Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Kaukazja > Szaszłyk / 24.12.2020
Kristianna Grigorian

Gruzińsko-armeńskie spory o status "najlepszości"

Gruzini czy Ormianie? Ormianie czy Gruzini? Kolejność ma tu znaczenie... Z okazji Świąt składamy Wam nie tylko najlepsze życzenia, ale także oddajemy w Wasze ręce tekst odmienny, niż zazwyczaj. Spojrzenie na "wielki kompleks małych narodów" od środka. Z przymrużeniem oka, ale też... z zaproszeniem do zachowania odrobiny dystansu i autorefleksji.
Foto tytułowe
(arch. prywatne autorki)

Gamardżoba! Hm, nie.

Barev Dzez! A wiecie co, może po prostu napiszę: "Cześć"?

Jestem Kristianna — urodziłam się w (wielkiej) Armenii, a żyję w (bajecznej) Gruzji i przez 28 lat mojego życia jestem utknięta w sporze Ormianów i Gruzinów o to, kto jest większym narodem. Dwaj sąsiedzi o podobnym losie historycznym od początków naszej ery kłócą się pomiędzy sobą o to, kto jest najstarszy, kto wymyślił alfabet dla kogo, gdzie znajdują się najstarsze kościoły, kto wcześniej nawrócił się na chrześcijaństwo, kto wymyślił wino, napisał wszechświatowe dzieła itd.

Ogólnie rzecz biorąc, fajnie jest na to patrzeć z boku. Dwa malutkie kraje spierają się o to, który z nich jest mniej prowincjalny, ale nie rozumieją, że ten niekończący się i bezużyteczny spór właśnie robi z nich malutkie, prowincjonalne kraje.

Ja już dawno wycofałam się z tego sporu (aktywnie nie uczestniczyłam w nim nigdy) i czasami myślę o tym, aby stać się kosmopolitką. Bardzo boli mnie patrzenie na to, jak ludzie marnują czas na bezsensowne spory, zamiast po prostu się rozwijać siebie i swoje kraje. Czasami jest to wręcz obraźliwe – czy możesz spierać się o coś wartościowszego niż kościoły, starożytne kamienie lub ruiny? Historia, historia, mapy, króle! Kłócą się o to, czego w życiu swoimi oczami nie widzieli, a tymczasem świat idzie do przodu!

Jestem polskojęzyczną przewodniczką w Gruzji. Czasami, jak polskie grupy robią wycieczki kombinowane, staje się tak, że najpierw jadą do Armenii. Oczywiście pytam, jak im się spodobała Armenia, i w odpowiedzi słyszę bajki o tym, że gruziński alfabet był napisany dla Gruzinów Ormianami (dlaczego, Boże?!) albo że wino było stworzone przez Ormian. I dużo innych bzdur!

(arch. autorki)
W rzeczywistości wszystko jest bardzo proste: oba narody – zarówno Gruzini, jak i Ormianie – z powodu braku imponujących, oszałamiających sukcesów w naszych czasach, wolą skupić całą swoją uwagę na przeszłości. W większości wymyślonej, dorobionej. Nazywa się to wielki kompleks małych narodów.

Raj i suchy klocek ziemi

Ormianie lubią uważać wszystko na świecie, począwszy od Adama i Ewy, za ormiańskie. W Gruzji żartujemy, że jeszcze nigdy nie powiedzieli o Bidzinie Iwaniszwilim (byłym premierze i przewodniczącym partii Gruzińskie Marzenie, która 31 października ponownie wygrała wybory), że jest Ormianinem – na tyle jest niedobrym. Ale u każdej znanej, wyróżniającej się osoby "znajda" ormiańskie korzenie!

Wspomina mi się wycieczka – grupa pielgrzymkowa z Polski z tour liderem polskojęzycznym Ormianinem. Przyjechała najpierw do Gruzji i przez 7 dni zwiedzaliśmy, a jak dużo czasu spędzaliśmy w drodze, to opowiadałam ciekawostki o kraju i narodzie. Zaczęłam mówić o winie i o tym, że kilka lat temu znaleziono tu dzban, na którego ścianach były plamy wina i Gruzję uznano za ojczyznę wina. Tu mój kolega mi przerywa i dodaje z dufnością: "Może i mieliście tu wino, ale pierwszy aparat destylacyjny stworzyli Ormianie!".

Jeszcze lepsze, co słyszałam: całą Gruzję zbudowali Ormianie! Tak, mamy kilka dzielnic w Tbilisi typowo ormiańskich, gdzie nawet dziś mieszkają Ormianie, ale trzeba znać we wszystkim miarę! Gruzini bardzo lubią naśmiewać się z tej cechy swoich sąsiadów, na takiej samej zasadzie, jak Polacy opowiadający kawały o Niemcach lub Rosjanach. Przypomniała mi się złośliwa anegdota:

"W Armenii znaleziono dowody, że Erywań został założony w 782 r. p.n.e. Gruzini usłyszeli o tym i postanowili zmienić stan rzeczy. Kupili aluminiowe wiadro, napisali na nim "882 r. p.n.e.", po czym je zakopali. Następnie w telewizji ogłoszono: «Sensacja! Gruzińscy archeolodzy znaleźli wiadro z datą założenia Tbilisi». Międzynarodowi eksperci przyjechali dla niezależnego potwierdzenia znaleziska. Odwrócili wiadro i zobaczyli napis na dole: «Zakład aluminium w Erywaniu»".

Gruzini lubią twierdzić, że są wielkim narodem z ogromnymi osiągnięciami, ale jak zapytacie, jakie to osiągnięcia, powiedzą: "tańce i śpiew". To talent, a nie osiągnięcie! Otóż to. Tam, za wzgórzem, przeciętni ludzie z klasy średniej budują 40-kołowe ciężarówki, lotniskowce wielkości bloku miejskiego, tworzą pojazdy elektryczne i szukają sposobów na zmianę klimatu na Marsie, tworzą elektromobile, samoloty… a tu śpiew i tańce!

A znacie legendę o Gruzji?

Według jednej z legend piękno Gruzji nie jest przypadkowe. Bóg rozdzielał ziemie pomiędzy narody. Każdy z narodów chciał dostać jak najlepszą część świata, stąd też zamiast ustawiać się w kolejce i cierpliwie czekać, zaczęło dochodzić do przepychanek i kłótni. Gruzini postanowili nie wdawać się w bójki i poczekać na swoją kolej. Rozsiedli się pod drzewem i zaczęli biesiadować. Czas mijał, powoli przedstawiciele różnych nacji otrzymywali swoje tereny, robiło się coraz bardziej pusto i cicho. Kiedy już zostali jedynie Gruzini, Bóg zorientował się, że rozdał już wszystkie ziemie. Nie wiedząc, co począć, postanowił Gruzinom przeznaczyć ten obszar, który przygotował dla samego siebie.

Chcecie usłyszeć małą część tej legendy, którą dodali Ormianie?

Przedostatnimi wśród oczekujących na ziemię narodów byli Ormianie i pan Bóg powiedział, ze już prawie wszystko rozdał i pozostała mu tylko jedna sucha, niegodna ziemia dla życia, ale Ormianie powiedzieli, że to nie problem i z tego, co dostaną, stworzą dla siebie komfort. I dostali klocek ziemi, którą dziś nazywamy Armenia. I za każdym razem wyjaśniają tę legendę, ze Ormianie są pracowici i mądrzy, bo nawet z niegodnej ziemi stworzyli "wielką" Armenię. A Gruzini to leniwy naród, bo dostali ziemię, gdzie wszystko już mieli gotowe!

Zakazać nauczania historii

W Gruzji obsesja na punkcie przeszłości jest nie mniejsza niż w Armenii. Od 36 lat świętuje się tu zwycięstwo Tbilisi "Dinamo" nad wiejską drużyną "Karl Cejs" z NRD. ZSRR już dawno nie ma, z tej drużyny przeżyło zaledwie kilka osób, gruziński futbol zmarł, nie odzyskując przytomności. W Tbilisi od dawna nic się nie dzieje, a drużyna skutecznie przegrywa ze wszystkimi, także z tymi, którzy jeszcze kilka lat temu wierzyli, że w futbol gra się kwadratową piłką. Ale wierzą, wierzą do końca i finansują piłkę nożną z budżetu państwowego, jakby to przynosiło Gruzji jakieś osiągnięcia. Chociaż Kacha Kaladze też był piłkarzem, a teraz jest prezydentem Tbilisi.

Ogólnie rzecz biorąc, gdybym była politykiem (a marzyło mi się kiedyś być prezydentem Gruzji, aby rozwinąć ten stojący w miejscu kraj, ale potem jakoś ta chęć przerosła w agresję, bo leniwy naród już lata cierpliwie czeka, kiedy coś się zmieni, ale nie działa), to zakazałabym nauczania historii w obu krajach. Bo już dość tego! Trzeba razem tworzyć silną ekonomikę regionu, a nie grać w te dziecięce gry. Historia odrywa nas od dzisiejszego dnia. Sprawia, że niewiele się myśli o współczesności, nie trzeba rozumieć takich zdradliwych pojęć, jak PKB czy wzrost gospodarczy. Historia jest łatwa: "Armenia od morza do morza" lub "Soczi było częścią Gruzji". I wierzą w to, i kłócą się!

Ironia polega na tym, że w rzeczywistości oba narody są prawie na tym samym poziomie rozwoju, a tradycje, sposób życia codziennego, kultura, postawy wobec kobiet, sposób spędzania czasu są do siebie bardzo podobne. Ale nie! Chcą się wyróżniać!

Einstein stał się Einsteinem nie dlatego, że był dumny ze swojej żydowskiej narodowości, ale dlatego, że nie tracił czasu na takie bzdury. Mendelejew, choć był nacjonalistą, nie marnował czasu, maszerując z flagami i plakatami. Nobel nie bił się w pierś z okrzykiem, że jest Szwedem, a robił, to co mu sprawiało przyjemność. Ktoś, kto naprawdę coś znaczy, nie wpada w kompleks małych narodów, po prostu nie ma czasu na takie bzdury.

Kristianna Grigorian - Ormianka mieszkająca w Gruzji od dzieciństwa. Studia ukończyła w Polsce na kierunku kulturoznawstwa. Mieszka w Tbilisi. Jest tłumaczką i przewodnikiem. Prowadziła też audycje radiowe.
Najważniejsze, co dziś łączy Armenię i Gruzję, to to, że oba kraje są w dołku, skąd muszą sami się wydostać. Kiedy w końcu podejmą się zadania uczynienia swoich krajów lepszymi, silniejszymi i odnoszącymi większe sukcesy – to będzie prawdziwym przejawem szacunku dla przodków, a nie ta bezużyteczna gadka o ich wielkości i kłótniach, jakiej narodowości był Szota Rustaweli czy kto pierwszy wymyślił czurczchele!