical Reproduction” (Dzieło sztuki w epoce mechanicznej reprodukcji) niemiecki filozof, Walter Benjamin, ostrzegał, że estetyzacja polityki poprzez rytuały, takie jak parady, może zastąpić normy etyczne formą teatralną, szczególnie w reżimach totalitarnych, gdzie masowa partycypacja staje się masową manipulacją. Jak przekonuje teoretyczka kultury, Simonetta Falasca-Zamponi, w „Faszystowskim spektaklu”, Mussolini wykorzystał parady do stworzenia mitu przywódcy jako artysty kształtującego naród jak glinę.

W autokracjach, takich jak dzisiejsza Rosja, parady wzmacniają ideologiczne mity i legitymizację reżimu, ale nawet w demokracjach, takich jak Stany Zjednoczone, pod presją populistów mogą sygnalizować zwrot w kierunku nacjonalizmu performatywnego, czyli patriotycznego teatru oderwanego od głębszego zaangażowania obywatelskiego.

Model rządzenia Trumpa w coraz większym stopniu odzwierciedla koncepcję charyzmatycznego autorytetu Maxa Webera, co oznacza przywództwo oparte na osobistej atrakcyjności, nie na normach racjonalno-prawnych. Parada wojskowa w erze Trumpa miałaby na celu wyniesienie prezydentury poza urząd konstytucyjny do roli quasi-monarchicznej, opartej na spektaklu i gloryfikacji jednostki. Trzeba przy tym zaznaczyć, że militaryzm w demokracji musi być ściśle kontrolowany, aby nie stłumił zasad społeczeństwa obywatelskiego, na których opiera się demokracja.

W końcu symboliczna rywalizacja Trumpa z Putinem może zacząć irytować Kreml, ale raczej nie zmieni znacząco strategicznej równowagi. Prawdziwym ciosem w putinowski mit byłaby nie parada amerykańska, tylko defilada ukraińska celebrująca ostateczne zwycięstwo Kijowa nad rosyjską agresją.
Dr Lesia Bidochko - adiunkt nauk politycznych na Akademii Kijowsko-Mohylańskiej w Ukrainie, a obecnie również non-resident fellow na Uniwersytecie Europejskim Viadrina we Frankfurcie nad Odrą
Taka parada mogłaby się odbyć w Kijowie, w stolicach europejskich, a nawet w Waszyngtonie, ale nie w formie pokazu zsynchronizowanej choreografii czy widowiska, tylko jako trzeźwy akt historycznej obrony. Nie musi przy tym estetyzować przemocy ani podnosić traumy do rangi narodowego mitu. Po prostu oznaczałaby koniec wojny rozpoczętej w 2014 r. i triumf demokracji nad rewanżystowskim imperium.