Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Moscoviada > Kreml / 14.11.2023
Wojciech Siegień

Trzy liberalne Rosje. Część III: Rosja siedząca

Liberalną Rosję siedzącą tworzą oponenci reżymu Putina, którzy stali się jego ofiarami. W odróżnieniu od przedstawicieli Rosji w stuporze i Rosji w biegu, nie wybrali konformistycznej mimikry ani nie zbiegli za granice, tylko „przysiedli” we współczesnym rosyjskim archipelagu aresztów i kolonii karnych. Dlaczego nie wybrali takich dróg jak ich ideologiczni współkombatanci i znaleźli się za kratkami?
Foto tytułowe
Wygenerowane przez AI (Pixabay)


Posłuchaj słowa wstępnego drugiego wydania magazynu online!


Rosyjski język z trudem nadąża za rzeczywistością, bo powrócił w stare koleje nowojazu, zideologizowanej mowy totalitarnej. Putinowska nowomowa nie różni się specjalnie od komunistycznej: podobnie patologizuje odbiór rzeczywistości i zaraża jak rak. Przykładem jest pojęcie „specjalnej wojskowej operacji”, językowy nowotwór, który rozpełza się poza język rosyjski. Na początku pilnujemy się i piszemy „tzw. specjalna wojskowa operacja”, ale po czasie bezrefleksyjnie powtarzamy po prostu za rosyjską propagandą skrót „SWO”. W ten sposób realna wojna zostaje zneutralizowana do niewyraźnego akronimu.

W obliczu takiej strategii putinowskiego aparatu władzy liberalni Rosjanie nie składają broni i kontratakują. Według prominentnego przedstawiciela Rosji w biegu Aleksandra Niewzorowa słowem, które najlepiej charakteryzuje dzisiejszą Rosję, jest sażabelnost. To słowo jest pastiszem na nowojaz i możne je parafrazować na polski jako „przysiadalność”. Oznacza ono potencjał systemu władzy to zamykania podległych jej obywateli w więzieniu. Ale nie sprowadza się ona tylko do upowszechnienia mechanizmów represji będących prerogatywą władzy. Putinizm nadaje jej wyraźne cechy perwersji związanej z sadyzmem ich użycia. Niewzorow szydzi, że w dzisiejszej Rosji nie chodzi o to, żeby posadzić byle łazęgę, ale żeby represjonować „wyrazistych ludzi” – profesurę, inżynierów, artystów. Wyrok na takie osoby to jednocześnie wyrok na całe środowiska, które reprezentują, a więc ból odsiadki rozlewa się daleko poza rodzinę osadzonego.

Sażabelnost staje się w ten sposób odpowiedzialna za powstanie tego, co nazywam „liberalną Rosją siedzącą”. Tworzą ją ideologiczni, a czasami polityczni oponenci reżymu Putina, którzy stali się jego ofiarami. W odróżnieniu od przedstawicieli liberalnej Rosji w stuporze i Rosji w biegu, nie wybrali konformistycznej mimikry ani nie zbiegli za granice, tylko „przysiedli” we współczesnym rosyjskim archipelagu aresztów i kolonii karnych. Można postawić pytanie: dlaczego nie wybrali takich dróg jak ich ideologiczni współkombatanci z dwóch innych Rosji i znaleźli się za kratkami?

Najprostsza odpowiedź na to pytanie dzieli automatycznie Rosję siedzącą na dwa obozy: tych, którzy przysiedli z wyboru oraz tych, których posadzono niespodziewanie dla nich samych i ich otoczenia. Sażabelnost to narastający proces, który obrazuje ewolucję putinizmu jako systemu władzy totalitarnej. Drugi putinizm (powrót Putina na stanowisko prezydenta po krótkim interludium z Miedwiediewem) zaczynał się skromnym wynikiem na liczniku więźniów politycznych, w 2012 roku według Memoriału było ich 35. W kolejnym roku zanotowano skok o 100 procent – do 70 osób. Olimpiada w Soczi przyniosła odwilż, a więc i amnestię (jak w każdym szanującym się autorytaryzmie), ale po rozpoczęciu okupacji Krymu widzimy stabilny wzrost liczby więźniów politycznych. W ciągu dziewięciu lat okupacji Krymu i wojny w Ukrainie wzrosła ona lawinowo – w październiku 2023 roku Stowarzyszenie Memoriał naliczyło 602 osoby uznawane za więźniów politycznych w Rosji. Wpadły one w sądowe żarna z uwagi na przekonania polityczne lub religijne, nie używały przemocy w swoich działaniach.

Dla pełnego zrozumienia tego zjawiska poza kontekstem czasowym ważny jest też kontekst prawny, czyli za co siedzi te sześćset osób. Dwie trzecie z nich (419) to więźniowie osadzeni z tzw. paragrafów religijnych. To ważna osobliwość ewolucji sażabelnosti po agresji na Ukrainę. „Religijni” pojawili się w raportach Memoriału w 2015 roku, a więc po rozpoczęciu okupacji Krymu. Lwią część spośród nich stanowią Tatarzy krymscy oskarżani o działalność terrorystyczną, czasami powiązaną z przynależnością do organizacji Hizb ut-Tahrir (arab. Partia Wyzwolenia) – międzynarodowego panislamistycznego ugrupowania politycznego, w Rosji uznawanego za terrorystyczne już od 2003 roku.

Poza wyznawcami islamu inną prześladowaną grupą religijną w Rosji są Świadkowie Jehowy, zdelegalizowani w 2017 roku. Od tego czasu organy ścigania przeszukały ponad 2 tysiące mieszkań wyznawców i wytoczyły sprawy karne prawie 800 osobom. Władze rosyjskie tak gorliwie zwalczają „ekstremizm” Świadków Jehowy, że w 2017 roku Leningradzki Sąd Okręgowy uznał wydawane przez nich Pismo Święte w Przekładzie Nowego Świata za materiał ekstremistyczny. W zachodnich mediach symbolami politycznych prześladowań putinizmu są opozycyjni politycy lub krytyczni dziennikarze, podczas gdy tak naprawdę przytłaczającą grupę represjonowanych stanowią nikomu nieznani muzułmanie i chrześcijanie, uznani przez system za ekstremistów i terrorystów.


Historyczny precedens rosyjskiego buntu?


2023 rok Rosja kończy ze 183 więźniami politycznymi „ogólnego spisu”, a więc sądzonymi z paragrafów innych niż dotyczące wyznania. Ta liczba w jakimś sensie oddaje w przybliżeniu skalę sprzeciwu liberalnej Rosji wobec domykającego się putinizmu, pokazując jednocześnie skalę reakcji systemu na ten sprzeciw. Jak można ją oceniać? Co to oznacza, że w 144-milionowej Rosji, po dziewięciu latach agresywnej wojny, zbrodniczy reżym represjonuje niespełna dwieście osób, których możemy uznać za politycznych i ideologicznych oponentów reżymu?

Odpowiedzi udziela czołowa publicystka liberalna, a nawet libertariańska, Julia Latynina, która sama opuściła kraj w 2017 roku. W tekście dla „Nowej Gazety Europa” rozważa niską samoocenę Rosjan związaną z powszechnym zarzutem braku ich masowych wystąpień przeciwko wojnie w Ukrainie. Swój wywód zaczyna od 1968 roku, kiedy w proteście przeciwko okupacji Czechosłowacji na Plac Czerwony wyszło siedem osób. Potem Latynina zagłębia się w odmęty historii cywilizacji, aż do czasów babilońskich, przegląda książkę War Before Civilization Lawrence’a Keeleya, żeby stwierdzić, że wojna to rzecz powszechna oraz że starożytni – ani Amoryci, ani Midianici – nie protestowali przeciwko własnym wojnom agresywnym. Mało tego, nie posiadamy żadnych świadectw o pokojowych protestach Rzymian przeciwko wojnom galijskim prowadzonym przez Juliusza Ceraza! Cała ta historyczna wyliczanka dziennikarki ma za zadanie uzasadnić jej tezę: „W Rosji w 2022 roku miały miejsce masowe protesty przeciwko wojnie, a ich skala jest unikalna w historii ludzkości”. Ich rzekoma bezprecedensowość polega na tym, że po raz pierwszy w dziejach obywatele zaprotestowali masowo przeciwko agresji własnego państwa na inne państwo. Według Latyninej osoby krytyczne wobec liberalnej Rosji całkowicie błędnie postrzegają reakcję społeczeństwa rosyjskiego na agresję na Ukrainę i bezpodstawnie zarzucają mu obywatelską apatię. Nikt nie zauważył i nie docenił dziesiątków tysięcy Rosjan w masowych protestach na ulicach miast, a przecież potencjał obywatelskiego sprzeciwu w Rosji jest przeogromny, tak duży, jakiego jeszcze ludzkość nie doświadczyła od początku swojej historii.

Latynina jako znawczyni historii starożytności musi zdawać sobie sprawę, że jej wywód to rodzaj sofistyki. Jak można porównywać potencjał do sprzeciwu obywateli Rosji wobec putinizmu do hipotetycznych protestów Palestyńczyków przeciwko Hamasowi w Gazie (co robi Latynina)? Jak ma się XXI-wieczna Rosja do Imperium Rzymskiego w I wieku p.n.e.? Cały jej wywód oparty jest na błędzie fałszywej analogii tylko po to, aby udowodnić, że Rosja liberalna istnieje i trzeba się z nią liczyć. A przecież dla większości obserwatorów ewolucji władzy w Rosji jest jasne, że agresywne popędy Kremla nie zmaterializowałyby się bez większościowego poparcia obywateli. Żadne protesty przeciwko wojnie nie byłyby potrzebne, gdyby Rosjanie zaprotestowali wcześniej przeciwko fałszerstwom wyborczym. Jeśli mówić o masowym zjawisku społecznym w Rosji, to była nią szalona euforia po okupacji Krymu w 2014 roku, a nie protesty w 2022 roku.

Pozostając w logice analogii Latyninej, można pokusić się o bardziej adekwatne kontekstowo porównanie. W czasie białoruskich protestów w 2020 roku po ukradzionych przez Łukaszenkę wyborach w kolejnych marszach w Mińsku brały udział setki tysięcy ludzi. W 2012 roku na Plac Błotny w protestach przeciwko fałszerstwom wyborczym wychodziły dziesiątki tysięcy, przy czym Moskwa jest ponadsześciokrotnie ludniejsza niż Mińsk. Według danych białoruskiego Centrum Praw Człowieka Viasna obecnie w Białorusi znajduje się 1473 więźniów politycznych, a więc ponad dwa razy więcej niż w Rosji, chociaż populacja Rosji jest około 16 razy większa niż białoruska. Zestawianie ze sobą danych politzeków w poszczególnych krajach jest oczywiście złapaniem się w sidła Latyninej sofistyki. Stosuję tę retorykę tylko po to, żeby pokazać, że niemrawe protesty Rosjan przeciwko agresji na Ukrainę w 2022 roku trudno uznać za bezprecedensowe. Tym bardziej, że agresja rozpoczęła się osiem lat wcześniej, czego Latynina zdaje się nie pamiętać.

Bezprecedensowa jest raczej zgoda wśród Rosjan na wojnę, która nie ma żadnych logicznych podstaw, bo nie wynika z bezpośredniego zagrożenia suwerenności ich państwa ani nie ma innych, ideologicznych przesłanek, bo w dzisiejszej Rosji nie ma żadnej powszechnej i spójnej ideologii. Unikalne w niej jest więc to, że jako wojna realna prowadzona jest na poziomie wyobrażeniowym w przeszłości, jako koszmarna powtórka II wojny światowej.


Posadzeni znienacka


Tekst Julii Latyninej jest przykładem retorycznej gry w przypisywanie sobie winy i odpowiedzialności, chętnie podejmowanej przez przedstawicieli liberalnej Rosji w biegu, kłócącej się między sobą. Powróćmy jednak do pytania o to, jak owe 602 osoby znalazły się w putinowskiej niewoli? Odpowiedź dzieli tę grupę nie ze względu na charakter zarzutu (np. religijny). Tutaj staje się istotna intencja samych osadzonych, ale też władzy, która sadza. Dlatego można mówić o tych, którzy zostali osadzeni znienacka, podczas gdy inni siedli z premedytacją. Przy takim podziale kategorie więźniów religijnych lub czysto politycznych się przenikają. Przykładem skrajnym jest Remzi Bekirow, Tatar krymski, dziennikarz, uczestnik Krymskiej Solidarności przez lata zajmujący się pomocą Tatarom represjonowanym przez okupacyjne władze rosyjskie. W 2019 roku na Krymie miały miejsce masowe przeszukania prywatnych domów aktywistów. Aresztowane wtedy osoby oskarżono o rzekome działanie terrorystyczne w zmowie ze zdelegalizowaną w Rosji, ale nie w Ukrainie organizacją Hizb ut-Tahrir. W efekcie doszło do największego politycznego proces kryminalnego na Krymie, zwanego „procesem 25”. Remzi Bekirow otrzymał wyrok 19 lat pozbawienia wolności.

Krymska Solidarność powstała w 2016 roku jako organizacja pomagająca rodzinom muzułmanów oskarżonych o przynależność do partii Hizb ut-Tahrir. Następnie poszerzyła dzielność i zaczęła nieść pomoc rodzinom wszystkich represjonowanych więźniów politycznym na Krymie.
Jak w soczewce przykład ten pokazuje radykalną, ale niestety logiczną strategię represyjną władzy rosyjskiej. Po rozpoczęciu okupacji Krymu Tatarzy krymscy otwarcie kontestowali władzę Kremla, na przykład poprzez ignorowanie wyborów lub w inny sposób okazując nielojalność wobec nowej władzy. Nie trzeba więc było długo czekać na jej reakcję: zostali poddani masowym represjom. Osoby takie jak Bekirow, czyli ideowi aktywiści, dziennikarze wspierający represjonowanych, automatycznie stawały się śmiertelnymi wrogami reżymu okupacyjnego. Neutralizacja społecznych liderów nielojalnych grup na okupowanych ziemiach była więc do przewidzenia. Nie do przewidzenia była jednak skala represji i jej bezpardonowość, widoczna w takich drakońskich wyrokach jak 19 lat więzienia za fikcyjne zarzuty. To było nic innego jak radykalny sygnał dla całego środowiska aktywistów tatarskich i cezura początku totalitarnego bezprawia na Półwyspie Krymskim.

„Proces 25” to reinkarnacja starego i sprawdzonego mechanizmu stalinowskich procesów pokazowych. Wystarczy określić grupę wrogów, która ma zostać zastraszona, a kozioł ofiarny znajdzie się bez problemu. Nietrudno sporządzić roboczą listę takich osób spośród niedawno osądzonych. Znaleźliby się na niej dziennikarze piszący o wojnie (Maria Ponomarenko – 6 lat więzienia za post w Telegramie o bombardowaniu teatru w Mariupolu), byli dziennikarze działający na przecięciu polityki i biznesu (Iwan Safronow – 22 lata za rozmowę z zagranicznym dziennikarzem, a więc za zdradę stanu), osobiści wrogowie Ramzana Kadyrowa i obrońcy praw człowieka (Zarema Musajewa – 5,5 roku za naruszenie nietykalności policjantów), lokalni aktywiści (Igor Barysznikow – 7,5 roku za rozpowszechnianie nieprawdziwej informacji o armii), środowiska twórcze (Żenia Berkowicz i Swietłana Pietrijczuk – proces trwa, grozi im do 7 lat za gloryfikację organizacji terrorystycznej Państwo Islamskie i ideologii radykalnego feminizmu), młodzi poeci (Artem Kamardin – oskarżony w tzw. „procesie poetów” za publiczne czytanie antywojennych wierszy, zgwałcony pałką podczas aresztowania, śledztwo trwa, zarzuca mu się ekstremizm), zagraniczni dziennikarze niezależnych mediów z podwójnym obywatelstwem (Ałsu Kurmaszewa – dziennikarka Radia Wolna Europa z Pragi, posiada obywatelstwo USA i Rosji, za niedokonanie donosu na samą siebie jako agentki zagranicy grozi jej 5 lat więzienia), zagraniczni dziennikarze (Evan Gerszkowicz – amerykański dziennikarz pracujący dla „The Wall Street Journal”, aresztowany za szpiegostwo, za co grozi do 20 lat więzienia). I w podobnym duchu jeszcze 593 wpisy. Sażabelnost, o której mówi Niewzorow, jak zaraza przerzuca się na kolejne grupy społeczne i poraża je nieludzkimi wyrokami, wykorzystując strach jako prewencję oporu.

Większość z wymienionych osób w najgorszych koszmarach nie mogła przewidzieć dla siebie takiego losu, jaki je spotkał. Na ich tle głośny na całym świecie wyrok dwóch lat więzienia dla członkiń Pussy Riot z 2012 roku za chuligaństwo motywowane nienawiścią religijną i amnestia po 21 miesiącach odsiadki wydają się jak z innej rzeczywistości społecznej, politycznej i prawnej. Ewolucja mechanizmu sażabelnosti pokazuje, jak w ciągu dekady system może ulec totalitaryzacji.


Posłuchaj podcastu:



Posadzeni z wyboru


Rozpoczęta przeze mnie lista kozłów ofiarnych poddanych pokazowym kaźniom sądowym nie bez przyczyny pomija Władimira Kara-Murzę, Ilję Jaszyna czy Aleksieja Nawalnego. Bo te trzy osoby to prominentni polityczni przeciwnicy Władimira Putina, którzy świadomie i dobrowolnie zdecydowali się nie opuszczać Rosji (lub jak Nawalny demonstracyjnie do niej wrócić), licząc się z tym, że zostaną zatrzymani i osądzeni na wieloletnie kary więzienia. Kara-Murza i Nawalny byli ponadto truci przez Kreml, więc tym bardziej nie mogli mieć złudzeń co do jego intencji.

Kara-Murzę sadzano stopniowo. Aresztowano go na 15 dni za niestosowanie się do poleceń policji, po czym zarzuty zaczęły eskalować od oskarżenia o dyskredytację armii aż po zdradę stanu. W kwietniu 2023 roku został skazany na 25 lat więzienia. Jego proces pokazuje poziom degeneracji systemu sądownictwa w Rosji, a szerzej – putinizmu jako ustroju totalitarnego. Działa on w oparciu o zasadę wendety, czyli śmiertelnej zemsty jednej grupy społecznej na drugiej. Kara-Murza w 2010 roku zainicjował wpisanie na tzw. „Listę Magnitskiego” Sergieja Podoprigorowa, sędziego z Moskwy. Po 13 latach ten sam sędzia wydał wyrok skazujący Kara-Murzę, który biorąc pod uwagę stan zdrowia skazanego można uznać za faktyczny wyrok dożywocia. Nie chodziło więc tylko o wymierzenie nieludzkiej kary, ale także o tryb „wet za wet”, w jakim się to odbyło: 25 lat odsiadki zamieniło się z prawnej sankcji w mafijny odwet.

Świadome poddanie się represjom putinizmu jest moim zdaniem ostatecznym wyzwaniem, jakie mogli rzucić reżymowi opozycyjni politycy, a więc paradoksalnie największym zagrożeniem dla reżymu. Zamknięcie czołowych oponentów w więzieniu doprowadziło do sytuacji absurdalnej. Okazało się, że Putinowi nie udało się wypchnąć za granicę lub uciszyć wszystkich politycznych przeciwników, a stało się coś wręcz odwrotnego, a mianowicie sfera politycznej głasnosti, wraz z Jaszynem, Nawalnym i Kara-Murzą przesunęła się za mury więzienia. Stamtąd, przy pomocy swoich prawników, politycy prowadzą komunikację z wyborcami w YouTubie, Instagramie i innych sieciach, zza krat piszą listy i manifesty.

Lista Magnitskiego to przyjęta przez amerykański Kongres ustawa zakazująca wydawanie amerykańskich wiz rosyjskim urzędnikom, którzy w 2009 roku przyczynili się do śmierci Siergieja Magnitskiego. Był to prawnik, który ujawnił nadużycia w organach skarbowych Federacji Rosyjskiej, za co został osadzony pod fałszywymi zarzutami w areszcie, gdzie został pobity przez mundurowych, w wyniku czego zmarł.
Ku zdziwieniu aparatu represji mury kolonii karnych nie zagłuszyły głosu opozycyjnych polityków. I w tym miejscu dochodzimy do kwintesencji patologii putinizmu jako ukształtowanego już ustroju totalitarnego. Aleksiej Nawalny jest bez wątpienia wrogiem numer jeden Putina. Triumfalny powrót Nawalnego do Rosji po otruciu skończył się już na lotnisku, gdzie polityk został aresztowany. Od tego momentu koło zamachowe aparatu represji rozkręcało się coraz mocniej: na początku areszt, potem rozprawa związana z odwieszeniem dawnej kary, następnie uznanie za ekstremistę i terrorystę, sprawa karna za oszustwo i obrazę sądu, wyrok 9 lat, a w sierpniu 2023 roku dodatkowy wyrok 19 lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze za stworzenie ekstremistycznej organizacji i nawoływanie do ekstremizmu w Internecie.

Wydawać by się mogło, że jeśli putinizm nie upadnie, Nawalny, podobnie jak Kara-Murza i wielu innych, spędzi resztę życia w więzieniu. Jednak przypadek Nawalnego jest całkowicie odmienny i to on pozwala zdefiniować putinizm jako ustrój totalitarny. Micheal Foucault w swoim dziele Nadzorować i karać pisze, że niezależnie od tego, jak represyjne nie byłoby nowoczesne więzienie, jego głównym celem jest uczynienie ze zbrodniarza na powrót członka społeczeństwa. I to właśnie korektą, totalną edukacją motywuje się dyscyplinarne oddziaływanie systemów karceralnych. Podstawowym narzędziem, dzięki któremu uzyskuje się ten efekt ma być indywidualizacja skazanego, która oznacza między innymi rozumiany dosłownie przymus ciszy, która w teorii ma pozwolić więźniowi na autorefleksję. Przypadek Nawalnego dowodzi degeneracji tych mechanizmów w putinizmie. Kolejne wyroki i zapowiedź następnych fingowanych procesów powodują, że znika horyzont końca kary, a razem z nim – kres procedury korekty. Resocjalizacja jako taka jest niemożliwa, bo przecież nie ona jest celem funkcjonowania system karceralnego, tworzonego przez Putina dla swoich wrogów.

Zaraz po wyroku za ekstremizm we wrześniu 2023 roku Nawalnego przeniesiono na rok do „JPKT”, czyli najbardziej srogiej izolatki, rodzaju więzienia w więzieniu. Następnie aresztowano i oskarżono o udział w organizacji ekstremistycznej trzech adwokatów Aleksieja Nawalnego. Zarzuca im się przekazywanie poza mury kolonii wiadomości od Nawalnego – czyli według wyroku – prowodyra organizacji ekstremistycznej, do której należeli. Ostatnie posiedzenie sądu z udziałem Nawalnego odbyło się bez udziału jego adwokatów, o czym sądzony nie został poinformowany. Obydwie okoliczności pokazują, że przymus ciszy, wpisany normalnie w porządek dnia skazanych, staje się w putinizmie środkiem tortury i kontroli totalnej nad skazanym. Jest to innymi słowy całkowite wyciszenie jakiegokolwiek głosu, który mógłby pochodzić od Nawalnego.

Piszę o tym w kontekście degeneracji putinizmu, bo przecież najprostszym rozwiązaniem dla Putina byłoby po prostu morderstwo Nawalnego, czego z resztą już próbowano, trując go nowiczokiem. Karceralne wyciszanie głosu Nawalnego najlepiej pokazuje przejście od zwykłej satrapii do totalitaryzmu. W tym procesie nie chodzi już bowiem o wyeliminowanie politycznego głosu przeciwnika, banalne pozbycie się oponenta przez morderstwo lub wypchnięcie za granicę. Tutaj chodzi już o perwersyjny eksces władzy totalnej, który widzieliśmy w formie wizualnej w filmie Matrix, gdy usta Neo granego przez Keanu Reevesa na chwilę zrastają się i ten nie może nic wykrzyczeć.

Odebranie Nawalnemu możliwości wydobycia z siebie głosu nie będzie ostateczną represją reżymu. Bo paranoicznej władzy nawet w całkowitej ciszy może zagrażać jeszcze jedno – niekontrolowana myśl. 22 września 2023 roku Nawalny otrzymał dokument sporządzony przez oddział psychologiczny kolonii karnej i poświadczający przeprowadzenie „wywiadu diagnostycznego w celu prognozowania dewiacji”. Stwierdza się w nim, że zachowanie pacjenta jest adekwatne, a stan psychiczny dobry. W dokumencie zwraca uwagę inny zapis. Zaburzenie Nawalnego zaklasyfikowana jest tam jako „rozpowszechnianie ekstremistycznej ideologii”. To oznacza, że w praktyce penitencjarnej Rosja wróciła faktycznie do praktyki stalinowskiej i breżniewowskiej, ze słynnym artykułem 58 kodeksu karnego, który zawierał w sobie pojęcie „wroga ludu”. I tak jak w głębokim komunizmie, teraz także osoba występująca otwarcie przeciwko władzy, zwana innoagentem, jest jednocześnie przestępcą oraz osobą chorą psychicznie, dewiantem. Można założyć, że użycie represyjnych narzędzi psychiatrycznych będzie ostatnim krokiem, na jaki zdecyduje się Putin wobec Nawalnego.
dr Wojciech Siegień - etnolog, psycholog, absolwent Kolegium MISH UW, ekspert ds Europy Wschodniej. Prowadził badania terenowe w Białorusi i Rosji, a od 2017 roku w Donbasie. Specjalizuje się w problematyce militaryzacji społecznej i kulturowej. Wraz z Pauliną Siegień prowadzi podcast Na Granicy.

Więcej artykułów Wojciecha Siegienia

Ostatecznym celem totalitarnej władzy w Rosji nie jest bowiem kontrola nad ciałami oponentów i korekta ich zachowań, czyli tego, co robią i jak mówią. To wszystko Putin osiągnął z łatwością przez przekupstwo, wygnanie, groźbę lub łaskę czy wreszcie izolację. Ultymatywnym celem jest kontrola nad myślami oponentów. W przypadku Nawalnego może to uzyskać, podtrzymując funkcje fizjologiczne ciała, farmakologicznie wyłączając umysł. Właśnie ta groźba wisiała w powietrzu, kiedy w 2020 roku ogłoszono, że najbardziej poczytną książką drugiej dekady XXI wieku w Rosji została powieść Rok 1984 George’a Orwella.

Pierwsza część cyklu Trzy liberalne Rosje.

Druga część cyklu Trzy liberalne Rosje.

Projekt "Wspieramy Białoruskie Przebudzenie" został dofinansowany przez Fundację Solidarności Międzynarodowej w ramach polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP kwotą 142 000 zł.

Publikacja wyraża wyłącznie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.