Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze > Sotnia / 18.12.2020
Olena Babakova

Batalia prawna we Włoszech dobiegła końca. To był sąd nad pomajdanową Ukrainą

Kto z kim walczy na Donbasie, czy działania armii ukraińskiej przyczyniły się do tragedii ludności cywilnej, które media mówią prawdę o tych wydarzeniach? Kwestie, które nękają ukraińskie społeczeństwo od siedmiu lat, trafiły przed włoski sąd. Sprawa sierżanta ukraińskiej Gwardii Narodowej Witalija Markiwa pokazuje, jak bardzo postrzeganie pomajdanowej Ukrainy w Europie Zachodniej jest uzależnione od kremlowskiej propagandy.
Foto tytułowe
Witalij Markiw po uniewinnieniu i powrocie na Ukrainę z wizytą u prezydenta Zełenskiego (foto. www.president.gov.ua)

W lipcu 2019 r. sąd włoskiego miasteczka Pawia skazał sierżanta Gwardii Narodowej Ukrainy Witalija Markiwa, obywatela Ukrainy i Włoch, na 24 lata więzienia za zabójstwo włoskiego fotoreportera Andrei Rocchellego podczas działań wojennych na Donbasie w maju 2014 roku. W uzasadnieniu wyroku sędziowie podkreślili, że Rocchelli nie był przypadkową ofiarą ostrzału, ale niechcianym świadkiem "zbrodniczych działań władz ukraińskich" na wschodzie kraju.

W listopadzie 2020 r. Sąd Apelacyjny w Mediolanie uniewinnił Markiwa i zwolnił Ukrainę z obowiązku wypłaty odszkodowania rodzinie Rocchellego. 24 godziny po ogłoszeniu wyroku Markiw wrócił samolotem rządowym do Kijowa, gdzie został okrzyknięty bohaterem. Ukraina "uwolniła swojego chłopaka". Ale nadal ma problem z przedstawieniem swojej wersji wydarzeń, które zaszły w kraju po zwycięstwie Euromajdanu.

W nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie

Witalij Markiw (ur. 1989) od 2003 r. wraz z matką i siostrą mieszkał we włoskim miasteczku Tolentino, 60 km od Perugii. Ukończył technikum, dostał pracę jako didżej, otrzymał włoskie obywatelstwo. Jesienią 2013 r., podobnie jak wielu emigrantów, z niepokojem obserwował wydarzenia na kijowskim Majdanie, gdzie tysiące demonstrowały przeciwko rządom prezydenta Janukowycza. Pod koniec grudnia powiedział matce, że chce pojechać do Tarnopola, aby odwiedzić babcię na Boże Narodzenie.

Wyjechał nie do babci, tylko do Kijowa. Tam pozostał razem z innymi demonstrantami do końca Majdanu.

Z początkiem działań wojennych na Donbasie w kwietniu 2014 r. Markiw zgłosił się na ochotnika i został przyjęty do I Batalionu Gwardii Narodowej. W czerwcu 2017 r. kupił bilety do Włoch i szykował się na pierwsze od ponad trzech lat spotkanie z matką. Policja aresztowała go zaraz po przejściu kontroli paszportowej na lotnisku w Bolonii. Jak się okazało, włoska prokuratura od kilku miesięcy podejrzewała go o zabójstwo innego obywatela Włoch.

Andrea Rocchelli (ur. 1983) był fotoreporterem-freelancerem. Pracował w Libii i Tunezji podczas Arabskiej Wiosny, dokumentował rewolucję w Kirgistanie, wielokrotnie odwiedzał Rosję. W maju 2014 r. wraz z korespondentem niezależnej rosyjskiej "Nowoj Gaziety" Andriejem Mironowem ruszył na wschodnią Ukrainę, by relacjonować konflikt rosyjsko-ukraiński. Dziennikarzy najbardziej interesował wpływ wojny na ludność cywilną regionu: jak miejscowi widzą jej przyczyny, co myślą o pomajdanowych władzach.

Niektórzy opowiadali dziennikarzom o "krwiożerczych banderowcach", inni oskarżali Putina o sprowadzenie wojny do ich domów. W materiałach powtarzała się kwestia ostrzałów osiedli mieszkaniowych ze strony armii ukraińskiej: prorosyjscy bojownicy chowali się wśród zabudowy i zaczynali ostrzał, czym ściągali ogień na miejscowych.

24 maja 2014 r. Mironow i Rocchelli wraz z francuskim fotoreporterem Williamem Roguelonem udali się do Awdijiwky koło Słowiańska, gdzie wówczas znajdowało się centrum rosyjskich "zielonych ludzików". Po drodze ich samochód znalazł się pod ostrzałem. Dziennikarze ukryli się w przydrożnym rowie. Ostatnie zdjęcia zrobione przez Rocchellego: ziemia pokryta zeszłorocznymi suchymi liśćmi, zaniepokojony Mironow, pochmurny wiosenny dzień.

Rocchelli i Mironow zginęli z powodu postrzelenia pociskami moździerzowymi. Włoscy prokuratorzy niezwłocznie wszczęli sprawę o morderstwo. Do strony ukraińskiej skierowano prośbę o dostarczenie materiałów śledczych. Odpowiedź Kijowa brzmiała: "Trudno coś powiedzieć". Sprawa nie była potraktowana z należytą powagą.

Jednocześnie media włoskie były bardzo zaniepokojone: kilka stowarzyszeń dziennikarzy natychmiast zażądało, aby Rzym dołożył wszelkich starań, by znaleźć zabójcę kolegi. Na portalu gazety "Corriere della Serra" pojawił się artykuł dziennikarki-freelancerki z Mediolanu Ilarii Morani cytujący rozmowę z anonimowym ukraińskim żołnierzem, który po włosku opowiedział o śmierci Rocchellego. "Zwykle nie strzelamy w kierunku miasta ani ludności cywilnej, ale gdy widzimy ruch, uruchamiamy ciężką artylerię. Tak właśnie stało się z samochodem dwóch dziennikarzy i ich tłumacza". Te słowa zostały natychmiast odebrane przez włoskie media jako niepodważalny dowód, że Rocchelli i Mironow zginęli w wyniku ostrzału ze strony ukraińskiej.

Ocalały francuski dziennikarz Roguelon, który po śmierci kolegów najpierw mówił, że nie wie, skąd skierowano na nich ogień, z czasem potwierdził informację Morani: na pewno strzelali Ukraińcy.

Te dwa zeznania i krótki research – z mediów społecznościowych jasno wynikało, że w rejonie Słowiańska wówczas przebywał tylko jeden włoskojęzyczny ukraiński żołnierz – wystarczyły, by włoska prokuratura wydała nakaz aresztowania sierżanta Markiwa.

Gdy Markiw już czekał na proces we włoskim areszcie śledczym, rodzina Rocchellego i Krajowa Federacja Prasy Włoskiej złożyły pozew cywilny przeciwko Ukrainie. Markiw i jego zwierzchnicy zostali oskarżeni nie tylko o zabijanie cywilów podczas działań wojennych i słabą współpracę podczas śledztwa, ale też o morderstwo dziennikarza z premedytacją. W ich opinii – którą szybko podchwyciła włoska prasa i media społecznościowe – Ukraina chciała pozbyć się Rocchellego, by ukryć niewygodną dla siebie prawdę o wojnie na Donbasie.

Domniemanie winy

Oba pozwy, kryminalny i cywilny, zostały połączone w jeden proces, który odbywał się w Pawii, rodzinnym mieście Rocchellego. Chociaż sprawy o morderstwo we Włoszech zwykle ciągną się latami, proces Markiwa trwał rok – od 6 lipca 2018 r. do 12 lipca 2019 r.

Ukraińskie społeczeństwo od początku podchodziło do sprawy Markiwa z całkowitym przekonaniem o braku jakiejkolwiek winy po jego stronie – "Nasze wojsko po prostu nie mogło tego zrobić!". Opinia publiczna we Włoszech zjednoczyła się natomiast w domniemaniu winy. Prasa, która pisała o procesie, stworzyła obraz dzikiego nacjonalisty ze Wschodu, który zabił utalentowanego włoskiego dziennikarza, ponieważ "nasz chłopak" chciał pokazać prawdę.

– Od początku nie było łatwo opisywać tę sprawę, bo niewielu ukraińskich dziennikarzy mówi po włosku, a włoskich przynajmniej po rosyjsku – mówi Olga Tokariuk, w latach 2017–2019 dziennikarka ukraińskiej TV Hromadske, absolwentka włoskiej uczelni. – A było wiele niuansów: Markiw rzekomo przyznał się do winy swojemu ukraińskiemu współwięźniowi, ale pojawiły się pytania dotyczące tłumaczenia jego zeznań. Morani, która twierdziła, że słyszała od Markiwa o ostrzale prowadzonym przez Ukrainę, przyznała się później, że przez telefon rozmawiał jej kolega, a ona przysłuchiwała się i nie robiła notatek. Dla Roguelona Donbas był pierwszym doświadczeniem dziennikarstwa wojennego, koledzy twierdzili, że z powodu mocnego stresu gubił się w opowieściach.

– O pierwszym procesie nad Markiwem najwięcej pisał dziennikarz gazety "L’Espresso" Fabrizio Gatti – opowiada dr Kateryna Zarembo, analityczka kijowskiego think tanku Nowa Europa, monitorująca prasę włoską pod względem relacjonowania wydarzeń na Ukrainie po 2014 r. – Chociaż trzymał się dziennikarskich standardów i sprawdzał źródła, zajmując się innymi tematami, w przypadku Markiwa całkowicie uległ emocjom. Pisał o "faszystach u władzy w Kijowie", że Markiwa wspierają "łysi naziole". Taka jest właściwie specyfika włoskich mediów, nie mają one całościowej wizji tego, co dzieje się na Ukrainie. W tej samej gazecie można przeczytać, że na Donbasie trwa wojna z Rosją, konflikt cywilny lub działania wojenne z udziałem prorosyjskich najemników. Kanał telewizyjny RT lub agencja informacyjna Sputnik [kontrolowane przez Kreml – przyp. red.] są uważane za rzetelne źródła informacji.

Na wpływ rosyjskiej propagandy na włoską opinie publiczną od kilku lat zwracają uwagę nie tylko ukraińscy badacze. Joanna Plucińska i Mark Scott w 2018 w tekście How Italy does Putin’s work (Jak Włochy wykonują pracę Putina) pisali dla portalu Politico: "Przyjazne nastawienie [do Rosji – przyp. O.B.] przenika przez media społecznościowe i tradycyjną prasę. Proputinowskie komunikaty, które gdzie indziej byłyby brane za propagandę lub dezinformację, w trzeciej co do wielkości gospodarce strefy euro są uważane za niekontrowersyjne. «Włochy są dziwnym wyjątkiem [wśród państw zachodnich], ponieważ relacje między włoskimi politykami a Putinem są bardzo otwarte» – mówi Anna Pellegatta z Atlantic Council, think tanku monitorującym wzrost dezinformacji w sieci. «Granica między siejącymi dezinformację trollami a urzędnikami promującymi rosyjskie przesłanie jest bardzo rozmyta»".

W Turynie i Weronie pod patronatem włoskiej skrajnej prawicy od kilku lat działają "przedstawicielstwa" Donieckiej Republiki Ludowej – parapaństwa stworzonego na wschodzie Ukrainy przez sterowanych z Rosji bojowników. Żadne państwo UE i NATO go nie uznaje, Kijów postrzega władze samozwańczej republiki jako członków organizacji terrorystycznej i oskarża o współudział w zestrzeleniu samolotu pasażerskiego Malaysia Airlines nad Donbasem 17 lipca 2014 r. W 2017 r. deputowani z włoskiej centrolewicowej Partii Demokratycznej wszczęli śledztwo parlamentarne w sprawie "przedstawicielstwa" w Turynie, które "otwarcie zaprzecza kierunkowi międzynarodowej polityki Włoch i UE". Mimo tego, a także wielokrotnych interwencji ambasady Ukrainy we Włoszech, "przedstawicielstwa" nigdy nie zostały zamknięte.

Według opublikowanych w lutym 2020 r. wyników sondażu Pew Research Center pozytywny stosunek do Rosji zdeklarowało 43% Włochów (dla porównania – po 33% Francuzów i Polaków oraz 26% Brytyjczyków), a zaufanie do Władimira Putina – 38% (przy 28% Francuzów, 26% Brytyjczyków i 15% Polaków).
Dr Artem Palach z Uniwersytetu w Mediolanie w swoich badaniach wprost nazywa Włochy rosyjskim "koniem trojańskim" w Europie: "Nawet za centrolewicowych, prounijnych rządów w latach 2014–2018 stanowisko Rzymu wobec Moskwy było dużo bardziej przyjazne niż podejście promowane przez większość członków UE. Od samego początku agresji Putina na Ukrainę w 2014 r. Włochy wykazywały pewną niechęć do wprowadzenia sankcji gospodarczych na Rosję. Dwa lata później to stanowisko Włoch przeszkodziło UE w przyjęciu dalszych sankcji za bombardowanie Aleppo przez armię rosyjską. Włoski premier Matteo Renzi był pierwszym ważnym europejskim przywódcą, który złożył wizytę na Kremlu po aneksji Krymu. […] Chęć Włoch, by nie kłócić się z Rosją – tak wśród elit politycznych, jak i społeczeństwa – ma głębsze przyczyny niż tylko obecne problemy finansowe. Częściowo wywodzi się z bliskiej współpracy sowiecko-włoskiej podczas zimnej wojny, której motywy ze strony Włoch w tamtym okresie nie dały się sprowadzić wyłącznie do istnienia potężnej partii komunistycznej w kraju".

Badając sprawę Markiwa, włoscy śledczy nie odwiedzili miejsca śmierci Rocchellego ani wzgórza Karaczun, z którego rzekomo odbywał się ostrzał. Sąd nie zgodził się na ponowne przetłumaczenie rozmowy Markiwa z jego współwięźniem. Przyjął natomiast do wiadomości publikację RT i Sputnika na temat "wyjątkowego okrucieństwa wojsk ukraińskich", "niewygodnej prawdy o wojnie" i "celowych ataków na cywilów". Prokuratura nalegała: być może brak dowodów na udział Markiwa w ostrzale, lecz ogólne nastawienie władz ukraińskich wobec miejscowej ludności i niezależnej prasy nie pozostawia wątpliwości, w czyim interesie leżało morderstwo dziennikarza. Podważenie tej tezy miało stanowić obrazę uczuć rodziny Andrei.

Prokurator wnosił o 17 lat więzienia za zabójstwo z premedytacją dla Markiwa. Sąd skazał go na 24 lata.

W uzasadnieniu wyroku sędzia przedstawił swoją ocenę tego, co wydarzyło się w maju 2014 r. na wschodzie Ukrainy: podczas "wojny domowej" między rządem w Kijowie a "prorosyjskimi ugrupowaniami, które powstały po ogłoszeniu niepodległości Ukrainy [w latach 90. – przyp. red.]" władze ukraińskie dokonywały masakr "ludności cywilnej, którą postrzegały jako potencjalnych wrogów". Separatyści "cieszyli się poparciem ze strony ludności miejscowej", "nie zajmowali pozycji w miejscach, gdzie mogła ucierpieć ludność cywilna" i nie przeszkadzali obecności "dziennikarzy, którzy chcieli opowiedzieć prawdę o wojnie".

Raport OBWE z 2014 r., w którym wspomniano o ponad 300 przypadkach naruszenia praw dziennikarzy na Ukrainie, z zastrzeżeniem, że większość z nich miała miejsce na terenie okupowanego Krymu i kontrolowanej przez separatystów części Donbasu, w wyroku został zinterpretowany jako argument na korzyść tezy o szczególnej niechęci pomajdanowej władzy wobec wolnej prasy. Stan ukraińskiej administracji po 2014 r. w wyroku został określony jako "bałagan". W podobny sposób sytuację na Ukrainie od początku przedstawiają kremlowskie media.

– Czy i w jaki sposób propaganda rosyjska wpłynęła na decyzję sądu? – zastanawia się głośno Tokariuk. – To jest pytanie, które potrzebuje wnikliwych badań. Po pierwsze, właśnie ta propaganda przygotowała we włoskim społeczeństwie grunt do odbioru tej sprawy, co wpłynęło na proces. Najpierw za pośrednictwem mediów i portali społecznościowych stworzyła odpowiedni obraz wydarzeń na Ukrainie: że tam rządzą faszyści, którzy zabijają miejscową ludność, że informacjom z Kijowa nie można ufać. Po drugie, publikacje Sputnika i RT prokuratura wykorzystała jako dowód na poparcie swoich tez, a sąd to zaakceptował. Po trzecie, przed procesem prawniczka rodziny Rocchellego udostępniała na swoim koncie w mediach społecznościowych fałszywe historie o wojnie w Donbasie, wpisy rosyjskich trolli i nie ukrywała, że dla niej sprawa jest oczywista.

Kto zabił Andreę Rocchellego?

Do procesu przed Sądem Apelacyjnym w Mediolanie obrona Markiwa zaangażowała znanego włoskiego adwokata, byłego parlamentarzystę Raffaele Della Vallego. Analizę o braku wiarygodnych dowodów na winę Witalija przygotowali rosyjscy obrońcy praw człowieka, koledzy Mironowa. Ważnym argumentem podczas ponownego rozpatrzenia sprawy został film-śledztwo dziennikarzy z Włoch i Ukrainy Crossfire, po raz pierwszy pokazany 14 lutego 2020 r. w Rzymie.

Autorzy filmu jako pierwsi udali się do Awdijiwky, gdzie zginęli Rocchelli i Mironow, a następnie z wojskowymi ekspertami zbadali okolicę, w tym górę Karaczun, skąd rzekomo miał odbywać się ostrzał. Na poligonie pod Kijowem zrobili testy broni, z której trafiono w dziennikarzy. Przy udziale oficerów włoskiego wojska próbowali dowiedzieć się, czy Markiw mógł w ogóle rozpoznać Rocchellego i trafić w niego ze swojej pozycji.

Badania wykazały, że z powodu dużej odległości i nieodpowiedniego kąta strzału jest mało prawdopodobne, by ukraińscy wojskowi mogli ostrzelać rów, w którym schowali się dziennikarze. Natomiast nawet jeżeli taki ostrzał miał miejsce, żaden z żołnierzy absolutnie nie mógł wiedzieć, że strzela akurat w Rocchellego. Nie da się zidentyfikować osoby z takiej odległości.

Wywiady z autorami filmu – Cristiano Tinazzim, Danilo Elią, Rubenem Lagattollą i Olgą Tokariuk – zmieniły postrzeganie sprawy na bardziej wyważone. Nie bez znaczenia był też głos włoskich prawników, w tym zastępcy prokuratora Genui Enrico Zukki, który jest znany z prowadzenia sprawy przeciwko policji za nadmierne stosowanie przemocy podczas rozpędzania demonstracji antyglobalistów w trakcie szczytu G8 w 2001 roku. Zucca krytykował argumenty prokuratury i podkreślał, że zrozumiałe współczucie do rodziny Rocchellego nie może przyćmić domniemania niewinności oskarżonego.

3 listopada 2020 r. Sąd Apelacyjny w Mediolanie uznał Witalija Markiwa za niewinnego i oddalił pozew cywilny przeciwko Ukrainie. Uzasadnienie wyroku jeszcze nie zostało opublikowane, krótki tekst mówi nie tylko o braku dowodów na winę Markiwa, ale także o brak potwierdzenia zamiaru popełnienia przestępstwa. Adwokaci rodziny Rocchellego jeszcze nie potwierdzili, czy złożą kasację.

Czy decyzją sądu wzmocni pozycję Ukrainy we Włoszech? Dr Zarembo w to wątpi: – Strona ukraińska jest bardzo zadowolona z wypuszczenia Markiwa i nie ma refleksji, że nie jest to wcale zasługą Kijowa. Ze sprawą Markiwa były związane pierwsze próby dyplomacji ukraińskiej, by aktywnie działać we Włoszech, ale teraz MSZ i otoczenie prezydenta zapewne uznają jego uniewinnienie za dobry pretekst, aby nic nie robić.

Olena Babakova -  dziennikarka Krytyki Politycznej. Doktorka nauk humanistycznych w zakresie historii Uniwersytetu w Białymstoku. W latach 2011–2016 dziennikarka Polskiego Radia dla Zagranicy, od 2017 roku koordynatorka projektów w Fundacji WOT. Współpracuje z polskimi i ukraińskimi mediami. Pisze o relacjach polsko-ukraińskich i ukraińskiej migracji do Polski i UE.
Olga Tokariuk upomina się o innym ważnym aspekcie: uniewinnienie ukraińskiego żołnierza nie znaczy, że sprawa zabójstwa Rocchellego i Mironowa została rozwiązana: – Markiw jest wolny, ale to nie jest odpowiedź na pytanie, jak zginęli dziennikarze. W kieszeni Mironowa znaleziono list, z którego treści można wyciągnąć wniosek, że Włocha i Rosjanina ktoś specjalnie wyciągnął z hotelu, by pojawili się na drodze w tym czasie. Kto zbada ten trop? Dochodzenie musi zostać zakończone. Dla Ukrainy znalezienie zabójcy Rocchellego to sprawa honoru.