Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Moscoviada > Samowar / 03.11.2020
Ernest Wyciszkiewicz

Rosjanie nadal śnią o imperium. Pokazały to skutki propagandowego ataku na Polskę

Rosjanie nie porzucają wielkomocarstwowych mrzonek. "Zwykli obywatele" śnią o dawnej potędze. Marzą o odbudowaniu wyidealizowanego imperium. Światło na te zjawiska rzuca eksperyment wykorzystujący historyczno-histeryczną ofensywę Kremla przeciwko Polsce.
Foto tytułowe

Gdy jesienią 1989 roku rozsypywał się blok komunistyczny, rzecznik sowieckiego MSZ w rozmowie z amerykańskim dziennikarzem pozwolił sobie na żart. Stwierdził, że w polityce zagranicznej ZSRR nadszedł czas na doktrynę Sinatry, zgodną z przesłaniem znanego utworu My Way. Kreml jakoby zezwolił byłym satelitom opuścić ideową, gospodarczą i polityczną studnię grawitacyjną i obrać własną trajektorię zmian. Utożsamiana z Breżniewem doktryna ograniczonej suwerenności miała odejść w niebyt. Mało kto przypuszczał, że już dwa lata później Rosja, prawno-międzynarodowy kontynuator ZSRR, będzie musiała zmierzyć się z podobnym dylematem w odniesieniu do emancypujących się z sowieckiej macierzy republik. Akceptacja dla usamodzielnienia się Litwy, Łotwy i Estonii – jedynych republik, które nie były częścią ZSRR w okresie międzywojennym – przyszła z trudem, ale stosunkowo szybko. Jak pokazały jednak między innymi wojna rosyjsko-gruzińska czy agresja na Ukrainę, rosyjskie władze nie wycofały się założeń doktryny Breżniewa w odniesieniu do państw, które w latach dziewięćdziesiątych XX wieku weszły w skład Wspólnoty Niepodległych Państw.

O ile potrafimy w miarę precyzyjnie odtworzyć sposób myślenia rosyjskich elit, to brakuje jasnej odpowiedzi na pytanie o stosunek Rosjan do wizji relacji międzynarodowych z grubsza symbolizowanych przez wspomniane doktryny. Czy na przykład entuzjazm (dziś przygasający) wzbudzany przez hasło "Krym jest nasz" wystarczy do wysnucia tezy o żywotności imperialnej mentalności? Trudno znaleźć kompleksowe badania rosyjskiej opinii publicznej, które próbowałyby zgłębić myślenie "zwykłych" Rosjan o stosunkach międzynarodowych. Zazwyczaj skupiają się one na pytaniach o autoidentyfikację cywilizacyjną (czy Rosja to Europa, Azja, Eurazja…), o najważniejszych partnerów/wrogów/przyjaciół lub państwa warte naśladowania.

Ogólne pytania rodzą ogólnikowe odpowiedzi, mówiące głównie o tym, jak Rosjanie postrzegają sami siebie. Trudno na tej podstawie, na przykład arbitralnego uznania się za część Europy albo Azji, wyciągać wnioski na temat stosunku do prawa międzynarodowego czy użycia siły w polityce zagranicznej. Znacznie więcej o światopoglądzie ankietowanych powiedziałaby ocena konkretnych wydarzeń. Rzeczywistą mentalną przynależność do Europy można określić dopiero przez stosunek do spraw konstytutywnych dla porządku europejskiego, jak choćby poszanowanie norm prawa międzynarodowego. Słowem, zgoda na stwierdzenie "Krym jest nasz" lub sprzeciw wobec niego więcej mówią o przynależności do danej wspólnoty cywilizacyjnej niż bezkosztowa deklaracja "czuję się Europejczykiem".

Histeryczno-historyczna ofensywa Kremla

Chcąc lepiej zrozumieć rosyjskie myślenie o polityce międzynarodowej, pokusiliśmy się w Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia o drobny eksperyment. Do jego przeprowadzenia wykorzystaliśmy rozpętaną przez rosyjskie władze histeryczno-historyczną ofensywę skierowaną przeciwko Polsce. Przypomnijmy, że w trwającej kilkanaście miesięcy akcji najpierw wzięli udział prokremlowscy komentatorzy i dziennikarze, wspierani przez "strażnika" neostalinowskich interpretacji, rezydującego przy ulicy Belwederskiej w Warszawie. Następnie doświadczyliśmy ofensywy rosyjskiego ministra kultury, przewodniczącego Dumy Państwowej, szefa Służby Wywiadu Zagranicznego (jednocześnie szefa Rosyjskiego Towarzystwa Historycznego). Wreszcie prezydent Putin osobiście przypuścił bezpośredni atak w grudniu 2019 roku – obwinił Polskę o współodpowiedzialność za wywołanie II wojny światowej. Narrację rozwinął następnie w historycznym elaboracie zamieszczonym w czerwcu bieżącego roku w zaprzyjaźnionym z Kremlem amerykańskim periodyku "The National Interest". Polsce przypadła rola czarnego charakteru.
Rosyjskie elity ponownie dostarczyły mnóstwa materiału do analizy roli polityki historycznej w polityce zagranicznej i wewnętrznej, stworzyły też jednak świetną okazję do przetestowania wpływu formułowanego przekazu na rosyjską opinię publiczną.

Z polskiej perspektywy oczywiście najbardziej pociągająca była próba zrozumienia, z jakich powodów za wroga obrano Polskę; jak operacja została odebrana przez rosyjskie społeczeństwo, czy udało się zaszczepić nowe/stare interpretacje? W tym celu Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia zamówiło u socjologów z rosyjskiego Centrum Lewady sondaż mający dać pierwsze przybliżenie w tej materii. Na jego podstawie powstał raport Obraz Polski w Rosji przez pryzmat sporów historycznych. Polska znalazła się oczywiście w centrum naszej uwagi, niemniej zawarliśmy w sondażu pytania pozwalające ujrzeć nie tylko stosunek Rosjan do Polski, ale również sposób postrzegania przez nich polityki zagranicznej i stosunków międzynarodowych. Tego rodzaju pytania rzadko stawia się respondentom, bo są zbyt odległe od ich codziennych spraw i nie wzbudzają takiego zainteresowania jak stosunek do ważnego bieżącego wydarzenia albo rozpoznawalnej osoby. Nasz sposób na uzyskanie potrzebnych danych był prosty. Otóż dołączyliśmy do sondażu dwa specjalne pytania otwarte.

1. O stosunek do rozbiorów: Czy uważają Państwo, że decyzja o przyłączeniu ziem współczesnej Litwy, Białorusi, części Ukrainy i Łotwy do Cesarstwa Rosyjskiego była słuszna?

2. O stosunek do 17 września 1939 roku: Czy uważają Państwo za właściwe mówić o agresji w odniesieniu do wkroczenia Armii Czerwonej do Polski we wrześniu 1939 roku?

Miały one skłonić respondentów do pośredniego ujawnienia ich ogólnej recepcji spraw międzynarodowych przez pryzmat stanowiska względem problemów polsko- rosyjskich. Badanie przyniosło kilka ciekawych obserwacji.

Wkroczenie wojsk sowieckich do Polski w 1939 r. (CC)
Przy obu pytaniach, poza prośbą o odpowiedź twierdzącą albo przeczącą, poprosiliśmy o spontaniczne uzasadnienie. Blisko 70 procent uznało decyzję o udziale w rozbiorach Polski za słuszną, 16 procent za niesłuszną, a 15 procent nie potrafiło zająć stanowiska. Wkroczenia wojsk sowieckich do Polski we wrześniu 1939 roku 73 procent ankietowanych nie uważało za agresję, 19 procent udzieliło przeciwnej odpowiedzi, a 8 procent nie potrafiło się zdecydować. Odpowiedzi pokazały wysoki poziom lojalności odczuwanej przez Rosjan względem dawnej polityki państwa.

Kopalnią ciekawych informacji okazały się spontaniczne odpowiedzi Rosjan na pytania otwarte o uzasadnienie wyborów. Respondenci zaprezentowali szereg sposobów racjonalizacji stanowiska i przezwyciężenia dysonansu poznawczego, bo przecież – jak stwierdziło kilku z nich – "Rosja w całej swojej historii nigdy na nikogo nie napadła". Trwałość i bogactwo sposobów uzasadniania ex post zajmowania cudzych ziem pozwala zrozumieć łatwość, z jaką poparto agresję na Ukrainę i aneksję Krymu.


"Ja, Rosjanin"

Wielu respondentów, uzasadniając swoje poparcie dla polityki państwa, odwoływało się do pobudek "patriotycznych". Twierdzili między innymi, że "słuszne jest to, co przynosi Rosji korzyść", "wydaje mi się, że skoro postanowili włączyć [ziemie do Cesarstwa – przyp. E.W.], to znaczy, że tak trzeba było zrobić", "żyję w Rosji i nie mogę inaczej odpowiedzieć", "popieram politykę prowadzoną w tamtych czasach", "należy szanować historię swojego kraju", "o rządzących [należy mówić – przyp. E.W.] albo dobrze, albo wcale". Za kryterium słuszności decyzji część osób przyjęła po prostu jej podjęcie przez państwo. Takie podejście, przypominające poniekąd odruch bezwarunkowy, usuwa konieczność konstruowania jakichkolwiek argumentów. Automatycznie utożsamiający się z polityką państwa obywatele to istny skarb dla władz.

"Rdzennie rosyjskie ziemie"

Liczni respondenci wspierający ex definitione politykę państwa powoływali się na historyczne prawo posiadania – podkreślali rzekomą odwieczną "rosyjskość" zajętych ziem, bliskość/jedność językową, kulturową lub religijną. Znaczny odsetek osób powracał do czasów zamierzchłych, widząc w Rusi Kijowskiej wczesne ucieleśnienie Rosji ("Rosja zaczęła się od Rusi Kijowskiej") i wyprowadzając wniosek, że zajęte w XVIII wieku ziemie zawsze były rosyjskie i po prostu wróciły do macierzy. Często utożsamiano Ruś z Rosją ("skoro były to ziemie należące do Rusi, to znaczy, że były rosyjskie"). Czasami wersja nacjonalistyczna ustępowała panslawistycznej ("zjednoczenie narodów słowiańskich", "wystarczy spojrzeć na mapę słowiańskich ziem, by rozumieć, że mieliśmy pełne prawo").

Argument o rdzennie rosyjskich ziemiach i historycznej sprawiedliwości pojawił się również w odpowiedziach dotyczących września 1939 roku, wzmacniany przekonaniem o niesieniu bratniej pomocy potrzebującym.

"Cóż to była za agresja, skoro prowadziła do ochrony?"

Uzasadnienie zaborczej polityki poprzez odwoływanie się do humanitaryzmu pojawiło się już w odpowiedziach na pytanie o rozbiory ("mieszkańców trzeba było ochronić przed uciskiem", "te narody zwróciły się do nas po pomoc, poprosiły o przyłączenie"), a z całą mocą ujawniło się w ocenach wkroczenia Armii Czerwonej we wrześniu 1939 roku. Wiele osób gorąco sprzeciwiło się określaniu tego aktu mianem agresji: "to nie agresja, lecz ochrona", "chodziło o obronę narodu białoruskiego", "ZSRR nie najechał zbrojnie, ale wkroczył poproszony o pomoc", "wtedy, tak jak dziś na Ukrainie, Rosja chroniła ludność rosyjską". Widać tu iście orwellowską podmianę pojęć – agresja przeobraża się w obronę, za którą dodatkowo należy się wdzięczność. Pojawiły się bowiem również opinie, że "ZSRR bronił Polski".

Motyw obrony występował nie tylko w odniesieniu do miejscowej ludności, ale również w znaczeniu strategicznym ("należało tam zaprowadzić porządek, żeby nie leźli do nas z Zachodu", "sowieckie wojska broniły granic"). Stalin jakoby antycypował nadchodzący konflikt z III Rzeszą, a wkroczenie na terytorium Polski stało się manewrem przygotowującym komunistyczne państwo do obrony ("decyzja była podyktowana następstwami tego, co miało nastąpić później"). Ciekawy wątek "konieczności strategicznej" wiąże się z często wyrażanym przez respondentów przywiązaniem do kategorii "konieczności dziejowej".

"To były działania wymuszone obiektywnymi okolicznościami"

Zawarcie paktu Ribbentrom - Mołotow (CC)
Wiara w społeczno-polityczny determinizm, by nie rzec darwinizm, pojawiła się w licznych odpowiedziach i przybierała różnorodne formy. Refleksjom natury ogólnej ("tak się historycznie złożyło", "uzasadniał to moment geopolityczny", "to był naturalny historyczny proces") towarzyszyły popularne truizmy ("silne państwa podbijają słabsze, nic się zmieniło", "ten, kto był silniejszy, zjadł swój kawałek tortu", "zwycięzca decyduje o losie pokonanego"). Uwagę przykuwa zwłaszcza ujawniające się tu przekonanie o swoistej bezpodmiotowości polityki międzynarodowej, prowadzonej przez siły bezosobowe. To nie polityka Rosji prowadzi więc do zmiany granic, ale "dzieją się procesy prowadzące do zmiany granic i państw" albo "międzynarodowe uwarunkowania zobowiązują do działania". To interesujący mechanizm eliminowania z dyskusji argumentu odpowiedzialności za czyny. W końcu trudno oddać pod trybunał "obiektywny" i bezosobowy bieg dziejów. Społeczny darwinizm i wiara w determinizm od początku rozwoju myśli geopolitycznej stały się dla wielkich mocarstw wygodnym narzędziem dla legitymizowania zaborczej polityki. Ten typ argumentacji zwykle towarzyszy poglądom otwarcie imperialnym.

"Ziemi nigdy za wiele" Odpowiedzi w duchu imperialnym dotyczyły przede wszystkim kwestii terytorialnych. Za podsumowanie niech posłużą następujące przekonania: "każde przyłączenie ziem jest słuszne", "jeśli istnieją przesłanki dla rozszerzenia terytorium, należy to zrobić", "każde państwo osiąga wielkość dzięki zagarnianiu ziem". Zdaniem części rosyjskich respondentów imperiom przysługują szczególne prawa, które stawiają ich interesy ponad interesami innych podmiotów, zgodnie z powtórzoną kilkukrotnie dewizą "im więcej Rosji, tym lepiej". Motyw imperialny pojawia się zdecydowanie częściej w odpowiedziach na pytanie o rozbiory. Pytani o wrzesień 1939 roku, Rosjanie skłaniają się przeważnie do poglądu o "pomocy humanitarnej". Może upływ czasu oraz nasiąknięcie sowieckimi kliszami sprawiają, że Rosjanom łatwiej było przypisać imperialne instynkty cesarstwu aniżeli Związkowi Sowieckiemu, mimo licznych podobieństw w kwestii zamiłowania do ekspansji.

"W tym czasie to było słuszne"

W licznych odpowiedziach odwołujących się czy to do motywów imperialnych, czy to do konieczności dziejowej, czy nawet krytycznych wobec własnego państwa, wybrzmiewało przekonanie o "mądrości etapu". Relatywizm ubrany był w różne formy ("dzikie to były czasy, każdy coś komuś zabierał", "obowiązywały inne etyka i moralność, każdy przyłączał, co mógł", "ot, takie było życie – wygrywał silniejszy"). Prawda staje się więc rzeczą zmienną, podporządkowaną bieżącym okolicznościom, a historii (i wykonawców jej woli) nie należy oceniać przez pryzmat współczesnych norm.

Co ciekawe, w tym relatywizmie, który w istocie służy przede wszystkim ucieczce od konfrontacji z oceną polityki własnego państwa, tkwi ziarno nadziei. Skoro wiele osób, nawet bezkrytycznie akceptujących zajmowanie terytoriów sąsiadów, dodawało mimochodem, że to było uzasadnione "w ówczesnych warunkach" albo "zgodne z duchem epoki", może uważają, że dziś takie czyny zasługują na odmienną ocenę. To jednak tylko spekulacja, wymagająca dodatkowych badań.

Wnioski

Pobrzmiewające w odpowiedziach echa darwinizmu społecznego i determinizmu, nacjonalizmu, historycznej sprawiedliwości i humanitaryzmu znajdują odzwierciedlenie w narracjach oferowanych przez Kreml, zwłaszcza po aneksji Krymu. Władze rosyjskie przekonują, że ekspansywna polityka zagraniczna z natury przysługuje mocarstwom. Badania pokazują, że większość Rosjan podziela tę opinię. Postrzegają stosunki międzynarodowe jako zero-jedynkową grę między wielkimi państwami; inne podmioty muszą w niej być sprowadzone do roli statystów. W świecie Hobbesa siła prawa nie ma znaczenia w zderzeniu z prawem siły. Takie przekonanie ułatwiało akceptację i obronę imperialnej polityki państwa rosyjskiego w przeszłości i to samo dzieje się dzisiaj. Poglądów ilustrowanych wypowiedziami w rodzaju: "narody powinny mieć prawo do samookreślenia" lub "zajmowanie terytorium innego państwa jest niewłaściwe", niestety było w badaniu zdecydowanie mniej.

W niniejszym tekście jedynie podjąłem próbę wstępnego przybliżenia tematyki nastawienia Rosjan do spraw międzynarodowych. Istnieje potrzeba pogłębionego zbadania sposobu postrzegania przez nich spraw międzynarodowych. Już dzisiaj widać jednak, że nawet całkowite odejście elit mentalnie tkwiących wciąż na szkoleniu w KGB/FSB nie musi oznaczać spadku popularności wielkomocarstwowych mrzonek w społeczeństwie rosyjskim. Elity hipotetycznej demokratycznej Rosji staną przed problemem uwzględniania w swoich kalkulacjach tych imperialnych postaw. Aneksja Krymu z pewnością nie pomoże w internalizacji norm dawno przyswojonych przez zachodnie społeczeństwa.

Proces deimperializacji nigdzie nie był łatwy, ale większość społeczeństw zdołała wytworzyć przeciwciała na postimperialnego wirusa. W Rosji państwo szybko wycofało się z autoterapii traumy po rozpadzie imperium. Co więcej, z postimperialnego resentymentu uczyniło powód do dumy. Odwoływanie się do snów o potędze okazało się atrakcyjne politycznie.
Dr Ernest Wyciszkiewicz jest dyrektorem Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, redaktorem naczelnym czasopisma "Nowaja Polsza".
Zwykle zwraca się uwagę na skuteczność i intensywność propagandy jako czynnika sprawczego. Omówione tu pokrótce wypowiedzi pokazują jednak, że występuje raczej zjawisko sprzężenia zwrotnego. Władze rosyjskie dobrze odczytały zapotrzebowanie społeczne na odbudowę imperium, a ich argumentacja padła na podatny grunt.